W przeddzień inwazji Rosji na Ukrainę w Polsce rozgorzała niedorzeczna dyskusja o tym, jakoby Niemcy blokowali polską energetykę jądrową w czasie, gdy właśnie wysyłają sygnały przeciwne. Koincydencja czasowa jest co najmniej nieszczęśliwa, bo czas na solidarność Unii Europejskiej i NATO w obliczu agresji Kremla – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
22 lutego doszło do spotkania minister Steffi Lemke oraz Anny Moskwy w Warszawie. Obie są odpowiedzialne za ochronę środowiska, odpowiednio w Niemczech oraz Polsce. Dziennikarz BiznesAlert.pl Michał Perzyński włada językiem niemieckim i notował wystąpienie obu pań w ich językach.
– Jeśli chodzi o dialog, możemy dyskutować w ramach Polsko-Niemieckiej Rady Środowiska. Powołana została ona w 1991 roku, jest to solidny fundament, który pomaga nam jako sąsiadom odnieść się do wyzwań w zakresie ochrony środowiska – mówiła Steffi Lemke. – W sprawie polityki energetycznej są różnice między Polską a Niemcami, o których rozmawiamy. Niemiecki rząd federalny ustosunkowuje negatywnie do włączenia energetyki jądrowej do taksonomii. Decyzja o budowie atomu to jednak suwerenna decyzja państw, będziemy dalej prowadzić dialog o zagospodarowania odpadami. Na szczeblu europejskim są instrumenty, które mają służyć temu, by państwa korzystające z atomu zapewniły bezpieczeństwo sobie i innym. Nie uważam tego źródła energii ani za dobre, ani za bezpieczne, jest to stanowisko całego rządu federalnego – mówiła dalej.
Te słowa posłużyły części mediów, a później także redaktorowi naczelnemu Mediów Narodowych Robertowi Bąkiewiczowi do postawienia tezy, że Niemcy mają zamiar pójść z Polską do sądu w sprawie energetyki jądrowej. Polacy chcą mieć pierwszy reaktor w 2033 roku i 6-9 GW atomu w 2043 roku. Taka teza nie ma jednak podstaw.
Teza o sporze jądrowym została zdementowana przez ambasadora Niemiec w Polsce Arndta Freytaga von Loringhovena. – Taka interpretacja jest błędna. Każdy kraj decyduje o swoim miksie energetycznym. Minister Steffi Lemke wyraźnie podkreśliła to w Warszawie. Mówiła o instrumentach prawnych na poziomie UE. Nie oznacza to pozwu sądowego, ale transgraniczną ocenę oddziaływania na środowisko – napisał ambasador na Twitterze.
Taka interpretacja jest błędna. Każdy kraj decyduje o swoim miksie energetycznym. Minister @SteffiLemke
wyraźnie podkreśliła to w Warszawie. Mówiła o instrumentach prawnych na poziomie UE. Nie oznacza to pozwu sądowego, ale transgraniczną ocenę oddziaływania na środowisko. https://t.co/TFZOyMnxCv— Arndt Freytag von Loringhoven (@Amb_Niemiec) February 23, 2022
Nie trzeba wierzyć na słowo ambasadorowi Niemiec, bo wystarczy zajrzeć do historii kontaktów Polski i Niemiec w sprawie Programu Polskiej Energetyki Jądrowej. Sam PPEJ był przedmiotem konsultacji transgranicznych z Niemcami na mocy konwencji z Espoo oraz umowy wykonawczej między Niemcami a Polską w sprawie zaleceń odnośnie do przeprowadzenia transgranicznej oceny oddziaływania na środowisko. Minister środowiska Niemiec mówiła o rutynowej procedurze konsultacji wpływu atomu na środowisko, którą przeszedł już plan budowy atomu w Polsce, a teraz musi zgodnie z prawem przejść go sam projekt.
