KOMENTARZ
Grzegorz Makuch
Klub Jagielloński
Prezydent Rosji Władimir Putin próbując robić dobrą minę do złej gry oświadczył, że sankcje stanowią dla rosyjskiej gospodarki co najwyżej zachętę do rozwoju własnych technologii. Rzecz jednak w tym, że rosyjska gospodarka, w swojej historii, nigdy nie wykazywała się intensyfikacją, lecz ekstensywnością. Pozostało tak po dziś dzień i dotyczy to również branży energetycznej.
Początkiem września Rosnieft ogłosił, że zwolni około 25% załogi w Moskwie, a mimo to wciąż będzie musiał zabiegać o uzyskanie od rządu rosyjskiego pożyczki w wysokości 42 mld USD (ma 55 mld USD kredytu zaciągniętego na poczet kupna TNK-BP, do końca tego roku ma spłacić 12 mld USD, a w przyszłym 17 mld USD). W kolejce ustawiły się również Gazprom i Novatek, które także oczekują wsparcia finansowego. Minister rozwoju gospodarczego Aleksiej Uljukajew powiedział, że rząd wygospodaruje dodatkowe środki finansowe na wsparcie branży ropy i gazu (kosztem przyszłych emerytur i przekazując na ten cel również wszystkie „nadwyżki budżetowe”) w wysokości 10 mld USD. Kwota ta nie jest jednak w stanie zrealizować potrzeb jednej rosyjskiej firmy energetycznej, a zapotrzebowanie zgłasza również przemysł zbrojeniowy. Dlatego propozycja Uljukajewa, by wprowadzić system gwarancji rządowych do 25% pożyczonej kwoty nie stanowi żadnego wsparcia dla firm rosyjskich. Co potwierdza były minister finansów Aleksiej Kudrin, który powiedział, że Kreml nie jest w stanie uratować wszystkich firm dotkniętych sankcjami i część z nich bez wątpienia będzie musiała upaść.
Tymczasem nowe sankcje nie tylko zatrzymały eksplorację Arktyki, poszukiwania ropy z łupków i utrudniły finansowanie rosyjskich projektów. Bo jak zauważył prezes Creon Energy Fares Kilzie rosyjskie firmy mają już problem ze sprowadzaniem jakiegokolwiek sprzętu zarówno do poszukiwania ropy, jak i gazu. Odpowiedzią ma być – wspomniany przez Putina – rozwój własnych technologii, by w przeciągu 3-4 lat rosyjskie firmy produkowały rodzime odpowiedniki sprzętu poszukiwawczo-wydobywczego sprowadzanego dotychczas z USA i UE. Przy tej okazji Gazprom buńczucznie zapewnia, że udział obcego sprzętu w pracach eksploatacyjnych nie przekracza 10%. Jednak minister przemysłu i handlu twierdzi, że import sprzętu wydobywczego stanowi 60-80%. Dlatego ministerstwo przemysłu wraz z ministerstwem energetyki i zasobów naturalnych mają przygotować program na rzecz zmniejszenia zależności kompleksu energetycznego od importu z UE i USA (zwłaszcza: wydobycie głębinowe, szczelinowanie hydrauliczne, wiertnice poziome, platformy wiertnicze, pompy wysokociśnieniowe, sprzęt do sejsmiki). Warto jednak w tym kontekście odnotować wypowiedź prezesa Rosnieftu Igor Sieczyn, który powiedział, że tworzenie bazy usługowej i know-how na bazie Rossgeologii nie rozwiąże problemów technologicznych rosyjskiej branży wydobywczej, bo instytucja ta nie ma wystarczającego finansowania (40 mld RUB). Ponadto nie dalej jak miesiąc temu rząd Dmitrija Miedwiediewa zaproponował, by Rosja zrezygnowała z audytu zewnętrznego i stworzyła własną instytucję kontrolującą poziom zasobów ropy i gazu, jak i zakazała udostępniania informacji na ten temat instytucjom zagranicznym. Pogłębi to tylko izolację rosyjskiej branży energetycznej, która już zderza się z ogromnymi problemami. Zdaje sobie z tego sprawę przewodniczący Dumy ds. zasobów naturalnych Walerij Jazew, który powiedział, że w USA wiercą czterokrotnie szybciej niż w Rosji, mają rozwiniętą technologię wierceń kierunkowych i szczelinowania hydraulicznego, co jest coraz bardziej potrzebne rosyjskiej branży poszukiwawczo-wydobywczej. Co ważne, krytyczne opinie ministra przemysłu, Igora Sieczyna, czy Walerija Jazewa nie są dziełem przypadku, bowiem coraz więcej osób zdaje sobie sprawę, że utrzymanie sankcji na tym poziomie doprowadzi branże do zapaści, co się przełoży na problemu gospodarcze kraju. Zagrożenie jest tym większe, że według ministerstwa gospodarki w przyszłym roku średnia cena gazu ma wynieść 298 USD/tys. m3 (dotychczas prognoza zakładała 316 USD), a eksport ropy będzie spadał przez trzy lata: w 2015 r. o 4 proc., w 2016 r. o 6 proc. a za trzy lata o 8 proc.
