KOMENTARZ
Grzegorz Makuch
Projekt gazociągu Jamał-Europa I i II, korzeniami sięgający lat 80., miał w pierwszej kolejności zapewniać surowiec Niemcom, nie Polsce. Leonid Breżniew i Helmut Schmidt (SPD) podpisali stosowną umowę w 1980 r. w Moskwie. Finansowanie projektu zapewnił Deutsche Bank.
Jednak w wyniku sankcji nałożonych na Związek Sowiecki (w związku z jego agresją na Afganistan) projekt został zamrożony. Powrócono do niego w latach 90., czemu impuls dała Warszawa próbując zapewnić sobie dostawy brakujących ilości gazu z kierunku nierosyjskiego (Morze Północne: szelf norweski, szelf brytyjski; Algieria: LNG, gazociąg TRANSMED). Stalo się to przyczynkiem do podpisania przez prezydentów Polski i Rosji (Lech Wałęsa, Borys Jelcyn) 22 maja 1992 r. umowy, która dawała podwaliny pod powstanie polskiego odcinka gazociągu Jamał-Europa I i II (tzw. Pieremyczka; http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU19930610291) i zarazem zapewniała Polsce brakujące ilości gazu z kierunku rosyjskiego. Pierwszą nitkę gazociągu Jamał-Europa o przepustowości 32,3 mld m3 oddano do użytku w 1999 r. Jednak równolegle z podpisaniem umowy na powstanie polskiego odcinka gazociągu Jamał-Europa Rosja rozpoczęła rozmowy z Finami nt. budowy gazociągu po dnie Morza Bałtyckiego do Niemiec (późniejszy Gazociąg Północny), omijającego Białoruś i Polskę. Tym samym Rosja de facto zrezygnowała z drugiej nitki gazociągu Jamał-Europa nim powstała pierwsza.
Warszawa dała Moskwie ponownie impuls do działania. W wyniku poszukiwania przez Polskę możliwości zdywersyfikowania źródeł gazu (w latach 1997-2001) Rosja powróciła do koncepcji budowy drugiej nitki (tzw. Pieremyczki) i zaproponowała Polsce dodatkową ilość gazu (Rem Wiachiriew wysłał list do prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego). Polska nie chciała przystać na tę propozycję twierdząc, że projekt wyklucza Ukrainę. Podobnie jak pierwsza nitka gazociągu Jamał-Europa, która istnieje. Zarazem pierwsza nitka wyklucza również Słowację, natomiast druga nitka (Pieremyczka) skierowana miała być właśnie na południe. Ostatecznie polsko-rosyjski spór miał dotyczyć nie samego faktu poprowadzenia gazociągu z Rosji, przez Białoruś i Polskę na Słowację, ale jego trasy na terytorium Polski. Trudno rozsądzić, kto pierwszy wycofał się z projektu: Polska, czy Rosja. Najbardziej prawdopodobna zdaje się odpowiedź, że wraz ze zmianą władzy w Polsce i upadkiem projektu importu z Norwegii (rząd Leszka Millera wycofał Polskę z tego projektu) Pieremyczka nie była już dłużej potrzebna i Rosja mogła wrócić do trasy gazociągu, która zamierzana była od początku lat 90. – po dnie Bałtyku.
Pierwsze dwie nitki Gazociągu Północnego o przepustowości 55 mld m3 gazu zostały oddane do użytku w 2011 i 2012 r. Gazociąg Północny jest wyjęty spod jurysdykcji prawa UE, co jest podyktowane faktem, że umowa na gazociąg została podpisana wcześniej niż rozwinięto unijną jurysdykcję dot. gazu (TPA). Co ciekawe, innych gazociągów – starszych od Północnego – casus czasu nie obejmuje. Nim jednak Gazociąg Północny powstał, z raportu polskiego europosła Marcina Libickiego dotyczącego wpływu Gazociągu Północnego na środowisko, ostatecznie wykreślono zapis o wstrzymaniu inwestycji, jeśli nie zgodzą się na nią wszystkie kraje przybrzeżne, w tym Polska. Ponadto gazociąg OPAL – południowa odnoga Gazociągu Północnego – w 50% jest wyłączona spod TPA. Gazprom wciąż stara się o wyłączenie pełnej przepustowości gazociągu – na co niemiecki urząd ds. regulacji już się zgodził. Decyzję jednak wciąż blokuje KE. Powyższe informacje to zaledwie kilka przykładów pokazujących, że polityka Berlina i Moskwy w tym projekcie nie jest czynnikiem dodatkowym, lecz dominującym. I Gazociągu Północnego nie należy traktować tylko w kategoriach biznesu, lecz dużego i ważnego projektu stricte politycznego.
