– Samorząd pomorski jest wiarygodnym partnerem atomu, ale mamy jeden warunek, czyli uwzględnienie interesów mieszkańców, szczególnie tych najbliżej inwestycji – mówi Mieczysław Struk, marszałek województwa pomorskiego, w rozmowie z BiznesAlert.pl.
- Jestem przekonany, że to przedsięwzięcie ma olbrzymie znaczenie dla regionu, pod wieloma względami. Musimy jednak pamiętać, że elektrownia jądrowa na Pomorzu będzie nieść za sobą zarówno pozytywne aspekty, jak i negatywne konsekwencje. Tak jest w przypadku każdej wielkiej inwestycji. Myślę, że w dłuższej perspektywie przyniesie ona jednak więcej pozytywów niż negatywów – mówi marszałek województwa pomorskiego.
- Wszystkie samorządy lokalne – mam tutaj na myśli powiaty wejherowski, lęborski i pucki wraz z gminami w ich granicach, mogą na różne sposoby skorzystać na przygotowaniu, budowie i eksploatacji elektrowni. Nie mówię tylko o korzyściach z podatków, bo to akurat melodia przyszłości. Jednocześnie już teraz musimy przygotować region na czekające nas wyzwania, na długotrwałą fazę budowy i związane z nią uciążliwości – wyjaśnia Mieczysław Struk.
- Nie możemy kształtować strategii rozwoju samorządów na podstawie doniesień z mediów. Dlatego płaszczyzna współpracy ze stroną rządową wymaga zmiany, m.in. jeśli chodzi o zespół powołany przez poprzedniego wojewodę, który w praktyce okazał się fikcją – ocenia rozmówca BiznesAlert.pl.
- Do tej pory nie wiemy co będzie z portem instalacyjnym. Decyzja nie należy do samorządu pomorskiego ani portu w Gdańsku. Władze portu muszą być jednak gotowe na ewentualny sygnał. Jeśli chodzi o porty serwisowe wciąż zabiegamy o to, żeby również Władysławowo było brane pod uwagę. Być może to byłoby dobre miejsce, gdyż jego adaptacja prawdopodobnie obyłaby się bez wielkich robót hydrotechnicznych – twierdzi marszałek Struk.
BiznesAlert.pl: Pierwsza elektrownia jądrowa w Polsce ma stanąć na Pomorzu. Jakie znaczenie ma ten projekt z perspektywy regionu?
Mieczysław Struk: Jestem przekonany, że to przedsięwzięcie ma olbrzymie znaczenie dla regionu, pod wieloma względami. Musimy jednak pamiętać, że elektrownia jądrowa na Pomorzu będzie nieść za sobą zarówno pozytywne aspekty, jak i negatywne konsekwencje. Tak jest w przypadku każdej wielkiej inwestycji. Myślę, że w dłuższej perspektywie przyniesie ona jednak więcej pozytywów niż negatywów.
Będzie tak przede wszystkim dlatego, że wzrośnie konkurencyjność regionu w stosunku do innych w Polsce czy za granicą. Już dziś dostaję sygnały od potencjalnych inwestorów, którzy są gotowi zainwestować w województwie pomorskim. Nowe inwestycje przełożą się na większą liczbę miejsc pracy również w innych dziedzinach, nie tylko w energetyce.
Inwestorzy zadają pytania o dostępność do energii z odnawialnych i niskoemisyjnych źródeł. Dla wielu firm, takich jak Intel, który rozważał lokalizację na Pomorzu inwestycji o wartości na poziomie 5,5 miliarda złotych, jest to kluczowy warunek. Ostatecznie Intel wybrał Dolny Śląsk, ale takie pytanie się pojawiło i to wiele pokazuje.
Inwestycje w energetyce, nie tylko budowa elektrowni jądrowej, będą sprzyjać pojawianiu się nowoczesnych technologii, choćby w zakresie produkcji wodoru. Dzisiaj jest to nieopłacalne, ale w niedalekiej przyszłości może być inaczej, a Pomorze może na tym zyskać.
