icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Lipka: Stawka gry o atom to zmiana rzeczywistości energetycznej

Gra toczy się o to, aby energetyka jądrowa zmieniła naszą rzeczywistość energetyczną. A jeśli tak się ma stać, nie może być jedynie czymś symbolicznym i na symboliczną skalę. Świetnym przykładem może tu posłużyć hydroenergetyka. Ta technologia, wykorzystania energii wody, istnieje już u nas od bardzo dawna – pisze Jerzy Lipka z Obywatelskiego Ruchu na rzecz Energetyki Jądrowej.

Na ziemiach polskich hydroelektrownie istniały jeszcze przed wojną, ba, było ich nawet wówczas więcej niż teraz, choć mniejsze. Po wojnie natomiast zbudowano kilka większych tego typu obiektów, jak choćby Solina. Czy jednak polskie hydroelektrownie zasadniczo wpłynęły na obraz całej energetyki? Otóż niestety nie, jako że obecnie pomiędzy jeden a dwa procent całej wytwarzanej w kraju energii elektrycznej z nich pochodzi. Lwia część energii zaś to te trzydzieści parę większych elektrowni na węgiel brunatny i kamienny. W pierwszej połowie obecnego roku udział węgla w naszym miksie nawet się zwiększył w stosunku do pierwszego półrocza 2020. Więcej się u nas mówi o wyjściu z węgla, niż realnie robi, a ostatnie wielkie elektrownie systemowe jak Kozienice, Opole czy Jaworzno wszystkie są opalane węglem. I na nic zda się tu plan zamykania kopalń itp, najwyżej elektrownie zasilać będzie węgiel importowany, jak w Niemczech. To nie jest wyjście z węgla, czy choćby istotne zmniejszenie jego udziału. To pusta gadanina bez pokrycia w faktach. 

Tak więc hydroelektrownie nie zmienią w sposób bardzo istotny naszej energetyki, przy najlepszych chęciach i wielkich inwestycjach może wyciśniemy jeszcze ze dwa GW. Jak wyglądają polskie rzeki, zwłaszcza latem w okresie upałów, chyba mówić nie muszę. Czy zatem wprowadzenie nowej nieobecnej dotąd technologii w naszym kraju – energetyki jądrowej – zmieni w sposób zasadniczy oblicze energetyki?

To zależy. Zdecydowanie nie, jeśli ograniczymy inwestycje wyłącznie i tylko do reaktorów modułowych o mocach 77 MW lub 300 MW. I jeśli zostawimy wszystko wyłącznie inwestycjom firm prywatnych, jak Synthos czy PAK – Z. Solorz i M. Sołowow, lub nawet państwowych, takich jak KGHM, czy Ciech, z których pierwszy już podpisał odpowiednie umowy. Zgoda, reaktory takie pojawią się nad Wisłą wcześniej, pierwsze z nich już może nawet w 2029 roku. Pozwoliłem sobie policzyć, jak wiele energii będzie można z nich otrzymać, w stosunku do całej produkowanej w Polsce w latach 30 tych obecnego wieku. Mimo mojego wrodzonego optymizmu i entuzjazmu dla technologii rozszczepienia jąder atomów uranu, gdzie brałem pod uwagę wszystkie obecnie deklarowane plany w kwestii małych reaktorów modułowych, z szacunków wynikało, że będzie to jakieś 2 GW mocy, czyli około 17 TWh energii elektrycznej w ciągu całego roku. Innymi słowy 10 procent obecnej produkcji energii i nieco mniejszy udział zapewne w latach 30 tych. Bez wątpienia SMR mogą być wprowadzone w naszym kraju niezależnie od sytuacji politycznej i wyników kolejnych wyborów, no chyba że to „Zieloni” tworzyliby rząd, ale tego raczej nie przewiduję. To ogromna zaleta SMR, ale wprowadzą one nasz kraj do bloku krajów „atomowych” w sposób symboliczny jedynie. Bo co to jest te siedem procent energii pozyskiwane z atomu, powiedzmy w roku 2035? Z czego i tak lwia część będzie to energetyka przemysłowa, a nie zawodowa, produkująca energię na potrzeby określonych zakładów pracy, a nie ogółu ludności. 

