icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Kostka: Skąd Polska weźmie uran do elektrowni jądrowych? (ANALIZA)

W ciągu ostatnich kilku miesięcy temat budowy elektrowni atomowej w Polsce zaczął nabierać rumieńców. Mamy już wstępne informacje dotyczące technologii, na której zostanie oparta. Będzie to PWR jednej z nowszych generacji. Ponadto wiemy, że jej realizację wesprze Francja, Ameryka lub Korea Południowa. Te dane pozwalają na założenie, że polski debiut na scenie atomowej będzie niezmiernie udany. Nadal nie odpowiedzieliśmy jednak na jedno z podstawowych pytań, a mianowicie: skąd Polska weźmie paliwo do swojej pierwszej elektrowni atomowej? – na pytanie odpowiada Jakub Kostka ze Stowarzyszenia „Z energią o prawie”.

Skąd będziemy brać atom? 

Rzadko wspomina się o tym, że Polska posiada własne złoża uranu. W przeszłości nawet prowadzono ich wydobycie! W latach 1947-1967 eksploatacją tego pierwiastka chemicznego kierował Związek Radziecki, natomiast po 1989 roku owa działalność ustała. Warto zastanowić się nad tym, czy i jak duże zasoby obecnie znajdują się na terytorium naszego kraju. Według Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, polskie złoża uranu szacuje się na około 100 tysięcy ton, a potwierdzona dotychczas ilość wynosi 7 tysięcy ton. Znajdują się one głównie w okolicach masywów górskich w Karkonoszach i Sudetach, ponadto również na Podlasiu i na Warmii. Mimo to rząd nie przewiduje rozpoczęcia ich wydobycia, co wynika chociażby z dokumentu „Polityka Energetyczna Polski do 2040”. Ministerstwo Klimatu i Środowiska wskazuje w nim, że uran będzie pochodził z importu, którego źródło będzie zależało od wyboru technologii.

Czy powinniśmy pomijać złoża uranu na terenie Polski?

Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Teoretycznie rozpoczynanie wydobycia uranu w Polsce to przedsięwzięcie zbyt kosztowne i czasochłonne, szczególnie w obliczu powstania pierwszej elektrowni atomowej. Z drugiej strony należy brać pod uwagę fakt, że będziemy mogli w przyszłości sami zaspokoić nasze zapotrzebowanie na promieniotwórczy pierwiastek. Zwłaszcza, że zidentyfikowane do tej pory zasoby uranu mogłyby zapewnić funkcjonowanie pierwszej elektrowni jądrowej na 56 lat! Szczególnie w świetle ostatnich wydarzeń na rynku energetycznym, trzeba przyznać, że zabezpieczenie dostaw energii przez tak długi czas jest na wagę złota. 

Jeśli nie z Polski, to skąd?

Wróćmy na ziemię. O ile przemysł wydobycia uranu w Polsce mógłby zacząć funkcjonować, to ani rząd, ani prywatni przedsiębiorcy nie planują podjąć się tak ogromnego przedsięwzięcia. Odpowiedzmy więc na kolejne, nasuwające się w związku z tym pytanie: skąd będziemy sprowadzali paliwo do naszych elektrowni jądrowych? Mamy kilka możliwości, jednak nie ulega wątpliwości, że wybierać będziemy spośród największych graczy branży górniczej.

Francuski EPR? Więc uran też francuski

Przeanalizujmy treść „Polityki Energetycznej Polski do 2040 roku. Ministerstwo Klimatu i Środowiska stwierdziło, że źródło uranu może zostać uzależnione od wyboru państwa, które użyczy nam technologii atomowej. To pozwala ostrożnie domniemywać, że jeżeli naszym jądrowym partnerem zostanie Francja, stamtąd też będziemy pozyskiwali paliwo do naszej elektrowni. Tamtejszy, w większości należący do państwa, koncern Areva jest jednym z czołowych wydobywców tego pierwiastka. Główne operacje górnicze są prowadzone w Kanadzie oraz Nigerze dla zaopatrzenia elektrowni atomowych przede wszystkim w krajach zachodnich. Współpraca z tą firmą niosłaby dla nas kilka korzyści. Kwestie technologii atomowej i paliwa pozostałyby w granicach Wspólnoty Europejskiej. Ponadto, Polska nawiązałaby współpracę z jednym z czołowych unijnych graczy, co pozwoliłoby na zapewnienie nam poparcia wobec antyatomowej polityki Berlina oraz Wiednia. Trzeci argument stanowi fakt, iż Areva zapewnia uran w dużej większości krajom demokratycznym o stabilnej sytuacji – to istotny czynnik z punktu widzenia opinii publicznej i międzynarodowej. Te argumenty sprawiają, że scenariusz powstania w Polsce elektrowni typu EPR we współpracy z Francją brzmi bardzo obiecująco.

