– Po tym, gdy ogłoszono w 2008 r. po raz pierwszy unijny pakiet klimatyczno-energetyczny (ogłoszony w następnym roku) grupa interesariuszy zaczęła dążyć do zaostrzania celów w tym zakresie dla wszystkich państw UE – przypomina Jerzy Janikowski, czł. Komitetu ds. Polityki Klimatyczno-Energetycznej Krajowej Izby Gospodarczej.
Już w 2010 r. na zamkniętym spotkaniu (bez udziału przedstawicieli „nowych” krajów członkowskich) unijna komisarz ds. klimatu Connie Hedegaard zaproponowała zredukowanie emisji CO2 do 2020 r. o 30 proc. W 2011 r. ogłoszono, że do 2050 r. redukcja CO2 powinna wynieść 80 proc.
– Polska dwukrotnie zawetowała tę mapę drogową – mówi dalej Janikowski. – Jednak w praktyce Komisja Europejska dalej traktuje ten radykalny kierunek walki z CO2 jako obowiązujący. W grudniu ub.r. przyjęto tzw. backloading – drastyczne zaostrzenie handlu emisjami CO2. Zaś kilka dni temu KE opublikowała propozycje celów polityki klimatyczno-energetycznej do 2030 r. – zbieżne z tymi, wcześniej odrzuconymi, tyle, że skracające dystans czasowy do 2030 r. – ocenia Janikowski.
W jego opinii najgorsze, że wśród najnowszych propozycji KE jest oddanie decyzji o kształcie energy-mix w poszczególnych krajach unijnych – w kompetencje samej Komisji. A przecież – leży to dotąd w suwerennych kompetencjach poszczególnych rządów. – Już 21 marca na szczycie przywódców krajów unijnych ma zapaść decyzja o przyjęciu tych propozycji – przypomina Janikowski. – Zaś komisarz Hedegaard wciąż ponawia postulat dalszych, głębszych redukcji emisji CO2 wśród krajów unijnych – ostrzega Janikowski.