Tak się stanie, jeśli próby realizacji PPEJ i budowy dużych bloków jądrowych o mocach przekraczających 1000 MW, z których każdy produkuje od 8 TWh do 12,5 TWh energii elektrycznej rocznie (w zależności od typów od AP1000 do EPR), nie powiodłyby się z jakichś względów i nie doszły do skutku. A największym zagrożeniem dziś dla nich są te polityczne, jak kiedyś dla Żarnowca. Im mniej polityki w energetyce, tym lepiej dla atomu, dla racjonalnego planowania i racjonalnych decyzji, ale tu jestem realistą.

Żeby była w tym względzie jasność, jestem wielkim zwolennikiem SMR ów, wierzę, że można je będzie w miarę szybko u nas wprowadzić. Że się sprawdzą jako źródło energii. Tyle, że nie wierzę, aby one jedne wystarczyły. Tak jak dziś absolutnie nie wystarcza rozwój fotowoltaiki na masową skalę, czy źródeł wiatrowych. Z oczywistych względów i ograniczeń wynikających z tych technologii. I podobnie zresztą, jak symbolicznym jest dziś istnienie naszego reaktora atomowego w Świerku. Za dużo w naszej historii jest symboli, za mało zaś pozytywnych konkretów. Jeśliby zatem doprowadzono do tego, że rząd umyłby ręce od rozwoju energetyki jądrowej i nie podpisał z nikim umowy na budowę wielkich reaktorów, bo wybory … etc, będzie bardzo źle, a gospodarka polska zacznie się szybko zwijać nie mając taniej energii w odpowiedniej ilości. I musi to zrobić rząd obecny, bo po wyborach sytuacja jest trudna do przewidzenia. W przeciwnym razie jakość życia w naszym kraju radykalnie się pogorszy. Kluczem zatem jest PPEJ (6 do 9 GW mocy), a dopiero jego realizacja pod hasłem energia jądrowa na wielką skalę, sprawi, że cała nasza energetyka zmieni się w ciągu najbliższych dwóch dekad, i przestanie być dla nas przysłowiową kulą u nogi ciągnącą nas na dno.

Lipka: Europa dwóch modeli energetycznych

 

Gra toczy się o to, aby energetyka jądrowa zmieniła naszą rzeczywistość energetyczną. A jeśli tak się ma stać, nie może być jedynie czymś symbolicznym i na symboliczną skalę. Świetnym przykładem może tu posłużyć hydroenergetyka. Ta technologia, wykorzystania energii wody, istnieje już u nas od bardzo dawna – pisze Jerzy Lipka z Obywatelskiego Ruchu na rzecz Energetyki Jądrowej.

Na ziemiach polskich hydroelektrownie istniały jeszcze przed wojną, ba, było ich nawet wówczas więcej niż teraz, choć mniejsze. Po wojnie natomiast zbudowano kilka większych tego typu obiektów, jak choćby Solina. Czy jednak polskie hydroelektrownie zasadniczo wpłynęły na obraz całej energetyki? Otóż niestety nie, jako że obecnie pomiędzy jeden a dwa procent całej wytwarzanej w kraju energii elektrycznej z nich pochodzi. Lwia część energii zaś to te trzydzieści parę większych elektrowni na węgiel brunatny i kamienny. W pierwszej połowie obecnego roku udział węgla w naszym miksie nawet się zwiększył w stosunku do pierwszego półrocza 2020. Więcej się u nas mówi o wyjściu z węgla, niż realnie robi, a ostatnie wielkie elektrownie systemowe jak Kozienice, Opole czy Jaworzno wszystkie są opalane węglem. I na nic zda się tu plan zamykania kopalń itp, najwyżej elektrownie zasilać będzie węgiel importowany, jak w Niemczech. To nie jest wyjście z węgla, czy choćby istotne zmniejszenie jego udziału. To pusta gadanina bez pokrycia w faktach. 

Tak więc hydroelektrownie nie zmienią w sposób bardzo istotny naszej energetyki, przy najlepszych chęciach i wielkich inwestycjach może wyciśniemy jeszcze ze dwa GW. Jak wyglądają polskie rzeki, zwłaszcza latem w okresie upałów, chyba mówić nie muszę. Czy zatem wprowadzenie nowej nieobecnej dotąd technologii w naszym kraju – energetyki jądrowej – zmieni w sposób zasadniczy oblicze energetyki?