W kontekście zgody niemieckiego regulatora na przyznanie Gazpromowi całej przepustowości na gazociągu OPAL (wciąż negowanej przez KE) warto wspomnieć podważenie przez KE parafowanej uprzednio polsko-rosyjskiej umowy gazowej z 2009 r. Wydłużała ona użytkowanie przez Rosję polskiego odcinka gazociągu Jamał-Europa aż do 2045 r. (zarazem dostawy gazu miały być do 2037 r.). Umowa ta była rosyjską odpowiedzią na kolejne polskie próby zdywersyfikowania źródeł gazu (Norwegia). Propozycja powrotu do projektu Pieremyczki w 2013 r., która zakończyła się dymisją Mikołaja Budzanowskiego, Grażyny Piotrowskiej-Oliwy i Mirosława Dobruta (opóźnionej), również była polityczna a nie tylko biznesową. Umożliwiałaby dostawy kolejnych metrów sześciennych gazu do Polski i na Słowację. Oczywiście z pominięciem Ukrainy. I w bardzo krótkim czasie – budowa kolejnej nitki gazociągu Jamał-Europa może odbyć się w znacznie krótszym czasie i niższym kosztem niż budowa kolejnych nitek podmorskiego gazociągu. Warto również odnotować, że propozycja Pieremyczki padła w kwietniu 2013 r. (z raportu ówczesnego szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza wynika, że prace nad nią rozpoczęły się znacznie wcześniej), tymczasem rewolucja na Ukrainie (która była casus belli) rozpoczęła się w listopadzie 2013 r.
W początkowej fazie wojny toczącej się na Ukrainie kwestia gazociągów również była podnoszona. Przedstawiciel rosyjskiej Dumy (Iwan Gracew) po spotkaniu z wiceprzewodniczącym niemieckiego Bundestagu Andreasem Lenzem w marcu 2014 r. zaproponował utworzenie niemiecko-ukraińsko-rosyjskiego konsorcjum na rzecz „modernizacji ukraińskiej infrastruktury gazowej”. Oczywiście, Deutsche Bank zaoferował kredyt dla tej inicjatywy. Gracew przy tej okazji zauważył również, że Moskwa nie jest w stanie w tak krótkim czasie zastąpić ukraińskiej infrastruktury. Z kolei Angela Merkel (CDU) wielokrotnie powtarzała, że Niemcy nie posiadają infrastruktury umożliwiającej zastąpienie surowców importowanych z Rosji. Również wicekanclerz Niemiec Sigmar Gabriel (SPD) zapewnił, że Rosja pozostaje solidnym partnerem gospodarczym. Rzecz w tym, że Kijów nie chciał tego przyjąć do wiadomości i w sierpniu 2014 r. rząd Arsenija Jaceniuka złożył ustawę, która umożliwia przejęcie 49% udziałów w ukraińskich gazociągach tylko europejskim (de facto niemieckim) i amerykańskim firmom (więcej tutaj i tutaj).
Wątłe podstawy polityki Jaceniuka zostały szybko zweryfikowane: chętnych na ukraińską infrastrukturę nie było. W odpowiedzi Kijów proponował przesunięcie punktów odbioru rosyjskiego gazu przez firmy europejskie na granicę ukraińsko-rosyjską. Oznaczałoby to de facto przeniesienie odpowiedzialności za infrastrukturę na te firmy bez zmiany prawnej ich właściciela. Na taką propozycje nie chciały przystać europejskie firmy, rządy ani KE. Co ciekawe Moskwa wyrażała wstępne zainteresowanie warunkując je jednak zgodą KE na budowę Gazociągu Południowego. Na taką propozycję nie przystały jednak KE i Kijów. Ukraina postanowiła podbić stawkę i ustami Arsenija Jaceniuka ogłosiła możliwość wprowadzenia wobec Rosji sankcji na tranzyt przez jej terytorium – miałyby one dotyczyć również przesyłu węglowodorów. Ta próba szantażu nie przymusiła jednak firm amerykańskich i niemieckich do kupna udziałów w ukraińskiej infrastrukturze.
