Niemcy są poligonem europejskiej polityki energetyczno-klimatycznej; większość społeczeństwa życzyła sobie odejścia od atomu, co stanie się za niecałe dwa lata, w dalszej kolejności przyjdzie pora na węgiel. Chociaż burzliwe i przeciągające się negocjacje komisji węglowej zakończyły się kompromisem na początku zeszłego roku, to od tego czasu w Niemczech i Europie zaistniało wiele nowych czynników, które zupełnie zmieniają kontekst tamtych ustaleń, co sprawia, że odejście od węgla budzi jeszcze większe kontrowersje – pisze Michał Perzyński, redaktor BiznesAlert.pl.
Ustawa o odejściu od węgla
Projekt ustawy o odejściu Niemiec od węgla jest gotowy, plan działania praktycznie też. Mimo to jednak lista zastrzeżeń co do szczegółów jest długa – do tego stopnia, że część byłych członków niemieckiej komisji węglowej twierdzi, że rząd federalny nie stosuje się do jej zaleceń ze stycznia 2019 roku. – Pół roku zajęło rządowi federalnemu opracowanie projektu ustawy o odejściu od węgla, która jest sprzeczna z zaleceniami komisji węglowej w istotnych kwestiach – powiedział cytowany przez Sueddeutsche Zeitung Kai Niebert, który w komisji węglowej reprezentował stanowisko niemieckich organizacji ekologicznych, jak NABU i BUND. Twierdzi on, że uzgodnione zostało szybkie i stopniowe zamykanie elektrowni węglowych, ale w tym roku zatwierdzono jedynie „symboliczne” wyłączenie 0,3 gigawata mocy w Nadrenii Północnej-Westfalii, chociaż w Niemczech nadal działa prawie 40 GW mocy węglowych.
Zgodnie z założeniami nowej ustawy, większość niemieckich elektrowni węglowych będzie zamykanych dopiero po 2030 roku, do tego czasu poziom emisji pozostanie wysoki. Przedstawiciele organizacji ekologicznych obliczyli, że obecny plan oznacza około 40 milionów ton więcej wyemitowanego CO2, niż zostało to uzgodnione w kompromisie w komisji węglowej, a zatem plan odejścia od węgla w obecnym kształcie nie miałby szans na akceptację niemal półtora roku temu. W istocie około 200-stronicowy projekt ustawy stanowi, że „wdrożone zostaną zalecenia komisji węglowej dotyczące stopniowego i stałego ograniczania i wyłączania wytwarzania energii elektrycznej z węgla w Niemczech, oraz wprowadzone zostaną inne założenia polityki energetycznej”. Taki zapis wiąże się z zarzutami, ze strony organizacji ekologicznych i związanych z nimi think tanków, że rząd Angeli Merkel „tylko częściowo i pod pewnymi względami podążał za postanowieniami komisji węglowej w sposób niezrównoważony lub wybiórczy”.
Nowe warunki na rynku
Przedstawiciele think tanku Öko-Institut, którzy również brali udział w rozmowach o odejściu od węgla, w 21-stronicowym oświadczeniu wyjaśnili, że otoczenie rynkowe wokół węgla, polityka energetyczna i polityka klimatyczna w ostatnim czasie również znacznie się zmieniły, dlatego planowane wycofanie nie wydaje się już aktualne. Na przykład niskoemisyjny gaz ziemny stał się bardziej konkurencyjny w ostatnim czasie, dzięki czemu wytwarzanie energii z węgla na rynku niemieckim i europejskim znalazło się pod ogromną presją i straciło znaczący udział w rynku. Również spadek zużycia energii elektrycznej z powodu pandemii koronawirusa i rosnące wytwarzanie ze źródeł odnawialnych doprowadziły w Niemczech do znacznego spadku cen hurtowych energii. W tej sytuacji na rynku niemieckim pogorszyła się sytuacja wszystkich wytwórców, ale w szczególności dotknęło to sektor węglowy, który dodatkowo jest obciążony europejskim systemem handlu emisjami (EU ETS), oraz planowanym w Niemczech podatkiem od emisji CO2, ponadto odejście od węgla jest głównym założeniem Europejskiego Zielonego Ładu, czołowego projektu Komisji Europejskiej pod wodzą Ursuli von der Leyen.
