– Energia elektryczna i cieplna są czymś powszechnym, niezbędnym do życia, zwłaszcza godnego. Na skutek wielu sytuacji możemy je utracić: awarie, klęski żywiołowe czy wojna mogą wywołać tzw. blackout. Czy Polska jest na to gotowa? Czy posiada odpowiednie podstawy prawne, przygotowane rozwiązania i zasoby? – zastanawia się Marcin Karwowski, redaktor BiznesAlert.pl
Blackout jawi nam się jako tło powieści science-fiction czy filmu katastroficznego, ale mówimy tu o realnym zagrożeniu zwłaszcza na skalę lokalną. Powódź w Zgorzelcu i Bogatyni z 2010 roku, analogiczna katastrofa w Kłodzku. Do przerwy dostaw prądu może dojść też na skutek wichur czy zimy. Co prawda ostatnie lata są dość ciepłe ale to nie znaczy, że zawsze tak będzie. Sytuacja na Ukrainie pokazuje, że scenariusz wojny w Europie ciągle jest możliwy, a przeciwnik może uderzyć w infrastrukturę. Godzina czy dwie przerwy w dostawie prądu to drobna niedogodność, nie rozmrozi się nawet lodówka. Dzień to już jest problem. Prąd to nie tylko udogodnienie, zasila nasze narzędzia pracy jak telefony czy laptopy, zapewnia łączność z światem czy umożliwia przygotowanie jedzenia. Bez prądu nie będą mogły prawidłowo działać chociażby szpitale, które w teorii powinny być wyposażone w generatory. Sprawne i z zapasem paliwa, w teorii. W przypadku kryzysu jakim jest brak energii wkracza cały system zarządzania kryzysowego, który w Polsce nie trzyma się najlepiej.
Zarządzanie kryzysowe prawem stoi
Jak wszystkie zorganizowane działania zwalczanie sytuacji kryzysowej ma swoją podstawę prawną, w tym przypadku jest to ustawa z dnia 26 kwietnia 2007 roku o zarządzaniu kryzysowym. Ustawa ta z biegiem lat była oczywiście aktualizowana. Czytamy w niej, że:
„Zarządzanie kryzysowe to działalność organów administracji publicznej będąca elementem kierowania bezpieczeństwem narodowym, która polega na zapobieganiu sytuacjom kryzysowym, przygotowaniu do przejmowania nad nimi kontroli w drodze zaplanowanych działań, reagowaniu w przypadku wystąpienia sytuacji kryzysowych, usuwaniu ich skutków oraz odtwarzaniu zasobów i infrastruktury krytycznej.”
Proces usuwania sytuacji kryzysowej, z których część zakłada braki w dostawie prądu, leży po stronie administracji publicznej. Wojsko, w tym Wojsko Obrony Terytorialnej, ma wspierać cywili ale likwidacja sytuacji kryzysowej (nie należy jej mylić z stanem nadzwyczajnym) nie jest w ich gestii. Aby zrozumieć kontekst, warto spojrzeć na definicję sytuacji kryzysowej, którą znajdziemy w artykule trzecim. Mówi ona o wydarzeniu wpływającym niekorzystnie na bezpieczeństwo ludzi, mienia w znacznych rozmiarach czy środowiska. Jednocześnie w sposób znaczący ogranicza działanie administracji publicznej z powodu nieadekwatnego posiadania sił oraz środków.
Oznacza to, że sytuacją kryzysową nie jest przerwa dostaw prądu, którą można naprawić zwykłymi zasobami w krótkim czasie, ale powódź, która odcina całe miasto na wiele dni już tak. Oczywiście, zwalczanie skutków powodzi polega nie tylko na przywróceniu dostaw energii, problem jest wielowątkowy. Należy zadbać o zdrowie i życie mieszkańców, teren osuszyć, drogi udrożnić oraz ochronić otoczenie przez przestępstwami jak na przykład grabieże.
Jak państwo ma się wtedy zachować? Określa to Krajowy Plan Zarządzania Kryzysowego oraz jego odpowiedniki tworzone na szczeblach wojewódzkich, powiatowych i gminnych. Identyfikują najbardziej prawdopodobne zagrożenia i przedstawiają procedury, które należy wdrożyć. Plany te muszą być stale aktualizowane i nie mogą mieć więcej niż dwa lata. Głównym organem odpowiadającym za zarządzanie kryzysowe jest Rządowe Centrum Bezpieczeństwa a na niższych szczeblach administracyjnych podległe mu organy administracji. Organem opinodawczo-doradczym dla rządu jest Rządowy Zespół Zarządzania Kryzysowego składający się z premiera i określonych w ustawie ministrów.
