Najważniejsze informacje dla biznesu
Strona główna Blog Strona 8227
  1. 1
  2. 2
  3. 3
  4. ...
  5. 8219
  6. 8220
  7. 8221
  8. 8222
  9. 8223
  10. 8224
  11. 8225
  12. 8226
  13. 8227
  14. 8228

Piekarz o najbliższej przyszłości dróg ekspresowych

0

Dawid Piekarz, wiceprezes PZPB:

W porównaniu z autostradami drogi ekspresowe są nieco tańsze w budowie, ponieważ wymagają mniej infrastruktury. To, że GDDKiA koncentruje się na autostradach wynika z faktu, że chce unijne pieniądze bardziej wykorzystać na projekty droższe, a ponadto na te, które przebiegają równoleżnikowo. Przecież największe natężenie ruchu przypada na połączenia Niemiec z Rosją. Chodziło o to, żeby na tranzycie przez Polskę z jednej strony zarabiać, a z drugiej – go skanalizować. Zaś tiry z Rosji do Niemiec i odwrotnie i tak będą jeździć. Albo pojadą wąskimi, lokalnymi dróżkami przez wsie i miasteczka. Więc lepiej by wpuścić je na autostrady, gdzie pojadą szybko i bezkolizyjnie, zaś – dzięki opłatom viaToll – zarabia na tym państwo. Zatem budowanie autostrad ma sens. Oczywiście można się zastanawiać czy w miejsce autostrad nie dałoby się zbudować dróg ekspresowych, w dodatku więcej. Jednak podjęto decyzję by postawić na autostrady. Z punktu widzenia przeciętnego użytkownika drogi różnica między oboma rodzajami dróg jest ledwie dostrzegalna. Jadąc np. trasą S8 mamy po dwa pasy w obie strony i kolejne bezkolizyjne skrzyżowania, więc nie ma większego znaczenia czy nazywa się to droga ekspresowa czy autostrada.

Myślę, że biorąc pod uwagę stan polskiej infrastruktury, po prostu trzeba budować drogi najwyższej klasy, póki są na to środki. Spośród znanych projektów dróg ekspresowych: np. S14 z Koszalina na Śląsk, z centrum do Wrocławia oraz Via Baltica – wzdłuż wschodnich granic Polski, łączącą kraje bałtyckie z południem Europy, warto byłoby w pierwszym rzędzie postawić na tę pierwszą i ostatnią trasę. Połączenie Pomorza ze Śląskiem z pominięciem stolicy, byłoby dla warszawiaków błogosławieństwem. Z kolei Via Baltica w pewnym stopniu odciąży dużą część ruchu, który idzie z portów niemieckich do krajów za naszą wschodnią granicą. Drogi ekspresowe nie muszą przegrać w „konkurencji” z autostradami. Ponieważ  nie można mieć wszystkiego wybrano wariant z autostradami, zwłaszcza z wcześniej istniejącymi fragmentarycznie A2 i A4. Myślę, że chodzi o kolejność. Skoro mamy nieźle zagospodarowane trasy równoleżnikowe, to zapewne teraz powinien przyjść czas południkowych (głównie poprzez drogi ekspresowe). Miałoby to zapewne pozytywny wpływ na kondycję polskich portów. Gdybyśmy je dobrze skomunikowali z resztą kraju – a tak się składa, że przemysł mocno proeksportowy mamy na południu kraju (na Śląsku i Podkarpaciu) – miałoby to głęboki sens ekonomiczny. Drogi są przecież krwioobiegiem gospodarki.

Kowalski: Jakie inwestycje kolejowe mogą być zrealizowane w WPIK do 2015 r.

Bogusław Kowalski, ekspert ZDG TOR i Railway Business Forum (RBF), b. wiceminister transportu:

Ostatnio rząd przyjął, zgodnie z ustawą o planowaniu rozwoju, Strategię rozwoju transportu. Pod nią następuje weryfikacja wszystkich dokumentów dotyczących inwestycji: zarówno masterplanu, jak i Wieloletniego Programu Inwestycji Kolejowych. Jednak są to dokumenty już w zasadzie nieaktualne. One będą podlegały weryfikacji. Myśmy już, jako RBF, byli konsultowani w tej sprawie. Mam na myśli pierwszy etap dyskusji nad nią. Chodziło zresztą bardziej o metodologię Strategii niż jej treść. Natomiast, jak powiedziałem, należy te dokumenty uznać za bardziej historyczne. Być może w jakimś zakresie będą powtórzone niektóre projekty z WPIK (Wieloletniego Programu Inwestycji Kolejowych), dotyczące modernizacji i rewitalizacji niektórych połączeń. Ale nie traktowałbym ich jako podstawy do tego, co się wydarzy w najbliższym czasie. WPIK sporządzany jest pod jakieś konkretne źródło finansowania. Zaś tym głównym źródłem są fundusze unijne. Jeżeli będzie ostatecznie zamknięta perspektywa i będziemy wiedzieli na co możemy te środki przeznaczyć – zwłaszcza na europejskie korytarze towarowe i zintegrowany transport publiczny, to też pod nie trzeba będzie zrobić nowy plan inwestycyjny.

