Prezes Hermes Energy Group (HEG) Piotr Kasprzak opowiada o jego obawach odnośnie projektu Baltic Pipe, krytykuje ustawę o zapasach i proponuje rozwiązanie sporu z PGNiG, które udowodni krytykom, że polski rynek gazu nie jest blokowany.
BiznesAlert.pl: Czy HEG jest przeciwko Baltic Pipe?
Piotr Kasprzak: W pierwszej kolejności chciałbym jeszcze raz powtórzyć: im więcej źródeł i kierunków dostaw gazu, tym lepiej do Polski. Depesza HEG opisująca sporne kwestie pomiędzy Polską i Danią dotyczące wód terytorialnych, była wyrazem zaniepokojenia, a nie, jak twierdzą niektórzy, próbą atakowania projektu i Rządu. Nigdy nie byliśmy stroną sporu politycznego i mamy nadzieję, że problem ten zostanie zażegnany.
Jako wolny gracz na rynku gazu wspieramy wszelkie działania mające na celu dywersyfikację źródeł pozyskania gazu, w tym również projekt Baltic Pipe. Gazprom ma ogromny wpływ na rynek w Europie, dlatego każde działania mające na celu przełamanie dominacji oceniamy pozytywnie. Przy dobrych regulacjach prawnych i dalszym uwolnieniu rynku, nowy gazociąg poprawi bezpieczeństwo energetyczne Polski, ustabilizuje sytuację na rynku, a gospodarstwa domowe i przedsiębiorstwa będą miały dostęp do tańszego surowca. Kiedy norweski gaz popłynie już przez Danię do Polski, niewykluczone, że też będziemy z niego korzystać. Jednak najważniejszym dla nas warunkiem jest stabilizacja rynkowa gwarantowana odpowiednimi regulacjami oraz korzystny rachunek ekonomiczny.
Z drugiej strony należy pamiętać, że ewentualne opóźnienia w terminie oddania gazociągu do użytku przyniosą konkretne konsekwencje. Mając na uwadze bezpieczeństwo energetyczne, należy zadać sobie pytanie: co jeśli w przyszłym roku okaże się, że projekt Baltic Pipe nie będzie mógł zostać zrealizowany w planowanym terminie? Na jednej z konferencji w 2017 roku Paweł Jakubowski, dyrektor Pionu Rozwoju w Gaz-System poinformował, że jest plan B, ale nie zostanie on ujawniony. Być może to element strategii operatora. Po wygaśnięciu w 2022 roku kontraktu pomiędzy PGNiG i Gazpromem, trzeba będzie sprowadzić gaz z innego kierunku. Można też podpisać nowy długoterminowy kontrakt, na konkretną sumę lub bardziej elastyczną umowę krótkoterminową. Mimo najszczerszych chęci, nie można mieć stuprocentowej pewności co do powodzenia projektu Baltic Pipe, bez ostatecznej decyzji o jego budowie. Dlatego tak ważna jest dyskusja o alternatywie.
Jakóbik: Spór terytorialny z Danią nie zaszkodzi Baltic Pipe
Czy bezpieczeństwo energetyczne to hasło, które tłumaczy ustawę o zapasach?
Nikt nie polemizuje z twierdzeniem, że bezpieczeństwo energetyczne wiąże się z kosztami, które powinny zostać rozłożone proporcjonalnie na cały rynek. Jednak ostatnie wydarzenia wskazują, że bezpieczeństwo to nie główny cel jaki przyświeca naszym decydentom. 1 października 2017 roku weszła w życie ustawa o zapasach, która, zwiększając wymagane rezerwy surowca i ograniczając ich lokalizację do terenów Polski, zmniejsza dopływ zagranicznego gazu.
Popieramy europejskie regulacje mówiące o obowiązku utrzymywania rezerw w sytuacji, gdy gaz dostarczany jest do odbiorców końcowych bądź chronionych. Jednak obecnie sytuacja wygląda następująco: HEG jest firmą kupującą gaz w ilościach hurtowych, nie sprzedajemy go odbiorcy końcowemu i działamy na podstawie rachunku ekonomicznego. Załóżmy, że kupujemy gaz taniej w Niemczech, sprowadzamy go do Polski, sprzedajemy na Towarowej Giełdzie Energii i realizujemy marżę. W ten sposób działa rynek, na którym jest więcej towaru. Na takich operacjach zarabiają wolni gracze. Ustawy o zapasach wymaga od nas utrzymywania rezerwy obowiązkowej od gazu, który sprzedajemy na TGE. Natomiast na spółce PGNiG Obrót Detaliczny, który też sprzedaje gaz na TGE, taki wymóg nie ciąży. Co w sytuacji kryzysowej ma zrobić TGE, która nie ma własnych magazynów? Nie mówiąc już o tym, że obecne rozwiązanie dyskryminuje spółki konkurencyjne w stosunku do PGNiG.
Wyobraźmy sobie inną sytuację. Powiedzmy, że w zeszłym roku importowaliśmy gaz, ale w tym już nie. Według obecnie obowiązującej ustawy, również i w tym roku powinniśmy gromadzić zapasy. Jaki ma to związek z bezpieczeństwem energetycznym związanym z dostawami do Polski? Gdy gaz z naszych magazynów zostanie wykorzystany w sytuacji kryzysowej, minister w drodze rozporządzenia ustali, ile nam zapłaci za zużycie surowca?
