– Z jednej strony serce jest za tym, aby pomóc ludziom, którzy chowają się po lasach i grozi im zamarznięcie. Z drugiej strony pragmatyzm uświadamia nam, że jest to sztuczna sytuacja wykreowana przez Putina. Nie można też podważać porządku instytucjonalnie prawnego, tylko dlatego, że jest to wielu ludzi, w jednym miejscu, przerzuconych przez Rosję – mówi Jarosław Wolski, ekspert ds. obronności w rozmowie z BiznesAlert.pl.
BiznesAlert.pl: Kryzys graniczny powraca na pierwsze strony gazet. Pojawiają się informacje o problemach zarówno na przejściach pomiędzy Polską i Białorusią, jak i Finlandią oraz Rosją. Czy zebrani na granicy migranci stanowią zagrożenie?
Jarosław Wolski: Pamiętajmy, że w przypadku nielegalnej migracji, inspirowanej przez Kreml czy Miński, to nie biedni ludzie zebrani na granicy są zagrożeniem. Oni nie są niczemu winni. Są to osoby, które pragną lepszego jutra, żyć w lepszym świecie. W ich przypadku takim miejscem jest Europa. Chociażby ze względu na stopień rozwoju cywilizacyjnego, poszanowanie praw człowieka czy zaplecze socjalne przysługujące migrantom. Z ich perspektywy Europa faktycznie jest lepszym światem.
Problem polega na tym, że pomijana jest procedura migracyjna, która jest właściwym sposobem przekraczania granic. Opiera się ona na wystąpieniu o wizę jednego z krajów Unii Europejskiej. Legalizowanie nieregularnej migracji, tylko dlatego, że jest masowa to rzecz zła. Niszczy ona porządek prawny oraz migracyjny ustalony w UE. Dodatkowo jest to dzieło sztucznie wykreowane przez Rosję. Intencją Kremla jest skłócenie państw unijnych i pogłębienie podziałów. Pamiętajmy, że mamy część osób, które są bardziej wrażliwe społecznie, przychyliłyby one nieba nielegalnym migrantom z pobudek czysto humanitarnych. Dodatkowo taka sytuacja, ułatwia napuszczanie ideowo nastawionych osób przeciwko organom państwa, takim jak Policja, Straż Graniczna czy wojsko. W to wpisuje się retoryka pewnych opcji politycznych, podchwytujących temat. Pojawiają się mikropęknięcia w danym państwie.
Ostatni wymiar zagrożeń stwarzanych przez kryzys migracyjny jest czysto praktyczny. Masowe migracje zwykle przekraczają możliwości jakiejkolwiek Straży Granicznej, która nie jest przygotowana do działania na taką skalę. Przez to konieczne jest zaangażowanie wojska, tym samym Rosjanie mogą zaobserwować, jak działają procedury i gotowość w zaangażowanych jednostkach wojska. Jeżeli żołnierze są na granicy, to nie ma ich w jednostkach, nie mogą ćwiczyć. Komponent wojskowy wystawiany na granicy musi być rotowany, żołnierze też mają urlopy i rodziny, potrzeba ich co jakiś czas zmieniani. Mówią kolokwialnie, rozwala to system szkolenia w jednostkach. Pamiętajmy, że dochodzi też do zużycia sprzętu. Wspomnianym wymiarem praktycznym jest więc rozwalanie systemu szkolenia w jednostkach, większa eksploatacja sprzętu oraz okazja do obserwacji działania służb i sił zbrojnych danego kraju.
Z tych wszystkich powodów należy być bardzo ostrożnym w ocenie kryzysu. Z jednej strony serce jest za tym, aby pomóc ludziom, którzy chowają się po lasach i grozi im zamarznięcie. Z drugiej strony pragmatyzm uświadamia nam, że jest to sztuczna sytuacja wykreowana przez Putina. Nie można też podważać porządku prawnego, tylko dlatego, że jest to wielu ludzi, w jednym miejscu, przerzuconych przez Rosję.
Wspomniał Pan, że w momencie masowej migracji sama Straż Graniczna nie wystarczy, angażowane są inne podmioty jak np. wojsko. Jak Polska poradziła sobie z kryzysem granicznym? Jakie środki zostały zaangażowane? Jak sprawdziły się procedury?