Rio Tinto – czyli uran do góry nogami

Podczas obserwowania ścisłej czołówki podmiotów zajmujących się pozyskiwaniem oraz przetwarzaniem uranu na potrzeby przemysłu jądrowego nie powinniśmy skupiać się wyłącznie na północnej półkuli. Jednym z liderów w tej branży jest bowiem australijski koncern Rio Tinto. Firma ta prowadzi eksploatację dwóch złóż uranu: w kopalni Ranger umiejscowionej w ojczyźnie koncernu oraz w kopalni Rossing, która znajduje się w Namibii. Jednym z głównych klientów przedsiębiorstwa jest TEPCO zaopatrujące japońskie elektrownie atomowe. Mimo że Rio Tinto stara się zaprezentować jako potentat na rynku jądrowym, nie powinniśmy przymykać oczu na kontrowersje wynikające z ich działalności wydobywczej. Od 1979 roku, w samej tylko kopalni Ranger, doszukano się około 200 incydentów środowiskowych. Australijska agencja rządowa – „Environment Australia” – stwierdziła, że większość z nich miała charakter lekki. Dla opinii publicznej jednak już sama ilość owych zdarzeń może negatywnie wpływać na ocenę ewentualnej polsko-australijskiej współpracy.

Kazatomprom – promieniowanie po drugiej stronie demokracji

Nie sposób mówić o największych uranowych potęgach bez nadmienienia kraju, w którym znajduje się najwięcej kopalni tego surowca. Kazachska spółka, stosownie nazwana Kazatomprom, zajmuje zaszczytne pierwsze miejsce, jeśli chodzi o światowe wydobycie promieniotwórczego pierwiastka. Współpraca z tym gigantem może być jednak niekorzystna, a wręcz szkodliwa dla Polski. Dlaczego? Kazachstan, oprócz współpracy z Francją i Kanadą, zaopatruje także przemysł jądrowy w krajach takich jak Rosja oraz Chiny. W związku z tym, atomowe początki Polski powinny zostać poprzedzone rozważnym doborem partnerów.

Cameco – uran z syropem klonowym (bez podatku)

Ostatni podmiot ujęty w niniejszym artykule, zajmujący się wydobyciem i przetwarzaniem uranu, pochodzi z Kanady. Cameco, a dokładniej Canadian Mining and Energy Corporation, oficjalnie jest największą na świecie firmą prowadzącą w pełni transparentny handel uranem i jego pochodnymi. Zajmuje drugie miejsce pod względem wydobycia tego pierwiastka. Odpowiada za 18% produkcji rudy uranu z całego globu. Pozyskany surowiec sprzedaje natomiast do swojej firmy-córki zarejestrowanej w Szwajcarii, skąd następnie rozprowadza go bezpośrednio do jądrowych jednostek dokonujących zakupu. Spowodowało to, rzecz jasna, wiele wątpliwości, a także spory prawne wokół tej spółki. W 2017 roku koncern wszedł w konflikt z władzami Stanów Zjednoczonych. Domagały się one spłaty należnego podatku, którego Cameco poprzez swoją firmę-córkę w Szwajcarii próbowało uniknąć. Sprawa zakończyła się ugodą. Na mocy zawartego porozumienia, Cameco zapłaciło ułamek kwoty pierwotnie żądanej przez USA. Ta strategia nie jest niczym niespotykanym w świecie biznesu, jednak rzutuje negatywnie na spółkę, w której aż 41 % udziałów posiadają instytucje publiczne.

Ocena końcowa – co powinniśmy wybrać?

Zagadnienie poszukiwania technologii jądrowej dla naszej planowanej elektrowni jest skomplikowane. Okazuje się jednak, że rynek wydobywczy uranu jest nie mniej zagmatwanym miejscem dla początkującego inwestora. Obecnie najpewniejszą politycznie i wizerunkowo opcją dla Polski jest zawiązanie współpracy z Francją, pamiętając jednocześnie o możliwości eksploatacji własnych złóż w niedalekiej przyszłości.

