Rapacka: 2018 rok pod znakiem kontrataku OZE

31 grudnia 2018, 07:30 Energetyka

Koniec roku to czas, który skłania do przemyśleń i podsumowań. Powoli odchodzący do przeszłości 2018 rok był czasem burzliwych wydarzeń w energetyce. Mimo, że ostatnio dyskusja o sektorze koncentruje się na tym, o ile wzrosną nasze rachunki za energię od przyszłego roku, to nie można zapominać o tym, co wydarzyło się w sektorze odnawialnych źródeł energii oraz polityki klimatycznej – pisze Patrycja Rapacka, redaktor BiznesAlert.pl.

Morskie farmy wiatrowe. Fot. Wikimedia Commons
Morskie farmy wiatrowe. Fot. Wikimedia Commons

OZE vs węgiel

Rozwój OZE idzie w Polsce nieco pod górę. Głównie dlatego, że w opinii rządzących to węgiel ma pozostać głównym paliwem dla Polski, który przez dekady, a nawet 200 lat będzie napędzać naszą energetykę. Uzależnienie od „czarnego złota” jest coraz bardziej kosztowne. Polskie spółki energetyczne są w coraz większym stopniu narażone na skutki rosnących cen uprawnień do emisji CO2 i cen węgla. Konsumenci bezpośrednio jak i pośrednio będą partycypować w kosztach utrzymywania energetyki węglowej nad Wisłą. Dla przypomnienia około 80 procent produkowanej w Polsce energii pochodzi właśnie ze spalania tego surowca, podczas gdy według danych Głównego Urzędu Statystycznego w 2017 roku udział energii z OZE w bilansie zużycia energii finalnej brutto wniósł 11,3 proc.

Miażdżący raport NIK

O kondycji sektora OZE w Polsce świadczy opublikowany w listopadzie raport Najwyższej Izby Kontroli, w którym jasno wskazano, że zielona energia ,,dostała zadyszki”. Według danych za 2016 rok tylko 11 % pochodziło z OZE i był to wskaźnik najniższy od 2013 roku. Zdaniem NIK-u oznacza to, że wyznaczony dla Polski cel 15 procent udziału OZE w 2020 roku jest zagrożony, co może zmusić nasz kraj do statystycznego transferu energii z OZE z państw członkowskich, które mają nadwyżkę tej energii. Koszty takiego transferu mogą wynieść nawet 8 mld złotych.

Ustawa o OZE

Złudzenia przestało mieć również Ministerstwo Energii. Jeszcze w czerwcu wiceszef resortu Grzegorz Tobiszewski publicznie przyznał, że cel 15 procent udziału OZE w końcowym zużyciu energii do 2020 roku może nie zostać zrealizowany. Choć jeszcze dwa miesiące wcześniej zapewniał, że Polska chce wywiązać się ze swoich zobowiązań. Słowa Tobiszowskiego padły w momencie, gdy Sejm przyjmował nowelizację ustawy o odnawialnych źródłach energii. W założeniu ustawodawcy miała się ona przyczynić do rozwoju inwestycji w zieloną energetykę nad Wisłą, w tym tę pochodząca z wiatru m.in. poprzez uporządkowanie systemu aukcyjnego oraz doprecyzowanie niejasności, wynikających z zasad naliczania podatków od instalacji wiatrowych. Ostatecznie w lipcu ustawa została podpisana przez prezydenta Andrzeja Dudę.

Drożejące certyfikaty

Dalszym, istotnym problemem w rozwoju OZE pozostaje słynna ustawa odległościowa, która wprowadziła krytykowany parametr 10H (wiatraki na lądzie nie mogą powstać w mniejszej odległości od zabudowy mieszkaniowej niż dziesięciokrotność wysokości jego masztu – przyp. red.). To w zasadzie blokuje dalszy rozwój instalacji wiatrowych na lądzie, ponieważ znacząco zawęża obszar, gdzie mogłyby one powstawać. Wprowadzone wówczas zmiany m.in. tzw. Lex Energa (potoczne określenie nowelizacji ustawy o OZE z 2017 roku – przyp. red.) wpłynęły również na ceny zielonych certyfikatów, które obecnie stanowią element wspierania rozwoju energetyki odnawialnej. Od początku 2018 roku widać jednak trend wzrostu wartości co jest efektem m.in. rosnących cen energii na rynku hurtowym. Obecnie ceny zielonych certyfikatów utrzymują się na poziomie powyżej 130 złotych/MWh. Dla porównania pod koniec 2017 roku wynosiły ok. 50 złotych. Aby zwiększyć popyt na zieloną energię w rozporządzeniu z połowy tego roku, minister energii podniósł tzw. obowiązek OZE, czyli udziału zielonej energii w dostarczanym odbiorcom prądzie. W 2019 i 2020 roku ma on wynosić odpowiednio 18,5 oraz 19,5 procent. Obecnie jest to 17,5 procent.

