Prawicowi politycy od kilku dni zalewają media społecznościowe zdjęciami, na których zapełniają żołądki mięsem i alkoholem, by zagrać na nosie neomarksistowskiemu prezydentowi Warszawy Rafałowi Trzaskowskiemu, który, jak się okazało, chce zmusić mieszkańców stolicy do jedzenia karaluchów czy innych obrzydliwych stworzeń tudzież rezygnacji z samochodów. Politycy ci wiedzą, że nic tak nie motywuje elektoratu jak strach, i nic nie wprawia Polaków w lepszy nastrój niż schabowy, więc wyciągnęli z szafy stary, pozornie mało znaczący dokument, który może mieć znaczenie w roku wyborczym. Pogrywają jednak z czymś, co jest gorsze od jedzenia owadów – pisze Michał Perzyński, redaktor BiznesAlert.pl.
Spór o raport C40 Cities
C40 Cities to grupa 96 miast na całym świecie, które reprezentują jedną dwunastą światowej populacji i jedną czwartą światowej gospodarki. Organizacja ta ma stanowić platformę dyskusji o walce z kryzysem klimatycznym i prowadzeniu działań miejskich, które zmniejszają emisje gazów cieplarnianych i zagrożenia klimatyczne. Jednocześnie, jak deklaruje sama organizacja, współpraca pomiędzy miastami ma na celu również poprawę zdrowia, jakości życia i możliwości ekonomicznych mieszkańców. Sama lista miast członkowskich robi wrażenie – z Europy są to m.in. Londyn, Paryż, Berlin, Madryt, Rzym, Lizbona, Kopenhaga czy Oslo, spoza Starego Kontynentu m.in. Nowy Jork, Los Angeles, Buenos Aires, Tel Awiw, New Delhi, Sydney, Seul, Tokio, Szanghaj czy Nairobi, i wiele innych światowych metropolii. Warszawa znalazła się więc w doborowym towarzystwie.
Jeśli chodzi o raport, o którym ostatnio zrobiło się głośno, warto podkreślić, że pochodzi on z 2019 roku – zastanawia więc, dlaczego prawicowi politycy uznali go za skandaliczny dopiero teraz, skoro w 2019 roku również odbywały się wybory – wtedy przynajmniej sprawa byłaby świeża. Poza tym, rzeczywiście, raport mówi o dążeniu do zredukowania do 16 kg rocznie ilości spożywanego mięsa, nabiału do 90 kg czy jednokrotnego lotu (w dwie strony) raz na dwa lata, jednak w żaden sposób nie jest to wiążące – jest to raczej podstawa do dalszej dyskusji, zwłaszcza, że miasta jako takie nie mają uprawnień, by wcielać tego typu ograniczenia w życie. Jednak członkowie C40 Cities odpowiadają za dużą część globalnego PKB i emisji CO2, stąd potrzeba o dyskusji na temat różnych sposobów na ograniczenie śladu węglowego.
Warto więc rozprawić się z kilkoma mitami powielanymi przez samozwańczych obrońców mięsa i samochodów osobowych. Po pierwsze, jedzenie owadów. Warto zacząć od tego, że około dwóch miliardów ludzi na świecie zjada owady, które łapią na wolności. Nowsze jest jednak to, że owady są hodowane specjalnie po to, by służyły jako pokarm dla ludzi i pasza dla zwierząt. To w przyszłości się zmieni, między innymi dzięki projektom pilotażowym Banku Światowego w zakresie przemysłowej hodowli świerszczy, larw mącznika i much. Bank Światowy postrzega to jako obiecującą metodę zapewnienia przyjaznej dla środowiska i klimatu diety z białkami, zwłaszcza w Afryce. Największe nadzieje pokłada się jednak w czarnej musze i jej larwie. Owad nadaje się szczególnie do hodowli przemysłowej, ponieważ rośnie szybko, jest odporny na choroby, nie kłuje sam siebie, a przede wszystkim zjada prawie wszystko. Mimo wszystko jest to propozycja rozwiązania do zastosowania w krajach afrykańskich, które poszukują stabilnych rozwiązań do zaspokojenia swoich potrzeb żywnościowych – nikt nie mówi, że podobne opcje miałyby mieć zastosowanie w krajach takich jak Polska.
