Alerty 2017: To nie jest kraj dla odnawialnych źródeł

29 grudnia 2017, 13:30 Energetyka

Branża OZE w 2017 roku była w Polsce przedmiotem merytorycznego, choć nieco przemilczanego sporu politycznego. Z jednej strony sami zainteresowani, Komisja Europejska i organizacje ekologiczne mówiły o potrzebie zwiększenia ich roli, by sprostać wyzwaniom naszych czasów, z drugiej strony polski rząd niejako szedł tym głosom na przekór, zwracając uwagę na wysoką cenę energii odnawialnej i poddając w wątpliwość ich efektywność, rezerwując niepodzielne pierwsze miejsce w hierarchii energetyce węglowej – pisze Michał Perzyński, redaktor BiznesAlert.pl.

Fot. BiznesAlert

Okoliczności

Warto zaznaczyć, że działania ws. odnawialnych źródeł energii podejmowane przez rząd PiS umiejscowione były w specyficznych warunkach, jakie przyniósł mijający rok 2017. Główny nurt dyskusji o energetyce w Polsce ze zrozumiałych względów skupia się na sektorze górnictwa, który nadal zapewnia pracę ok. 150 tys. osobom. Z drugiej strony jest on główną przyczyną sporów Polski z Komisją Europejską o politykę klimatyczną. Konieczność ograniczenia emisji dwutlenku węgla i rosnące zapotrzebowanie na energię elektryczną wymusiły powrót do planów zbudowania elektrowni atomowej w Polsce, co również stanowiło istotną część publicznej debaty. Nie można nie wspomnieć o gazie i dyskusji na temat Nord Stream 2, Baltic Pipe i rozwijającego się globalnego rynku LNG, do czego przyczynia się terminal w Świnoujściu.

Pokazuje to, że polskie myślenie o energetyce wciąż różni się od zachodnioeuropejskiego stosunkiem do odnawialnych źródeł energii. Można też wyobrazić sobie, że obecny obraz energetyki odnawialnej w Polsce jest taki, a nie inny w wyniku świadomych administracyjnych decyzji, podjętych w ramach kalkulacji politycznych korzyści.

System aukcyjny – nieudany początek roku

System aukcyjny wszedł w życie na początku lipca zeszłego roku, mając zastąpić dotychczasowe tzw. zielone certyfikaty. Miał on na celu przede wszystkim doprowadzić do dywersyfikacji produkcji energii pochodzącej z OZE oraz wzmocnić konkurencję na rynku energii. Jednakże tryb postępowania, gdzie jedynym kryterium wyboru wytwórcy jest oferowana cena w ramach ściśle określonego koszyka technologicznego wzbudzał kontrowersje wśród ekspertów.

W drodze wydawanych przez rząd aktów wykonawczych dotyczących systemu aukcyjnego, ustalana jest polityka rozwoju dla wszystkich podsektorów OZE. Stąd też dla wszystkich wytwórców energii kluczowe dla ich działalności pozostają limity wynikające z nowych rozporządzeń, umożliwiając im analizę szansy na konkurowanie z pozostałymi wytwórcami w ramach danych koszyków.

Pierwszym znaczącym wydarzeniem dla branży OZE w 2017 roku był nieudany test systemu aukcyjnego. Na posiedzeniu Parlamentarnego Zespołu Energetyki Odnawialnej, które odbyło się 17 stycznia z udziałem licznych przedstawicieli branż OZE, tematem wiodącym były problemy swoistego urynkowienia energetyki rozproszonej, głównie odnawialnej. Mechanizmem urynkowienia była aukcja, która odbyła się 30 grudnia 2016. Urząd Regulacji Energetyki (URE) przeprowadził 3 z 4 zaplanowanych sesji aukcyjnych na sprzedaż energii elektrycznej z odnawialnych źródeł energii. W trakcie wszystkich sesji skutecznie zostało złożonych 209 ofert.

Nie obyło się bez negatywnych  zdarzeń. W przypadku drugiej sesji skutecznie złożono tylko 1 ofertę wobec wymaganych według przepisów prawnych minimum 3 ofert. Zaś po przeprowadzeniu aukcji pewna grupa firm reklamowała, że nie mogła skutecznie złożyć ofert ze względu na problem z niewłaściwym funkcjonowaniem Internetowej Platformy Aukcyjnej. Znaczy to, że były firmy producenckie energii odnawialnej, które nie dostały się na internetową platformę aukcyjną, a więc nie wzięły udziału w aukcji.

Dopiero w ostatnich dniach czerwca mijającego roku odbyły się pierwsze aukcje OZE oparte na nowych rozporządzeniach. Przyjęte w nich limity promują takie branże jak energetyka wodna.

