icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Filiński: Ropa i paliwa tanieją na majówkę, ale mogą być dużo droższe w drugiej połowie roku

– Ceny paliw spadły na majówkę, ale co dalej? – zastanawia się Tomasz Filiński ze Świata Paliw w BiznesAlert.pl. – Szacunki nie jednej, lecz wielu renomowanych firm prognostycznych dopuszczają scenariusz znacznie wyższych cen ropy i paliw w drugiej połowie 2023 roku – ocenia.

To pytanie zadaję nie bez powodu. Mimo, że w drugiej połowie kwietnia przeważyły obawy gospodarcze i odczuwalne spowolnienie popytu w wielu regionach globu, to jednak nie brakuje też oznak zwiastujących poprawę konsumpcji, przy jednoczesnym ograniczaniu podaży. Sytuacja jest mocno niepewna i w tym wszystkim najbardziej niewygodne jest to, że faktory z obu koszyków (wpływające dodatnio i ujemnie na ceny) są silne, co później my widzimy poprzez na przykład skaczące w górę i w dół po kilka dolarów na baryłce ceny ropy naftowej, nawet tego samego dnia.

Obecnie nic nie przebija negatywnych wieści z amerykańskiego sektora bankowego. Gdy tylko takie się pojawiają, są w stanie przyćmić wszystkie, działające czynniki fundamentalne takie jak popyt, podaż, zapasy, czy cięcia produkcji. I dużo wskazuje na to, że strach przed upadkiem jakiegoś banku będzie towarzyszyć nam jeszcze długo. Ostatnio ta kwestia zaczęła przypominać mi bardziej narzędzie do walki z rosnącymi cenami, aniżeli naturalnie pojawiający się problemem, którego wcześniej nie było. A był, tylko nikt nie robił z tego afery, po której akcje zaczynały spadać w dół niczym wodospad.

Nie chcę teraz zbytnio bagatelizować tej sprawy, bo i się na tym aż tak nie znam (mam na myśli bankowość), ale też nie uważam, że jest dobrze w amerykańskich finansach. Powody do martwienia się są, przecież pamiętamy kryzys z 2008 roku, kiedy to właśnie bańka kredytowa pękła i rozlała się po całym świecie, ustawiając kilka następnych lat w tryb recesyjny. Zatem nie umniejszam, a jedynie oceniam to tak, że problemy w sektorze bankowym są i były już wcześniej, tylko robi się o nich głośno w określonych momentach, pogarszając tym samym jeszcze bardziej sytuację „kozła ofiarnego”, ale doprowadzając do załamania cen, w tym przypadku wspomnę o branży naftowej, choć zasięg obejmuje więcej obszarów. I wcale nie jestem w tym myśleniu odosobniony, ponieważ z podobnymi wnioskami spotkałem się już wcześniej w wielu analizach cenionych ekspertów naftowych.

Kolejnym, równie silnym czynnikiem determinującym od dłuższego czasu ruchy cenowe na rynku naftowym są obawy o dalsze zacieśnianie pasa przez banki centralne, skoncentrowane głównie w Europie i obu Amerykach, ponieważ te regiony świata najbardziej odczuwają szalejącą inflację.
Dużo emocji wywołują spekulacje, w którą stronę będzie zmierzać polityka monetarna największych w skali globu gospodarek i im bliżej posiedzeń organów takich jak amerykański FED, które ustalają raz na kilka tygodni obowiązujący poziom stóp procentowych, tym ceny bardziej wariują. Z jednej strony to zrozumiałe, bo od tych stóp zależy, ile będzie kosztować pożyczamy pieniądz, a firmy zza oceanu odgrywają ogromną rolę na światowych rynkach finansowych. Jednak z drugiej strony patrząc, często zwykła, mało istotna, w dodatku ot tak „rzucona” w kuluarach wypowiedź jednego z członków komisji od ustalania stóp procentowych tydzień przed dniem decyzji potrafi wywołać ogromne zamieszanie i skoki cen dolara oraz ropy naftowej.

