Dwie największe partie polityczne w Polsce utraciły konsensus wokół kluczowego projektu energetycznego. Czy na atom jest faktycznie za późno? – zastanawia się Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
Czy rzeczywiście jest za późno?
Konwencja Koalicji Obywatelskiej była okazją do wypowiedzi prof. Jerzego Buzka, który uznał, że jest już za późno na energetykę jądrową w Polsce. – Atom? Jeszcze 5-10 lat byłem za atomem, dzisiaj chyba już nie. Najtańsza jest energetyka z wiatru na lądzie, druga jest energetyka z wiatru na morzu, energia pozyskiwana z paliw kopalnych będzie natomiast droższa. Trzeba to zbilansować. Jest za późno na energetykę jądrową w Polsce. Nikt nie jest na nią gotowy. Nie mamy ekspertów ani fachowców w tej branży. Finowie i Czesi mają i w związku z tym cały sektor i go rozbudowują. Energia z atomu za 12-15 lat o zbyt późno – mówił polityk cytowany przez BiznesAlert.pl. Warto przypomnieć, że nadal funkcjonuje spółka PGE EJ1 założona w okresie rządów Platformy Obywatelskiej. Działa także Narodowe Centrum Badań Jądrowych będące kuźnią kadr dla polskiego atomu. Ta pierwsza ogłosiła ostatnio konkurs na członków zarządu. Bez realizacji programu jądrowego istnienie PGE EJ1 straci sens a NCBJ będzie musiał się skupić na zadaniach niezwiązanych z elektrownią, które realizuje obecnie.
Należy się zgodzić, że program jądrowy notuje opóźnienie. Gdyby Program Polskiej Energetyki Jądrowej z 2014 roku był realizowany zgodnie z planem, to prawdopodobnie trwałaby już budowa pierwszej elektrowni jądrowej planowanej pierwotnie na 2025 rok. Rząd Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego był początkowo zwolennikiem tej energetyki, ale ekipa Ewy Kopacz usunęła stanowisko pełnomocnika ds. energetyki jądrowej i od tej pory atom ogarnęła smuta. Rząd Prawa i Sprawiedliwości postanowił wymyślić koncepcję budowy elektrowni jądrowej od nowa i od trzech lat przygotowuje się do aktualizacji PPEJ oraz rozpoczęcia przetargu technologicznego. Czas faktycznie ucieka. Jeżeli pierwsza elektrownia ma być gotowa w 2033 roku, to budowa szacowana na dekadę powinna się zacząć najpóźniej w 2023 roku. Przygotowanie do budowy jest szacowane na około dwa lata, czyli powinno ruszyć w 2021 roku. Wcześniej trzeba wybrać partnera technologicznego, czyli już w przyszłym roku. Jeszcze wcześniej trzeba zaktualizować PPEJ, czyli z końcem 2019 roku.
Złamanie ciszy przedwyborczej o atomie
Z moich informacji wynika, że wsparcie dla projektu na łonie partii rządzącej jest ustalone, ale kalendarz wyborczy skłania do minimalizacji tematów zapalnych w debacie publicznej w celu maksymalizacji wyniku i pozyskania samodzielnej większości. Stąd może wynikać dotychczasowa rezerwa w komunikatach rządu na ten temat. Wyjątkiem może być konwencja PiS na której minister Naimski mówił o 20 procentach udziału atomu w miksie do 2040 roku, a Tchórzewski o konieczności przyspieszenia programu.
Teoretycznie więc można przedstawić aktualizację PPEJ na przykład razem z właściwą Polityką Energetyczną Polski do 2040 roku. Wspaniałą okazją byłoby Forum Ekonomiczne w Krynicy we wrześniu 2019 roku. Wówczas mogłoby dojść do „przyspieszenia atomowego” sygnalizowanego przez ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego.
Rynek i polityka w grze o atom
Gdyby udało się przyspieszyć prace nad polskim atomem, do rozstrzygnięcia pozostanie model finansowania. Minister Tchórzewski mówił o konieczności pozyskania połowy środków od zagranicznego inwestora w wysokości około 30 mld dolarów. Rząd wielokrotnie deklarował, że zależy mu na pozyskaniu oprócz tego tanich pożyczek z długą perspektywą spłaty od podmiotów finansowych patrzących w dłuższej perspektywie, na przykład funduszy emerytalnych.Najważniejsi gracze o polski atom to Francuzi, Koreańczycy i Amerykanie. Współpraca z każdym z nich ma zalety i wady.