Komórki organizacyjne zajmujące się zarządzeniem kryzysowym nie są pozostawione same sobie, mogą wnioskować o wykorzystanie sił i środków Sił Zbrojnych, Policji, Straży Granicznej czy Państwowej Straży Pożarnej. W określonych przypadkach, jak na przykład terroryzm, współdziałają z szefem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Wszystko pod tym względem wygląda dobrze, prawda? Są podstawy prawne, odpowiednie struktury… Brakuje jednak środków.
Biedne zarządzanie kryzysowe
Ustawa o zarządzaniu kryzysowym w artykule 26 określa, że, samorządy terytorialne powinny zabezpieczyć pół procent swojego budżetu na realizację z zakresu zarządzania kryzysowego. Dodatkowo kwota ta jest pomniejszona o wydatki inwestycyjne, na wynagrodzenia, pochodne oraz obsługę długu. W pozostałym funduszu ma zawrzeć się przygotowanie na wypadek sytuacji kryzysowej, która w swojej definicji, zagraża bezpieczeństwu i funkcjonowaniu państwa. A jest to gotowość na cały szereg scenariuszy wymagających różnej reakcji. Powodzie, wichury, braki w dostawie prądu, zdarzenia o charakterze terrorystycznym, wycieki chemiczne (np. na skutek wykolejenia się transportu) itp.
Budżet jest zbyt mały, stąd komórki odpowiedzialne za zarządzanie kryzysowe zamiast gromadzić środki gotowe do użycia często gromadzą procedury ich użycia. W przypadku zaistnienia zagrożenia mogą wtedy je pozyskać, jest to w pewien sposób skuteczna metoda, ale w przypadku tych najbardziej nagłych zagrożeń znacznie mniej efektywna. Poszczególne szczeble administracyjne mogą uzyskać też dotacje z budżetu państwa, ale ponownie, wydłuża to czas reakcji a mowa o sytuacji zagrażającej zdrowiu i życiu ludzi, czyli wartościom najważniejszym.
Jeżeli kogoś to nie przekonuje to wystarczy zadać sobie pytania. Czy wiemy gdzie są najbliższe schrony? Spora część z nich jest w opłakanym stanie, o czym media branżowe wielokrotnie grzmiały. Czy znamy sygnały alarmowe? Utrzymanie struktur obrony cywilnej i właściwa reakcja na sytuacje kryzysową jest po stronie państwa, ale wiedza o tym gdzie się udać, na czyje polecenia czekać i jak są one komunikowane to kwestia świadomości społeczeństwa. O to też warto zadbać we własnym zakresie.
Jak radzić sobie z blackoutem?
Jak brak prądu jest groźny i jak trudne jest radzenie sobie z pełnoprawnym blackoutem możemy przekonać się patrząc na Ukrainę. Rosja zimą 2022 roku z premedytacją doprowadziła do przerw dostaw energii elektrycznej i ciepła z pomocą serii ataków rakietowych. Ośrodek Studiów Wschodnich cytował prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełeńskiego mówiącego, że na początku listopada ubiegłego roku, odłączonych od zasilania było prawie 4,5 miliona odbiorców energii. Konieczne było korzystanie z przenośny źródeł energii, których państwo nie miało odpowiednich zasobów, stąd sięgnięto po pomoc międzynarodową. Jedną z takich akcji pomocowych był generator nadziei (generators of hope) przeprowadzony przez Eurocities. Trzeba jednak pamiętać, że przenośne źródła energii nie są przystosowane do tego by działać ciągle, wymagają też dostarczenia paliwa i nie mogą być wykorzystywane w każdych warunkach (kluczowa jest między innymi właściwa wentylacja w pomieszczeniu). Jak pisał portal emerging-europe Ukraina nie miała własnej produkcji generatorów, najwięcej importowano z Polski, Francji, Niemiec i Chin. Jednocześnie zdarzały się wypadki z użyciem generatorów, pożary i wybuchy.
Doszło również do długich przerw w dostawie ciepła. Ukraina zwróciła się o pomoc, a w gospodarstwach domowych przenośne grzejniki stały się towarem najbardziej pożądanym. System łączności zapewnił Starlink, gdyby nie on jeszcze więcej osób, jak również instytucji, byłoby odciętych od komunikacji.
Wiemy jak groźne są przerwy dostaw energii. Warto, aby Polska była na nie gotowa a powiedzenie „mądry Polak po szkodzie” straciło na aktualności.
Szurowska: Ciemno wszędzie, zimno wszędzie. Czy tak w Kirgistanie będzie?