Nowa niemiecka koalicja rządząca zobowiązała się do kontynuacji polityki ochrony klimatu i osiągnięcia neutralności klimatycznej do 2045 roku. Jednocześnie przyszły nowy kanclerz Niemiec Friedrich Merz ogłosił wzrost gospodarczy najważniejszym celem ekonomicznym swojego przyszłego gabinetu. Jeszcze nie wiadomo, jak Niemcy chcą pogodzić te dwie ścieżki rozwojowe. Niewykluczone, że będą zmuszeni do rezygnacji z części swojego dobrobytu.
Federalny urząd ochrony środowiska (Umweltbundesamt) jest zadowolony z osiągnięcia dotychczasowych celów klimatycznych przez Niemcy. Wszystko wskazuje na to, że do 2030 roku prawdopodobnie uda się osiągnąć ustawową redukcję emisji o 65 procent w porównaniu z 1990 rokiem.
Przy analizie redukcji emisji nie uwzględniają oni jednak faktu, że Niemcy właściwie od początku pandemii covid-19 w 2020 przechodzą stagnację rozwoju gospodarczego, co w oczywisty sposób ogranicza emisyjność. Przy takich sprzyjających warunkach, nadal problematyczne są emisje związane z budownictwem i ciepłownictwem prywatnym, dotyczącym ogrzewania budynków indywidualnych. W tym sektorze generowanych jest 110 mln ton CO2. W transporcie jest to nawet 169 mln ton, co znacznie przekracza granice wskazanej emisyjności CO₂. Urząd zwraca także uwagę na rolnictwo, które co prawda jeszcze mieści się we wskazanych ramach, ale redukcja emisji jest tu bardzo powolna.
Problem polityczny
Dotychczasowy niemiecki rząd, w którego skład wchodziła także partia Zielonych z ministrem gospodarki i ochrony klimatu Robertem Habeckiem na czele, przypisuje sobie i swoim działaniom ten sukces, że Niemcy osiągną prawdopodobnie swoje cele klimatyczne w 2030 roku. Habeck powiedział ostatnio nawet, że to on ograniczył dodatkowe emisje rzędu wysokości 1 200 mln ton CO₂, czyli prognozowane emisje powyżej planowanej wartości do 2030 roku.
Koalicja świateł, która odchodzi przedterminowo i z bardzo złym wynikiem w dziedzinach polityki międzynarodowej i gospodarczej, stara się o to, aby przekuć problemy niemieckiego przemysłu w sukces dla swojej polityki klimatycznej. – Roczny cel na 2030 rok na poziomie minus 65 procent emisji jest w zasięgu ręki – komunikuje Habeck przy każdej możliwej okazji.
W 2024 roku emisje w Niemczech spadły o 3,4 procent do 649 mln ton. Według Habecka i UBA głównym powodem pozytywnego rozwoju w ostatnich latach jest silna ekspansja odnawialnych źródeł energii – a recesja gospodarcza wpływa na to tylko na poziomie około 50 milionów ton.
Jednak cel redukcji emisji na 2040 rok – minus 88 procent – nie zostanie osiągnięty nawet przy obecnych wysiłkach; Tylko około 80 procent zostałoby osiągnięte. – Przy obecnych warunkach neutralność klimatyczna w 2045 roku nie jest możliwa – powiedział prezes UBA Dirk Messner.
Bezpośredni związek między wzrostem gospodarczym i emisjami nie jest wcale taki zerojedynkowy. Wzrost gospodarczy często prowadzi do wyższych emisji CO₂, ale jak dynamicznie ten wzrost rozkłada się w czasie zależy od źródeł energii w danej ekonomii, poziomu rozwoju i prowadzonej polityki.
Zanieczyszczenie środowiska, takie jak emisje CO₂, występuje jednak z nasiloną siłą w przemyśle, energetyczne przy użyciu źródeł kopalnych oraz w transporcie. Początkowo krzywa emisji wzrasta wraz ze wzrostem dochodu na mieszkańca i przy wdrażaniu odpowiednich technologii może ona ponownie spaść po osiągnięciu pewnego poziomu dobrobytu dzięki innowacjom technologicznym i świadomości ekologicznej. Analitycy proklimatyczne wskazują chętnie na kraje jak Dania, gdzie udało się powiązać wzrost gospodarczy z ograniczeniem emisji.
Niemiecki przemysł
Niemcy, które są największą gospodarką w Unii Europejskiej, trudno jest jednak porównać do Danii, w której ⅔ dochody generowane są przez sektor usługowy. W Niemczech przemyśl to około 25-30 procent całej gospodarki.
Aby osiągnąć neutralność klimatyczną w 2045 roku nowy rząd musi wyznaczyć kurs polityki gospodarczej, która z jednej strony zapewnia odbicie się niemieckiego przemysłu, a z drugiej strony będzie dbała o ochronę klimatu i redukowała emisję. Zdaniem wielu ekspertów należy szybko i pilnie stworzyć niezbędne warunki dla 100 mld euro ze specjalnego funduszu oraz innych inwestycji publicznych i prywatnych w trzycyfrowym przedziale miliardów euro.
Są także inne głosy, które mogą przeważyć w przyszłym niemieckim rządzie, że najpierw trzeba zapewnić wzrost gospodarczy, a potem zadbać o politykę klimatyczną. W tym celu Niemcy musiałyby już w następnej dekadzie dokupować prawa do emisji, które osiągnęły swoje cele. Cena za to nie jest jasna, ale koszty prawdopodobnie pójdą w miliardy.
Możliwe jest jednak jeszcze inne wyjście, które już zostało zastosowane w przypadku kar za emisję flotowe dla producentów samochodów. Tu szczególnie niemieckie koncerny intensywnie lobbowały w Brukseli, aby specjalnie dla nich zmienić reguły i sprawić, że mają więcej czasu na rozwinięcie swoich technologii proklimatyczych i naradzie żadnych kar nie będzie. To się udało. Podobnie może to wyglądać także w przypadku potencjalnego wzrostu emisyjności niemieckiej gospodarki. Niemcy będą prawdopodobnie chcieli osiągnąć droga polityczna status “wyjątkowego przypadku”, któremu będzie wolno emitować więcej, aby móc się odbudować ekonomicznie.
Aleksandra Fedorska
Niemiecki urząd w ogniu krytyki za brak zdecydowanego sprzeciwu wobec lobbystów NordStream