Perzyński: Spór o ostatnią elektrownię węglową w Niemczech nie jest czarno-biały
Innym istotnym wątkiem w dyskusji o odejściu Niemiec od węgla jest kwestia rekompensat dla operatorów za przedwcześnie wyłączane moce – analitycy uważają, że jeśli obowiązujący system odszkodowań dla koncernów się utrzyma, elektrownie węglowe będą działać dłużej, niż jest to obecnie przewidywane. Stanowią one główną kość niezgody pomiędzy operatorami elektrowni na węgiel brunatny i na węgiel kamienny – w przypadku tego drugiego, rekompensaty za wyłączanie bloków będą wypłacane tylko do 2027 roku, co postrzegane jest jako dyskryminacja. Szczególnie, że kiedy w 2008 roku kanclerz Angela Merkel wmurowywała kamień węgielny pod elektrownią w Hamm, jej rząd podkreślał, że Niemcy potrzebują kolejnych wielkich elektrowni, by osiągnąć niezależność energetyczną – dzisiaj takie stanowisko oznaczałoby bezproduktywność z ekonomicznego punktu widzenia i dawałoby efekt przeciwny do zamierzonego, jeśli chodzi o politykę klimatyczną i środowisko. Kolejnym punktem spornym jest budowa nowych elektrowni gazowych do jednoczesnego wytwarzania ciepła i energii. Z punktu widzenia operatorów są one promowane w zdecydowanie za małym stopniu.
Perzyński: Znaki zapytania wokół komisji węglowej w Niemczech
Rosnące koszty
W ubiegłym tygodniu koncerny energetyczne zaproponowały rozwiązanie polegające na tym, żeby przekształcić najnowocześniejsze elektrownie węglowe, z których niektóre uruchomiono dopiero w 2015 roku, w „rezerwę transformacji energetycznej”. Zamiast nowych elektrowni gazowych rezerwa ta byłaby wykorzystywana w latach 2030–2038, jeżeli wytwarzanie ze źródeł odnawialnych byłoby niewystarczające. Uzgodniony został również „dodatek wyrównawczy” dla pracowników, którzy przechodzą na wcześniejszą emeryturę, tak więc całkowite koszty odejścia od węgla szacuje się na 50 miliardów euro. Nowością jest to, że wytwórcy energii elektrycznej na bazie węgla brunatnego żądają teraz pieniędzy na zadośćuczynienie dla 40 tysięcy zamiast 25 tysięcy pracowników. To kosztowałoby kolejne 2 miliardy euro.
Oprócz rosnących kosztów dochodzi również stary w warunkach niemieckich podział na zachodnie i wschodnie landy i to, gdzie odejście od węgla ma się odbyć wcześniej i dlaczego. Wszystkie te spory pokazują jak bardzo skomplikowanym procesem jest dekarbonizacja i jak ciężko rozplanować taki proces na okres 18 lat. Pandemia koronawirusa, która zmieniła zasady gry na rynku energii, pokazała przedsiębiorstwom i politykom, że transformacja energetyczna jest nie tylko kwestią pieniędzy i przepisów prawa, bo nieoczekiwanie mogą nastąpić okoliczności, które zmienią pozornie najprostsze kwestie w najtrudniejsze i najtrudniejsze w najprostsze. Pewne jest to, że spór o niemiecką Energiewende będzie trwał, a media jeszcze długo będą miały o czym pisać.
Perzyński: Niemcy uderzą w emisje CO2 swoją najpotężniejszą bronią – podatkami