KOMENTARZ
dr inż. Wojciech Myślecki
Ekspert ds. energetycznych
Polska potrzebuje stabilnej, kontynuowanej przez kolejne rządy, a nawet pokolenia doktryny energetycznej. Powinna być ona poglądem podstawowym elit politycznych i gospodarczych. Wyznaczałaby nurt, w którym mieściłyby się wszelkie polityki i działania w zakresie szeroko rozumianej energetyki. Nie tyle określałaby pewien konkretny kierunek jej rozwoju, co ramy, poza które nie można byłoby wychodzić.
Wbrew pozorom doktryna ta wcale nie musi, a wręcz nawet nie powinna być długa. Ważniejsze od jej spisania jest natomiast, by znajdowała się ona w świadomości osób, od których zależy przyszłość sektora.
Moim zdaniem polską doktrynę energetyczną – co poddaję pod dyskusję – można sprowadzać do zaledwie ośmiu punktów:
- Sektor elektroenergetyki nie wpływa negatywnie na konkurencyjność polskiej gospodarki.
- Sektor paliwowy w zakresie dostaw mediów energetycznych do sektora elektroenergetyki poddany jest rygorom rynkowym.
- Środki na reformy modernizacyjne i rozwój sektora paliw oraz sektora energetycznego znajdują się w tych sektorach.
- Polityka regulacyjna państwa nie powoduje skrośnych przepływów kosztów pomiędzy odbiorcami. Nie ma ani lepszych, ani też gorszych odbiorców.
- Koszty osierocone wynikające z polityki regulacyjnej państwa pokrywa państwo.
- Polityka regulacyjna państwa w energetyce nie jest elementem polityki społecznej.
- Ustala się minimalny limit bezpieczeństwa (zapewniający ciągłość podstawowych procesów społecznych i gospodarczych) ustalony dla zdolności wytwórczych i przesyłu energii ze źródeł regulowanych, umiejscowionych na terenie Polski i zasilanych mediami energetycznymi, których pozyskanie i dostawa są niepodatne na wpływy polityczne oraz militarne państw trzecich.
- Środki z derogacji i opłat gromadzonych w wyniku internalizacji polityki UE kierowane są wyłącznie na minimalizację strat sektora wynikających z tej polityki lub z polityki regulacyjnej państwa generującej koszty osierocone oraz na ewentualne kompensowanie strat społecznych będących następstwem tej polityki.
Ramy zewnętrzne doktryny wyznaczałaby przede wszystkim obowiązująca polityka energetyczno-klimatyczna Unii Europejskiej. Pomimo wszelkich zastrzeżeń i konieczności uporczywej pracy politycznej nad jej korzystnym dla nas kształtowaniem, w polskim interesie jest ją respektować. Prowadzenie dziś z Brukselą wojny, której nie da się wygrać jest dla naszego kraju zwyczajnie szkodliwe. Nie oznacza to oczywiście, że Polska ma bezkrytycznie wypełniać wspólnotowe oczekiwania. Granicą powinny być tu ramy polskiej doktryny energetycznej. Spełnianie unijnych zobowiązań nie może nas przecież doprowadzić do blackoutu lub bezradności w sytuacjach zagrożeń zewnętrznych.
Wewnętrzne „pole gry” powinno być w maksymalnym stopniu wyznaczane regułami rynkowymi (tam, gdzie rynek funkcjonuje). Ze względu na historyczne ukształtowanie krajowego sektora energetycznego konieczne jest jednak uwzględnienie pewnych linii demarkacyjnych, takich jak np.: wyczerpywanie się złóż węgla brunatnego, opłacalnej ekonomicznie krzywej eksploatacji węgla kamiennego czy krzywej wyłączeń bloków wytwórczych kończących swój okres eksploatacji. Respektując zasady niniejszej doktryny polską energetykę moglibyśmy zatem – pomimo zewnętrznych oraz wewnętrznych ram – rozwijać w sposób bardzo elastyczny.