Przez takie działania, oraz przez zarezerwowanie całej przepustowości terminalu LNG, PGNiG blokuje możliwość wejścia na rynek innych graczy.
Jakie zmiany Państwo proponują?
Powstaniu Towarowej Giełdy Energii przyświecały dwa główne cele. Pierwszym jest pozyskanie źródeł energii dla spółek, które sprzedają ją dalej do odbiorców końcowych. Do tego konieczne jest obligo giełdowe, bez którego nikt nie będzie oferował gazu, a rynek upadnie. Drugim podstawowym elementem tego systemu są spółki, które handlują gazem na poziomie hurtowym i amortyzują wahania cen, kierując się przy tym rachunkiem ekonomicznym. Jeżeli dostęp do TGE będzie ułatwiony, a warunki, które giełda oferuje – korzystne, z pewnością znajdą się gracze zainteresowani handlem.
Nie ma wątpliwości co do tego, że TGE będzie się rozwijać. Trzeba jednak podkreślić, że obecnie wykorzystuje się narrację o dążeniu do bezpieczeństwa energetycznego do tworzenia warunków, w których PGNiG, spółka państwowa, podporządkowuje sobie rynek. Tymczasem celem liberalizacji rynku gazu jest obniżenie cen dla odbiorców końcowych, a to z kolei napędzi konsumpcję z korzyścią dla całej gospodarki. Dlatego nie powinno się ograniczać konkurencji.
Przyjrzyjmy się największej spółce dostarczającej gaz na polski rynek. Z opublikowanego na stronie PGNiG raportu można wyczytać, że po trzech kwartałach 2017 roku wyniki segmentu Obrót i Magazynowanie w GK PGNiG wskazują na prawie 200 mln złotych straty EBIDTA (w porównaniu do 290 mln zysku EBIDTA w okresie poprzednim). Jak to się dzieje, że gracz, który ma w portfelu 85% całego rynku, odnotowuje takie wyniki? Dlaczego największy dostawca w naszym kraju sprzedaje gaz po cenach, które nie są w stanie zapewnić spółce zysków? Takie działania mogą w dalszej perspektywie zaszkodzić nie tylko PGNiG, ale i całemu rynkowi.
Na negatywne efekty nie musimy czekać. Już teraz w Polsce mamy jedne z najwyższych stawek za gaz w sprzedaży detalicznej w Europie. W rezultacie może okazać się, że Polacy nie będą chcieli przerzucić się na niskoemisyjne źródła energii, jakim jest gaz. Warto zauważyć, że istnieje tu pewna rozbieżność z postulatami premiera Morawieckiego, który podkreślał znaczenie niskoemisyjnej gospodarki. Wysokie ceny gazu tylko utrudnią osiągnięcie tego celu.
Trzeba pokazać, że rynek nie jest blokowany regulacyjnie. W Polsce istnieją firmy, które są skłonne kupować gaz od PGNiG, pod warunkiem otrzymania konkurencyjnej oferty cenowej. Rozwiązałoby to problem napływu obcego gazu do Polski. Wystarczyłby dialog z kluczowymi niezależnymi sprzedawcami i przedstawienie im konkurencyjnych warunków, podobnych do tych osiągalnych na Zachodzie Europy.
Jestem polskim przedsiębiorcą, zatrudniam wielu ludzi, płacę podatki. Mimo to zostałem ostro skrytykowany za obiekcje co do projektu Baltic Pipe. Jeżeli gaz z TGE ma być konkurencyjny, niech spread na granicy będzie równy cenie za przesył za granicę. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie eksportował do nas gazu, bo nie będzie to opłacalne. Proszę też nie wierzyć, że na nasz rynek wkroczy duży gracz taki jak Shell, Uniper czy Gazprom i go zdominuje. Nasi najwięksi odbiorcy to spółki skarbu państwa, a w tej sytuacji kupowanie gazu od podmiotów zagranicznych byłoby patologią.
Współpraca pomiędzy należącym do Państwa podmiotem dominującym a wolnymi graczami rynkowymi, może przynieść korzyści dla wszystkich. Jak Komisja Europejska zareagowałaby na fakt, że niezależny sprzedawca gazu ziemnego w Polsce zaczyna handlować z PGNiG? Jest to wyraźny sygnał – przejaw rozwoju i otwartości polskiego rynku gazu.
Sięgając po narzędzia legislacyjne, PGNiG potwierdza, że nie jest w stanie podjąć uczciwej walki, w której argumentem jest cena. Spółka ta próbuje domykać rynek, bo w ostatnich latach miała problemy finansowe. Natomiast moim zdaniem do poprawy sytuacji nie trzeba wykorzystywać rozwiązań administracyjnych, które w dłuższym okresie skazane na niepowodzenie, gdyż są sprzeczne z regulacjami unijnymi. Po dyrektywie SoS i kierunkach działań Komisji Europejskiej widać jednoznacznie, że Europa dąży do połączenia rynków energii – swobodny przepływ gazu, współpraca, niwelowanie zachwiań w dostawach w momentach krytycznych, wgląd w kontrakty. Jest pole do dialogu, ale do tego potrzeba woli obu stron. Uważam, że współpraca pomiędzy prywatnym biznesem a państwem, z korzyścią dla wszystkich, jest możliwa. Powinien przyświecać nam jeden cel – niższa cena dla odbiorców końcowych.
Rozmawiał Wojciech Jakóbik