Wysokość rat kredytów decyduje o tym, ile będzie coś kosztować, ponieważ wszędzie jesteśmy otoczeni wynikiem pożyczek – jedna firma produkuje świeży, smaczny chleb, dzięki nowemu urządzeniu, kupionemu z pożyczonych od banku pieniędzy, my następnie kupujemy chleb w sieci piekarni funkcjonującej przy udziale kredytu obrotowego i inwestycyjnego, a po skończonych zakupach wracamy wyleasingowanym autem do domu, którego budowę ukończyliśmy szybciej dzięki kredytowi mieszkaniowemu. A więc od tego, ile kosztuje kredyt, zależy wielkość produkcji, jak i popytu, bo jeśli wysokość rat przewyższa możliwość lub opłacalność, to przekładane są inwestycje, a także rezygnujemy z części wydatków.

Powyższa wszechstronność udziału i wpływu pożyczek na funkcjonowanie gospodarek skupia uwagę rynków na wiele dni przed terminami, kiedy zapadają konkretne decyzje. Wrażliwość inwestorów na różne informacje jest teraz podwyższona, ponieważ czuć już i widać globalne spowolnienie, produkty i usługi już są drogie, koszt pieniądza już jest bardzo wysoki, a kolejne podwyżki rat tylko doleją oliwy do ognia, patrząc od strony innej, niż regulator rynku. A to dlatego, że z perspektywy rządów podwyżki stóp mają spowolnić inflację w określonym czasie, a ta nie będzie odpowiednio reagować na działania instytucji, jeśli ceny konkretnych towarów nie zniechęcą kupujących od dalszego kupowania. Wytycznymi dla organów kształtujących politykę monetarną są różne wskaźniki gospodarcze i jeśli najnowsze raporty nie spełniają oczekiwań regulatora, wtedy „śruba jest dokręcana” aż do skutku.
Ostatnie dane z USA za kwiecień były mieszane, ale fakt, że w amerykańskim sektorze bankowym co chwilę wychodzą jakieś nowe „kwiatki” nie wróży dobrze i może być impulsem do podniesienia stóp procentowych przez amerykańską Rezerwę Federalną na początku maja. Jest to sygnał niedźwiedzi (spadkowy) dla inwestorów, zwiększający ryzyko wystąpienia recesji u największego producenta i konsumenta ropy naftowej na świecie, dodatkowo wzmacniany zagrożeniem kolejnych, skrywanych jeszcze komplikacji z amerykańskiego sektora bankowego.

Dlatego uważam, że w kolejnych tygodniach i miesiącach moc tych argumentów będzie często wykorzystywana do łagodzenia wzrostów cen na rynku naftowym wynikających na przykład z odrodzenia Chin po pandemii, czyli największej nadziei tego roku oczekiwanej przez byków naftowych (liczących na wzrost cen) oraz będą stosowane do gaszenia innych faktorów, którymi podsycane są notowania produktów rafinowanych, takich jak chociażby niedawne dobrowolne cięcia wydobycia OPEC+.

Nie oznacza to jednak, że teraz będzie już tylko taniej. Bo nie będzie. Oznaki odbicia zapotrzebowania na olej napędowy i benzynę można było zauważyć już w ostatnim tygodniu kwietnia zarówno w kurczących się zapasach tych produktów w amerykańskich i europejskich magazynach, jak i w międzynarodowych bilansach handlowych (import i eksport). Sporego przyspieszenia konsumpcji paliw można się spodziewać w Azji kontynentalnej już po tym weekendzie, na co wskazują rekordowe liczby rezerwacji biletów lotniczych i kolejowych z okazji rozpoczynających się tam świąt Złotego Tygodnia. Dużego ruchu oczekuje się także na drogach, gdyż cześć świętujących będzie podróżować do swoich rodzin samochodami.

