Jakóbik: Europa jest gotowa do resetu z Rosją

0
24

KOMENTARZ

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Wicekanclerz w rządzie Niemiec Sigmar Gabriel zaapelował na kongresie swojej partii SPD w Moguncji o wykazanie większego zrozumienia dla Rosji i zaprzestanie „ideologicznej nagonki” na Moskwę. Bez Rosji nie da się zakończyć konfliktu w Syrii – czytamy w depeszy Polskiej Agencji Prasowej. Czyżby w sprawie nowego otwarcia w relacjach Europy z Rosją klamka już zapadła?

Romans elit europejskich z Rosją jest burzliwy, ale trwa niezmiennie od wieków. Projekt rozbudowy Gazociągu Północnego to tylko kolejny symptom tego samego problemu. Krótkoterminowy zysk ekonomiczny firm, zasłania rządom części państw europejskich perspektywę długoterminowych strat politycznych.

Gazociąg Nord Stream uzyskał specjalny status w Unii Europejskiej. Jako magistrala morska został wyłączony spod regulacji antymonopolowych, także jego naziemny odcinek w Niemczech. Jego odnoga, o nazwie OPAL, zyskała od Brukseli 50-procentowe wyłączenie spod zasady wolnego dostępu, dając tym samym prawo do pełnego wykorzystania połowy jego mocy przez Gazprom. Ten precedens mści się obecnie na Komisji Europejskiej. Firmy europejskie podpisały umowę akcjonariuszy w sprawie rozbudowy Nord Stream o dwie nowe nitki, a tym samym podwojenie jego przepustowości do 110 mld m3 rocznie. Aby ten ruch miał sens, Bruksela musi zgodzić się na nowe ustępstwa w sprawie OPAL, a nawet rozbudowę tej odnogi na potrzeby Gazpromu.

To element szerszego planu zastępowania dostaw przez Ukrainę, tranzytem przez terytorium niemieckie. Pomimo pozostawania rosyjskich wojsk na ukraińskim Krymie i w Donbasie, BASF zrealizował wymianę aktywów z Gazpromem. Rosjanie zyskali dostęp do infrastruktury na terenie Niemiec, w tym do magazynów, które będą kluczowe dla rozwoju niemieckiego węzła dla rosyjskiego gazu. Do podobnej wymiany przygotowują się Austriacy, którzy chcą więcej gazu z Rosji dla istniejącego węzła w Baumgarten. W zamian Niemcy i Austriacy otrzymają dostęp do syberyjskich złóż. Ta symbioza uderza w interesy krajów znajdujących się między Niemcami, a Rosją. Ukraina może stracić zyski z tranzytu stanowiące istotny element jej dochodów budżetowych. Polska będzie miała większe trudności z rozwojem własnego węzła gazowego. Spadnie także znaczenie dywersyfikacyjne giełd niemieckich dla Polaków, bo będzie tam w jeszcze większym stopniu dominował gaz rosyjski.

Polsce i innym krajom, które blokują projekt ze względów politycznych, będzie jednak trudno zablokować rozbudowę gazociągu. W oparciu o precedens dla Nord Stream 1, Rosjanie niebezpodstawnie chcą podobnego traktowania Nord Stream 2. Na drodze do realizacji tego celu może stanąć już tylko Komisja Europejska, czyli strażnik prawa uderzającego w monopole jak Gazprom. Dyrektoriat Generalny ds. Konkurencji jest najmniej upolitycznionym organem w Komisji. Obecna komisarz Margrethe Vestager udowodniła swoją stanowczość w sporze z Microsoftem. Teraz będzie miała okazję do potwierdzenia dobrej opinii na swój temat za pomocą stanowczego potraktowania Gazpromu w toku trwającego śledztwa antymonopolowego. Jego owocami powinny być konkretne oczekiwania zmiany postępowania wobec Rosjan. Bruksela pozostaje jednocześnie nieprzejednana w sprawie zwolnienia z regulacji antymonopolowych dla wspomnianego OPAL-u.

Tutaj dochodzi jednak do erozji polityki energetycznej Brukseli – słusznie wspieranej przez Polskę i inne kraje Europy Środkowo-Wschodniej w sprawie Nord Stream – poprzez seperatyzm krajów jak Niemcy i Austria, znajdujących się pod wpływem swoich koncernów energetycznych domagających się business as usual w relacjach z Gazpromem. Ich zaangażowanie w obronę specjalnych relacji z rosyjską firmą jest tak dalekie, że holendersko-brytyjski Shell posunął się do działań na rzecz ominięcia sankcji USA wobec projektu Gazpromu na Sachalinie. Ma pomóc w szukaniu dróg do pozyskania zabronionego sprzętu.

Chociaż kanclerz Niemiec Angela Merkel z uporem utrzymuje, że Nord Stream 2 to „przedsięwzięcie czysto ekonomiczne”, wicekanclerz Sigmar Gabriel już dwa razy rozmawiał z Gazpromem o perspektywie stoworzenia „nowych, bezpośrednich szlaków dostaw gazu ziemnego z Rosji do Europy”, co jest zawoalowanym odniesieniem do Nord Stream 2. To przecież projekt rozszerzenia przepustowości gazociągu, który przez Bałtyk dostarcza gaz z Rosji do Niemiec, z pominięciem krajów tranzytowych, na czele z Ukrainą. Nord Stream ma zatem poparcie polityczne Berlina, któremu to faktowi nie zaprzeczy żadne zaklinanie rzeczywistości. Bezczelnością jest udawanie, że jest inaczej w jednym zdaniu z formułowaniem oczekiwań wobec krajów Europy Środkowo-Wschodniej w sprawie imigrantów z Bliskiego Wschodu.

