KOMENTARZ
Wojciech Jakóbik
Redaktor naczelny BiznesAlert.pl
Na łamach BiznesAlert.pl oraz w innych mediach pojawiły się głosy krytyki pod adresem największej firmy gazowej w Polsce – PGNiG, która miała zawyżać cenę gazu ziemnego na polskim rynku. Głównym zawyżającym jest jednak nadał Gazprom.
– Naszym zdaniem tak wielka różnica cen między runkiem polskim i niemieckim jest gigantyczną nieprawidłowością, która dzieje się na rynku giełdowym nadzorowanym przez KNF. Od tygodni firmy gazowe czekają na reakcję regulatorów – alarmował przedstawiciel Duonu. Zgodnie z podanymi przez niego informacjami „odklejenie się” cen surowca na Towarowej Giełdzie Energii w kontraktach spotowych od cen w Niemczech rozpoczęło się we wrześniu tego roku. Trend utrzymuje się do chwili obecnej i jest, jak słusznie wskazuje Duon, niekorzystny dla polskiego konsumenta. Czy jest to spisek PGNiG przeciwko konkurencji? Wyjaśnienie może być dużo prostsze.
W piątek 14 listopada operator gazociągów Gaz-System oraz PGNiG wydały kolejne oświadczenie na temat ograniczenia dostaw przez Gazprom. – Dostawy gazu do Polski z kierunku wschodniego w okresie od 31 października 2014 r. do 14 listopada 2014 r. były realizowane na stabilnym poziomie, zapewniającym bezpieczną pracę systemu przesyłowego w Polsce – przyznają firmy. – PGNiG nie otrzymuje na punktach wejścia na granicy wschodniej pełnych ilości gazu zamawianych u rosyjskiego dostawcy w ramach obowiązującej umowy – informują w komunikacie.
We wrześniu, kiedy zaczęły się problemy z dostawami gazu od Gazpromu w ilościach nominowanych przez PGNiG, a obniżenie dostaw było większe niż obecnie, nasza firma sięgnęła po przepustowość rewersów na zachodniej i południowej granicy kraju, w celu uzupełnienia niedoborów zakupami na niemieckiej giełdzie spotowej. W ten sposób zablokowała moc normalnie dostępną dla innych kupców, jak wspomniany Duon, co przełożyło się na wzrost cen na krajowej giełdzie.
Więcej na temat przykręcenia kurka w innej analizie.
Obecnie PGNiG uzupełnia niedobory także przy wykorzystaniu magazynów gazowych, ponieważ w jego planach był pobór określonego wolumenu z zapasów zbieranych latem. Jest tak, ponieważ zimą zapotrzebowanie na gaz ziemny (popyt) w Polsce rośnie. Tym razem odbywa się to przy jednoczesnym spadku podaży wywołanym ograniczeniem dostaw z Rosji. Zjawisko potęguje także zarezerwowanie części przepustowości polskich gazociągów na dostawy gazu na Ukrainę, które realizuje niemieckie RWE. To nie Polacy ślą gaz nad Dniepr. Gaz-System musi jednak zablokować część polskich mocy niezbędną do realizacji rewersowych dostaw przez gazociąg w Drozdowiczach.
Czy zatem liberalizacja nie działa? Po raz kolejny wracam do fundamentalnego problemu polskiego rynku. Przepisy regulujące obrót gazem zostały zliberalizowane poprzez rosnące stopniowo obligo czyli wolumen, który obowiązkowo musi zostać sprzedany na giełdzie. Nie doszło jednak do liberalizacji kontraktów importowych. O kształcie naszego rynku nadal decyduje jeden łańcuch zależności. Największy sprzedawca polskiego gazu obligatoryjnie sprowadza go w większości z Rosji, co sprawia, że głównym czynnikiem kreującym cenę – także na giełdzie – jest cena surowca rosyjskiego z kontraktu jamalskiego.
Ze względu na ograniczenia infrastrukturalne, nawet przy największych staraniach pozostałych kupców gazu, dostawy tańszego surowca z giełdy niemieckiej nie zrównoważą tego wpływu, dopóki możliwości importowe przez połączenia gazowe z rynkiem europejskim nie osiągną poziomu połączeń na Wschodzie. Oczywiście z punktu widzenia rynkowego kreowanie tak wielkiej nadpodaży na rynku polskim byłoby nieopłacalne dla owych kupców. Inna opcja to stopniowe wykluczanie PGNiG uwiązanego kontraktem z Rosjanami z rynku na rzecz prywatnych handlarzy, co odbyłoby się ze stratą dla Skarbu Państwa, który musiałby szukać sposobów na pozbycie się niewykorzystanego surowca z Rosji, który musi spływać na mocy klauzuli take or pay.