EDF musi zwiększyć produkcję taniego atomu, aby zatrzymać wzrost cen energii

 

W ciągu ostatnich kilku miesięcy temat budowy elektrowni atomowej w Polsce zaczął nabierać rumieńców. Mamy już wstępne informacje dotyczące technologii, na której zostanie oparta. Będzie to PWR jednej z nowszych generacji. Ponadto wiemy, że jej realizację wesprze Francja, Ameryka lub Korea Południowa. Te dane pozwalają na założenie, że polski debiut na scenie atomowej będzie niezmiernie udany. Nadal nie odpowiedzieliśmy jednak na jedno z podstawowych pytań, a mianowicie: skąd Polska weźmie paliwo do swojej pierwszej elektrowni atomowej? – na pytanie odpowiada Jakub Kostka ze Stowarzyszenia „Z energią o prawie”.

Skąd będziemy brać atom? 

Rzadko wspomina się o tym, że Polska posiada własne złoża uranu. W przeszłości nawet prowadzono ich wydobycie! W latach 1947-1967 eksploatacją tego pierwiastka chemicznego kierował Związek Radziecki, natomiast po 1989 roku owa działalność ustała. Warto zastanowić się nad tym, czy i jak duże zasoby obecnie znajdują się na terytorium naszego kraju. Według Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, polskie złoża uranu szacuje się na około 100 tysięcy ton, a potwierdzona dotychczas ilość wynosi 7 tysięcy ton. Znajdują się one głównie w okolicach masywów górskich w Karkonoszach i Sudetach, ponadto również na Podlasiu i na Warmii. Mimo to rząd nie przewiduje rozpoczęcia ich wydobycia, co wynika chociażby z dokumentu „Polityka Energetyczna Polski do 2040”. Ministerstwo Klimatu i Środowiska wskazuje w nim, że uran będzie pochodził z importu, którego źródło będzie zależało od wyboru technologii.

Czy powinniśmy pomijać złoża uranu na terenie Polski?

Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Teoretycznie rozpoczynanie wydobycia uranu w Polsce to przedsięwzięcie zbyt kosztowne i czasochłonne, szczególnie w obliczu powstania pierwszej elektrowni atomowej. Z drugiej strony należy brać pod uwagę fakt, że będziemy mogli w przyszłości sami zaspokoić nasze zapotrzebowanie na promieniotwórczy pierwiastek. Zwłaszcza, że zidentyfikowane do tej pory zasoby uranu mogłyby zapewnić funkcjonowanie pierwszej elektrowni jądrowej na 56 lat! Szczególnie w świetle ostatnich wydarzeń na rynku energetycznym, trzeba przyznać, że zabezpieczenie dostaw energii przez tak długi czas jest na wagę złota. 

Jeśli nie z Polski, to skąd?

Wróćmy na ziemię. O ile przemysł wydobycia uranu w Polsce mógłby zacząć funkcjonować, to ani rząd, ani prywatni przedsiębiorcy nie planują podjąć się tak ogromnego przedsięwzięcia. Odpowiedzmy więc na kolejne, nasuwające się w związku z tym pytanie: skąd będziemy sprowadzali paliwo do naszych elektrowni jądrowych? Mamy kilka możliwości, jednak nie ulega wątpliwości, że wybierać będziemy spośród największych graczy branży górniczej.

Francuski EPR? Więc uran też francuski

Przeanalizujmy treść „Polityki Energetycznej Polski do 2040 roku. Ministerstwo Klimatu i Środowiska stwierdziło, że źródło uranu może zostać uzależnione od wyboru państwa, które użyczy nam technologii atomowej. To pozwala ostrożnie domniemywać, że jeżeli naszym jądrowym partnerem zostanie Francja, stamtąd też będziemy pozyskiwali paliwo do naszej elektrowni. Tamtejszy, w większości należący do państwa, koncern Areva jest jednym z czołowych wydobywców tego pierwiastka. Główne operacje górnicze są prowadzone w Kanadzie oraz Nigerze dla zaopatrzenia elektrowni atomowych przede wszystkim w krajach zachodnich. Współpraca z tą firmą niosłaby dla nas kilka korzyści. Kwestie technologii atomowej i paliwa pozostałyby w granicach Wspólnoty Europejskiej. Ponadto, Polska nawiązałaby współpracę z jednym z czołowych unijnych graczy, co pozwoliłoby na zapewnienie nam poparcia wobec antyatomowej polityki Berlina oraz Wiednia. Trzeci argument stanowi fakt, iż Areva zapewnia uran w dużej większości krajom demokratycznym o stabilnej sytuacji – to istotny czynnik z punktu widzenia opinii publicznej i międzynarodowej. Te argumenty sprawiają, że scenariusz powstania w Polsce elektrowni typu EPR we współpracy z Francją brzmi bardzo obiecująco.