Mimo to w mojej opinii, w drugim kwartale notowania głównej baryłki Brent mogą mieć problem, by przebić się i utrzymać się na dłużej powyżej granicy 85 dolarów\b, ponieważ prognozy największych agencji z branży naftowej jasno wskazują na nadpodaż w tym okresie, a tani towar jest łatwo dostępny nawet w większych ilościach, co potwierdzają niemal wyzerowanie w ostatnim czasie marże rafinerii z produkcji paliw. Większe szanse na solidniejszy wzrost notowań ropy, który następnie może się przełożyć na wyraźniejsze korekty w górę cen detalicznych paliw, są widziane od trzeciego kwartału tego roku, kiedy to Międzynarodowa Agencja Energetyczna przewiduje nawet „znaczny deficyt podaży”, dodatkowo pogłębiony przez ostatnie cięcia OPEC+.

To, czy rzeczywiście jeszcze w tym roku świat wejdzie w niedobór produkcji i logistyki paliw, zależy oczywiście od wielu czynników „po drodze”, które mogą się różne ułożyć, wywracając do góry nogami dotychczasowe założenia. Niemniej na podstawie aktualnych danych, szacunki nie jednej, lecz wielu renomowanych firm prognostycznych dopuszczają scenariusz znacznie wyższych cen ropy i paliw w drugiej połowie 2023 roku.

Dla przykładu bacznie śledzona przez analityków naftowych krótkoterminowa prognoza Amerykańskiej Administracji Informacji Energetycznej (EIA) z kwietnia pokazała, że eksperci pracujący dla tej instytucji przewidują średnią cenę globalnego benchmarku Brent w tym roku na poziomie 85,01 $\b, a benchmarku WTI na poziomie 79,24 dolara\b. Jeśli wróżby EIA mają się spełnić, światowe ceny ropy naftowej w następnych miesiącach będą musiały nie tylko osiągnąć średnie poziomy wskazane w prognozie, ale również istotnie wspiąć się na pewien ponad te granice, by zrekompensować niższe średnie cen przynajmniej z pierwszego kwartału tego roku.

Nie pociesza fakt, że spora większość innych, renomowanych agencji analitycznych podziela pogląd amerykańskiej instytucji i także spodziewa się wyższych niż widywane aktualnie cen „czarnego złota” w nadchodzących miesiącach, z przewagą na drugie półrocze 2023, natomiast już nie tak ekstremalnych, jakich doświadczyliśmy w minionym roku.

Filiński: Czy świat czeka deficyt podaży ropy?

– Ceny paliw spadły na majówkę, ale co dalej? – zastanawia się Tomasz Filiński ze Świata Paliw w BiznesAlert.pl. – Szacunki nie jednej, lecz wielu renomowanych firm prognostycznych dopuszczają scenariusz znacznie wyższych cen ropy i paliw w drugiej połowie 2023 roku – ocenia.

To pytanie zadaję nie bez powodu. Mimo, że w drugiej połowie kwietnia przeważyły obawy gospodarcze i odczuwalne spowolnienie popytu w wielu regionach globu, to jednak nie brakuje też oznak zwiastujących poprawę konsumpcji, przy jednoczesnym ograniczaniu podaży. Sytuacja jest mocno niepewna i w tym wszystkim najbardziej niewygodne jest to, że faktory z obu koszyków (wpływające dodatnio i ujemnie na ceny) są silne, co później my widzimy poprzez na przykład skaczące w górę i w dół po kilka dolarów na baryłce ceny ropy naftowej, nawet tego samego dnia.

Obecnie nic nie przebija negatywnych wieści z amerykańskiego sektora bankowego. Gdy tylko takie się pojawiają, są w stanie przyćmić wszystkie, działające czynniki fundamentalne takie jak popyt, podaż, zapasy, czy cięcia produkcji. I dużo wskazuje na to, że strach przed upadkiem jakiegoś banku będzie towarzyszyć nam jeszcze długo. Ostatnio ta kwestia zaczęła przypominać mi bardziej narzędzie do walki z rosnącymi cenami, aniżeli naturalnie pojawiający się problemem, którego wcześniej nie było. A był, tylko nikt nie robił z tego afery, po której akcje zaczynały spadać w dół niczym wodospad.

