– Pierwotne plany budowy Nord Stream 2 (NS2) zostały pokrzyżowane przez Polskę, po interwencji URE dotyczącej wątpliwości w kwestii zachowania zasady konkurencyjności. Spółka Nord Stream 2 AG z siedzibą w Zurychu rozwiązała się, a koncerny z Europy Zachodniej wycofały swój udział w planach inwestycyjnych – pisze Anna Kucharska, współpracowniczka BiznesAlert.pl.
Tymczasem jednak żadna ze stron – ani Gazprom, ani zachodnioeuropejskie spółki – nie rezygnują z budowy gazociągu. Realizacja projektu na pewien czas zwolniła, ale stopniowo organizowany jest on ponownie na nowych zasadach. Zamawiane są kolejne materiały budowalne i rezerwowane statki do ich transportu. Pod koniec kwietnia pięć spółek: francuskie Engie, austriacki OMV, brytyjsko-niderlandzki Shell oraz niemiecki Uniper i Wintershall, uzgodniły poniesienie łącznie połowy kosztów związanych z budową NS2. Na każde przedsiębiorstwo przypada kwota do 950 mld EUR. Reszta finansowania pozostaje w gestii rosyjskiego Gazpromu.
W Niemczech w kwietniu br. rozpoczęto proces konsultacji społecznych mający na celu zatwierdzenie inwestycji. Równocześnie trwają negocjacje ze Szwecją, Danią i Finlandią o uznanie projektu. Pozytywne rozstrzygnięcie tych elementów, według niemieckich mediów, jest uznane przez Gazprom i spółki angażujące się w budowę NS2 za pewnik. Problemem okazuje się być jedynie Europa Wschodnia, w szczególności Polska, która otwarcie wyraża sprzeciw wobec Gazociągu Północnego.
Polska staje okoniem
Handelsblatt zwraca uwagę na roszczenia Polski uzasadniając je utratą opłat tranzytowych, kiedy całość transportu gazu ziemnego zostanie przerzucona na Gazociąg Północny. Podkreśla też, że jakkolwiek Polska może w drodze konsultacji międzynarodowych kwestionować budowę gazociągu względami środowiskowymi, to jednak zgoda Warszawy nie jest potrzebna dla rozpoczęcia inwestycji. W ogólnym ujęciu, niemieckie medium sugeruje, że dla budowy NS2 w zupełności wystarcza fakt, że ma poparcie zachodnich państw oraz potrzebne na ten cel środki finansowe.
W ramach odpowiedzi na kontrowersje podnoszone wobec NS2, spółka zwróciła się do przedsiębiorstwa zajmującego się analizami i badaniami gospodarczymi, Prognos, o wykonanie badań odnośnie do europejskiego zapotrzebowania na gaz ziemny. Wniosek z raportu końcowego wskazał, że UE i Szwecja będą potrzebowały dodatkowych wolumenów gazu ziemnego w przyszłości. Jest to związane z malejącą produkcją tego surowca w Europie, wzrostem gospodarczym i przyrostem naturalnym. Łącznie zapotrzebowanie na gaz wzrośnie do 2025 r. z obecnych 340 mld m3 do 381 mld m3. Raport podkreśla, że taka ilość gazu nie jest możliwa do dostarczenia w postaci LNG drogą morską. Dodatkowym obciążeniem jest także Ukraina, której z uwagi na napięcia z Rosją, gaz ziemny dostarczany jest drogą okrężną z Zachodu.
Jednocześnie Gazprom eksportuje coraz więcej gazu do Niemiec. KE narzuciła ograniczenia na wykorzystanie pełnej przepustowości istniejącego połączenia Nord Stream ze względu na ochronę konkurencji na europejskim rynku gazu. Od czasu aneksji Krymu przez Rosję ciążą też na niej sankcje gospodarcze. Mimo to w 2016 r. Gazprom wyeksportował rekordową ilość gazu ziemnego do Niemiec w wysokości 46,8 mld m3. W pierwszej połowie stycznia 2016 r. tranzyt gazu przez Nord Stream był o ok. 21% większy niż w podobnym okresie w 2015 r., natomiast w perspektywie rocznej odnotowano łączny wzrost o ok. 9%.
Niemcy od lat pozostają największym importerem rosyjskiego gazu. Die Zeit pisał swego czasu, że Niemcy są europejską centralą obrotu gazem ziemnym, podnosząc jednocześnie kwestie bezpieczeństwa w razie wystąpienia napięcia w stosunkach z Rosją. Tym bardziej, że Gazprom Germania zarządza też czterema niemieckimi magazynami gazu ziemnego, których łączna pojemność wynosi 6,4 mld m3, co stanowi ok. ¼ pełniej zdolności magazynowej tego surowca w Niemczech.
Co z Energiewende?
Zaskakująca w tych działaniach jest niekonsekwencja Niemiec wobec forsowanej polityki Energiewende, w której państwo to chce być europejskim pionierem. Argument, wedle którego gaz ziemny ma stanowić element przejściowy, jako pomost do gospodarki i społeczeństwa funkcjonujących w 100% na odnawialnych źródłach energii, wydaje się być niedostatecznym uzasadnieniem dla rozbudowy trwałej infrastruktury służącej tranzytowi surowca kopalnego.
Wydaje się, że motywacje Niemiec opierają się na gospodarczych korzyściach, jakie ten kraj może osiągać stając się europejskim hubem gazowym. O tym, że istnieje zainteresowanie rosyjskim surowcem świadczy, po pierwsze, zaangażowanie spółek zachodnioeuropejskich udziałem w projekcie, a po drugie – przygotowania infrastruktury w głębi kontynentu europejskiego do tranzytu dodatkowych wolumenów gazu ziemnego. W ten sposób także Rosja zapewnia sobie solidnego i pewnego klienta, a równocześnie umacnia swoją pozycję na obszarach byłego Związku Sowieckiego.
Zasadniczym pytaniem nie jest, czy Polska jest w stanie skutecznie zablokować dalszą rozbudowę Nord Stream 2. Należy zapytać, czy Unia Europejska, jako gospodarczo-polityczna wspólnota państw, zdecyduje się na działanie w sprawie projektu stanowiącego partykularny interes nielicznych, zgodnie z wyznaczanymi przez siebie priorytetami w zakresie bezpieczeństwa, konkurencji, środowiska i transformacji energetycznej, jak też i na zachowanie konsekwentnej postawy wobec Rosji w obliczu naruszania przez nią prawa międzynarodowego.