OZE coraz tańsze

Rosnące ambicje polityki klimatyczno-energetycznej Unii Europejskiej i silna presja w związku z odejściem od węgla powinny determinować rozwój OZE. Ze względu na spadające koszty zielonych technologii stają się one bardziej konkurencyjne względem energetyki konwencjonalnej. Spójrzmy również na rezultaty przeprowadzonej w listopadzie aukcji, gdzie ceny energii z instalacji OZE niemal zrównały się z cenami energii pochodzącej z energetyki konwencjonalnej. Średnia cena energii z instalacji wiatrowych i fotowoltaicznych w jej trakcie osiągnęła wtedy poziom 196,17 zł/MWh. Warto jednak zaznaczyć, że dotychczasowy system aukcji nie przełożył się jednak na istotne inwestycje w zieloną energetykę. Niepewność i ograniczenia regulacyjne wpływają na decyzję inwestorów, podczas gdy obserwowane trendy oraz ekonomia powinny dawać powód do rozwoju OZE.

Zielony zwrot polskiego rządu

W polskiej polityce energetycznej można było zauważyć niespodziewany „zielony” zwrot ku alternatywnym dla węgla niskoemisyjnym źródłom energii. Podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy minister energii Krzysztof Tchórzewski podkreślił, że Elektrownia Ostrołęka będzie ostatnim dużym projektem „węglowym” w naszym kraju. „Czarne” złoto będzie dalej istotnym elementem energetycznego krajobrazu Polski, jednak nasi decydenci nie będą już ignorować megatrendów w energetyce, a stawiać bardziej na rozwój także alternatywnych źródeł dla węgla jak atom czy OZE, które może być szansą dla Polska np., w przypadku rozwoju branży offshore. – Rząd popiera rozwój morskiej energetyki wiatrowej ze względu na fakt, że branża ta będzie jednym z kół zamachowych odbudowy polskiej gospodarki morskiej w oparciu solidne, uczciwe podstawy i umocnienia jej pozycji na wiele lat – napisał w liście skierowanym do uczestników odbywającego się w Warszawie Bałtyckiego Forum Przemysłu i Energetyki Morskiej Grzegorz Witkowski, wiceminister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej.

PEP 2040

Wiele emocji i dyskusji w 2018 roku wywołał opublikowany pod koniec listopada projekt Strategii Energetycznej Polski (PEP) do 2040 roku. Zgodnie z nim do 2030 roku 21 procent finalnego zużycia energii w naszym kraju ma pochodzić z „zielonych” źródeł. W tym samym czasie 60 procent będzie pochodziło z węgla. Niezrozumiałym dla komentatorów było zahamowanie rozwoju lądowych farm wiatrowych. W priorytetach projektu strategii energetycznej wskazano udział OZE, ale tylko w postaci morskich farm wiatrowych i fotowoltaiki. Lądowe farmy wiatrowe mają z czasem zniknąć z polskiego krajobrazu oraz energetyki. Później Ministerstwo Energii musiało tłumaczyć się z tych zapisów. Wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski zapewnił, że Polska nie chce ,,amputować wiatraków na lądzie”. Chodzi jednak o zbudowanie równowagi między offshorem i onshorem. Jednak zawarte w projekcie strategii zapisy przeczą słowom wiceszefa resortu. Projekt miksu energetycznego dziwi tym bardziej, że praktycznie wykreślone zostało z niego jedno z najtańszych źródeł produkcji energii. Cały czas trwają konsultacje PEP (rozwiń). Mają one potrwać do 15 stycznia. Być może dojdzie do pewnej korekty w tym zakresie.

COP24

Polska miała już jedną szansę do zaprezentowania bardziej zielonego oblicza w sektorze energetyki. Był nią zakończony niedawno szczyt klimatyczny w Katowicach, którego efektem jest przyjęcie rozwiązań służących wdrożeniu porozumienia paryskiego i tym samym utrzymania w ryzach globalnego ocieplenia. Polska nie mówiła jednak wspólnym głosem. Z jednej strony deklarowano odchodzenie od węgla i rozwój OZE, ale z drugiej strony padały argumenty o odejściu od węgla i świetlanej przyszłości tego paliwa. Perspektywy są tak samo czarne jak kolor tego surowca, zwłaszcza przy obserwowanym dość silnym trendzie dekarbonizacji i wycofywaniu się instytucji finansowych z partycypowania w kosztach inwestycji węglowych. Do 2050 roku Unia Europejska ma ambicje, aby stać się pierwszą na świecie gospodarką, która będzie neutralna dla środowiska. Trudno jednak osiągnąć ten cel opierając energetykę na węglu. Do tego czasu co najmniej 50 procent energii produkowanej w naszym kraju energii nadal będzie pochodzić z węgla.