Nie chcę teraz zbytnio bagatelizować tej sprawy, bo i się na tym aż tak nie znam (mam na myśli bankowość), ale też nie uważam, że jest dobrze w amerykańskich finansach. Powody do martwienia się są, przecież pamiętamy kryzys z 2008 roku, kiedy to właśnie bańka kredytowa pękła i rozlała się po całym świecie, ustawiając kilka następnych lat w tryb recesyjny. Zatem nie umniejszam, a jedynie oceniam to tak, że problemy w sektorze bankowym są i były już wcześniej, tylko robi się o nich głośno w określonych momentach, pogarszając tym samym jeszcze bardziej sytuację „kozła ofiarnego”, ale doprowadzając do załamania cen, w tym przypadku wspomnę o branży naftowej, choć zasięg obejmuje więcej obszarów. I wcale nie jestem w tym myśleniu odosobniony, ponieważ z podobnymi wnioskami spotkałem się już wcześniej w wielu analizach cenionych ekspertów naftowych.

Kolejnym, równie silnym czynnikiem determinującym od dłuższego czasu ruchy cenowe na rynku naftowym są obawy o dalsze zacieśnianie pasa przez banki centralne, skoncentrowane głównie w Europie i obu Amerykach, ponieważ te regiony świata najbardziej odczuwają szalejącą inflację.
Dużo emocji wywołują spekulacje, w którą stronę będzie zmierzać polityka monetarna największych w skali globu gospodarek i im bliżej posiedzeń organów takich jak amerykański FED, które ustalają raz na kilka tygodni obowiązujący poziom stóp procentowych, tym ceny bardziej wariują. Z jednej strony to zrozumiałe, bo od tych stóp zależy, ile będzie kosztować pożyczamy pieniądz, a firmy zza oceanu odgrywają ogromną rolę na światowych rynkach finansowych. Jednak z drugiej strony patrząc, często zwykła, mało istotna, w dodatku ot tak „rzucona” w kuluarach wypowiedź jednego z członków komisji od ustalania stóp procentowych tydzień przed dniem decyzji potrafi wywołać ogromne zamieszanie i skoki cen dolara oraz ropy naftowej.

Wysokość rat kredytów decyduje o tym, ile będzie coś kosztować, ponieważ wszędzie jesteśmy otoczeni wynikiem pożyczek – jedna firma produkuje świeży, smaczny chleb, dzięki nowemu urządzeniu, kupionemu z pożyczonych od banku pieniędzy, my następnie kupujemy chleb w sieci piekarni funkcjonującej przy udziale kredytu obrotowego i inwestycyjnego, a po skończonych zakupach wracamy wyleasingowanym autem do domu, którego budowę ukończyliśmy szybciej dzięki kredytowi mieszkaniowemu. A więc od tego, ile kosztuje kredyt, zależy wielkość produkcji, jak i popytu, bo jeśli wysokość rat przewyższa możliwość lub opłacalność, to przekładane są inwestycje, a także rezygnujemy z części wydatków.

Powyższa wszechstronność udziału i wpływu pożyczek na funkcjonowanie gospodarek skupia uwagę rynków na wiele dni przed terminami, kiedy zapadają konkretne decyzje. Wrażliwość inwestorów na różne informacje jest teraz podwyższona, ponieważ czuć już i widać globalne spowolnienie, produkty i usługi już są drogie, koszt pieniądza już jest bardzo wysoki, a kolejne podwyżki rat tylko doleją oliwy do ognia, patrząc od strony innej, niż regulator rynku. A to dlatego, że z perspektywy rządów podwyżki stóp mają spowolnić inflację w określonym czasie, a ta nie będzie odpowiednio reagować na działania instytucji, jeśli ceny konkretnych towarów nie zniechęcą kupujących od dalszego kupowania. Wytycznymi dla organów kształtujących politykę monetarną są różne wskaźniki gospodarcze i jeśli najnowsze raporty nie spełniają oczekiwań regulatora, wtedy „śruba jest dokręcana” aż do skutku.
Ostatnie dane z USA za kwiecień były mieszane, ale fakt, że w amerykańskim sektorze bankowym co chwilę wychodzą jakieś nowe „kwiatki” nie wróży dobrze i może być impulsem do podniesienia stóp procentowych przez amerykańską Rezerwę Federalną na początku maja. Jest to sygnał niedźwiedzi (spadkowy) dla inwestorów, zwiększający ryzyko wystąpienia recesji u największego producenta i konsumenta ropy naftowej na świecie, dodatkowo wzmacniany zagrożeniem kolejnych, skrywanych jeszcze komplikacji z amerykańskiego sektora bankowego.

