– Pomimo bezceremonialnego końca South Stream Rosja pozostaje zdeterminowana, by wyeliminować Ukrainę w całości z dostaw gazu do Europy. South Stream stanowił centralny punkt tej strategii, więc po jego zaniechaniu pojawia się pytanie, jak i kiedy Rosja zamierza osiągnąć tak ambitny cel. W chwili obecnej wygląda raczej, iż jest to wyłącznie retoryka – twierdzi Nolan Theisen z Atlantic Council.
Oficjalnym następcą South Stream okrzyknięty został Gazociąg Turecki. W drugim kwartale 2015 r. oczekuje się zawarcia rosyjsko – tureckiego porozumienia międzyrządowego w tej sprawie. W lutym potwierdzona została trasa planowanego gazociągu, będąca właściwe South Stream’em skręcającym w kierunku europejskiej części Turcji, aż do granicy turecko – greckiej. Pierwsza linia gazociągu ma zostać uruchomiona w grudniu 2016 r.
Wraz z zaniechaniem budowy South Stream Aleksiej Miller, dyrektor Gazpromu, wystosował do Europy komunikat, że rosyjski koncern zamierza zaprzestać dostaw gazu przez Ukrainę w ciągu trzech lat i to w tym celu budowany jest między innymi Turkish Stream. Turecka nitka wydaje się być mniej inwazyjna dla relacji rosyjsko- europejskich. Jest to projekt znacznie tańszy i krótszy od South Stream, a do tego wykraczający poza unijną jurysdykcję, toteż wolny od ograniczeń z tytułu zasady third party access, czy dozwolonej pomocy publicznej. Dzięki nitce Turcja wyprzedzi Niemcy jako najważniejszy kraj tranzytowy Europy, pozwalając Ankarze na zaspokojenie ambicji stania się głównym hubem regionalnym, korzystającym dodatkowo z preferencyjnych cen gazu od Gazpromu – uważa ekspert Atlantic Council.
Zdaniem analityka, idea Turkish Stream dostarczającego gaz do Europy pozostaje obecnie nieprawdopodobna. Pierwsza część gazociągu, mająca być wybudowana do grudnia 2016 r. dostarczy gaz wyłącznie do Turcji, pokrywając tureckie zapotrzebowanie na błękitne paliwo. Po drugie, infrastruktura gazociągowa w obrębie Bałkanów jest raczej słaba, toteż dużo większe znaczenie odegrają połączenia gazociągowe pomiędzy poszczególnymi krajami regionu. Budowy interkorektorów pomiędzy państwami znajdują się głównie w bardzo wczesnych fazach, a wynika to z trudności politycznych i finansowych. Bez nich, trudno sobie wyobrazić dostawy gazu z Turcji do Europy. Oczywiście to Gazprom może zdecydować się na budowę transbałkańskiej nitki, ale znajdzie się ona w zakresie jurysdykcji unijnej i stanie się dostępna dla wszystkich podmiotów chcących przesyłać gaz na odcinku. Komisja Europejska pozostaje przy tym żywo zainteresowana dywersyfikowaniem źródeł dostaw gazu do Europy i ograniczeniem udziału rosyjskiego gazu w europejskim rynku.
Marginalizacja Ukrainy jako kraju tranzytowego jest jednak nieunikniona. Będzie to możliwe chociażby przez większe wykorzystanie Nord Stream. Poprawa infrastruktury pomiędzy poszczególnymi krajami UE może nawet doprowadzi do sytuacji, w której gaz dostarczany tą nitką trafi na Ukrainę. Tłem dla takich działań stać się mogą kontrakty długoterminowe, wiążące niektóre z państw członkowskich jeszcze przez 5-10 lat i obligujące do odbioru konkretnej ilości gazu od Gazpromu. Dywersyfikacja dostaw wytworzyć może nadwyżki błękitnego paliwa, które z powodzeniem odsprzedane mogą zostać Ukrainie – twierdzi Theisen.
Źrodło: Atlantic Coucil