Kowalski: jakie inwestycje kolejowe mogą być zrealizowane w tzw. nowej perspektywie finansowej UE na lata 2014-2020

Bogusław Kowalski, ekspert ZDG TOR, b. wiceminister transportu:

Inwestycje kolejowe w Polsce można podzielić na dwie grupy. Po pierwsze znajdujące się w sieci TNT-T, a w szczególności w tzw. europejskich korytarzach towarowych. Przez Polskę biegną takie dwa korytarze. Dyskutuje się o możliwości powstania kolejnych dwóch. W każdym razie chodzi o tę sieć podstawową. I ona na pewno może liczyć na wyasygnowanie środków unijnych. Druga część inwestycji kolejowych obejmuje te, które mogą zostać zakwalifikowane do projektów zintegrowanego transportu publicznego. A więc te, nie będące samoistną częścią infrastruktury kolejowej, lecz stanowiące część szerszego rozwiązania. Chodziłoby zwłaszcza o projekty aglomeracyjne czy dotyczące wielkich miast. Powinny tam m.in. powstawać zintegrowane węzły przesiadkowe dla pasażerów opuszczających pociągi, mogących w ten sposób korzystać z komunikacji miejskiej – tramwajów, autobusów, trolejbusów czy metra. Dzięki temu ma szansę kształtować się nowa jakość myślenia na temat transportu publicznego jako systemu zintegrowanego. To właśnie na tego typu inwestycje powinno się znaleźć finansowanie UE zarówno w części infrastrukturalnej, jak i taborowej.

Piekarz: FIDIC dzisiaj

0

Dawid Piekarz, wiceprezes Polskiego Związku Pracodawców Budowlanych:

Co jest największą zaletą reguł FIDIC (Fédération Internationale Des Ingénieurs-Conseils, tj.  Międzynarodowej Federacji Inżynierów Konsultantów)? Otóż one w najlepszym stopniu, popartym kilkudziesięcioletnią praktyką, rozkładają ryzyka w konstrukcji zasad kontraktu budowlanego: pomiędzy zamawiającego, głównego wykonawcę i podwykonawców. Moim zdaniem nic lepszego w tej dziedzinie nie wymyślono. W Polsce bardzo często zamawiający mówią, że FIDIC się nie sprawdził. Ale taki pogląd ma rację bytu w sytuacji, gdy kontrakt oparty na tych regułach dostawał się w ręce prawników zamawiającego. A ci usuwali z niego wszystko, co nakładało obciążenia na zamawiającego i przerzucali je na wykonawcę. W ten sposób mocno okrojony kontrakt nie działał, bo działać nie mógł. Ale i tak mówiono, że „FIDIC nie działa”. Moim zdaniem nieważne jest czy będziemy określać reguły przetargu używając nazwy FIDIC. Dla nas, tj. dla branży i całej polskiej gospodarki, ważne jest by powstał prawidłowy wzór umowy kontaktowej. Im bardziej będzie oparty na FIDIC, tym lepiej. Warto go przy tym tak skonstruować, by nie było żadnych zastrzeżeń, co do jego zgodności z polskim prawem. PZPB wspólnie z SIDiR-em (Stowarzyszeniem Inżynierów i Doradców) przygotowuje obecnie taki gotowy (i spójny z naszym prawem) wzór umowy oparty na filozofii FIDIC. Myślę, że do wakacji powinien on ujrzeć światło dzienne.