Dlatego uważam, że w kolejnych tygodniach i miesiącach moc tych argumentów będzie często wykorzystywana do łagodzenia wzrostów cen na rynku naftowym wynikających na przykład z odrodzenia Chin po pandemii, czyli największej nadziei tego roku oczekiwanej przez byków naftowych (liczących na wzrost cen) oraz będą stosowane do gaszenia innych faktorów, którymi podsycane są notowania produktów rafinowanych, takich jak chociażby niedawne dobrowolne cięcia wydobycia OPEC+.

Nie oznacza to jednak, że teraz będzie już tylko taniej. Bo nie będzie. Oznaki odbicia zapotrzebowania na olej napędowy i benzynę można było zauważyć już w ostatnim tygodniu kwietnia zarówno w kurczących się zapasach tych produktów w amerykańskich i europejskich magazynach, jak i w międzynarodowych bilansach handlowych (import i eksport). Sporego przyspieszenia konsumpcji paliw można się spodziewać w Azji kontynentalnej już po tym weekendzie, na co wskazują rekordowe liczby rezerwacji biletów lotniczych i kolejowych z okazji rozpoczynających się tam świąt Złotego Tygodnia. Dużego ruchu oczekuje się także na drogach, gdyż cześć świętujących będzie podróżować do swoich rodzin samochodami.

Mimo to w mojej opinii, w drugim kwartale notowania głównej baryłki Brent mogą mieć problem, by przebić się i utrzymać się na dłużej powyżej granicy 85 dolarów\b, ponieważ prognozy największych agencji z branży naftowej jasno wskazują na nadpodaż w tym okresie, a tani towar jest łatwo dostępny nawet w większych ilościach, co potwierdzają niemal wyzerowanie w ostatnim czasie marże rafinerii z produkcji paliw. Większe szanse na solidniejszy wzrost notowań ropy, który następnie może się przełożyć na wyraźniejsze korekty w górę cen detalicznych paliw, są widziane od trzeciego kwartału tego roku, kiedy to Międzynarodowa Agencja Energetyczna przewiduje nawet „znaczny deficyt podaży”, dodatkowo pogłębiony przez ostatnie cięcia OPEC+.

To, czy rzeczywiście jeszcze w tym roku świat wejdzie w niedobór produkcji i logistyki paliw, zależy oczywiście od wielu czynników „po drodze”, które mogą się różne ułożyć, wywracając do góry nogami dotychczasowe założenia. Niemniej na podstawie aktualnych danych, szacunki nie jednej, lecz wielu renomowanych firm prognostycznych dopuszczają scenariusz znacznie wyższych cen ropy i paliw w drugiej połowie 2023 roku.

Dla przykładu bacznie śledzona przez analityków naftowych krótkoterminowa prognoza Amerykańskiej Administracji Informacji Energetycznej (EIA) z kwietnia pokazała, że eksperci pracujący dla tej instytucji przewidują średnią cenę globalnego benchmarku Brent w tym roku na poziomie 85,01 $\b, a benchmarku WTI na poziomie 79,24 dolara\b. Jeśli wróżby EIA mają się spełnić, światowe ceny ropy naftowej w następnych miesiącach będą musiały nie tylko osiągnąć średnie poziomy wskazane w prognozie, ale również istotnie wspiąć się na pewien ponad te granice, by zrekompensować niższe średnie cen przynajmniej z pierwszego kwartału tego roku.

Nie pociesza fakt, że spora większość innych, renomowanych agencji analitycznych podziela pogląd amerykańskiej instytucji i także spodziewa się wyższych niż widywane aktualnie cen „czarnego złota” w nadchodzących miesiącach, z przewagą na drugie półrocze 2023, natomiast już nie tak ekstremalnych, jakich doświadczyliśmy w minionym roku.

Filiński: Czy świat czeka deficyt podaży ropy?

Najnowsze artykuły