Polskie wielkie spółki paliwowe planują na najbliższe lata inwestycje w energetykę konwencjonalną, w elektrownie węglowe. Nie są zainteresowane energią odnawialną. Dla portalu BiznesAlert.pl komentuj tę sytuację Bartłomiej Derski, wydawca partnerskiego WysokieNapiecie.pl
– Taką mamy w Polsce energetyczną realpolitik. Węgiel jako surowiec energetyczny ma dla nas podstawową zaletę: mamy go. Może nam zapewnić 100 proc. zapotrzebowania na energię. Energia wytwarzana z węgla jest stabilna, u nas jest, tania, ale produkcja węgla musi być rentowna z oczywistych, rynkowych powodów. Czy jednak warto państwowym i prywatnym przedsiębiorcom inwestować w budowanie nowych kopalń węgla kamiennego, to poważna kwestia – stwierdza nasz rozmówca. I podkreśla: – W Polsce koszt wytwarzania energii w nowych elektrowniach węglowych i wiatrowych (uwzględniając koszty ich bilansowania) jest już bardzo podobny i wynosi ok. 280-300 zł/MWh.
– Rząd premier Szydło stoi więc przed dylematem – ocenia Derski w rozmowie z BiznesAlert.pl. – Jeśli obecnie inwestujemy w węgiel, jakie są perspektywy energetyki odnawialnej, bez dużych inwestycji, bez dodatkowego programu budowy elektrowni szczytowo-pompowych, które pozwalają magazynować energię z OZE? Rząd nie odnosi się do kosztów i zobowiązań ekologicznych, co jest konieczne. Tym bardziej, że Polskę obowiązuje polityka energetyczno-klimatyczna Unii Europejskiej, zasady unii energetycznej. Jest też opinia społeczna. Czyżby rząd liczył, że Polaków nie interesują kwestie ekologiczne? A już widać, że na te kwestie będzie presja społeczna także u nas. Już dziś sondaże wskazują, że Polacy chcą OZE, choć nie specjalnie godzą się na koszty, nie koniecznie chcą drożej płacić za prąd, ale przecież społeczeństwo się bogaci. Obecnie procedowany w Sejmie projekt ustawy wiatrakowej pobudził zainteresowanie OZE. W Polsce przechodziły fale takich „energetycznych” zainteresowań – gazem łupkowym (który okazał się bańką), węglem. Obecnie nadchodzi pora na energię odnawialną, jednak rząd nie uwzględnia tego czynnika, jakim jest zainteresowanie społeczne. A przecież za kilka lat ten czynnik będzie mieć duże znaczenie polityczne – puentuje Bartłomiej Derski.