KOMENTARZ
Prof. Władysław Mielczarski
Politechnika Łódzka
Powszechnie panuje opinia, że polityka klimatyczna Unii Europejskiej szkodzi polskiej gospodarce. Niekoniecznie. Bardziej szkodzą nieporadne próby walki z tą polityką, zamiast wykorzystania jej narzędzi i środków, jakie przynosi ta polityka, do modernizacji energetyki i rozwoju narodowej gospodarki.
Polska próbuje nieporadnie od wielu lat zablokować niektóre mechanizmy polityki klimatycznej. Z reguły robi to zbyt późno, ponieważ jeżeli jakieś reguły powstają, to stoją za nimi interesy polityczne i gospodarcze największych członków Unii i trudno z nimi walczyć. Na przykład: głośne skarżenie się, że ingerencja w ETS (Emission Trade System) poprzez wprowadzenie MSR (Market Stability Reserve) podniesie ceny pozwoleń na emisje CO2 i to będzie negatywne dla polskiej gospodarki. Po pierwsze protesty takie są mało skuteczne, co jest najgorsze w prowadzeniu skutecznej dyplomacji, a po drugie wzrost cen pozwoleń nie musi być negatywny dla naszej gospodarki, a może być nawet pozytywny. Zależy to tylko od nas samych. Trzeba trochę wyobraźni i kompleksowej strategii.
Obserwuje się już pewne pozytywne działania. Przed wszystkim udało się polskiej delegacji na konferencji klimatycznej w grudniu 2015r. w Paryżu wprowadzić do polityki klimatycznej gospodarkę leśną i zwrócić uwagę na pozytywne znaczenie geotermii. Kraje Grupy Wyszehradzkiej próbują wspólnie wykorzystać Fundusz Modernizacyjny, jaki powstanie z 2 proc. wpływów ze sprzedaży pozwoleń na emisje CO2. Powołano Polski Fundusz Rozwojowy, który miejmy nadzieję tym razem zrobi coś pozytywnego dla gospodarki, a powinien również współdziałać przy modernizacji energetyki. Jednocześnie trudno zrozumieć to, co dzieje się od wielu miesięcy z ustawą o OZE.
Polska w dokumencie o statusie „non-paper”, do którego dotarł BiznesAlert.pl wyraża obawy związane z podwyższeniem cen pozwoleń na emisje CO2 i że system pozwoleń stanie się narzędziem para-podatkowym. Nie ma co ostrzegać. Jest to system podatkowy i taki był projektowany od samego początku. Jest to rodzaj podatku VAT nakładany na emitentów CO2, którego wysokość jest ustalana na poziomie unijnym poprzez system ETS, a podatek ten jest ściągany przez państwa członkowskie i trafia do ich budżetów. To jest największa zaleta tego systemu. To są nasze pieniądze, które możemy poprzez mądry i kompleksowy system skierować na modernizację energetyki oraz stowarzyszony z nią rozwój gospodarki. Trzeba przyjąć żelazną zasadę: rozwijamy te technologie w energetyce, które wpływają pozytywnie na rozwój narodowej gospodarki unikając transferów środków zagranicę.
Można w przybliżeniu policzyć jakimi środkami dysponujemy. W roku 2015 wyprodukowano w elektrowniach i elektrociepłowniach około 150TWh, co przy obecnej emisyjności (nie bierzemy pod uwagę darmowych przydziałów) odpowiada około 150 mln ton CO2 rocznie, z tego w elektrociepłowniach około 25 mln ton CO2. Obecne ceny pozwoleń na emisje CO wynoszą około 6 euro za 1 tonę, ale wiele prognoz wskazuje na poziom 10 euro/tona po roku 2020. Oznacza to, że z opłat za emisje CO2 budżet państwa będzie otrzymywać ponad 6 mld zł rocznie. Środki te można i trzeba wydać na obniżenie emisji CO2 modernizując energetykę i rozwijając gospodarkę.
Można założyć, że środki z elektrociepłowni powinny wrócić do produkcji energii w skojarzeniu z ciepłem, np. w postaci certyfikatów, ale tylko do instalacji podejmujących inwestycje modernizujące i odtworzeniowe. Dodatkowo trzeba wprowadzić obowiązek przyłączenia budynków do sieci ciepłowniczej, wszędzie tam, gdzie ona istnieje. Podobne regulacje dotyczą instalacji wodnych i kanalizacyjnych i dobrze sprawdzają się. Trzeba pamiętać, że elektrociepłownie to lokalne monopole, w dodatku w większości sprywatyzowane. Jeżeli nie pomożemy im teraz, to za kilka lat będziemy zmuszeni odkupić zdekapitalizowane instalacje od obecnych właścicieli i sami przeprowadzić modernizację, co będzie znacznie bardziej kosztowne. Wprowadzenie około 1 mld złotych rocznie do kogeneracji pomoże zmodernizować istniejące instalacje.
Z pozostałych środków około 50-60 proc., czyli 2,5-3 mld zł powinno być w drodze przetargów na obniżenie emisji CO2 skierowane do dużej energetyki systemowej. Dodatkowo powinna być brana pod uwagę elastyczność pracy bloków energetycznych i ich lokalizacja. Są to środki wystarczające, aby w okresie 15-20 lat zmodernizować systemową elektroenergetykę.
Pozostałe środki w wielkości około 2 mld zł rocznie powinny być skierowane w ramach programów wsparcia do małej elektroenergetyki, w szczególności do społecznych przedsięwzięć energetycznych tworzonych przez samorządy z udziałem dużej energetyki i przemysłu produkującego urządzenia dla energetyki rozproszonej. Należy preferować technologie które może dostarczyć krajowy przemysł, przy oczywiście pewnym wykorzystaniu zakupionego know how. W ramach tych programów należy wspierać lokalną małą i mikrokogenerację, wykorzystanie pomp ciepła i geotermii. Działania te powinien istotnie wspierać NFOŚiGW. Rozwój energetyki rozproszonej może pozwolić na rozwój krajowego przemysłu i powstanie w ramach polskiej gospodarki specjalizacji energetycznych. Dodatkowo tysiące osób znajdzie zatrudnienie w firmach instalacyjnych i konserwatorskich.
Należy unikać wspierania technologii energetycznych, których rozwój powoduje prosty transfer środków zagranicę bez (lub ze znikomym) wsparciem dla krajowego przemysłu. Dlatego należy ostrożnie podchodzić do rozwoju takich technologii, jak: energetyka jądrowa, wiatrowa czy panele PV, ponieważ oznacza to transfer praktycznie 90 proc. środków poza krajową gospodarkę.
Priorytetem powinien być rozwój gospodarki z modernizacją energetyki jako elementu tego rozwoju.