Nowela OZE – Lex Energa

Pod koniec lipca senat poparł nowelizację ustawy o Odnawialnych Źródłach Energii, która następnie trafiła do Prezydenta RP. Podstawową zmianą w nowelizacji jest rezygnacja ze stałej wartości tzw. opłaty zastępczej, wynoszącej 300,03 zł/MWh i powiązanie jej z rynkowymi cenami świadectw pochodzenia energii z niektórych OZE – zielonych certyfikatów (w praktyce wiatraki) oraz błękitnych certyfikatów (biogaz rolniczy). Opłata ma wynosić 125 proc. średniej ceny danych certyfikatów z poprzedniego roku, ale nie więcej niż 300,03 zł/MWh.

W opartym na prawach majątkowych, a więc certyfikatach, systemie wsparcia dla OZE, wytwórca energii w źródle odnawialnym, oprócz sprzedaży energii otrzymuje za każdą MWh certyfikat, który jest prawem majątkowym i może być sprzedany – albo na giełdzie, albo w indywidualnej transakcji typu OTC. Cena sprzedaży jest wsparciem dla wytwórcy. Z kolei sprzedawcy energii do odbiorców końcowych muszą się legitymować odpowiednią do wielkości sprzedaży liczbą certyfikatów, a więc muszą je kupić. Ewentualnie mogą uiścić tzw. opłatę zastępczą.

W mediach pojawiały się głosy, że nowela OZE może zmienić jeden z kluczowych elementów systemu wsparcia „zielonych” elektrowni. Ich właściciele oprócz sprzedaży prądu, zarabiają na przyznawanych im zielonych certyfikatach. W imieniu swoich klientów następnie odkupują je spółki energetyczne. Minimalny popyt na certyfikaty wyznacza rozporządzenie. W tym roku to 15,4% w stosunku do całej sprzedawanej klientom energii.

Opłata zastępcza

Sprzedawcy energii mogą zrealizować swój obowiązek także w drugi sposób – wpłacając na konto państwowego funduszu „opłatę zastępczą”. Poza nielicznymi wyjątkami tego jednak nie robią. Opłata kosztuje bowiem 300 zł za każdą megawatogodzinę, a zielone certyfikaty mogą dziś kupić na giełdzie po niespełna 30 zł. Jednak po nowelizacji opłata będzie wynosić tylko 25% więcej niż rynkowa cena certyfikatów z ostatniego roku. Ponieważ w 2016 roku certyfikaty kosztowały jeszcze ok. 74 zł, to od wejścia w życie ustawy (prawdopodobnie już we wrześniu) opłata spadnie z 300 zł do 92 zł. A wiele wskazuje na to, że od stycznia wyniesie już tylko 40 zł.

Wśród ekspertów, najczęściej wskazywanym beneficjentem ustawy jest gdańska Energa. Kontrolowana przez Skarb Państwa spółka ma bowiem wciąż umowy długoterminowe na zakup certyfikatów od właścicieli farm wiatrowych (m.in. portugalsko-chińskiego EDPR). Dwie inne państwowe spółki – Tauron i Enea – już takie umowy wypowiedziały i procesują się właśnie z niezadowolonymi inwestorami.

Zakończenie

Praprzyczyną problemów odnawialnych źródeł energii w Polsce jest brak jednoznacznej deklaracji strony rządowej o kształcie przyszłego miksu energetycznego i roli OZE w nim. Komisja Europejska, z którą stosunki uległy znacznemu ochłodzeniu, wspiera źródła odnawialne w myśl swojej polityki klimatycznej. Z drugiej strony dla systemu opartego o OZE obiektywnie niebezpieczne byłoby zjawisko tzw. mrocznej flauty, czyli sytuacji, w której nie świeci słońce, ani nie wieje wiatr. Narażałoby to całe systemy na ryzyko przerw w dostawach energii.

Branża OZE w Polsce nie ma łatwo. Na uchwalonej w ostatnim czasie ustawie o rynku mocy według ekspertów zyskają w głównej mierze przedstawiciele energetyki opartej na węglu. Ogólnoświatowe trendy pozostają jednak niezmienione: w odnawialne źródła energii inwestowane jest coraz więcej pieniędzy, będą one stanowiły coraz poważniejszą część miksu energetycznego, oraz, co można nazwać ich najważniejszym sukcesem, ich problematyce w dyskursie publicznym poświęca się coraz więcej uwagi, co ma bezpośrednie przełożenie na społeczne poparcie dla rozwoju branży.