Należy zwrócić uwagę, że same kontrakty długoterminowe PGNiG i krajowe wydobycie realizowane także w lwiej części przez tę firmę już wystarczą do realizacji polskiego zapotrzebowania na surowiec, co wyliczałem w kwietniu. Zatem wszelkie zabiegi nowych kupców nie mają znaczenia dla bezpieczeństwa energetycznego kraju. Są grą o odebranie klienta PGNiG. Należy zatem rozróżnić te dwie optyki w ocenie sytuacji na rynku. Kupcy krytykujący PGNiG za blokowanie liberalizacji nalegają na uwolnienie handlu krajowego, ale na liberalizacji importu gazu do Polski już im nie zależy, ponieważ na uwadze mają swoje zyski, a nie bezpieczeństwo energetyczne, które ich zdaniem będzie wtórną konsekwencją rozwoju wolnego rynku gazu.
Z punktu widzenia państwa przyjęcie takiej optyki jest dopuszczalne tylko przy założeniu, że oddajemy cały sektor gazowy wolnej ręce rynku, rezygnując z narzędzia polityki gazowej, jakim jest PGNiG. Wtedy należałoby przekształcić tę spółkę w „PGNiG Light”, który nie ma w statucie zapisów o obowiązku zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego, zostaje uwolniony od długoterminowych umów z Gazpromem i Qatargasem, stając się kolejnym graczem na wolnym rynku. Wtedy celowa byłaby prywatyzacja firmy, bo z punktu widzenia państwa nie będzie ona pełniła już żadnej strategicznej roli.
Czy wtedy rynek sam zapewni Polsce bezpieczeństwo energetyczne? Bez renegocjacji umów gazowych z Rosją, uwolnienia giełdy spod przemożnego wpływu tego czynnika, a potem zwiększenia mocy rewersów na zachodzie i południu Polski nie. Jeśli jedynym kryterium wyboru oferty jest cena ale możliwe kontrakty nadal dotyczą tylko rosyjskiego gazu, to nie ma mowy o dywersyfikacji. Owa cena nadal najniższa jest w ofertach Gazpromu ale także w dostawach m.in. rosyjskiego gazu z giełdy niemieckiej. Dla nowych kupców pochodzenie surowca jest mniej istotne, niż dla państwa, które pozbawione PGNiG nie będzie mogło prowadzić własnej polityki zakupowej. Dlatego do budowy bezpieczeństwa energetycznego w oparciu o rozwój rynku jeszcze długa droga. Realia geopolityczne wymuszają ewolucyjny rozwój rynku gazu. Nowych kupców interesuje jednak głównie możliwość kupowania tanich wolumenów za granicą i sprzedawania ich w Polsce, dlatego walczą o nią posługując się hasłem liberalizacji.
Jednak obecny układ nie przeszkadza im w podpisywaniu intratnych kontraktów gazowych, pomijaniu PGNiG i zabieraniu mu udziałów na rynku nawet teraz. W trzecim kwartale 2014 r. Duon osiągnął 156,3 mln zł skonsolidowanych przychodów ze sprzedaży, co stanowi wzrost o 52 proc. w porównaniu do analogicznego okresu w 2013 r.. Ponad dwukrotnie wzrósł zysk netto spółki i zdecydowała się ona na kolejne zwiększenie prognozy wyników na 2014 rok. Oznacza to, że w kwartale lipiec-wrzesień Duon z korzyścią sprzedawał tańszy surowiec na polskim rynku, pomimo rozejścia się cen surowca na giełdzie polskiej i niemieckiej we wrześniu. Jak informuje Duon, te wyniki mogą mieć jednak „charakter niepowtarzalny” – „w związku z początkową fazą rozwoju rynku hurtowego gazu w Polsce”. Chodzi być może o obawy Duonu o to, że krajowy regulator zablokuje niebawem możliwość indeksowania bilansu gazowego w odniesieniu do giełdy niemieckiej i zablokuje grę na różnicach cen między nią a TGE.
– Sytuacja cenowa na polskiej giełdzie gazu, to przejaw słabości regulacji, regulatorów i tryumf monopolu – przekonywał Krzysztof Noga z Duonu na BiznesAlert.pl. Moim zdaniem kluczowy pozostaje fakt, że żadna z wprowadzonych w toku uwalniania rynku gazu regulacji nie niweluje monopolu kluczowego dla polskiego rynku. Mowa o sztywnym kontrakcie gazowym z Rosją, który zapycha polskie rury i blokuje zmiany.