To zależy. Zdecydowanie nie, jeśli ograniczymy inwestycje wyłącznie i tylko do reaktorów modułowych o mocach 77 MW lub 300 MW. I jeśli zostawimy wszystko wyłącznie inwestycjom firm prywatnych, jak Synthos czy PAK – Z. Solorz i M. Sołowow, lub nawet państwowych, takich jak KGHM, czy Ciech, z których pierwszy już podpisał odpowiednie umowy. Zgoda, reaktory takie pojawią się nad Wisłą wcześniej, pierwsze z nich już może nawet w 2029 roku. Pozwoliłem sobie policzyć, jak wiele energii będzie można z nich otrzymać, w stosunku do całej produkowanej w Polsce w latach 30 tych obecnego wieku. Mimo mojego wrodzonego optymizmu i entuzjazmu dla technologii rozszczepienia jąder atomów uranu, gdzie brałem pod uwagę wszystkie obecnie deklarowane plany w kwestii małych reaktorów modułowych, z szacunków wynikało, że będzie to jakieś 2 GW mocy, czyli około 17 TWh energii elektrycznej w ciągu całego roku. Innymi słowy 10 procent obecnej produkcji energii i nieco mniejszy udział zapewne w latach 30 tych. Bez wątpienia SMR mogą być wprowadzone w naszym kraju niezależnie od sytuacji politycznej i wyników kolejnych wyborów, no chyba że to „Zieloni” tworzyliby rząd, ale tego raczej nie przewiduję. To ogromna zaleta SMR, ale wprowadzą one nasz kraj do bloku krajów „atomowych” w sposób symboliczny jedynie. Bo co to jest te siedem procent energii pozyskiwane z atomu, powiedzmy w roku 2035? Z czego i tak lwia część będzie to energetyka przemysłowa, a nie zawodowa, produkująca energię na potrzeby określonych zakładów pracy, a nie ogółu ludności. 

Tak się stanie, jeśli próby realizacji PPEJ i budowy dużych bloków jądrowych o mocach przekraczających 1000 MW, z których każdy produkuje od 8 TWh do 12,5 TWh energii elektrycznej rocznie (w zależności od typów od AP1000 do EPR), nie powiodłyby się z jakichś względów i nie doszły do skutku. A największym zagrożeniem dziś dla nich są te polityczne, jak kiedyś dla Żarnowca. Im mniej polityki w energetyce, tym lepiej dla atomu, dla racjonalnego planowania i racjonalnych decyzji, ale tu jestem realistą.

Żeby była w tym względzie jasność, jestem wielkim zwolennikiem SMR ów, wierzę, że można je będzie w miarę szybko u nas wprowadzić. Że się sprawdzą jako źródło energii. Tyle, że nie wierzę, aby one jedne wystarczyły. Tak jak dziś absolutnie nie wystarcza rozwój fotowoltaiki na masową skalę, czy źródeł wiatrowych. Z oczywistych względów i ograniczeń wynikających z tych technologii. I podobnie zresztą, jak symbolicznym jest dziś istnienie naszego reaktora atomowego w Świerku. Za dużo w naszej historii jest symboli, za mało zaś pozytywnych konkretów. Jeśliby zatem doprowadzono do tego, że rząd umyłby ręce od rozwoju energetyki jądrowej i nie podpisał z nikim umowy na budowę wielkich reaktorów, bo wybory … etc, będzie bardzo źle, a gospodarka polska zacznie się szybko zwijać nie mając taniej energii w odpowiedniej ilości. I musi to zrobić rząd obecny, bo po wyborach sytuacja jest trudna do przewidzenia. W przeciwnym razie jakość życia w naszym kraju radykalnie się pogorszy. Kluczem zatem jest PPEJ (6 do 9 GW mocy), a dopiero jego realizacja pod hasłem energia jądrowa na wielką skalę, sprawi, że cała nasza energetyka zmieni się w ciągu najbliższych dwóch dekad, i przestanie być dla nas przysłowiową kulą u nogi ciągnącą nas na dno.

Lipka: Europa dwóch modeli energetycznych

 

Najnowsze artykuły