Wracając do elektrowni, jej budowa to nie tylko jeden budynek czy zakład w granicach ogrodzenia, lecz także infrastruktura towarzysząca, inne inwestycje uzupełniające czy rozwój uczelni i nowe perspektywy dla przedsiębiorców. Skorzysta na tym wiele sektorów, takich jak transport czy edukacja. Jest całe spektrum korzyści, które widzimy w tym projekcie.
Przykłady z całego świata mówią, że przy tego typu projektach, samorządy często angażują się mocniej, np. odbierając energię elektryczną na różne sposoby, są partnerami elektrowni jądrowych. Czy widzą Państwo również takie szanse?
Tak, jednak jest jeden podstawowy warunek. Musi występować permanentny dialog prowadzony z inwestorem i polskim rządem. Moim zdaniem tego zabrakło w ostatnich latach. Widać to np. po postulatach w zakresie infrastruktury towarzyszącej czy inwestycji, o realizację których samorządy zabiegają od wielu lat, a na które decydenci jak dotąd pozostawali głusi.
Wszystkie samorządy lokalne – mam tutaj na myśli powiaty wejherowski, lęborski i pucki wraz z gminami w ich granicach, mogą na różne sposoby skorzystać na przygotowaniu, budowie i eksploatacji elektrowni. Nie mówię tylko o korzyściach z podatków, bo to akurat melodia przyszłości. Jednocześnie już teraz musimy przygotować region na czekające nas wyzwania, na długotrwałą fazę budowy i związane z nią uciążliwości. Musimy także pamiętać o mieszkańcach czy przedsiębiorcach, z których część będzie zmuszona do zmiany profilu swojej działalności zarobkowej w związku z budową elektrowni. Zabiegamy o partnerski dialog z rządem, który będzie identyfikować obszary i interesariuszy, a ważną jego częścią powinna być pilna rewizja programu rządowego, dedykowanego samorządom.
Czy ostatnie wybory zmieniły coś w podejściu Pomorza do atomu na szczeblu samorządowym?
Oczywiście, że tak, o czym świadczy czerwona kartka, którą otrzymał wójt gminy Choczewo Wiesław Gębka, oraz niski poziom akceptacji dla pani Gabrieli Lisius, starosty wejherowskiej. To wynikało m.in. z faktu, iż dialog z lokalnymi społecznościami był prowadzony w nieprawidłowy sposób i to trzeba zmienić.
Jesteśmy zobligowani do tego, aby uspokajać atmosferę wtedy, gdy pojawiają się napięcia. Emocje są naturalnym zjawiskiem w tak złożonym procesie i nie można tego ignorować. Pierwszy przykład z brzegu to niezadowolenie związane z ograniczeniem dostępu do plaży w rejonie obecnie prowadzonych prac. Brak dialogu w tej kwestii i osłonięcie ścieżki blaszanym ogrodzeniem wywołały złość mieszkańców. Drugi to kwestia zakwaterowania dla pracowników budowy elektrowni i brak konkretów na temat wykorzystania istniejącej bazy noclegowej. Jeśli patrzymy na skalę inwestycji, to są drobiazgi, ale one budują atmosferę.
Z każdym kolejnym kwartałem będą się pojawiały nowe szanse i wyzwania. To ważne, abyśmy rozmawiali o nich w otwartym dialogu, który nie będzie zawierał niedomówień i fikcji.
Jak znaleźć złoty środek pomiędzy dialogiem, a dopuszczaniem głosów typu: „Mam działkę i nie chcę patrzeć na elektrownię za miedzą”?
