Wojna w Ukrainie i znaczące uzależnienie Europy od węglowodorów z Rosji spowodowały ożywioną dyskusję w przestrzeni publicznej na temat scenariuszy dywersyfikacji. Pojawiły się głosy, że należy wrócić do węgla i w jeszcze większym stopniu postawić na nasz krajowy surowiec burząc tym samym dekarbonizacyjne dokonania ostatnich lat i dając płonne nadzieje tym, którzy z węgla wychodzić nie chcą. Jednakże kryzys za wschodnią granicą jawi się jako szansa na dokonanie „tygrysiego skoku”, swoistą ucieczkę do przodu, do nowoczesnych i bezemisyjnych źródeł energii. Miksu energetycznego nie zmienimy w moment, ale decyzje, które zapadną w tym roku zaowocują za kilka lat. Na co ostatecznie postawi rząd? – zastanawia się Michał Niewiadomski, publicysta, założyciel Klubu Energetycznego.
Wypowiedź wiceprzewodniczącego KE Fransa Timmermansa na temat odchodzenia od węglowodorów z Rosji przez część polityków i szefów spółek skarbu państwa chyba nie została wysłuchana do końca. Przytoczę jego słowa: Polska i kilka innych państw planowały, by odejść od węgla i tymczasowo wykorzystywać gaz ziemny, a następnie przejść na odnawialne źródła energii. Jeżeli pozostaną dłużej przy węglu, a następnie natychmiast przejdą na źródła odnawialne, to nadal mogą mieścić się w normach, które ustaliliśmy w naszej polityce klimatycznej – mówił Timmermans. I lobby węglowe zrozumiało to, jako powrót do węgla, a nie jako czas na przyspieszenie transformacji by aktywnie rozwijać OZE i nie korzystać z paliwa transformacji.
Bo pytanie na które musimy sobie szybko odpowiedzieć brzmi – czy nadal chcemy wykorzystywać gaz jako paliwo transformacji? I o ile technicznie przygotowujemy się do tego procesu od wielu lat budując infrastrukturę do importu gazu z szelfu norweskiego poprzez Baltic Pipe jak i LNG rozbudowując gazoport w Świnoujściu oraz planując budowę FSRU w okolicach Gdańska, to przy rezygnacji z gazu z Rosji przez Polskę i część innych krajów w Europie zasadnym jest pytanie o cenę tego surowca, a co za tym idzie koszty energii elektrycznej i cieplnej jaka miałaby z niego powstać. Ubiegłoroczny kryzys gazowy pokazał, że od strony podażowej nie należy spodziewać się znaczących zmian, a warto pamiętać, że rocznie Rosja dostarcza do Europy około 150 mld metrów sześciennych gazu. Gazu potrzebuje nie tylko Europa, ale i Azja, a szybkie przekierowanie strumienia surowca z Polski i Niemiec do Chin nie jest możliwe.
W przypadku ciepłownictwa – które od węgla jest uzależnione bardziej niż elektroenergetyka – rezygnacja z gazu oznacza elektryfikację tej gałęzi na szeroką skalę. Mamy dostępne coraz wydajniejsze pompy ciepła oraz wielkoskalowe kotły elektrodowe, które w ubiegłym roku zainstalowano np. w elektrociepłowni PGE w Gdańsku. Alternatywnie jest dostępna biomasa, można również przyspieszyć budowę biogazowni jak również przynajmniej w okresie przejściowym wykorzystać Rdf w ciepłownictwie jak dzieje się to np. w elektrociepłowni Fortum w Zabrzu.
Zgadzam się z Michałem Kurtką, że dywersyfikacja dostaw ropy jest relatywnie prosta, bo w miejsce dostaw surowca z rurociągu Przyjaźń wystarczy zwiększyć dostawy ropy z innych kierunków poprzez Naftoport w Gdańsku. Jednak przy wysokich cenach surowca na świecie i umacniającym się względem naszej waluty dolarze paliwo na stacjach pozostanie drogie. Chcąc realnie zrezygnować z ropy musimy konsekwentnie elektryfikować transport. Transport ciężki powinien być systematycznie przerzucany z kół na kolej zgodnie ze starym ekologicznym hasłem TIRY NA TORY. I o ile elektryfikacja tego sektora transportu będzie przebiegać powoli bo elektrycznych ciężarówek jest na razie niewiele i są drogie, a tiry na ogniwa wodorowe dopiero pojawią się na rynku, to należy pamiętać, że jeden tir pali średnio tyle oleju napędowego co 8-10 pojazdów osobowych.
Elektryfikacja transportu indywidualnego mam nadzieje, nabierze tempa bo NFOŚiGW uruchomił program wsparcia infrastruktury ładowania, dzięki czemu w najbliższych latach zaroi się od ładowarek w miastach i przy głównych trasach w kraju.
I tu dochodzimy do kluczowej kwestii jaką jest miks energetyczny. Chcąc uniezależniać się od surowców z Rosji poprzez elektryfikację gospodarki musimy mieć dostęp do taniej energii. A nie ma tańszej energii niż ta z lądowych wiatraków. Szybkie zliberalizowanie ustawy odległościowej, które pozwoli na budowę nowoczesnych i jeszcze bardziej wydajnych turbin wiatrowych powinno być priorytetem rządu. Budowa farmy wiatrowej od podstaw trwa ok. 4 lat, tak też chcąc mieć szybko tanią energię ustawa, która od kilku miesięcy czeka na przyjęcie przez rząd powinna zostać natychmiast uchwalona przez Sejm i podpisana przez prezydenta. Równolegle duży nacisk powinien zostać postawiony na rozwój sieci przesyłowej, bez której nie będzie rozwoju tanich źródeł OZE. Czekając na energię z atomu musimy szybko rozwijać zieloną energię i systemy magazynowania.
Na koniec wspomnę o Kowalskim, lecz nie o tym pośle a typowym Polaku. Motywacji do zwiększania efektywności energetycznej można szukać w wielu miejscach. Jedni chcą zmniejszyć swój negatywny wpływ na klimat i środowisko, drudzy chcą zaoszczędzić pieniądze. A jeszcze inni mogą to zrobić na złość Putinowi. Za dwa tygodnie kończy się sezon grzewczy, kolejny rozpocznie się za pół roku. To najlepszy czas by dokonać termomodernizacji domu, zainstalować fotowoltaikę, kupić pompę ciepła lub kocioł elektrodowy. Na ocieplenie budynków i wymianę źródła ciepła można uzyskać dofinansowanie z NFOŚiGW.
Międzynarodowa Agencja Energii w swoim 10 punktowym planie uniezależniania się Europy od gazu z Rosji wskazała, że zamieniając bojlery gazowe na pompy ciepła, a także ocieplając domu i obniżając temperaturę w domach o 1 stopień Celsjusza obniżymy roczne zużycie gazu o 14 mld metrów sześciennych – to około 10 proc. importowanego gazu z Rosji.
Każdy z nas swoimi decyzjami konsumenckimi zmultiplikowanymi przez miliony obywateli może faktycznie uniezależnić się od ropy, gazu i węgla z Rosji. Teraz jest na to najlepszy moment.