icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Baca-Pogorzelska: Zdjąć węgiel z giełdy

Wszyscy pamiętamy z jaką pompą debiutowały na GPW spółki energetyczne i węglowe. Zdaje się jednak, że państwowy właściciel, który zachował z nich kontrolę zapomniał, że przestały być one jako spółki publiczne jego prywatnym folwarkiem. Jeśli chce wrócić do ręcznego sterowania, powinien zdjąć je z giełdy, by nie łamać m.in. ustawy o obrocie instrumentami finansowymi – pisze Karolina Baca-Pogorzelska, dziennikarka Dziennika Gazety Prawnej.

JSW

Gdy w ubiegłym tygodniu opisałam w DGP działalność supervisora z Ministerstwa Energii, który audytował podległe resortowi spółki nad problemem łamania KSH (nadzór w spółkach akcyjnych pełni kolegialnie i osobiście rada nadzorcza) oraz ustawy o obrocie instrumentami finansowymi (równość akcjonariuszy w dostępie do informacji) pochyliła się Komisja Nadzoru Finansowego. Pismo do Jastrzębskiej Spółki Węglowej z żądaniem wyjaśnień nie pozostawia złudzeń – „przesadziliście”.

Pamiętam debiut giełdowy JSW w 2011 r. Rzutem na taśmę, bo na początku lipca. Pamiętam orkiestrę górniczą w gmachu giełdy. Pamiętam zatrzymywanie kopalń i wywalczenie praw do akcji nawet dla tych pracowników JSW, który zgodnie z ustawą nie byli do tego uprawnieni. Pamiętam starcia Waldemara Pawlaka z Aleksandrem Gradem. Pamiętam też kosmiczną cenę 136 zł za walor. A teraz patrzę na JSW, która jest przykładem udanej restrukturyzacji górnictwa w wykonaniu PiS (w przeciwieństwie do Polskiej Grupy Górniczej, ale dziś zostawmy to z boku). Patrzę na spółkę, która wykorzystuje koniunkturę, mimo tragicznej katastrofy w kopalni Zofiówka w maju, która kosztowała życie 5 górników jakoś sobie radzi i patrzę z przerażeniem na to, co się tam dzieje. Minister energii postanowił bowiem odwołać prezesa Daniela Ozona.

We wrześniu pierwszą próbę zablokowali związkowcy, a minister wszystko zbagatelizował. Ale to była cisza przed burzą, a konkretnie przed wyborami. Już w piątek pojawiła się informacja o planowanych na 26 października na posiedzeniu rady nadzorczej zmianach w zarządzie. Ale szybko potem wypadła. Niemniej jednak minister odwołał w poniedziałek wiceprzewodniczącego rady i zamienił go na urzędnika z resortu. W piątek więc rada zagłosuje za tym, który porządek obrad jest ważny. Tak, tak, takie problemy pierwszego świata. A ja bym na przykład chciała wiedzieć, jakim prawem ta sama rada przekazała rewizorowi z resortu energii kilkadziesiąt tysięcy (tak dokładnie) kserokopii dokumentów firmy? Oczywiście Skarb Państwa ma w JSW 55,17 proc. akcji. Ale pozostałe należą do 15 OFE i TFI oraz drobnych inwestorów. Każdy z nich w takim razie jest pozbawiony do prawa do informacji – spółka bowiem przekazując dane Skarbowi Państwa powinna jednocześnie opublikować raport bieżący. Nie robiła tego.

Ostrołęka

JSW jest tylko jednym z przykładów ręcznego zarządzania spółkami nad którymi nadzór sprawuje resort energii. Przykład Energi i Enei przymuszanych do budowy nowego bloku 1000 MW w Ostrołęce pokazuje, że za nic mamy ekonomię, interes partyjny jest tu nadrzędny. I co z tego, że specjaliści mówią, że inwestycja nigdy się nie zwróci, a w ciągu swego istnienia przyniesie przynajmniej 2 mld zł strat (pesymiści liczą, że będzie to 1,7 mld euro…). I co z tego, że systemowo także nie ma sensu? I co z tego, że banki nie chcą wyłożyć na to pieniędzy? To z tego, że minister Krzysztof Tchórzewski jest szefem okręgu siedlecko-ostrołęckiego PiS, a jego syn wszedł do drugiej tury wyborów prezydenckich w Siedlcach. Oczywiście Enea i Energa są także spółkami giełdowymi.

Inaczej jest jednak na przykład z Węglokoksem, który jest jednoosobową spółką Skarbu Państwa. To, co robi tam resort mniej już boli, bo może tam sobie być sterem, żaglem i okrętem (choć KSH też obowiązuje). Ale nadzór właścicielski w spółkach publicznych, giełdowych, w których są inni akcjonariusze nie polega na tym, że największy – nawet jeśli jest nim Skarb Państwa – działa w myśl zasady „dziel i rządź”. Zresztą to też mu kiepsko idzie.

Mam więc dla resortu prostą propozycję. Zdejmijcie te swoje spółki z giełdy, zrenacjonalizujcie, bo macie w tym od 2015 r. niezłe doświadczenie, ale nie oczekujcie, że patrząc z boku otrzymacie akceptację dla swoich działań. Może członkowie zarządu siedzą cicho, bo boją się utraty pracy, ale co o was myślą, to już osobna historia. Z giełdy nie mogą wyparowywać miliardy złotych, bo ktoś się próbuję bawić w górnictwo i energetykę. A tak przynajmniej nikt by nie miał złudzeń, że to – wtedy legalnie – państwowy folwark.

