Homeopatyczne dostawy gazu zorganizowane przez Polaków i Ukraińców to tylko doraźna pomoc dla Mołdawii dotkniętej niedoborami. Gazprom został przeciwko niej użyty jako broń gazowa Putina. Czas na odpowiedź Europy – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
Odsiecz polsko-ukraińsko-amerykańska
Mołdawia po raz pierwszy w historii sprowadzi 26 października nierosyjski gaz. Będzie to milion metrów sześciennych przesłany na granicy z Ukrainą dzięki zwycięstwie w przetargu polskiego PGNiG wspieranego przez amerykańsko-ukraińskie ERU będące pośrednikiem przy sprzedaży gazu nad Dnieprem. Chociaż dane na temat tego kontraktu handlowego są tajne, awaryjne dostawy gazu będą kosztować według szacunków Kommiersanta około 1100 dolarów za 1000 m sześc. Ta rosyjska gazeta spieszy z tłumaczeniem Gazpromu odpowiedzialnego za niedobory gazu w Mołdawii. Przekonuje, że chciał sprzedać nawet pięć milionów metrów sześciennych gazu w cenie 800 dolarów za 1000 m sześc. ze starego kontraktu gazowego, którego Mołdawianie nie chcieli przedłużyć. Kommiersant przypomina o pretensji rosyjskiego koncernu w sprawie zadłużenia Moldovagazu sięgającego 709 mln dolarów, o którym ten przypomniał sobie akurat wobec widma niedoborów w kraju ze stolicą w Kiszyniowie. Warto przypomnieć, że umowa Gazpromu z Moldovagazem zakończona w 2020 roku zawierała cenę szacowaną na około 175 dolarów za 1000 m sześc. Warto podkreślić, że duet PGNiG-ERU staje się elementem budowy szerszej układanki na rzecz uniezależnienia regionu od gazu z Rosji, na kształt układu Polska-Ukraina-USA o dostawach LNG. Można się dopatrywać zakulisowych działań dyplomacji Warszawy, Kijowa oraz Waszyngtonu na mocy umowy politycznej o współpracy gazowej w regionie.
Recydywa Gazpromu, czyli broń gazowa w praktyce
Takie postępowanie Gazpromu to recydywa. Rosjanie przypominają sobie o długach firm sprowadzających od nich gaz w okresie przesileń politycznych lub trudnej sytuacji gospodarczej. Tak było w przypadku długów Naftogazu w przeddzień planowanego podpisania umowy stowarzyszeniowej UE-Ukraina przez prezydenta Wiktora Janukowycza. Kiedy Janukowycz miał podpisać umowę, długi Naftogazu stały się problemem. Kiedy pod presją Kremla i w zamian za rabat gazowy jej nie podpisał, należności poszły w niepamięć. Kiedy został obalony i zastąpił go Petro Poroszenko, długi Naftogazu znów stały się przedmiotem sporu. Nie inaczej było kiedy Białoruś negocjowała nowy kontrakt gazowy z Gazpromem i chciała rabatu. Długi natychmiast stały się kartą przetargową. Po zakończeniu negocjacji po myśli Rosjan znów okazało się, że należności nie są problemem. Jest tak, ponieważ Rosjanie są wręcz gotowi subsydiować cenę gazu krajom, które realizują politykę (nie gazową, ogólną) po myśli Kremla, czego najlepszym przykładem są Armenia czy Białoruś. Kiedy dane państwo realizuje politykę niezgodną z interesami Kremla, dostawy gazu stają się przedmiotem sporu, a ten spór służy realizacji celów politycznych Władimira Putina.
Tak należy rozumieć groźby Gazowe Rosji. Mołdawia mogła otrzymać rosyjski gaz, ale dopiero po podpisaniu nowego kontraktu długoterminowego. Tymczasem prozachodnia ekipa rządząca w Kiszyniowie postanowiła porzucić dostawy z Rosji na rzecz dostaw z Unii Europejskiej z pomocą Rumunii. Ten plan nie został doprowadzony do finiszu ze względu na opóźnienie połączenia gazowego Rumunia-Mołdawia, o którym pisałem w innym tekście. Rumunia nie rozpoczęła wydobycia niezbędnego do uruchomienia dostaw do północnego sąsiada, a mołdawska sieć gazowa znajduje się pod pośrednią kontrolą Gazpromu, który posiada połowę akcji Moldovagazu. To zaszłość historyczna podobna do znanej z Gazociągu Jamalskiego w Polsce.
Destabilizacja gazowa to destabilizacja polityczna
Mołdawia sprowadzała dotąd 98 procent gazu z Rosji (razem 3 mld m sześc. rocznie). Połączenie z Rumunią dawałoby jej 1,5 mld m sześc. rocznie nie od Gazpromu, więc reszta mogłaby pochodzić z rynku spotowego. Należy podkreślić, że uruchomienie gazociągu Nord Stream 2 pozwoliłoby Rosjanom obniżać dalej poziom dostaw gazu przez Mołdawie, jak przez Ukrainę, w celu destabilizacji tamtejszego sektora gazowego, a więc także sytuacji politycznej. Warto przypomnieć, że Mołdawia zużyła gaz techniczny pozwalający utrzymać ciśnienie gazociągów na pokrycie niedoborów. Surowiec ten jest potrzebny do ogrzewania i dostarczania energii z pomocą elektrociepłowni w tym kraju. Kryzys energetyczny może spowodować niepokoje społeczne, które mogłyby doprowadzić do obalenia prozachodniego rządu w Kiszyniowie. Rosja używa gazu jako broni, a sprawa przedstawiana przez Gazprom jako czysto handlowa ma oczywisty podtekst polityczny.
Co zrobi Europa?
Komisja Europejska jest zobowiązana do reakcji na sytuację w Mołdawii, kraju członkowskim Wspólnoty Energetycznej. To organizacja zrzeszająca kraje spoza Unii Europejskiej, które integrują się z nią w sektorze gazowym i elektroenergetycznym poprzez harmonizację regulacji, wprowadzenie odpowiednich standardów, a także rozwój infrastruktury przesyłowej.
- Komisja mogłaby teoretycznie włączyć się w negocjacje z Gazpromem na kształt procesu trójstronnego KE-Ukraina-Rosja z lat poprzedzających obecną umowę tymczasową z Naftogazem obowiązującą do 2024 roku.
- Komisja mogłaby wesprzeć proces udrożnienia Gazociągu Rumunia-Mołdawia oraz reformy właścicielskiej Moldovagazu wzorem rozwiązań zastosowanych skutecznie na Ukrainie.
- Komisja mogłaby zbadać nadużycia Gazpromu na rynku Europy Środkowo-Wschodniej, którego częścią jest mołdawski sektor gazowy. Gazprom mógł nadużywać wpływu na infrastrukturę przesyłową gazu w Mołdawii Byłoby to zbieżne z postulatami krajów jak Polska, które domagają się drugiego śledztwa antymonopolowego przeciwko firmie z Petersburga.