Mamy wiele przykładów, w których budowa zmusiła inwestora do usunięcia budynków i wykupu gruntów. Nawet jeśli tak się nie będzie działo w związku z budową elektrowni, to i tak pojawią się takie głosy, o których Pan wspomina. To ważne, aby w transparentnym procesie szukać rekompensaty dla mieszkańców, którzy np. nie będą mogli prowadzić dotychczasowej działalności, chociażby w obszarze turystyki.
O działaniach osłonowych i rekompensatach, także w kontekście turystyki pisaliśmy w przygotowanym wspólnie z innymi samorządami Memorandum. To dokument, który kilkukrotnie przekazaliśmy stronie rządowej, niestety bez reakcji z jej strony. Memorandum zawierało wiele postulatów i propozycji działań, w tym takich, które pokazywały, że elektrownia – przy odpowiednich rozwiązaniach – wcale nie musi przeszkadzać w rozwoju turystyki. Wśród propozycji produktów turystycznych możliwych do rozwoju było np. wykorzystanie walorów Jeziora Żarnowieckiego czy stworzenie portu schronienia pomiędzy Łebą a Władysławowem.
Wydaje się, że można stworzyć szeroką płaszczyznę współpracy. Wystarczy zasiąść do stołu i powiedzieć „Potrzebujemy tyle i tyle miejsc noclegowych. Stwórzmy katalog bazy noclegowej, będziecie mieli z tego kolosalne korzyści”. Tego typu inwestycje rodzą wiele szans, również dla lokalnych biznesów.
Co zatem z lokalizacją, która była przedmiotem intensywnej debaty publicznej z udziałem samorządu Pomorza?
Nie kwestionujemy jej. Samorząd Pomorza jest wiarygodnym partnerem tego procesu, ale mamy jeden warunek, czyli uwzględnienie interesów mieszkańców, szczególnie tych najbliżej inwestycji. Ważna jest także otwartość na głosy odmienne, krytyczne wobec zmian, które nas czekają.
Mam nadzieję, że prace przygotowawcze i budowlane nie uderzą w turystykę, z którą jako region jesteśmy silnie związani. Jednak tak jak wspomniałem, niezbędna jest współpraca i dialog, dotyczący m.in. rewizji programu wsparcia rządowego. Potrzebna jest korekta kwoty, którą przeznaczono dla samorządów, bo 250 mln złotych to za mało. Zwłaszcza, gdy myślimy o wieloletnim procesie budowlanym. Trzeba także rozszerzyć katalog beneficjentów tego programu, bo dzisiaj z niezrozumiałych względów został mocno zawężony.
Druga sprawa to dostęp do faktów i wiedzy jest kluczowy dla nas wszystkich. Nie możemy kształtować strategii rozwoju samorządów na podstawie doniesień z mediów. Dlatego płaszczyzna współpracy ze stroną rządową wymaga zmiany, m.in. jeśli chodzi o zespół powołany przez poprzedniego wojewodę, który w praktyce okazał się fikcją. Chcielibyśmy także włączenia przedstawiciela samorządu województwa do prac międzyresortowego zespołu do spraw kluczowych inwestycji w zakresie strategicznej infrastruktury energetycznej. Proponujemy też cykliczne spotkania interesariuszy w Warszawie czy na Pomorzu, proponujemy także dni otwarte energetyki jądrowej. Moje rozmowy z ministrem Maciejem Bando oraz prezesami spółek zaangażowanych w projekt dają nadzieję na owocny dialog.
Czy spodziewają się Państwo przesunięcia terminów budowy atomu na Pomorzu?
Tak, wydaje się to być prawdopodobne. Proces inwestycyjny jest bardzo poważny, a wiele kwestii nie zostało rozstrzygniętych, także na poziomie formalno-prawnym. Oczekujemy urealnienia tego harmonogramu. Klamka jednak zapadła i trzeba realizować ten wielki projekt z nastawieniem partnerskim.
