Kloc: Czy Niemcy zachowają rozsądek czy ulegną „zielonej” presji?

8 lipca 2020, 19:15 Środowisko

W czasie największego od dekad kryzysu półroczne przywództwo w Unii Europejskiej objęło najsilniejsze gospodarczo państwo. Niemiecka prezydencja przebiega pod hasłem: „Razem na rzecz odbudowy Europy”. Motto jest budujące, ale czy realne? Polskę najbardziej interesuje, czy nie zostanie sama podczas transformacji energetycznej – pisze europosłanka PiS Izabela Kloc.

Izabela Kloc. Fot. Parlament Europejski
Izabela Kloc. Fot. Parlament Europejski

Kloc o transformacji energetycznej

Harmonogram prezydencji ustala się na wiele lat wcześniej. Chorwackie przywództwo skończyło się w czerwcu, a druga połowa roku przypadła Niemcom. To czysty przypadek, że w czasie kryzysu na czele Unii Europejskiej staje najsilniejsze i największe państwo. Przypadek, ale o symbolicznej wymowie. Jeśli Niemcy nie poradzą sobie z kryzysową sytuacją, to nikt nie da rady. Nadzieje i oczekiwania są olbrzymie, ale problemy i wyzwania jeszcze większe. Niemcy zaproponowali neutralne i poprawne hasło prezydencji, ale nie rozwiewa ono wątpliwości. Jak mamy odbudować Europę razem skoro pogłębiają się wewnętrzne podziały, m.in. wokół polityki klimatycznej i energetycznej, a jest to sprawa, która Polskę interesuje najbardziej.

Na stole jest czteroletni, kryzysowy pakiet na rzecz odbudowy unijnej gospodarki o wartości 750 mld euro. Wśród państw członkowskich trwają ostre negocjacje, jak wydać te pieniądze. Zielone lobby, bardzo silne także w Berlinie, dokłada wszelkich starań, aby zaostrzyć kryteria dostępu do gotówki. Czy Angela Merkel pójdzie tym śladem? Kanclerz Niemiec udało się dotychczas zachować wizerunek polityka rozważnego, kierującego się rozumem, a nie emocjami. Właśnie rozsądek i troska o stabilizację unijnej gospodarki nakazują, aby funduszu odbudowy nie pompować w całości w Zielony Ład, który oznacza upadek wielu gałęzi przemysłu i nakłada ograniczenia na gospodarkę.

Najbardziej wyrazistym sygnałem obowiązującego trendu są cele klimatyczne. Na początku Unia Europejska godziła się na 40 procentową redukcję emisji dwutlenku węgla do 2030 roku. Już to stanowi ogromne wyzwanie dla krajów biedniejszych i uzależnionych od węgla. Z czasem zaczęto się domagać podwyższenia do 55 procent i jest to poziom, który chce zarekomendować Komisja Europejska. Część radykalnych polityków nie zamierza na tym poprzestać i domaga się 65 proc. Angela Merkel jak dotąd wypowiadała się wyjątkowo ostrożnie i niejednoznacznie jeśli chodzi o redukcję emisji dwutlenku węgla. Nie wiadomo, jak się zachowa jako szefowa unijnej prezydencji, bo naciski na Berlin są olbrzymie, aby zapomnieć o pierwotnych ustaleniach na poziomie 40 proc.

Niemiecka prezydencja będzie dla Angeli Merkel ostatnim politycznym wyzwaniem. Już sobie zasłużyła na miano jednego z najbardziej doświadczonych i najsprawniejszych przywódców Unii Europejskiej. Jeśli jednak chce przejść do historii musi wykorzystać te pół roku do zasypania unijnych podziałów i znalezienia kompromisu między zielonymi radykałami a potrzebami takich państw, jak Polska.

Wróbel: Czy Europejski Zielony Ład będzie kolejną ofiarą koronawirusa?