Wszyscy pamiętamy z jaką pompą debiutowały na GPW spółki energetyczne i węglowe. Zdaje się jednak, że państwowy właściciel, który zachował z nich kontrolę zapomniał, że przestały być one jako spółki publiczne jego prywatnym folwarkiem. Jeśli chce wrócić do ręcznego sterowania, powinien zdjąć je z giełdy, by nie łamać m.in. ustawy o obrocie instrumentami finansowymi – pisze Karolina Baca-Pogorzelska, dziennikarka Dziennika Gazety Prawnej.

JSW

Gdy w ubiegłym tygodniu opisałam w DGP działalność supervisora z Ministerstwa Energii, który audytował podległe resortowi spółki nad problemem łamania KSH (nadzór w spółkach akcyjnych pełni kolegialnie i osobiście rada nadzorcza) oraz ustawy o obrocie instrumentami finansowymi (równość akcjonariuszy w dostępie do informacji) pochyliła się Komisja Nadzoru Finansowego. Pismo do Jastrzębskiej Spółki Węglowej z żądaniem wyjaśnień nie pozostawia złudzeń – „przesadziliście”.

Pamiętam debiut giełdowy JSW w 2011 r. Rzutem na taśmę, bo na początku lipca. Pamiętam orkiestrę górniczą w gmachu giełdy. Pamiętam zatrzymywanie kopalń i wywalczenie praw do akcji nawet dla tych pracowników JSW, który zgodnie z ustawą nie byli do tego uprawnieni. Pamiętam starcia Waldemara Pawlaka z Aleksandrem Gradem. Pamiętam też kosmiczną cenę 136 zł za walor. A teraz patrzę na JSW, która jest przykładem udanej restrukturyzacji górnictwa w wykonaniu PiS (w przeciwieństwie do Polskiej Grupy Górniczej, ale dziś zostawmy to z boku). Patrzę na spółkę, która wykorzystuje koniunkturę, mimo tragicznej katastrofy w kopalni Zofiówka w maju, która kosztowała życie 5 górników jakoś sobie radzi i patrzę z przerażeniem na to, co się tam dzieje. Minister energii postanowił bowiem odwołać prezesa Daniela Ozona.

We wrześniu pierwszą próbę zablokowali związkowcy, a minister wszystko zbagatelizował. Ale to była cisza przed burzą, a konkretnie przed wyborami. Już w piątek pojawiła się informacja o planowanych na 26 października na posiedzeniu rady nadzorczej zmianach w zarządzie. Ale szybko potem wypadła. Niemniej jednak minister odwołał w poniedziałek wiceprzewodniczącego rady i zamienił go na urzędnika z resortu. W piątek więc rada zagłosuje za tym, który porządek obrad jest ważny. Tak, tak, takie problemy pierwszego świata. A ja bym na przykład chciała wiedzieć, jakim prawem ta sama rada przekazała rewizorowi z resortu energii kilkadziesiąt tysięcy (tak dokładnie) kserokopii dokumentów firmy? Oczywiście Skarb Państwa ma w JSW 55,17 proc. akcji. Ale pozostałe należą do 15 OFE i TFI oraz drobnych inwestorów. Każdy z nich w takim razie jest pozbawiony do prawa do informacji – spółka bowiem przekazując dane Skarbowi Państwa powinna jednocześnie opublikować raport bieżący. Nie robiła tego.

Ostrołęka

JSW jest tylko jednym z przykładów ręcznego zarządzania spółkami nad którymi nadzór sprawuje resort energii. Przykład Energi i Enei przymuszanych do budowy nowego bloku 1000 MW w Ostrołęce pokazuje, że za nic mamy ekonomię, interes partyjny jest tu nadrzędny. I co z tego, że specjaliści mówią, że inwestycja nigdy się nie zwróci, a w ciągu swego istnienia przyniesie przynajmniej 2 mld zł strat (pesymiści liczą, że będzie to 1,7 mld euro…). I co z tego, że systemowo także nie ma sensu? I co z tego, że banki nie chcą wyłożyć na to pieniędzy? To z tego, że minister Krzysztof Tchórzewski jest szefem okręgu siedlecko-ostrołęckiego PiS, a jego syn wszedł do drugiej tury wyborów prezydenckich w Siedlcach. Oczywiście Enea i Energa są także spółkami giełdowymi.

Inaczej jest jednak na przykład z Węglokoksem, który jest jednoosobową spółką Skarbu Państwa. To, co robi tam resort mniej już boli, bo może tam sobie być sterem, żaglem i okrętem (choć KSH też obowiązuje). Ale nadzór właścicielski w spółkach publicznych, giełdowych, w których są inni akcjonariusze nie polega na tym, że największy – nawet jeśli jest nim Skarb Państwa – działa w myśl zasady „dziel i rządź”. Zresztą to też mu kiepsko idzie.

Mam więc dla resortu prostą propozycję. Zdejmijcie te swoje spółki z giełdy, zrenacjonalizujcie, bo macie w tym od 2015 r. niezłe doświadczenie, ale nie oczekujcie, że patrząc z boku otrzymacie akceptację dla swoich działań. Może członkowie zarządu siedzą cicho, bo boją się utraty pracy, ale co o was myślą, to już osobna historia. Z giełdy nie mogą wyparowywać miliardy złotych, bo ktoś się próbuję bawić w górnictwo i energetykę. A tak przynajmniej nikt by nie miał złudzeń, że to – wtedy legalnie – państwowy folwark.

Najnowsze artykuły