Przybyszewski: Czy zbliżenie saudyjsko-chińskie to amerykańskie plany w planach?

4 czerwca 2024, 07:25 Bezpieczeństwo

– Przez dekady Arabia Saudyjska otrzymywała bezpośrednie inwestycje z Zachodu w zamian za ropę. Gdy Królestwo wzbogaciło się wystarczająco, to odwdzięczyło się własnymi inwestycjami. Jednak w ciągu ostatnich 15 lat wiele się zmieniło. USA po kryzysie finansowym 2007-8 roku wystartowały po 2010 roku ze zwiększeniem własnego wydobycia. Od tamtej pory Chiny powoli, powolutku wkraczały na teren Arabii Saudyjskiej, zaczynając od niewielkich kontraktów. Jednak inwestycyjne “zszywanie się” Arabii z Chinami wydaje się wplatać w amerykańskie plany w planach. Wydaje się, że to nie teoria spiskowa, a na bieżąco formułowana realpolitik – pisze Łukasz Przybyszewski, prezes Abhaseed Foundation Fund, w BiznesAlert.pl.

Flaga Arabii Saudyjskiej. Fot: Wikimedia Commons
Flaga Arabii Saudyjskiej. Fot: Wikimedia Commons

  • Do 2030 roku Saudyjczycy chcą, aby z bezpośrednich inwestycji zagranicznych generowało się niemal 6% PKB. Chiny nie będą jedynym inwestorem, ale siłą rzeczy bardzo ważnym.
  • Przez dekady Arabia Saudyjska otrzymywała bezpośrednie inwestycje z Zachodu w zamian za ropę. Gdy Królestwo wzbogaciło się wystarczająco, to odwdzięczyło się własnymi inwestycjami w USA czy Europie. Jednak w ciągu ostatnich 15 lat wiele się zmieniło.
  • Kapitał chiński musi być rozciągnięty w Eurazję oraz Azję Zachodnią. W ten sposób chce się uniknąć wojny i jest to czysty appeasement, aczkolwiek gospodarczy, a nie terytorialny. Jednak z punktu widzenia Azji Zachodniej terytorialne rozpychanie się Rosji niczym nie różni się od działań Izraela – podkreśla Łukasz Przybyszewski.

Pekin dał zielone światło na inwestycje w saudyjski przemysł węglowodorowy, jak donosi Energy Intelligence. Deale zawierane są między spółkami należącymi do Aramco a odpowiednikami chińskimi i są to przede wszystkim rafinerie, petrochemie. SABIC będzie wraz z Aramco brał także udział w projektach deweloperskich w tej branży w Chinach. Taktyka jest prosta: 10 procent w jednym podmiocie w zamian za 10 procent w jego odpowiedniku w Chinach; czy też 50 procent w zamian za 50 procent. Piękne w swej prostocie. Ale pierwsze oznaki zbliżenia widzieliśmy już wcześniej.

Zazębianie się interesów

Wcześniej, gdy szalała pandemia, chiński Silk Fund kupił 49 procent udziałów w saudyjskiej firmie OZE o nazwie Acwa, a ta z kolei skupia się na rozwijaniu biznesu w Azji Środkowej. Krótko mówiąc, Acwa wspomaga nitkę Nowego Jedwabnego Szlaku / Jednego Pasak Jednej Drogi. Z kolei w 2022 roku BlackRock Inc., znana na całym świecie amerykańska spółka inwestycyjna, umożliwiła Chinom wynajęcie saudyjskiej sieci gazociągowej oraz ropociągowej. Generalnie, Chinom pasuje każda branża i sektor, która już się w tym kraju nasyciła kapitałem. Jeśli więc pieniądze mogą pracować gdzie indziej, to oczywiście Pekin na to idzie.

Do 2030 roku Saudyjczycy chcą, aby z bezpośrednich inwestycji zagranicznych generowało się niemal sześć procent PKB. Chiny nie będą jedynym inwestorem, ale siłą rzeczy bardzo ważnym. Czy to jakaś rewolucja w napływach inwestycji? Oczywiście, że nie. Bez amerykańskich, europejskich i japońskich inwestycji nie byłoby Arabii Saudyjskiej, jaką znamy, z prężnie rozwijającą się bazą demograficzną idącą w ślad za przemysłową i usługową.

Przez dekady Arabia Saudyjska otrzymywała bezpośrednie inwestycje z Zachodu w zamian za ropę. Gdy Królestwo wzbogaciło się wystarczająco, to odwdzięczyło się własnymi inwestycjami w USA czy Europie. Jednak w ciągu ostatnich 15 lat wiele się zmieniło. USA po kryzysie finansowym 2007-8 roku wystartowały po 2010 roku ze zwiększeniem własnego wydobycia. Od tamtej pory Chiny powoli, powolutku wkraczały na teren Arabii Saudyjskiej, zaczynając od niewielkich kontraktów. Jednak inwestycyjne “zszywanie się” Arabii z Chinami wydaje się wplatać w amerykańskie plany w planach. Wydaje się, że to nie teoria spiskowa, a na bieżąco formułowana realpolitik. Powodem tego zazębiania się interesów Chin i Arabii jest nie tylko fakt, że USA po prostu stała się mniej zależna od saudyjskiej ropy.