Francja może dać technologię, finansowanie, oraz związać się silniej politycznie z Polską na arenie Unii Europejskiej. Precedensem może być walka Donalda Tuska o fotel przewodniczącego Rady Europejskiej. Co ciekawe, w okresie kampanii w tej sprawie doszło do szybkiego przyjęcia PPEJ i rozmów z EDF na temat zaangażowania w Polsce. Może to oznaczać, że premier wywalczył wsparcie jego kandydatury przez prezydenta Francoisa Hollande’a za zgodę na budowę atomu z udziałem EDF. Teoretycznie współpraca tej spółki z japońskim podwykonawcą gwarantowałaby szybkie tempo prac. Francja ma jednak obecnie problem z wiarygodnością polityki względem atomu. Rozważa wyłączenie efektywnej elektrowni Fessenheim i kolejnych. Milczy na arenie europejskiej na temat atomu. Z tego względu EDF nie jest na razie postrzegany jako partner wiarygodny. Co ciekawe, Hollande nie zamknął Fessenheim, a Macron nie podjął jeszcze decyzji w tej sprawie. Jest zatem szansa na odwrócenie złej passy atomu we Francji.
Korea Południowa jest z kolei partnerem pożądanym z punktu widzenia ekonomicznego. Doświadczenia realizacji projektów w Arabii Saudyjskiej i innych dowodzi, że potrafi zrealizować projekt szybko. Może także zaoferować współpracę technologiczną, na przykład w sektorze zbrojeniowym. Koreańczykom brakuje jednak komponentu politycznego, które dają pozostali gracze.
USA nie mają zaś jednej firmy jądrowej, jak EDF i do tej pory podchodzili do sektora jądrowego czysto rynkowo. Jednak ze względu na wagę sektora jądrowego cywilnego dla rozwoju triady nuklearnej (perspektywa emerytury w elektrowni dla specjalistów militarnych), a także rosnące zaangażowanie firm jądrowych z Chin i Rosji w Europie Środkowo-Wschodniej będące kolejnym przejawem aspiracji politycznych tych państw w regionie, Amerykanie mogą być zainteresowani zaoferowaniem Polsce i Czechom całkowicie nowego rozwiązania. Mogłoby ono zakładać, że dofinansują realizację projektu jądrowego poprzez inicjatywy legislacyjne na rzecz eksportu technologii jądrowej lub rozszerzenie katalogu państw zasługujących na wsparcie zagraniczne z powodów bezpieczeństwa – w celu powstrzymania ekspansji Chin i Rosji. Ich przewagą jest możliwość włączenia pozostałych graczy do łańcucha dostaw polskiej elektrowni jądrowej. Na przykład reaktory AP 1000 mogłyby powstać w Korei. Amerykanie chcą pozostać liderami energetyki jądrowej i potrzebują jej do celów militarnych. Ich zainteresowanie projektami w regionie potęguje konkurencja polityczna ze Wschodu. Czy to wystarczy, by ich podejście zmieniło się z rynkowego w polityczne?
Japonia mogłaby zaangażować firmy, które mogłyby stać się podwykonawcami innych komponentów. Oni także myślą czysto rynkowo i inwestują w szkolenie polskich kadr jądrowych. Przykładowo, w tym tygodniu rozpoczyna się trzytygodniowe szkolenie urzędników ministerstwa energii w Japonii.
Komisja Europejska będzie musiała ocenić zgodność ewentualnego przetargu na atom z przepisami. Rozwiązanie promujące jednego gracza może stanowić problem z ich punktu widzenia. Natomiast są precedensy. KE w przeszłości zatwierdziła umowę dla węgierskiej Paks i model wsparcia Hinkley Point. Warto jednak pamiętać, że nowa Komisja Europejska może znaleźć się pod większym wpływem liberałów i zielonych, ale nie wiadomo jak to wpłynie na jej podejście do energetyki jądrowej.
Najpierw wybory?
Jeżeli Polacy rzeczywiście chcą zbudować atom, to muszą się spieszyć. Nie wiadomo jednak, czy będą się spieszyć, bo Polskę czekają niebawem kolejne wybory, tym razem parlamentarne. Sygnały z konwencji Prawa i Sprawiedliwości mogą świadczyć o tym, że partia władzy faktycznie jest gotowa do przyspieszenia. Krytyka programu jądrowego przez przedstawicieli Koalicji Obywatelskiej może być – paradoksalnie, ale zgodnie z mechanizmami politologicznymi – czynnikiem dodatkowo dopingującym do działania.