Żerański: Unijny ból głowy po wyborach 

13 czerwca 2024, 07:25 Bezpieczeństwo

Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, po z jednej strony (liberałowie) ponurych komentarzach o końcu Unii Europejskiej oraz (prawica i skrajna prawica) tryumfalizmie, że o to nadeszła zmiana, wybory do Parlamentu Europejskiego w 2024 roku nie są, jeszcze, przełomowe. Niemniej jednak mainstream polityki europejskiej dostał w nich bardzo poważne ostrzeżenie od wyborców we wszystkich krajach, a na horyzoncie czekają ogromne wyzwania polityczne – pisze Jan Żerański, współpracownik BiznesAlert.pl.

  • Nie zanosi się raczej aby w dłuższej perspektywie samochody przestały płonąć, a ludzie – wychodzić na ulice – ocenia Jan Żerański w BiznesAlert.pl.
  • Polsko-szwedzki silnik wspierający Unię razem z innymi krajami regionu? Dlaczego nie? Unia Europejska to nie tylko Francja, Niemcy, Hiszpania, czy Włochy (gdzie zresztą tryumfowała Meloni) – zastanawia się autor.
  • Może się okazać, że działający do tej pory jako tako tandem francusko-niemiecki zespół dostanie zadyszki, a jak pisał Metternich, kiedy Paryż kicha Europa dostaje kataru – wskazuje.

Francuski gambit

O tym jak bardzo sytuacja jest poważna doskonale rozumie prezydent Francji. Emannuel Macron w swoim pierwszym ruchu po wyborach, w których Front Narodowy Marine Le Pen uzyskał rewelacyjne wyniki i w zasadzie przebił się chyba już na stałe (a jest jeszcze Zenmour!) do mainstramowego francuskiego krajobrazu politycznego, zdecydował się na gambit. 

Poświęcenie obecnego składu parlamentarnego i rozpisanie przyspieszonych wyborów może być jednak jedynym wyjściem w sytuacji, gdy Francja zmaga się z kolejnymi problemami. Demografia, imigracja, koszty życia, problemy z czystością miast (!) czy bezpieczeństwem na ulicach –  to tylko niektóre, jak sądzę, przyczyny niezadowolenia Francuzów. Wygląda na to, że niezadowoleni wyborcy znad Sekwany przestają powoli wierzyć w obietnice o francuskim śnie, a marzenia o wielokulturowej, stabilnej krainie dobrobytu umierają z  każdym kolejnym spalonym samochodem. 

Tym bardziej, że na horyzoncie pojawiają się już wewnętrzne problemy związane z utrzymaniem kraju w całości. Paryż nie ma jeszcze tak silnych problemów z autonomią regionów, jak Hiszpania z Katalonią, czy jak Wielka Brytania z niepodległościowymi ambicjami Szkotów, ale nawet tutaj są problemy. 

Poparcie dla niepodległości Korsyki w ciągu kilku lat od 2017 do 2022 z 10 do 35 procent. W przypadku autonomii jest to już ponad połowa mieszkańców Korsyki. 53% Korsykańczyków pragnie w jakiejś formie niezależności od władz centralnych. To tylko kilka z problemów francuskich. 

Nie zanosi się raczej aby w dłuższej perspektywie samochody przestały płonąć, a ludzie – wychodzić na ulice. Francja – oraz inne kraje europejskie (Niemcy mające problem z odradzaniem się neonazizmu, Hiszpania z jej separatystycznymi ruchami, Holandia, która stała się narkotykowym Eldorado) – a także sama Bruksela i jej administracja, zarówno Komisja Europejska, jak Parlament Europejski, muszą przynajmniej spróbować zrozumieć przyczyny buntu wyborczego, a nie tylko głośno krzyczeć o zbliżającym się faszyzmie. Dotyczy to także mainstreamowych mediów i innych uczestników życia publicznego. Brak zrozumienia przyczyny oznacza brak możliwości przeciwdziałania, a sprowadzanie źródła kłopotów tylko do mianownika „Putin” jest jedynie intelektualnym plasterkiem na sumienie. 

Nadzieja w Warszawie?

Popatrzmy nie tylko na wyniki wyborcze, ale także nastroje na temat samej Unii. Z badań Pew Research Center za 2024 wynika, że oceny Unii Europejskiej pogorszyły się we wszystkich badanych krajach członkowskich. 

Znamienne – co widać też po wyborach –że największymi Euroentuzjastami są…Polacy. Jeśli największe kraje Unii Europejskiej pokazały, że ich mieszkańcy są niezadowoleni – dla Francji poparcie do Unii Europejskiej wyraziło zaledwie 52 procent obywateli (niezadowolonych jest ponad 40% Francuzów!), dla Niemiec 63% to w przypadku Polski mamy rekordowe 76 procent. W swoim entuzjazmie wobec Unii przewyższamy nawet Szwedów (73 procent). 