W przypadku wojska była to jedna wielka prowizorka. Mimo to wyszło z tego zadania obronną ręką. Uratowali sytuację na granicy. Duże zaangażowanie Siły Zbrojnych RP pozwoliło załagodzić i zabezpieczyć sytuacją, dzięki temu nie doszło do eskalacji sytuacji na granicy. Miało to jednak swój koszt, jedna trzecia wojska była rotacyjnie zaangażowana, nie ćwiczyła się i nie przygotowywała do potencjalnego konfliktu. I dokładnie o to chodziło Rosjanom jesienią 2021 roku. Rosjanie planowali, że szybko zajmą Ukrainę. To co widzieliśmy na swojej granicy, było osłoną rosyjskiej operacji na Ukrainie. Wojsko Polskie wyszło z tego trudnego kryzysu z tarczą, nie na tarczy. Jednak gdyby doszło do konfliktu zbrojnego to Siły Zbrojne RP zaangażowane na granicy, miałyby bardzo duży problem organizacyjny. I dokładnie taka sytuacja była celem Kremla.
Jeżeli już rozmawiamy o wojsku, był to też duży sprawdzian Wojsk Obrony Terytorialnej. Czy Terytorialsi też wrócili z tarczą?
WOT brał udział w mikroskali, ich rola została trochę wyolbrzymiona, w 2021 roku było ich relatywnie niewielu zaangażowanych na granicy. Jest to jednak sprawna formacja, pamiętajmy, że to ochotnicy, ludzie, którzy naprawdę tego chcą. Okazało się też, że są całkiem nieźle przeszkoleni i dobrze wyposażeni. Niejednokrotnie lepiej wyposażeni niż żołnierze zawodowi, których sprzęt trafiał właśnie do Terytorialsów.
W wyniku doświadczeń zdobytych w trakcie działań przy granicy powstaje Komponent Ochrony Pogranicza, czyli KOP. Jest on budowany na podstawie WOT, będą to niezależne bataliony służące właśnie do służby przygranicznej. Tym samym na bazie tego, że Terytorialsi sprawdzili się powstaje nowa jakość, w postaci KOP.
Czy Wojsko Polskie miało odpowiednie zasoby sprzętowe na taką operację?
Zakwaterowanie żołnierzy na granicy i wsparcie to była jedna wielka prowizorka. Żołnierze często sami sobie załatwiali sprzęt. Punkty wojskowe czy miejsca zakwaterowanie wyglądały potwornie prowizorycznie. Dużą pomocą wykazali się za to miejscowi, mieszkańcy wschodnich powiatów. Byli, i ciągle są, bardzo pozytywnie nastawieni do Wojska Polskiego. Widzą w żołnierzach swoich obrońców, którzy pojawili się, aby im pomóc, ich chronić. Ludzie bardzo wsparli armię, i jeżeli chodzi zaopatrzenie materialne, i dbanie o morale.
Czy Polska powinna zaangażować nowe środki? Czy sytuacja jest stabilna?
Uważam, że powinno zredukować się komponent, który obecnie znajduje się na granicy. Białorusini, od około dwóch miesięcy, wyraźnie deeskalują sytuację. Obecnie nie ma dużego zagrożenia migracyjnego. Oczywiście niewielkie grupy próbują przenikać przez granicę, ale w mojej ocenie nie ma powodu, aby utrzymywać zgrupowanie w takiej ilości. Na granicy znajduje się około pięciu batalionów.
Można porównać sytuacje na granicy polsko-białoruskiej i fińsko-rosyjskiej?
Różnic jest wiele i wszystkie są gigantyczne. Granica fińsko-rosyjska jest nieporównywalnie dłuższa niż polsko-białoruska. Pierwsza z nich, na wielu odcinkach, charakteryzuje się też trudniejszym terenem, dodatkowo są tam też gorsze warunki atmosferyczne. Również Finlandia cechuje się mniejszą gęstością zaludnienia. Nie ma tu zbyt wielu podobieństw. Jest ta sama metoda ataku, podobne wykonanie, ale zupełnie inne boisko do rozegrania tego meczu. Można powiedzieć, że w jednym przypadku gra się w kosza a w drugim w piłkę nożną.
Rozmawiał Marcin Karwowski
Świtalski: Frontex pomaga, gdy państwo się zgłosi. Finlandia tak zrobiła (ROZMOWA)