Jabłoński: LOT potrzebuje restrukturyzacji

Ireneusz Jabłoński, ekspert Centrum im. Adama Smitha:

Czy sprawa bankructwa PLL Lot jest przesądzona tego nie wiem. Pełną wiedzę na ten temat posiada zarząd tej firmy, jej rada nadzorcza i właściciel czyli (w 2/3) państwo. Uważam, że są jednak sposoby na poprawienie wyników tej spółki. W najgorszym razie można by przeprowadzić kontrolowaną likwidację przedsiębiorstwa, a jego zdrowe aktywa przenieść do innego o podobnym profilu działalności. A jednocześnie z obecnej spółki pozbyć się tych zasobów i aktywów, które ujemnie wpływają na jej wyniki finansowe i powodują niewydolność ekonomiczną. Zarząd firmy posiadający pełną wiedzę na temat faktycznej wartości jej aktywów, powinien moim zdaniem zaproponować następującą strategię. Jeżeli widziałby realne szanse – przeprowadziłby restrukturyzację tego przedsiębiorstwa. Gdyby jednak takich szans nie było, lub koszt ewentualnej restrukturyzacji okazałby się zbyt wysoki, winien zaproponować pełną likwidację spółki i przeniesienie zdrowych aktywów i zasobów do nowej spółki. Mogłaby nosić podobną lub wręcz taką samą nazwę i podjąć działalność gospodarczą mającą sens ekonomiczny. Trudno mi powiedzieć na ile zarząd PLL Lot ma zmonitorowaną obecną sytuację ekonomiczno-finansową spółki. Zakładając, że posiada już teraz pełną wiedzę na ten temat, to na wypracowanie strategii docelowej i podjęcie decyzji jej realizacji, potrzebuje kilka miesięcy – do dwóch kwartałów. Oczywiście przy odpowiednim zaangażowaniu i wystarczającej determinacji.

Mazurczak: Uczciwa polityka informacyjna jest w interesie inwestorów łupkowych

Biznes Alert: Pojawiły się informacje na temat nowych metod wydobycia gazu łupkowego. Istnieją spekulacje, że zostaną opracowane nowe, czyste technologie które wybiją ekologom z rąk argumenty o szkodliwości hydraulicznego kruszenia. Jaki jest stan faktyczny?

Marcin Mazurczak (Gaz łupkowy.pl): Firmy cały czas prowadzą badania. Biorą pod uwagę z jednej strony opłacalność ekonomiczną, z drugiej zaś środowiskowe skutki prowadzonych działań. Nowe metody wydobycia mogą zwiększyć stopę zwrotu  całego procesu lub spowodować, że do tej pory niedostępne lub nieopłacalne złoża  będą eksploatowane. Firmy muszą mieć na uwadze dobro środowiska naturalnego, bo to wiąże się również z obniżeniem ponoszonych przez nie kosztów. To oczywiście jest jakiś sposób na odbicie argumentów ekologów. Branża pracuje nad zmniejszeniem ilości lub zastąpieniem obecnie stosowanych składników chemicznych w płynie do szczelinowania, zmniejszeniem emisji metanu i innych gazów, poprawa efektywności wiercenia, sposobami zarządzania odpadami, itd. Tych działań jest bardzo dużo.

Czyli działają na własną korzyść?

To nie jest działalność wprost. Im więcej zainwestują w bezpieczeństwo procesu, tym mniej będzie ich później kosztowała komunikacja ze społecznościami lokalnymi. Jeśli firmy zastosują płyn do szczelinowania, który jest biodegradowalny to dajemy mniejsze pole do popisu organizacjom ekologicznym. Jednocześnie firma wykorzysta mniej składników w płynie albo mniej wody, jeśli na przykład wykorzysta technologię suchego szczelinowania przy użyciu dwutlenku węgla czy też metanu. W obu przypadkach ogranicza koszty transportu chemikaliów i wody, które stanowią znaczną cześć kosztów przy wydobyciu.

Ekolodzy nie są jednak pocieszeni. Nie zadowalają ich nawet najbardziej ambitne pomysły firm. Jak to rozumieć?

Te organizacje nigdy nie będą zadowolone. Ale taki bicz wiszący nad firmami jest korzystny.

Czy taki bicz ma uzasadnienie merytoryczne?

To już sprawa firm. To ich rolą jest ograniczanie wpływu argumentów, które są stosowane w debacie na temat gazu łupkowego. Kto ma decydować o tym jaki argument jest merytoryczny a jaki nie? Także argumenty firm mogą być niemerytoryczne. Nie ma sensu w żaden sposób blokować debaty na ten temat. Powinno udzielać się pełnej i uczciwej informacji.

Czyli pełna transparentność. Jak to się ma do sytuacji w Polsce?

Generalnie firmy miały na początku problem z komunikacją. Przespały moment w którym mogły narzucić kształt debaty. Teraz wiele organizacji ekologicznych interesuje się Polską i promuje argumenty mówiące o tym, żeszczelinowanie hydrauliczne jest szkodliwe. Gdyby firmy działały skutecznie to udowodniłyby, że argumenty lobby ekologicznego są nieaktualne, bo są oparte na danych sprzed kilkunastu lat. To co robi polski rząd, czyli wprowadza obowiązek co najmniej rocznej działalności organizacji wymagany do udzielenia zgody na jej udział w procedurze oceny oddziaływania przedsięwzięcia na środowisko, to ograniczenie dostępu takich stowarzyszeń do debaty.