W ten sposób Rosja po raz kolejny stosuje zasadę divide et impera. Tania ropa naftowa uderza w jej sektor naftowy, ale poprawia ofertę Gazpromu, który sprzedaje gaz głównie w oparciu o kontrakty długoterminowe z ceną częściowo uzależnioną od wartości baryłki. Na wypadek gdyby moda na takie umowy przeminęła, na co wskazują od dłuższego czasu symptomy na rynku, Rosjanie testują już sprzedaż swojego gazu na aukcjach. Pierwsza odbyła się we wrześniu i spotkała się z małym zainteresowaniem. Gazprom używa tego faktu, jako kolejnego argumentu za utrzymaniem status quo korzystnego dla Rosji i tym, żeby Komisja Europejska nie robiła nic w sprawie nadużyć firmy w regionie, w którym znajduje się Polska. Tego samego pragną rządy zachodnioeuropejskie kalkulujące problem czysto ekonomiczne, z lekceważeniem faktu, że dla samej Rosji jest to kwestia polityczna.

Siła stolic europejskich stojących za pozornie biznesowym projektem Nord Stream 2 może przełamać konsekwentną politykę Brukseli, która w deklaracjach domaga się utrzymania roli tranzytowej Ukrainy, co wyklucza dalszy rozwój bałtyckiego projektu Gazpromu. Nie postępowałby on naprzód, gdyby nie przekonanie europejskich spółek, że zostanie on urentowniony pozytywną decyzją Komisji. Już teraz Margrethe Vestager zasygnalizowała, że nie będzie spieszyć się z publikacją wyników śledztwa antymonopolowego przeciwko Gazpromowi, co już jest sukcesem tej firmy. Do opóźnienia postępowania doszło po raz pierwszy po nielegalnej aneksji Krymu przez Rosjan, kiedy Bruksela obawiała się jego upolitycznienia. Ponowne odwlekanie wyniku to sukces Gazpromu, bo czas działa na jego korzyść. Pozorny spokój na froncie w Donbasie i zastój w reformach na Ukrainie sprawiają, że Europa patrzy przychylniej na Gazprom. Ofensywa Rosji w Syrii to krok, który uczynił ją na nowo niezbywalnym uczestnikiem rozmów na szczytach areny międzynarodowej. Pomoc Zachodu dla Ukrainy może zostać stopniowo zredukowana do pożyczek na zakup rosyjskiego gazu, co byłoby w rzeczywistości działaniem na korzyść Rosji, a nie Ukrainy. Ekonomicznie, jest to scenariusz opłacalny, bo względnie tani i mało ryzykowny. Politycznie, oznacza on pozostawienie Ukrainy na równi pochyłej, na której końcu stoi z otwartymi ramionami prezydent Władimir Putin. Zgoda na dalszą kolaborację zachodniego biznesu z Gazpromem, może w długim terminie skończyć się utratą Ukrainy, a zatem także zainwestowanych środków ekonomicznych oraz politycznych w integrację tego kraju z Zachodem.

W Brukseli toczy się zatem kolejna batalia między zwolennikami specjalnych relacji z Rosją, budowy współpracy gospodarczej od Lizbony po Władywostok, z obrońcami stanowczej polityki, którzy pamiętają o wojnach gazowych, aneksji Krymu (to było tylko rok temu!) i zagrożeniach politycznych związanych z uwikłaniem w relacje biznesowe z Rosjanami. Polska i jej podobne kraje stają po stronie absolutnej aplikacji prawa. Mogą domagać się od Komisji Europejskiej dalszego blokowania zwolnień dla OPAL, rozszerzenia regulacji na cały Nord Stream, wprowadzenia nowych uprawnień KE wobec Gazpromu w toku śledztwa antymonopolowego, czy zakazów i nakazów odnośnie jego działalności w Europie. Komisja woli czekać na rozwój wypadków.

Analitycy muszą zawsze brać pod uwagę scenariusz czarnego łabędzia. To opcja, która nie była dotąd brana pod uwagę w analizach i jest najmniej oczekiwanym rozstrzygnięciem. Takim rozwiązaniem w opisywanej sytuacji byłby reset w relacjach z Rosją. Należy poważnie wziąć pod uwagę możliwość, że do porozumienia odnośnie losu Ukrainy i Europy Środkowo-Wschodniej z Rosją już doszło. Obecna gra polityków, jak Angela Merkel, jest markowana. To forma sparowania spodziewanych protestów. Jeżeli w rzeczywistości tak jest, należy spodziewać się z końcem roku zdjęcia sankcji ekonomicznych wobec Rosji i nawiązanie formy współpracy przy rozwiązywaniu kryzysu na Bliskim Wschodzie.

Symptomami takiej możliwości były słowa przewodniczącego Komisji Europejskiej Jeana Claude-Junckera, dotąd stanowczego w wypowiedziach na temat Rosji. Powiedział on, że Waszyngton nie może dyktować Europie relacji z Rosją, a sankcje będą musiały zostać w końcu zniesione. Czy Ukraińcy i nacje Europy Środkowo-Wschodniej mają jeszcze z kim i o czym rozmawiać w zachodniej Europie? Czy Waszyngton może cokolwiek pomóc?