Tymczasem Niemcy w ostatnim czasie odpuściły spór o atom na poziomie europejskim, bo bez ich zgody nie byłoby możliwe przedstawienie przez Komisję Europejską zapisów o tak zwanej taksonomii, czyli wytycznych o tym, jakie inwestycje są zrównoważone i zasługują na finansowanie banków, z energetyką jądrową i gazem ziemnym w środku. Układ opisywany szeroko przez media branżowe w Europie Zachodniej, ale mniej znany w Polsce, zakładał, że Niemcy ustępują rosnącemu klubowi jądrowemu na kontynencie pod wodzą Polaków i Francuzów w zamian za zapisy o gazie, których potrzebują w celu realizacji ich polityki zwrotu energetycznego Energiewende zakładającej odchodzenie od atomu oraz węgla naraz i zastępowanie ich duetem gaz oraz OZE.
To oznacza szansę na carte blanche Niemiec dla Polski w sprawie jej energetyki jądrowej, a nie jak przekonuje część mediów, groźbę sądu. Program jądrowy w Polsce będzie realizowany przez kilkadziesiąt lat a w Berlinie nie brakuje sił, które mogą sprzeciwiać się atomowi, czego dowodzą niemerytoryczne badania zlecane przez Partię Zielonych straszące chmurą radioaktywną znad Polski. Także w okolicach preferowanej lokalizacji pierwszej elektrowni jądrowej Lubiatowo-Kopalina może dojść do mobilizacji oporu społecznego, szczególnie wobec ujawnienia w ostatnim czasie planów rozbudowy infrastruktury energetycznej oraz drogowej na potrzeby elektrowni jądrowej w toku konsultacji przeprowadzonych w urzędzie gminy Choczewo 20 stycznia 2022 roku. Infrastruktura towarzysząca atomu w Polsce to: dodatkowa droga dojazdowa, linia kolejowa, linie elektroenergetyczne, baza zakwaterowania w Choczewie, oczyszczalnia ścieków i inne rozwiązania pozwalające tysiącom ludzi pracować na budowie reaktora, a potem pracować w samym obiekcie. Jednakże póki co Berlin odpuszcza atom Warszawie.
Pozytywny sygnał Niemiec został źle zinterpretowany w Polsce, być może przez nadmiar emocji towarzyszący różnym sporom Warszawy z Brukselą oraz Berlinem. – Niemiecki rząd mówi co mamy robić w Polsce, każe nam zniszczyć energetykę – ostrzegał Robert Bąkiewicz. – Każe nam również nie budować elektrowni jądrowych – dodał.
Stop niemieckiej arogancji! pic.twitter.com/3GCliWggW5
— Robert Bąkiewicz (@RBakiewicz) February 23, 2022
Nic takiego się nie zdarzyło, a koincydencja wystąpienia polityka kojarzonego nieoficjalnie z obozem władzy z inwazją Rosji na Ukrainę rozpoczęta 24 lutego oraz uruchomieniem artykułu czwartego Paktu Północnoatlantyckiego NATO przez Polskę, jest co najmniej nieszczęśliwe. Artykuł czwarty pozwala na konsultację sojuszników w razie zagrożenia integralności terytorialnej któregokolwiek z nich. Nie chodzi zatem już tylko o bezpieczeństwo Ukrainy, ale także Polski i całego Sojuszu.
Tymczasem Polska i Niemcy są nierozerwalnie związane interesami politycznymi i gospodarczymi, razem należą do Unii Europejskiej i NATO. Trudne relacje partnerskie pozostaną nieodzowne i właśnie dzięki spotkaniu Moskwa-Lemke mogą stać się łatwiejsze, nie trudniejsze. W obliczu inwazji rosyjskiej na Ukrainie powinny zachować jedność, a jeden ze sposobów na zmniejszenie zagrożenia ze strony Rosji to budowa bezpieczeństwa energetycznego z użyciem środków, które kraje unijne wybierają według uznania, samodzielnie tworząc swój miks energetyczny zgodnie z tym co powiedziała Steffi Lemke. Jeżeli będziemy się spierać podburzani nieprawdziwymi informacjami i nie zareagujemy razem na agresję Kremla, nie będzie rozmowy o atomie ani Energiewende, ale nowej wojnie w Europie.