(Politico/Piotr Stępiński)
Jak podaje Politco.eu, przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker spotyka się z rosnącą krytyką ze strony Stanów Zjednoczonych, niektórych państw członkowskich a nawet części swoich pracowników w związku z planowaną na przyszły miesiąc wizytą w Rosji.
Według źródeł dyplomatycznych obawy są związane z tym, że podróż Junckera do Petersburga i potencjalny udział w międzynarodowym forum gospodarczym organizowanym przez Władimira Putina wzmocni pozycję rosyjskiego prezydenta przed decyzją Rady Europejskiej w sprawie przedłużenia sankcji wobec Rosji zaplanowaną na lipiec. Po za tym Juncker jako pierwszy z liderów unijnych instytucji odwiedziłby Rosję po wprowadzeniu sankcji w odpowiedzi na nielegalną aneksję Krymu i agresję przeciwko Ukrainie.
– Spotkanie dla samego spotkania nie przynosi żadnej wartości dodanej dla relacji unijno-rosyjskich – stwierdził w wypowiedzi dla Politico litewski minister spraw zagranicznych Linas Linkevicius dodając, że Kreml może wykorzystać tego rodzaju spotkania do stworzenia wrażenia, że Europa wraca do business as usal w relacjach z Rosją i takie wrażenie jest prezentowane rosyjskiej opinii publicznej.
Z kolei rzeczniczka Komisji Europejskiej stwierdziła, że przewodniczący Juncker otrzymał zaproszenie na szczyt w Petersburgu, jednakże jego obecność może zostać ostatecznie potwierdzona dopiero tydzień przed wydarzeniem ze względu na dużą dynamikę rozwoju sytuacji. To zostawia Junckerowi otwarte drzwi do możliwego wycofania się z wizyty. Zdaniem unijnych urzędników jest to możliwe, jeżeli Putin podejmie nieoczekiwane, prowokacyjne działania lub jeśli sytuacja na Ukrainie ulegnie pogorszeniu.
Zdaniem Politico w lipcu spodziewane jest przedłużenie sankcji, choć niektóre państwa członkowskie wahają się czy warto to zrobić, bo uderzają one w europejski sektor rolnictwa oraz przemysłu. Źródła Politico.eu podają, że przeciwko wizycie Junckera w Petersburgu protestowały nieoficjalnie USA, Wielka Brytania, kraje bałtyckie i niektóre państwa Europy Środkowo-Wschodniej.
Oficjele unijni sygnalizowali gotowość do przedłużenia sankcji wobec braku realizacji porozumień mińskich podpisanych w lutym 2015 roku. Mimo, że niektóre państwa unijne, w tym Francja oraz Włochy, domagały się większego zaangażowania w dialog z Moskwą i wzywały do zniesienia sankcji przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk podkreślił, że jest wola ich przedłużenia. Jego zdaniem ,,kryzys może być rozwiązany jedynie w pełnej zgodności z prawem międzynarodowym, w szczególności poszanowania dla suwerenności oraz integralności terytorialnej Ukrainy. Chcę jasno podkreślić, że nasze stanowisko wobec Rosji, w tym w sprawie sankcji ekonomicznych, nie zmieni się tak długo, jak porozumienia z Mińska nie będą wypełniane”.
Jak zauważa Politico.eu, Unia chce utrzymać wobec Rosji twardą linię i korzystać nadal z zasady kija i marchewki. Unijni ministrowie spraw zagranicznych zgodzili się na ,,selektywne zaangażowanie” Rosji w takich kwestiach jak Syria, Bliski Wschód czy walka z terroryzmem. Każde tego rodzaju zaangażowanie wywołuje kontrowersje. Kiedy szefowa unijnej dyplomacji podniosła kwestię możliwej wizyty w marcu w Moskwie ministrowie z państw członkowskich byli silnie podzieleni udzielenia jej mandatu. Ostatecznie Mogherini nie pojechała do Rosji. Może spróbuje ponownie, jeżeli wizyta Junckera dojdzie do skutku.
Sojusznicy Putina w Europie jak np. Węgry nie są gotowe do wyłamania się z polityki sankcji. – Nie uznajemy automatycznej roli sankcji. Musimy przeprowadzić polityczną debatę na możliwe najwyższym szczeblu – powiedział węgierski minister spraw zagranicznych Péter Szijjártó. Dodał jednak, że ,,w naszym (unijnym – przyp. red.) interesie jest, aby porozumienia z mińska były możliwie jak najszybciej wypełnione. Nie podejmiemy żadnej decyzji łamiącej jedność w Unii Europejskiej”.