W niemieckim Lubminie odbył się protest w obronie Nord Stream 2 i przeciwko sankcjom wobec Rosji z udziałem sił prorosyjskich.
Położona niecałe 30 kilometrów od polskiej granicy wioseczka Lubmin robi się gorącym miejscem rozgrywki energetycznych mocarstw. Niegdyś stała tu elektrownia jądrowa, która została jednak zamknięta od razu po zjednoczeniu Niemiec w 1990 roku. Lubmin wrócił jednak szybko na mapę energetyczną Niemiec, bo to tu wychodzą na ląd rosyjskie gazociągi Nord Stream 1 i Nord Stream 2. Obecnie planowane jest w tym miejscu uruchomienie pierwszego statku FSRU w Niemczech, który jako pierwszy w tym kraju już w grudniu ma dostarczać do Niemiec LNG przy wykorzystaniu infrastruktury gazociągowej, która wcześniej służyła dystrybucji rosyjskiego gazu.
W niedzielę czwartego września w Lubminie zgłoszono demonstracje z udziałem 1000 – 2000 osób. Organizatorami były różne grupy, między innymi miejscowy okręg partii prawicowej AfD, ale także bardziej umiarkowane i lewicowe organizacje. Wiec odbył się na terenie starego dworca towarowego i przyciągnął 1800 ludzi. Protestujący chcą wznowienia współpracy z Rosją i otwarcia Nord Stream 2.
Te wydarzenia relacjonował na żywo dziennikarz gazety Ostsee-Zeitung Michael Meyer, który przedstawił młodą rodzinę z małym dzieckiem. Rodzina ta składała się z etnicznego Niemca i ciemnoskórej kobiety pochodzeniem z Kuby oraz 5-letniego chłopca. Dziennikarz wskazał na bluzę dziecka, ze sloganem, że dzieci mają też prawo do przyszłości i nie wolno im jej odbierać.
Przed mikrofonem prowadzono rozmowę o przyszłości Niemiec, która przez sankcje zostaje zniszczona i o tym, że media powinny relacjonować obiektywnie. Dziennikarz Ostsee-Zeitung obiecał swoim rozmówcom na tym wiecu, że będzie relacjonował obiektywnie, po czym przybił piątkę z małym chłopcem. W swoich relacjach Michael Meyer nie zadał pytań o ofiary inwazji Rosji na Ukrainie. Nie było też wzmianek o tym, że Rosjanie kupują broń między innymi za pieniądze, które Niemcy płacą im za gaz.
Ostsee-Zeitung/Aleksandra Fedorska