Kijów nie zgadzając się na odsprzedanie części udziałów w ukraińskiej infrastrukturze gazowej firmom niemieckim i rosyjskim rozpoczął grę ponad swoje siły. I dalsze konsekwencje tej polityki mogą dopiero nastąpić, gdy powstaną kolejne nitki Gazociągu Północnego omijającego Ukrainę (i Polskę). Oczywiście Deutsche Bank już zapewnił o finansowym wsparciu dla kolejnych dwóch nitek gazociągu podmorskiego! Umożliwi to w przyszłości przesłanie Gazociągiem Północnym 110 mld m3 gazu rocznie, co znacząco obniży tranzyt gazu przez Ukrainę. Andrej Kobolew (szef Naftogazu) w sierpniu 2014 r. powiedział, że obecna wartość ukraińskiej infrastruktury gazowej to 25-30 mld USD, ale jeśli tranzyt gazu spadnie do 60 mld m3, to – wg. Kobolewa, wartość infrastruktury może spaść o połowę. Jeśli Berlin i Moskwa wybudują kolejne dwie nitki Gazociągu Północnego, to tranzyt gazu może spaść znacznie poniżej 60 mld. Ile wówczas będą warte ukraińskie gazociągi? Graniczna wartość opłacalności utrzymywania gazociągów na Ukrainie ma wynosić 35-37 mld m3. Cztery nitki Gazociągu Północnego to 110 mld m3. Gazociąg Jamał-Europa to 32 mld. Rosja eksportuje do UE około 140 mld m3 gazu rocznie. Zatem wartość ukraińskich gazociągów będzie wówczas w przybliżeniu równa wartości żelaza/tonę I czy w takiej sytuacji Polska, w ramach solidarności z Ukrainą, zablokuje przesył Jamałem i odetnie również sobie dostawy gazu? Pytanie tylko z pozoru sarkastyczne, bowiem Warszawa prowadzi politykę energetyczną spod znaku mesjanizmu. Tymczasem ostatnie spotkanie Grupy Wyszehradzkiej zakończyło się bez wspólnego stanowiska w sprawie Gazociągu Północnego – ze względu na politykę Budapesztu. Jeśli o Ukrainę nie walczy Waszyngton, a Kijów prowadzi politykę ponad swoje siły to, w sytuacji funkcjonującego w Europie rosyjsko-niemieckiego energetycznego sojuszu strategicznego, nikt nie jest w stanie pomóc Ukrainie. A już na pewno nie Polska. Za to warto, by Warszawa zaczęła dbać o swój interes, nim będzie za późno. Bowiem istnieje ryzyko, że cztery nitki Gazociągu Północnego zostaną wykorzystane jako presja na Polskę (zwiększenie przesyłu gazu przez Ukrainę kosztem Jamału) – czy Kijów wówczas będzie umierał za Warszawę? Cztery nitki Gazociągu Północnego mogą również posłużyć jako presja na KE do uzyskania zgody na wyłączenie pełnej przepustowości OPAL-u spod TPA. Tym samym Rosja (wciąż w ograniczonym zakresie) będzie mogła rozpocząć to, o co zabiega od lat: grę kurkami.
Dlatego najwyższy czas, by Kijów przyjął do wiadomości, że przelicytował – ze szkodą również dla Polski i Słowacji. Bowiem gazociąg biegnący po dnie morza pociąga za sobą negatywne skutki dla wszystkich państw Europy Środkowej – z czego Kijów powinien sobie zdawać sprawę. I skoro Polska w latach 90. i w 2014 r. podnosiła interes Ukrainy, jako argument na rzecz niebudowania Pieremyczki, tak samo dziś Kijów powinien przyjąć do wiadomości, że w wyniku jego nieustępliwej polityki Polska i Słowacja mogą ponieść straty. Solidarność działa w obie strony, albo wcale. Zwłaszcza, że budowa kolejnych nitek Gazociągu Północnego może mieć swoje dalsze negatywne rozwinięcie. Włochy już podnoszą kwestię Gazociągu Południowego, twierdząc, że KE powinna wyrazić zgodę na jego budowę, jeśli dopuści do powstania kolejnych nitek Gazociągu Północnego. Gazociąg Południowy/Turecki może również zyskać kolejnych sprzymierzeńców w zależności od trasy, którą Moskwa wybierze: Grecja, Macedonia, Serbia, Węgry, Austria, bądź Bułgaria, Rumunia, Węgry, Czechy i Słowacja. Warto zauważyć, że w obu trasach reprezentowana są Węgry – nie dziwi więc wstrzemięźliwa postawa Wiktora Orbana na szczycie Grupy Wyszehradzkiej. W przypadku drugiej trasy gaz trafiałby bezpośrednio również na Słowację, co umożliwiłoby w przyszłości zablokowanie dostaw gazu na Ukrainę bez uszczerbku dla państw UE.