Również podpisany w maju tego roku kontrakt między Gazpromem i CNPC (na dostawy 38 mld m3 przez 30 lat) tej sytuacji nie poprawia. Termin oddania do użytki gazociągu Siła Syberii już przesunięto z 2018 r. na 2020. Powodem ma być zwlekanie przez Chiny z przekazaniem zadeklarowanej pożyczki na budowę gazociągu (25 mld USD). Rząd Miedwiediewa próbował tę sytuację wykorzystać, by zliberalizować dostęp do infrastruktury gazowej w Rosji. Gazprom jednak wciąż nie chce dopuścić Rosnieftu do swojej infrastruktury – mając ważnego sojusznika w osobie Władimira Putina, który wielokrotnie apelował do rządu o dokapitalizowanie firmy. Dlatego ewentualny gazociąg Siła Syberii, jeśli kiedyś będzie dowodem sukcesu, to zapewne nie Rosji – lecz ChRL. Podobnie ma się rzecz z koncepcją kolejnego gazociągu – tzw. trasy zachodniej, mającej eksportować do północno-zachodnich Chin 30 mld m3 przez 30 lat.
Również Giennadij Timczenko uważa, że rosyjsko-chiński alians nie okaże się korzystnym dla Rosji, bowiem ChRL nie uznaje formuły „wygrany-wygrany”. Timczenko powiedział, że Chiny dążąc do własnego zwycięstwa „wykręcają ręce do końca”, chyba że partner ma alternatywę – wówczas Pekin szuka rozwiązań. Ale pole manewru Rosji – jak sam Timczenko zauważa, jest dziś bardzo ograniczone. Również były minister finansów Aleksiej Kudrin podchodzi z umiarkowanym optymizmem do rosyjsko-chińskiej współpracy, która – według Kudrina – korzyści może przynieść dopiero za 20 lat. I na nic się zdadzą zapewnienia Putina, że państwo będzie wspierać udział chińskich firm w rosyjskich projektach energetycznych.
Ponadto ChRL chce do 2020 r. zwiększyć wydobycie gazu z łupków z obecnych 200 mln m3 do 30 mld! A chińska firma Jereh już rozpoczęła ekspansję na rosyjskim rynku, prowadząc szkolenia z technologii szczelinowania hydraulicznego. Warto też pamiętać, że Chiny niebawem zwiększą do 65 mld m3 import gazu z Turkmenistanu, co jest efektem nieudanej zagrywki Rosji z 2009 r., kiedy to Moskwa doprowadziła do uszkodzenia gazociągu, próbując w ten sposób wywrzeć presję na Aszchabadzie – co ostatecznie doprowadziło do zwrotu Turkmenistanu w kierunku Chin (2011 r.).
Już dziś Rosja traci na konfrontacji ze światem zachodnim. Niebawem może się również okazać, że jej sojusz z Chinami okazał się nie tylko blamażem, ale strategiczną porażką. I coraz więcej osób w Rosji zdaje sobie sprawę z iluzoryczności sojuszu Moskwy z Pekinem – i wynikającego z tego zagrożenia, jak i braku alternatywy dla eksportu rosyjskich surowców do UE.