Jeśli chodzi o rzekome ograniczenia zakupu odzieży, to chociaż i tutaj nie zapowiada się na wprowadzenie żadnych obostrzeń, to branża modowa powinna mieć spore wyrzuty sumienia, jeśli chodzi o zmiany klimatu. W 2021 roku The Business of Fashion, internetowy magazyn poświęcony branży modowej, przeanalizował w swoim raporcie publicznie informacje z pięciu największych firm według przychodów w trzech kategoriach – luksus, odzież sportowa i moda uliczna, między innymi Kering, Adidas, H&M i inne. Statystyki cytowane przez Światowe Forum Ekonomiczne pokazują, że przemysł jest odpowiedzialny za co najmniej cztery procent globalnej emisji gazów cieplarnianych. Raport Business of Fashion ocenia firmy w 100-punktowej skali w ich postępach na drodze do realizacji szesnastu celów, które byłyby zgodne z celami zrównoważonego, emisji, odpadów, praw pracowników, wody i materiałów. Ocenił również firmy pod względem przejrzystości, czyli tego, ile informacji o praktykach firmy jest obecnie dostępnych dla opinii publicznej. Kering uplasował się na szczycie z 49 punktami, a Under Armour najniżej z 9 punktami. Średnia ocen dla firm wyniosła 36 punktów. Raport wykazał, że firmy częściej ujawniały informacje o celach niż o konkretnych działaniach zmierzających do ich osiągnięcia. Chociaż zrzeszenie miast nie ma prawa narzucić mieszkańcom ile ubrań mają kupować, to zwraca uwagę na poważny problem – branża modowa i sama moda jako zjawisko jest szkodliwe dla środowiska i trzeba coś z tym zrobić.
Jeszcze temat mięsa, czyli punktu honoru prawicowych smakoszy. Tutaj również Rafał Trzaskowski niczego nie może narzucić Polakom, ale nauka mówi sama za siebie. Badanie Institute for Agriculture and Trade Policy oraz Changing Markets Foundation wykazało, że łączne emisje metanu z 15 największych firm mleczarskich i mięsnych są większe niż emisje metanu Rosji, i jest to około 80 procent poziomu emisji Unii Europejskiej. Analiza wykazała, że emisje tych firm – pięciu koncernów mięsnych i 10 koncernów mleczarskich – są tak duże jak 80 procent całego śladu metanowego Unii Europejskiej i odpowiadają za 11,1 procent globalnych emisji metanu. Według ONZ metan wydalany przez krowy i ich odchody jest znacznie silniejszy niż dwutlenek węgla, zatrzymując ciepło 80 razy skuteczniej, a emisje gwałtownie przyspieszają. Naukowcy przyznają w raporcie, że brak przejrzystości ze strony firm utrudnia dokładny pomiar emisji gazów cieplarnianych. Wyniki oszacowano na podstawie publicznie dostępnych danych dotyczących produkcji mięsa i mleka oraz regionalnych praktyk hodowlanych. Według raportu, gdyby 15 firm traktować jako jeden kraj, byłby to 10. co do wielkości największy emitent gazów cieplarnianych na świecie. Naukowcy odkryli, że ich łączne emisje przewyższają emisje firm naftowych, takich jak ExxonMobil, BP i Shell. Badacze wyróżnili poszczególne firmy zajmujące się hodowlą zwierząt, takie jak JBS, największa na świecie firma mięsna, oraz francuski gigant mleczarski Danone. Zgodnie z raportem, emisje metanu JBS „znacznie przewyższają wszystkie inne firmy”, przekraczając łączne emisje zwierząt gospodarskich we Francji, Niemczech, Kanadzie i Nowej Zelandii.
Populizm kontra polityka klimatyczna
Raport C40 Cities nie narzuca rozwiązań, a tylko zwraca uwagę na problemy. Jest nim przede wszystkim to, że to nasz styl życia, oparty na nadmiernej konsumpcji, marnotrawstwie i braku myślenia o środowisku jest przyczyną zmian klimatu. Każdy stek, sweter i samochód powodują emisje, które w ostatecznym rozrachunku szkodzą planecie. Gdyby jednak prawicowi politycy mieli dobre zamiary, mogliby argumentować, że dzięki zastosowaniu odnawialnych źródeł energii w przemyśle spożywczym ślad węglowy mięsa spadnie, że rozwój elektromobilności zdekarbonizuje transport, albo że rzeczywiście potrzeba kupowania ton ubrań jest chora, bo w końcu to nie szata zdobi człowieka. Prawda też jest taka, że gdyby krajowi takiemu jak Polska udało się odejść od węgla kilka lat wcześniej, niż jest to obecnie planowane, wszystkie dyskusje o jedzeniu czy niejedzeniu mięsa byłyby z punktu widzenia klimatu mniej istotne. A prawicowi politycy grają w niebezpieczną grę, ponieważ strasząc polityką klimatyczną, manipulując opinią publiczną, wyrządzają jej szkodę, a w wolnym świecie konkurencyjność utrzymają te gospodarki, które zdecydują się na zieloną transformację. Bez tego, trwając przy polskim węglu, może nas nie być stać na niedzielnego schabowego. To chyba gorsze od dyskusji o mięsie, modzie i samochodach.