Rio Tinto – czyli uran do góry nogami

Podczas obserwowania ścisłej czołówki podmiotów zajmujących się pozyskiwaniem oraz przetwarzaniem uranu na potrzeby przemysłu jądrowego nie powinniśmy skupiać się wyłącznie na północnej półkuli. Jednym z liderów w tej branży jest bowiem australijski koncern Rio Tinto. Firma ta prowadzi eksploatację dwóch złóż uranu: w kopalni Ranger umiejscowionej w ojczyźnie koncernu oraz w kopalni Rossing, która znajduje się w Namibii. Jednym z głównych klientów przedsiębiorstwa jest TEPCO zaopatrujące japońskie elektrownie atomowe. Mimo że Rio Tinto stara się zaprezentować jako potentat na rynku jądrowym, nie powinniśmy przymykać oczu na kontrowersje wynikające z ich działalności wydobywczej. Od 1979 roku, w samej tylko kopalni Ranger, doszukano się około 200 incydentów środowiskowych. Australijska agencja rządowa – „Environment Australia” – stwierdziła, że większość z nich miała charakter lekki. Dla opinii publicznej jednak już sama ilość owych zdarzeń może negatywnie wpływać na ocenę ewentualnej polsko-australijskiej współpracy.

Kazatomprom – promieniowanie po drugiej stronie demokracji

Nie sposób mówić o największych uranowych potęgach bez nadmienienia kraju, w którym znajduje się najwięcej kopalni tego surowca. Kazachska spółka, stosownie nazwana Kazatomprom, zajmuje zaszczytne pierwsze miejsce, jeśli chodzi o światowe wydobycie promieniotwórczego pierwiastka. Współpraca z tym gigantem może być jednak niekorzystna, a wręcz szkodliwa dla Polski. Dlaczego? Kazachstan, oprócz współpracy z Francją i Kanadą, zaopatruje także przemysł jądrowy w krajach takich jak Rosja oraz Chiny. W związku z tym, atomowe początki Polski powinny zostać poprzedzone rozważnym doborem partnerów.

Cameco – uran z syropem klonowym (bez podatku)

Ostatni podmiot ujęty w niniejszym artykule, zajmujący się wydobyciem i przetwarzaniem uranu, pochodzi z Kanady. Cameco, a dokładniej Canadian Mining and Energy Corporation, oficjalnie jest największą na świecie firmą prowadzącą w pełni transparentny handel uranem i jego pochodnymi. Zajmuje drugie miejsce pod względem wydobycia tego pierwiastka. Odpowiada za 18% produkcji rudy uranu z całego globu. Pozyskany surowiec sprzedaje natomiast do swojej firmy-córki zarejestrowanej w Szwajcarii, skąd następnie rozprowadza go bezpośrednio do jądrowych jednostek dokonujących zakupu. Spowodowało to, rzecz jasna, wiele wątpliwości, a także spory prawne wokół tej spółki. W 2017 roku koncern wszedł w konflikt z władzami Stanów Zjednoczonych. Domagały się one spłaty należnego podatku, którego Cameco poprzez swoją firmę-córkę w Szwajcarii próbowało uniknąć. Sprawa zakończyła się ugodą. Na mocy zawartego porozumienia, Cameco zapłaciło ułamek kwoty pierwotnie żądanej przez USA. Ta strategia nie jest niczym niespotykanym w świecie biznesu, jednak rzutuje negatywnie na spółkę, w której aż 41 % udziałów posiadają instytucje publiczne.

Ocena końcowa – co powinniśmy wybrać?

Zagadnienie poszukiwania technologii jądrowej dla naszej planowanej elektrowni jest skomplikowane. Okazuje się jednak, że rynek wydobywczy uranu jest nie mniej zagmatwanym miejscem dla początkującego inwestora. Obecnie najpewniejszą politycznie i wizerunkowo opcją dla Polski jest zawiązanie współpracy z Francją, pamiętając jednocześnie o możliwości eksploatacji własnych złóż w niedalekiej przyszłości.

EDF musi zwiększyć produkcję taniego atomu, aby zatrzymać wzrost cen energii

 

Najnowsze artykuły