6 października szef rosyjskiego Gazpromu Aleksiej Miller powiedział, że koncern zdecydował się na zmniejszenie o połowę przepustowości gazociągu Turkish Stream do 32 mld m3 rocznie. W połączeniu ze 110 mld m3 z Gazociągu Północnego stanowi to równowartość eksportowanego gazu przez Rosję do UE – z pominięciem Ukrainy, Białorusi, Polski. Dlatego taki scenariusz oznaczałby kompletną klęskę polityki energetycznej Polski. I nie jest to wcale surrealistyczna wizja, bo Berlin – a za nim inne państwa, wracają do polityki obranej na kurs „Russia first”. W czerwcu 2015 r. OMV i Gazprom podpisały MoU dotyczącą udziału austriackiej firmy w rozwoju złoża Achimow (Urengoj). We wrześniu BASF (Wintershall) i Gazprom wznowiły proces wymiany aktywów – wstrzymany z powodu wojny na Ukrainie. Na jego mocy Wintershall otrzyma 25% w złożu Urengoj, a Gazprom Wingas, WIEH, WINZ, WIEE, magazyny gazu w Rehden i Jemgum. Z kolei w lipcu 2015 r. pojawiła się informacja, że niemiecki minister finansów Wolfgang Schäuble domaga się odebrania KE uprawnienia dot. postępowania antytrustowego i chce zablokować toczące się już postępowanie wobec Gazpromu. Z niebezpieczeństwa wynikającego z powstania Gazociągu Północnego i Południowego zdaje sobie sprawę Aleksander Łukaszenko. Dlatego w sierpniu tego roku prezydent Białorusi po spotkaniu z przedstawicielami Gazpromu powiedział, że jego kraj jest gotowy zwiększyć tranzyt przez swój kraj.
Co Warszawa może zrobić? Próbować blokować powstanie kolejnych nitek gazociągu. Wiemy już, że Grupa Wyszehradzka nie stanowi do tego bazy – ale to akurat wiadomo od lat. Za to można liczyć na wsparcie Słowacji, której premier podpisaną umowę na budowę kolejnych nitek gazociągu określił mianem „zdrady przez zachód”. Co ciekawe, można szukać wsparcia również w Hiszpanii. Madryt, w trakcie wojny toczącej się na Ukrainie, kilkukrotnie apelował o zwiększenie wykorzystania terminali LNG w Europie – w tym hiszpańskich. Jak również o rozważenie możliwości importu gazu z Afryki – via Hiszpania. Niedawno hiszpański komisarz UE ds. polityki klimatycznej i energii Miguel Arias Canete powiedział, że KE dokona rygorystycznej oceny planów rozbudowy Gazociągu Północnego. Z kolei komisarz ds. Unii energetycznej Marosz Szefczowicz (Słowak) opowiedział się za zmniejszeniem uzależnienia UE od rosyjskiego gazu. Może już najwyższy czas by i Donald Tusk nas zaskoczył pozytywnie? Po drugiej stronie barykady będzie oczywiście Berlin i szef KE Jean-Claude Juncker – zwolennicy ustabilizowania relacji z Rosją. Spór będzie niełatwy, a szanse na sukces niewielkie, ale jak widać Berlin i Moskwa nie mają wszystkich kart.
Jeśli nie uda się zablokować budowy kolejnych nitek z poziomu UE posiłkując się Konwencją o ocenach oddziaływania na środowisko w kontekście transgranicznym, sporządzonej w Espoo dnia 25 lutego 1991 r. należy wymusić (przy wsparciu części państw Grupy Wyszehradzkiej) inną trasę przesyłu gazu rosyjskiego. Właściwie te działania powinny być prowadzone równolegle do starań w ramach UE, bowiem czas będzie bezlitosny. Dlatego, w razie nieudanej próby blokady budowy kolejnych nitek, należałoby płynnie przejść do próby wymuszenia innej trasy gazociągu. Mówiąc wprost: Pieremyczka. Licząc na to, że podziała to jak sole trzeźwiące na Kijów i tamtejsi decydenci ockną się i zgodzą się na udział w ukraińskiej infrastrukturze firm europejskich i rosyjskich. Nieprzypadkowo mogłyby to być: Gazprom, Shell, OMV, E.on, Engie i BASF. Natomiast jeśli Ukraina będzie twardo obstawała przy swoim, Warszawa dbając o interes Polski powinna doprowadzić do powstania Pieremyczki. Bowiem cztery nitki Gazociągu Północnego i przepustowość na gazociągu Jamalskim jak i ukraińska sieć daje możliwość wywierania nacisków raz na jedną, raz na drugą stronę. Natomiast w scenariuszu pesymistycznym, gdy powstaje również Gazociąg Południowy/Turecki (o co na pewno będzie zabiegać wiele krajów) sytuacja będzie już o wiele trudniejsza. Chociażby dlatego, że rewers na Jamale może po prostu nie zadziałać – to się zawsze może zdarzyć. Dlatego przestańmy mylić prometeizm z mesjanizmem, bo zbyt wiele nas to kosztuje. Politykę rządu Jaceniuka zweryfikował czas. Polska może się jeszcze ocknąć.