Bruksela musi, w nadchodzącym rozdaniu politycznym (teki w Komisji, stanowiska, także wpływy polityczne oraz uwzględnienia perspektyw) o tym pamiętać, jeśli nie chce by i u nas zaczął rosnąć  nastrój antyunijny. Być może czas na większą rolę naszego kraju w procesie decyzyjnym, a tandem niemiecko-francuski przestał pełnić rolę jedynego silnika. Możliwych konfiguracji jest wiele, na przykład ta oparta o region Morza Bałtyckiego. Polsko-szwedzki silnik wspierający Unię razem z innymi krajami regionu? Dlaczego nie? Unia Europejska to nie tylko Francja, Niemcy, Hiszpania, czy Włochy (gdzie zresztą tryumfowała Meloni). 

Oczywiście, można obwiniać – nawet trzeba – Władimira Putina o wspieranie skrajnej prawicy oraz skrajnej lewicy (Melenchon), jak również nastrojów antyimigranckich czy ogólnie antyunijnych. Trzeba też przeciw temu działać. Może się jednak okazać, po zbadaniu przyczyn wzrostu nastrojów antyestablishmentowych, że sam establishment jest sobie winien.  

W sytuacji, gdyby okazało się, że powodem gniewu ludu są problemy strukturalne (ceny energii np., których nie da się wyłącznie uzasadniać wojną na Ukrainie, a nawet jeśli to robienie z Ukrainy kozła ofiarnego obróci się w dłuższej perspektywie przeciwko takiemu podejściu) albo bezpieczeństwo należy przeciwdziałać. 

Pozostaje pytanie: jak? Nie znikną przecież ani wyzwania klimatyczne (w perspektywie dekad może okazać się, że Globalne Południe po prostu nie będzie miało wyboru – albo ruszy do Europy, albo umrze z powodu temperatur), ani demograficzne. Odpowiedzią nie może być wyłącznie jednak zmuszanie państw wbrew woli społeczeństw do określonych polityk publicznych. 

Pomysły, które się pojawiają – zmniejszenie liczby komisarzy unijnych (wg jakich kryteriów?) czy prawa weta również będą powodować wzrost niechęci do struktur centralnych Unii Europejskiej w Brukseli i Strasbourgu. Polexit jest na razie wykluczony. Jak będzie za dwie, trzy kadencje parlamentu? 

Ignorowanie potrzeb krajów „nowej” Unii Europejskiej, w sytuacji gdy to one napędzają euroentuzjazm, jak również niezadowolonego młodego pokolenia (to ono najczęściej głosuje skrajnie) prowadzić będzie do dalszych problemów strukturalnych. Być może rozwiązaniem jest, przynajmniej na razie, po prostu zwolnić z kolejnymi rewolucjami (ekologiczna, energetyczną, kulturową), aby ludzie złapali oddech. A jeśli polityki publiczne proponowane przez Unię naprawdę są niezbędne – lepiej je komunikować społeczeństwom. 

Macron, wzorem prezydenta Chiraca może przegrać wybory i oddać stery ekipie Marine Le Pen. Dołączając do tego potężne problemy w Niemczech – 16% dla prorosyjskiej i wspieranej przez Kreml Alternatywy dla Niemiec – czy obecność jawnie prorosyjskich sił w Parlamencie Europejskim może się okazać, że działający do tej pory jako tako tandem francusko-niemiecki zespół dostanie zadyszki, a jak pisał Metternich, kiedy Paryż kicha Europa dostaje kataru. 

Ból głowy po katarze

Mainstream polityczny na razie się obronił, a stery pozostaną w rękach dotychczasowych partyjnych decydentów, natomiast przyszłość wyglądać może w ten sposób, że do już obecnych problemów  dojdą niemal na pewno kwestie takie jak spójność państw. Pogłębiająca się niechęć wyborców do dotychczasowej struktury politycznej może pchać ich, w regionach o silnych autonomicznych tendencjach, do kolejnych referendów przeciwko władzy tak centralnej w Brukseli, jak krajowych.

Czy Bruksela ma w ogóle jakieś plany, jak reagować na sytuację, w której pod wpływem wewnętrznych czynników np. rząd hiszpański uzna niepodległość Katalonii? A może kiedy Korsyka uzna, że Napoleon Bonaparte powinien znaleźć się w hymnie narodowym? Nie są to scenariusze, tak samo jak niestabilność Belgii, gdzie co rusz mamy wewnętrzne tarcia między Flamandami a Walonami, nierealne. Czy przyjąć Szkocję do Unii Europejskiej? A może Walię, gdzie także są ruchy autonomiczne. 

Jeśli Bruksela nie zastanowi się nad komunikacją swoich planów, jak również samymi planami, tylko będzie próbowała wyłącznie forsować niepopularne polityki publiczne – choćby były i potrzebne – narazi się jedynie na to, że zdenerwowani ludzie przestaną się bać popierać skrajne partie. A potem pójdą głosować. 

Jakóbik: Marsz prawicy w Europie pozwoli Polsce targować się o Europejski Zielony Ład