Budowa elektrowni węglowej w Ostrołęce padła ofiarą nie unijnej polityki klimatycznej, lecz partyjnego nepotyzmu – czytamy w Onecie.
– Afera ostrołęcka jak w soczewce skupia największe patologie władzy: nepotyzm, wywieranie nacisków na spółki, ustawianie przetargów i konkursów oraz wsadzanie swoich ludzi, tam, gdzie to było tylko możliwe – wylicza portal.
– Z dokumentów jasno wynika, że szefostwa spółek odpowiedzialnych za finansowanie projektu nie podejmowały samodzielnie decyzji. Raporty NIK i doniesienia medialne wskazują, że decyzje w sprawie Ostrołęki zapadały na poziomie rządowym (ministerialnym), nie w spółkach finansujących projekt. Wygląda na to, że menedżerowie Energi i Enei byli jedynie biernymi wykonawcami woli rządu, w tym zwłaszcza koordynującego projekt Ministerstwa Energii – czytamy w tekście Andrzeja Gajcego. – Kluczowe polityczne decyzje w sprawie Ostrołęki C podejmował szef PiS w okręgu siedlecko-ostrołęckim, Krzysztof Tchórzewski, który będąc ministrem energii w latach 2015-2019 sprawował polityczny nadzór nad Energa i Eneą. To Tchórzewski, który ostatnio na konwencji Prawa i Sprawiedliwości w podwarszawskim Markach był chwalony za skuteczność w działaniu przez samego Jarosława Kaczyńskiego, najbardziej lobbował wówczas za budową elektrowni w Ostrołęce, m.in. wpływając na decyzje innych ministerstw, a także menedżerów spółek Skarbu Państwa.
Warto przypomnieć, że Elektrownia Ostrołęka C miała być rentowna dzięki udziałowi w rynku mocy zagwarantowanym umową z 2018 roku. Została ona rozwiązana w lutym 2022 roku po porzuceniu projektu węglowego. Nowe założenia uwzględniają blok gazowy, mniej emisyjny, a więc korzystny z punktu widzenia polityki klimatycznej. Jednakże nowe regulacje unijne utrudniają również realizację bloków gazowych. Elektrownia Ostrołęka C na gaz miałaby być dostępna w 2026 roku.
Onet/Wojciech Jakóbik