– Handel emisjami CO2 spełniał swój cel do momentu, kiedy ceny nie przekraczały 20 euro za tonę. Dzisiaj, kiedy wynoszą 40 euro mechanizm ten ma destrukcyjny wpływ na energetykę wielu państw, w tym Polski – mówi prof. Władysław Mielczarski z Politechniki Łódzkiej w rozmowie z BiznesAlert.pl.
Profesor Mielczarski uważa, że Unia Europejska utraciła kontrolę nad systemem handlu emisjami. – EU ETS to system handlu sztucznym towarem, towarem, który nie istnieje fizycznie. To mechanizm, który został stworzony, aby wykreować coś, czego nie ma. Niestety, nad rynkiem handlu emisjami nie ma żadnej kontroli – powiedział. – Komisja Europejska zamiast stać na straży zdroworozsądkowej regulacji bez przerwy w nią ingerowała w różnych postaciach. To dodawała darmowych uprawnień, to tworzyła jakieś rezerwy, to zabierała. Regularnie ingerowała w rynek, który powinien pozostać samemu sobie. Dzisiaj natomiast, kiedy pojawiły się patologie, nie robi nic – uważa profesor.
Według rozmówcy BiznesAlert.pl, sam pomysł stymulacji inwestycji energetycznych nie był zły. – Jestem w stanie zrozumieć samą ideę. Nakładamy podatek na paliwa kopalne, tak aby zrównoważyć cenę nowych technologii bezemisyjnych. Tak było na początku, kiedy pozwolenia nie przekraczały ceny 16-20 euro. Przy 18 euro przestało się opłacać inwestować w elektrownie na węgiel brunatny i wybierano węgiel kamienny. Kiedy kwoty przekraczały 20 euro to z kolei przestał opłacać się węgiel kamienny i wybierano technologie lądowych elektrowni wiatrowych. Wszystko zmieniło się w 2007 roku, kiedy Komisja zdecydowała, że EU ETS stanie się instrumentem finansowym. Jaka była różnica? Przed tą decyzją, pozwolenia na emisję otrzymywały państwa zgodnie z odpowiednim rozdzielnikiem. Państwa mogły sprzedawać swoje uprawnienia, ale jedynie odbiorcom końcowym, którzy bezpośrednio „wykorzystywali” daną pulę pozwoleń. Kiedy zmieniono te zasady, ceny uprawnień zaczęły gwałtownie rosnąć. Teraz, z tego co wiemy, Bruksela całkowicie utraciła kontrolę nad tym mechanizmem – powiedział.
Zdaniem profesora Mielczarskiego urzędnicy unijni boją się obecnie przyszłości. Panuje przekonanie, że pozwolenia warte do 25 euro mogą wpływać pozytywnie na rynek energetyczny. Jednak cena obecna około 40 euro zaczyna jego zdaniem niszczyć europejski sektor energetyczny.
Według naukowca, są dwa sposoby rozwiązania problemu spekulacji. – Jednym z rozwiązań tego problemu jest pójście drogą Amerykanów, czyli tzw. „primesów”. Obligacje „primes” miały posłużyć amerykańskiej niższej warstwie klasy średniej, uwalniając środki zamrożone w częściowo spłaconej hipotece domu i pozwalając na użycie ich jako zabezpieczenia kolejnego kredytu. Mało akceptowalny system podwójnej hipoteki szybko przerodził się w systemy poczwórnej czy nawet n-tej hipoteki nad którym już nikt nie panował, a ceny obligacji hipotecznych rosły szybko w górę. To doprowadziło w końcu do pęknięcia bańki i w konsekwencji upadku kilku amerykańskich banków. Podobnie może stać się w przypadku spekulacji w ramach EU ETS. Drugim sposobem rozwiązania kłopotu jest wkroczenie Komisji. Pomysłem KE jest zmiana polegająca na np. ograniczeniu sprzedaży emisji do jednego podmiotu do jednej transakcji. To jednak w konsekwencji nie spowoduje zmniejszenia spekulacji, a doprowadzi do rozrostu fikcyjnych podmiotów, które będą nadal skupywały te pozwolenia. Unia nie będzie w stanie ich wszystkich weryfikować – twierdzi profesor.
Jednak według profesora Mielczarskiego, nawet te działania mogą nie przynieść skutku i przedstawia własne rozwiązanie. – W mojej opinii, należałoby zatrzymać czasowo handel emisjami a następnie wprowadzić jednolitą, regulowaną cenę, która doprowadziłaby do zniwelowania spekulacji. To drastyczne, ale jedyne sensowne rozwiązanie, które zatrzymałoby to szaleństwo – podsumowuje Mielczarski.
Opracował Mariusz Marszałkowski