Przyczyną jest przede wszystkim to, że USA musiały zmienić kurs po kryzysie, a następnie zdecydować co dalej. Tak głębokie i wieloaspektowe jednostronne zaangażowanie w tym regionie było kontrproduktywne. Saudyjskie inwestycje osładzały to, ale w niewielkim stopniu. Dlaczego? Dlatego, że Rosja spadła na bardzo daleki plan, co władzom na Kremlu niezbyt się wydawało podobać. Poza tym, jeśli kolizyjny kurs z Chinami miał być uniknięty, to trzeba było się w końcu jakoś tortem podzielić. Tyle tylko, że USA nie mają zamiaru wyjść z Arabii Saudyjskiej. Mają zamiar w niej pozostać, co władzom w Rijadzie odpowiada, bo dzięki temu równoważą się interesy.

Wydaje się zatem, że rosyjskie ambicje terytorialne i agresje nie są związane jedynie z irracjonalnym głodem glorii i chwały zbudowanej na ołtarzu wojny, a pojawiają się w reakcji na antycypowane ruchy USA i Chin lub fakty dokonane ustanowione w Pekinie i Waszyngtonie. Skoro USA ustępują pola Chinom w niektórych obszarach, to Rosja nie widziała powodu, aby nie rozpychać się. Pozostanie na marginesie nie wchodziło dla Moskwy w grę. A jeśli wojna będzie jedynym, co pozostawi ich przy stole, to niech wrota piekieł otworzą się.

Plany w planach

Amerykanie zaproponowali to Chinom sami. Udziały w zamian za pokój, transformacja i rozdzielenie w zamian za inwestycje. Jak? Tradycyjnie: poprzez firmę konsultingową. Saudi Vision 2030 oraz chiński plan reform wyszły bowiem z kuźni McKinsey, jednej z “Wielkiej Trójki” firm doradczych. Kiedyś to Siedem Sióstr (największe spółki naftowe) rozdawały karty, lecz teraz – od wielu lat – są to właśnie firmy konsultingowe.

Nożyce wpływu jednych i drugich rozeszły się kilkadziesiąt lat temu i to te drugie teraz rozdają karty. Same pieniądze nie wystarczały, liczyła się wiedza. Ta zaś powstaje powoli, więc odstępy między powstaniem McKinsey, BCG i Bain były kilkudziesięcioletnie. W końcu, gdy chociaż jest trójnóg, to jest jakaś paleta do wyboru. Każda z tych spółek jakoś podzieliła się ekspertyzą i mogła – w zależności od doświadczenia – odpowiednio doradzać. Co mają więc rady McKinsey na celu? Najpewniej stworzenie uwarunkowań, które spowodują prostą zależność: pieniądze w zamian za zazębianie się interesów. Plany w planach? Nie, to czysta realpolitik.

Kapitał chiński musi być rozciągnięty w Eurazję oraz Azję Zachodnią. W ten sposób chce się uniknąć wojny i jest to czysty appeasement, aczkolwiek gospodarczy, a nie terytorialny. Jednak z punktu widzenia Azji Zachodniej terytorialne rozpychanie się Rosji niczym nie różni się od działań Izraela. Perfekcyjna symetria, do której brakuje jedynie podobnych działań ze strony Chin. Jeśli jednak wojna o Ukrainę i Izraela z Hamasem się jakkolwiek zakończy, to w tym momencie pozycja Chin drastycznie słabnie. Arcyplanem w planach nie jest bowiem polityczne zabójstwo, wojna, kryzys, przewrót czy wojna domowa. Jest nim pokój. I tak długo, jak długo to Stany Zjednoczone będą oferentem pokoju, Waszyngton będzie miał przewagę. Sytuacja jest bardziej skomplikowana, niż tego się być może spodziewano, bo Putin postępuje od półtora dekady podobnie. Najwyraźniej też władze w Pekinie działają już podobnie.

Jednak to Stany Zjednoczone występują z pozycji siły, bo to one mogą zrzekać się części wpływów, udziałów, czy szprych parasola bezpieczeństwa. Posiadają większość udziałów mocarstwowych na świecie. W imię pokoju są gotowe dokonać rearanżacji, o ile któraś ze stron nie przelicytuje. Wówczas dwa mocarstwa zwrócą się w końcu przeciw trzeciemu. W całym tym układzie Rosja ma najsłabszą pozycję: żąda i prosi, nic lub niewiele nie oferując. Dlatego będzie zwracać się dalej ku Afryce, mocarstwom regionalnym.

Tylko działania niekonwencjonalne, nietypowe lub nieprzewidywalne dadzą Rosji przewagę. I na to bądźmy gotowi. Miejmy plany w planach. Najlepiej: arcyplan, czyli Pokój.

*Łukasz K. P. Przybyszewski jest prezesem Abhaseed Foundation Fund, grupy eksperckiej. Celem Abhaseed jest stworzenie pierwszego polskiego think-tanku skupionego na badaniu regionu Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej.

Arabia Saudyjska może zarobić miliardy, a Polacy poczują to na stacjach