Jeśli chodzi o decyzję środowiskową, po uwagach, które otrzymaliśmy od ekspertów zewnętrznych, zwracaliśmy uwagę inwestorowi, że warto zweryfikować wyniki analiz i modelowania wpływu na wody morskie, które przeprowadzano w ramach oceny środowiskowej. Pokazywaliśmy, że naukowcy z dwóch jednostek Polskiej Akademii Nauk mają różne stanowiska na ten temat. Mówiliśmy inwestorowi „Zróbcie coś z tym, bo teraz nie wiemy czyjej opinii słuchać, sprawdźcie to”. Samorząd reprezentuje w końcu wszystkich mieszkańców, także tych z obawami.
Nie jesteśmy stroną w postępowaniu środowiskowym, więc nasz głos liczył się w konsultacjach tak, jak każdy inny. Nie mamy też żadnych wyjątkowych uprawnień. Natomiast według naszej wiedzy część organizacji ekologicznych korzysta z prawa do skargi na decyzję środowiskową, a zatem będzie okazja do weryfikacji założeń tej inwestycji z punktu widzenia środowiska.
Morskie farmy wiatrowe to również ingerencja w dotychczasowy stan Morza Bałtyckiego i jego otoczenia. Długo trwały dywagacje, gdzie powstanie port instalacyjny na potrzeby wiatraków.
Sytuacja związana ze wskazaniem lokalizacji portu instalacyjnego pokazuje, że mamy do czynienia z kakofonią informacji. Nie chcę teraz oceniać, czy Świnoujście jest lepszym rozwiązaniem, ale wiem, że Port Gdańsk przygotowywał się do tej inwestycji, zresztą wpisanej do Krajowego Planu Odbudowy. Do tej pory nie wiemy co będzie z portem instalacyjnym. Decyzja nie należy do samorządu pomorskiego ani portu w Gdańsku. Władze portu muszą być jednak gotowe na ewentualny sygnał. Jeśli chodzi o porty serwisowe wciąż zabiegamy o to, żeby również Władysławowo było brane pod uwagę. Być może to byłoby dobre miejsce, gdyż jego adaptacja prawdopodobnie obyłaby się bez wielkich robót hydrotechnicznych. Oczywiście każdy port ma mankamenty. Łeba to odległość od morza i ujście rzeki ograniczające głębokość. Inwestor jest jednak na miejscu i zapadła decyzja inwestycyjna. Ustka ma lepsze możliwości hydrotechnicznie i dojazd, ale bardziej skomplikowaną sytuację własnościową. Władysławowo ma problem z dostępnością od strony lądu.
Jako mieszkaniec Półwyspu Helskiego znam bardzo dobrze te problemy. Uważam, że należy prowadzić permanentny dialog o inwestycjach dotyczących farm wiatrowych, ich konsekwencjach ze wszystkimi uwarunkowaniami dookoła oraz przygotowaniu ludzi do ich budowy.
Chciałbym tu podkreślić, że nie wszystkim muszą się zajmować instytucje i podmioty centralne. Oczekuję np. szerszego wykorzystania Agencji Rozwoju Pomorza, która jest naszą regionalną spółką przyciągającą inwestorów zagranicznych oraz polskich pod marką Invest in Pomerania. To jedno okienko dla inwestorów, które ma służyć całemu regionowi.
Czy współpraca władzy centralnej i samorządowej ułatwi rozwój energetyki Pomorza?
Bez dwóch zdań i to w wielu aspektach. Oto jeden z nich – dyskutujemy z ministerstwem infrastruktury o modernizacji linii kolejowej Kartuzy-Sierakowice-Lębork, która łączy się z linią modernizowaną na potrzeby elektrowni jądrowej. Należy też wesprzeć szkolnictwo zawodowe i wyższe. Uczelnie pomorskie chcą tworzyć studia inżynierskie i magisterskie we współpracy z inwestorem elektrowni. Jeśli w naszych relacjach wróci normalność, otwartość, przejrzystość i gotowość do współpracy, będziemy w stanie razem przenosić góry.
Rozmawiał Wojciech Jakóbik