Czy ta logika jest słuszna?

Odgradzanie się od ekologów  nie ma sensu. Daje im kolejne argumenty usprawiedliwiające ich walkę. Jeśli państwo ogranicza dostęp to budzi wątpliwości. I to jest szkodliwe zarówno dla ekologów, firm jak i społeczeństwa.

Co należałoby zrobić? Co powinien zrobić koń napędowy łupkowej rewolucji łupkowej PGNiG?

Pani Prezes Piotrkowska-Oliwa ma swój plan na rozwój spółki i dostosowanie jej do warunków rynkowych. PGNiG ma coraz mniej problemów z obawami społeczności. W mediach jest coraz mniej informacji na ten temat. Wydaje się, że polityka informacyjna firmy odniosła sukces. Każda firma musi być przygotowana do efektywnej komunikacji. Jeżeli któraś z nich zawiedzie w tym wymiarze i wydarzy się jakaś katastrofa, to wszystkie firmy dostaną rykoszetem po głowie. Dlatego rzetelna polityka informacyjna jest w interesie każdej z nich.

Warsewicz: Czy WPIK zostanie zrealizowany?

0

Czesław Warsewicz, prezes portalu nakolei.pl, b. szef PKP Intercity:

Plan ten obejmuje poważną kwotę 30 mld zł. Pytanie – czy kierownictwo PKP będzie w stanie je wydać? Jest to niemożliwe, biorąc pod uwagę zaawansowanie prac dotyczących kontraktowania tych projektów. Tak więc większość tej kwoty, skoro nie będzie wykorzystana, zostanie nam odebrana. Jakąś część projektów pewnie zapewne będzie można przygotować. Chodzi o to, że aby przyznaną kwotę wykorzystać do 2015 r. już w 2013 r. należałoby rozpocząć realne prace nad konkretnymi projektami inwestycyjnymi. I zamknąć sporządzanie ich dokumentacji w ciągu najbliższych dziewięciu miesięcy, być może niektórych – do połowy 2014 r. Realnie udałoby się tylko zdążyć je przygotować. I to dopiero w 2015 r. Natomiast o ich realizacji (i rozliczeniu) do końca 2015 r. – nie ma mowy. Wiadomo już dziś, że obietnice resortu transportu, że zdąży ze wszystkim w obiecanym Unii terminie, jest nieuczciwe. Być może jest szansa na realizację WPIK ale dopiero w przyszłej perspektywie budżetowej. W swoich wyliczeniach opieram się na wiedzy na temat, jaką wielkość inwestycji jest w stanie zakontraktować PKP PLK w danym okresie. W ub. roku (ok. 4 mld zł) było to mniej niż w poprzednich latach – kiedy sięgało kwoty 5 mld zł. A przecież to i tak mało w stosunku do potrzeb. Tymczasem WPIK obejmuje kwotę 30 mld zł do wydania. Tak więc w ciągu trzech lat moim zdaniem polskie koleje są w stanie „przerobić” z tego zaledwie ok. 5-10 proc. Władze liczą zapewne, że nierozliczenie np. 20 mld zł jakoś ujdzie uwadze opinii publicznej na tle owych mitycznych 500 mld zł, które mamy otrzymać z Unii.

Warsewicz: Wnioski z falstartu Kolei Śląskich – pomysły na finansowanie pasażerskich kolei regionalnych

0

Czesław Warsewicz, prezes portalu nakolei.pl, b. szef PKP Intercity:

Faktycznie decyduje skala dofinansowania kolei regionalnych przez samorządy wojewódzkie. A także możliwości przewozowe w poszczególnych województwach. Stosunkowo największe są na Mazowszu. Tu także stosunkowo największa jest baza utrzymaniowa sprzętu jakim dysponują Koleje Mazowieckie. Na budżet KM łoży też Warszawa – najbogatsze miasto w Polsce. Przewozi się tu w ciągu roku dziesiątki milionów pasażerów. Zaś w przypadku kolei regionalnych w pozostałych regionach naszego kraju, jestem przekonany, że powinny w nich powstać kompanie przewozowe. I to nie więcej niż cztery w całym kraju. To tylko ma sens ekonomiczny, zważywszy, że dziś Przewozy Regionalne są praktycznie bankrutem. Dużym obszarem komunikacyjnym jest np. Górny Śląsk. Gdyby dodać do tego Małopolskę to na takim obszarze miałoby sens utworzenie odrębnej spółki kolejowej na gruzach PR. Natomiast tworzenie przez każdy samorząd wojewódzki oddzielnej spółki mija się z celem. Generuje niepotrzebne koszty. Trudne i drogie jest utrzymanie i ujednolicenie taboru. Trudno sobie wyobrazić odrębna spółkę, która obsługiwałaby pasażerów jedynie w obrębie np. woj. świętokrzyskiego. To samo Opolskie, Zachodniopomorskie Podlaskie czy Lubelskie. Sens mają zatem – powtarzam – tylko regionalni przewoźnicy, obejmujący zasięgiem kilka sąsiadujących województw.

