PKP Polskie Linie Kolejowe zapowiedziały na 2014 r. przyspieszenie realizacji inwestycji. Spółka w tym roku zamierza przelać na konta wykonawców 9 mld zł. Spory z wykonawcami mogą przyhamować tegoroczne inwestycje w tory – alarmuje „Puls Biznesu”.
– Rozwiązanie jest proste. Rozciąga się tylko w czasie na okres trwania procesu okołoinwestycyjnego – twierdzi w rozmowie z naszym portalem Rafał Bałdys, wiceprezes Polskiego Związku Pracodawców Budowlanych.
Bałdys wyjaśnia, że wiele osób stykających się tym problemem pyta: skąd biorą się dodatkowe koszty po podpisaniu umowy. Jeżeli wykonawca składa ofertę na projekt dostarczony przez zamawiającego, to będąc profesjonalnym podmiotem w tym sektorze, doskonale wie, z czym wiąże się wykonanie prac w danym sektorze.
– Teoretycznie jest to prawda – mówi dalej wiceszef PZPB. – Praktyka wygląda jednak tak, że wykonawca, przystępując do postępowania przetargowego, jest w stanie wycenić wyłącznie to, co zamawiający uwzględnił w specyfikacji istotnych warunków zamówienia (SIWZ). Zatem, że dana droga ma przebiegać od punktu A do B, istnieją określone warunki gruntowe i wymaga to wybudowania określonych projektów i obiektów. Jednak w trakcie realizacji okazuje się w co najmniej dziewięciu przypadkach na dziesięć, że SIWZ zawiera wady. Podobnie zupełnie inaczej przedstawia się sytuacja formalna – np. inne okazują się wartości działek, na których ma być realizowana inwestycja, prawo dostępu do nich. Wszystko to różni się w sposób istotny w porównaniu z tym co inwestor zawarł w SIWZ – tłumaczy Bałdys.
Wówczas wykonawca wychodzi z uzasadnionym roszczeniem wobec zamawiającego. Bowiem aby wykonać prace ujęte np. w SIWZ czy też w specyfikacji technicznej odbioru robót budowlanych, konieczne jest poniesienie przez niego dodatkowych kosztów, aby doprowadzić projekt do końca.
– W sytuacji, gdy wykonawca wychodzi z roszczeniem, zamawiający wychodząc z założenia, że wszystko, co należało wykonać, zostało ujęte w kontrakcie, oddala wysunięte roszczenie. Wówczas wykonawca przekazuje sprawę do rozpatrzenia przez sąd. Na jego rozstrzygnięcie czeka się latami. W takich sytuacjach dochodzi do upadłości wykonawców – mówi wiceszef PZPB.
Bałdys tłumaczy następnie, że w systemie hiszpańskim i greckim zamawiający nie kwestionują w takich wypadkach z góry roszczeń, tylko je wypłacają, tym samym zapewniając wykonawcom płynność finansową. A jednocześnie rozstrzygają sporne kwestie po zakończeniu kontraktu. U nas wszystko wygląda odwrotnie. Zamawiający odmawia płatności i oczekuje, że rozliczy się z wykonawcą później, na drodze sądowej.
– U nas jednak Temida działa powoli. Rozstrzygnięcia w tego typu sprawach zapadają średnio po pięciu-sześciu latach – wyjaśnia Bałdys. Np. dopiero w ub. roku zakończyła się sprawa z 2005 r. obwodnicy Augustowa realizowanej przez Budimex. A w przypadku podobnych spraw wygranych przez wykonawców zamawiający (instytucja publiczna) płaci wartość roszczenia wraz z odsetkami – zwraca uwagę wiceszef PZPB.
– Jeżeli obecnie szacuje się, że wartość roszczeń wykonawców wobec publicznych zamawiających sięga 10 mld zł, to nawet jeśli sądy uznają roszczenia tylko w połowie, to i tak po pięciu-sześciu latach trwania procesów łączna kwota do wypłacenia przez Skarb Państwa (zatem z podatków społeczeństwa) sięgnie wraz z odsetkami 10 mld zł – przewiduje Bałdys. – Aby nie doprowadzać do takiej sytuacji należy odrzucić dotychczasową zasadę wyboru wykonawcy ze względu na kryterium najniższej ceny. Gdy zamawiający zaoszczędzi nawet 3 mln zł bo wybierze najtańszego (zwykle kiepskiego) projektanta, to nic to nie da, gdy wskutek błędnego projektu trzeba będzie dopłacić wykonawcy np. 50 mln zł za konieczne – lecz nie uwzględnione w projekcie – zrealizowane prace – kończy Bałdys.