Fuzja Orlenu z Lotosem zapewni połączonemu podmiotowi możliwość efektywnej rywalizacji w regionie. Długoterminowo to kwestia przetrwania i otwarcia nowych możliwości ekspansji polskiego kapitału – piszą Marcin Roszkowski i Kamil Moskwik z Instytutu Jagiellońskiego.
Od wynalezienia lampy naftowej przez Ignacego Łukasiewicza do niemal całkowitej dominacji światowego wydobycia ropy naftowej przez Standard Oil minęły zaledwie trzy dekady. John Rockefeller wiedział, że w tej branży obowiązuje prawo dżungli – wygrywają więksi i sprytniejsi– dlatego przez całe życie szukał sposobów optymalizacji nawet najdrobniejszego aspektu działalności swojego przedsiębiorstwa. Symboliczna kropla cyny, którą według anegdoty miał oszczędzić na każdej baryłce, w długim terminie przyniosła mu fortunę.
Czasy się zmieniają, ale pewne reguły ekonomiczne pozostają niezmienne. Korzyści skali, renta geograficzna czy wysokie bariery wejścia po dziś dzień w dużej mierze kształtują światowy rynek rafineryjny, zdominowany przez wielkie koncerny, choć silnie konkurencyjny. Polskie rafinerie, w obliczu silnej presji na marże, otoczone przez duże grupy kapitałowe, muszą się zjednoczyć, żeby przetrwać. Koncentracja na tym rynku jest naturalna i zgodna z prawem UE, które zabrania jedynie nadużywania pozycji dominującej. Fuzja polskich gigantów powinna być neutralna dla konsumentów – w Europie istnieje przecież konkurencja ze strony podmiotów drapieżnie próbujących sił również w Polsce – przy czym długoterminowo może być to nawet proces korzystny dla tankujących samochody. Wszak zwiększone nakłady na innowacje i poprawa efektywności spółek naftowych powinny przełożyć się na niższe ceny dla odbiorców końcowych, nie wspominając o korzyściach dla bezpieczeństwa energetycznego i gospodarczego państwa, które są kolejnymi przesłankami zasadności konsolidacji.
Polska, z dwoma dużymi państwowymi podmiotami rafineryjnymi i detalicznymi, pozostaje raczej ewenementem w regionie. W poprzednich latach rządy wielu krajów europejskich wspierały procesy konsolidacji w celu budowy silnych grup naftowych, tj. francuski Total, norweski Equinor, węgierski MOL, hiszpański Repsol czy austriacki OMV, aby zwiększyć ich konkurencyjność i odporność na wahania rynku, nie wspominając o brytyjsko-holenderskim sojuszu Royal Dutch i Shella, co nastąpiło już w 1907 roku w celu rywalizacji ze wspomnianym amerykańskim kolosem Standard Oil. Jednocześnie w Polsce w ostatnich latach dominowało raczej podejście dzielenia spółek Skarbu Państwa na coraz to nowe podmioty, co owszem, w niektórych przypadkach, sprzyjało wyprowadzeniu ich na prostą i osiągnięciu konkurencyjności poprzez wydzielenie nierentownych obszarów. Czas wreszcie pokazać, że przeciwne działanie, tj. konsolidacja, może przynieść efekty synergii zarówno po stronie przychodowej, jak i redukcję kosztów ogólnego zarządu, zapewniając oszczędności.
Połączenie obu spółek wpłynie na optymalizację kosztów zakupu materiałów i surowców poprzez wzrost siły negocjacyjnej i lepsze wykorzystanie możliwości magazynowych (na tym polu skuteczności może dowodzić np. powstanie Grupy Azoty), kosztów prowadzenia działalności, w tym logistyki, głównie na skutek uniknięcia zbędnej konkurencji między spółkami Skarbu Państwa, a także procesów rafineryjnych. Spodziewanym skutkiem jest także obniżenie średniego ważonego kosztu kapitału i poprawa warunków finansowych kredytowania, ponieważ PKN Orlen jest stosunkowo pozbawiony długów, podczas gdy Lotos boryka się z wysokim poziomem zadłużenia, co przy stosunkowo niewielkiej bazie aktywów ogranicza możliwości inwestycyjne spółki. Fuzja przełoży się na wyższy łączny budżet rozwojowy, a więc otworzy zupełnie nowe możliwości inwestycji w innowacyjne projekty badawczo-rozwojowe, bez szkody dla podstawowej działalności. Zapewni także większe możliwości przejęć podmiotów zagranicznych i uzyskiwania dostępu do własnych złóż ropy naftowej i gazu ziemnego oraz ewentualne wyższe szanse akwizycyjne skonsolidowanego podmiotu w przyszłości.
To wystarczające argumenty z punktu widzenia inwestorów, którzy entuzjastycznie zareagowali na opublikowaną w ubiegłym roku informację o podpisaniu listu intencyjnego w sprawie przejęcia Lotosu przez Orlen. Nie mniejsze przesłanki do radości z konsolidacji powinni mieć decydenci państwa. Planowana fuzja jest okazją zwiększenia dywersyfikacji kierunków dostaw ropy naftowej do Polski, obecnie w ok. 70% uzależnionej od rosyjskiej ropy, poprzez lepsze wykorzystanie i rozbudowę infrastruktury przesyłowej. W istocie konsolidacja zapewni lepszą koordynację działań związanych z zewnętrznymi zagrożeniami rynku, takimi jak zakłócenie dostaw ropy, zwiększając tym samym bezpieczeństwo energetyczne państwa. Ponadto efektem konsolidacji może być jeszcze wyższa skuteczność walki z przestępczością na rynku paliwowym i uszczelnienie „szarej strefy”, prowadzące do wzrostu dochodów z podatków.
Połączenie Orlenu z Lotosem jest także potrzebne, aby podmioty na dojrzałym rynku rafineryjnym, będącym ostatnio pod wpływem wyjątkowo korzystnej koniunktury makroekonomicznej, nie stały się obciążeniem dla Skarbu Państwa w okresie spowolnienia gospodarczego. Stworzenie silnego, połączonego podmiotu umożliwi nie tylko skuteczne konkurowanie w regionie, lecz także otworzy możliwości inwestycji w nowe projekty wielkiej skali, np. w sektorze elektromobilności czy energetyki odnawialnej, długofalowo konieczne do dywersyfikacji portfela skoncentrowanego dziś niemal w pełni na produktach, które za kilkadziesiąt lat mogą nie istnieć. Megatrendy są nieubłagane, a przemysł naftowy pozostaje pod presją ze strony nowych technologii. Tymczasem o perspektywach rozwoju narodowych polskich czempionów trzeba myśleć już teraz. To od nich w dużej mierze zależy wzrost gospodarczy.