Problem Kolei Śląskich polegał na tym, że tworzenie tej spółki powierzono ludziom, którzy się na przewozach kolejowych kompletnie nie znali. Tak więc doszło do złego zarządzania tym podmiotem. Kupowano np. różne typy starych wagonów, które nie powinny być dopuszczone do eksploatacji, za które płacono gigantyczne pieniądze. Np. z Czech, oprócz tego Flirty z bydgoskiej Pesy, z Holandii i pozostałe w spuściźnie po PR. Jeden, stosunkowo mały podmiot nie powinien mieć aż tylu rodzajów wagonów. Ponadto – w nawiązaniu do kompanii, o których mówiłem – Koleje Śląskie powinny rozszerzyć obszar działania na sąsiednie województwa małopolskie i, może, opolskie.

Polaczek: Prywatyzacja LOT – za i przeciw

Jerzy Polaczek, b. Minister Infrastruktury RP

Nasuwa się tu na myśl – może nie do końca uprawniona – analogia. Otóż prywatyzacja Lotu w kształcie zaproponowanym ostatnio przez obecny rząd przypomina sytuację policji.  Dostosowuje ona swoją strukturę do pogłębiających się braków kadrowych, likwidując dziesiątki swych posterunków. Zaś Lot w ostatnich latach sprzedał wszystkie swoje znaczące aktywa, typu nieruchomości, udziały w podmiotach zależnych, wydał również środki publiczne w ramach udzielonej pomocy przeznaczone na spłatę zaległych uposażeń. Zatem  dzisiaj oferta prywatyzacji tej firmy w jakimkolwiek scenariuszu, staje się coraz bardziej pusta. W tym „jajku” prywatyzacyjnym nie ma już żadnej treści. Wszystko wskazuje na to, że sprzedaż Lotu nastąpi albo bezpośrednio albo poprzez pośrednika na rzecz jednej z bardziej znanych firm działających na europejskim rynku przewozów lotniczych. Na tym najbardziej ucierpi rynek krajowy. Trudno bowiem będzie sobie wyobrazić już niedługo klienta we Wrocławiu, Poznaniu, Szczecinie, Krakowie czy na Śląsku. Taka osoba będzie miała nawet mentalne problemy z wybraniem połączenia przez Warszawę, gdy istniejące obecnie połączenia zostaną drastycznie zredukowane. Musimy także pamiętać o rosnącej konkurencji ze strony największego w Europie obecnie budowanego lotniska w Berlinie. Należy się z tym liczyć, że istotna część rynku krajowego, lecz także międzynarodowego, odpłynie. A ponadto Lot utraci – nie mam co do tego wątpliwości – dominującego pasażera na trasach transatlantyckich, jakim jest w bardzo znaczącym udziale polonia amerykańska. A korzysta ona z usług Lotu, bo jest przywiązana do marki głównie z powodów sentymentalnych.

Polaczek: Prywatyzacja PKP Cargo – za i przeciw

0

Jerzy Polaczek, b. Minister Infrastruktury RP:

Jeszcze w kwietniu 2007 r. ówczesny resort infrastruktury przyjął strategię dla transportu kolejowego. Uznano wówczas, że Grupa PKP powinna wejść na giełdę, zaś PKP Intercity należy przekształcić w spółkę akcyjną, a także przeprowadzić docelowo jej prywatyzację mniejszościową (do 45 proc. udziałów). Pomysły te zostały odrzucone przez rząd Tuska i ministra Grabarczyka. Zaproponowano natomiast prywatyzację PKP Cargo poprzez sprzedaż większościowych udziałów. Wydano ogromne pieniądze na sporządzenie analizy opłacalności sprzedaży tej spółki strategicznemu inwestorowi. Opozycja, łącznie ze mną, protestowała przeciwko temu pomysłowi. Rząd w końcu zmienił plany i zapowiedział prywatyzację tej spółki poprzez jej wejście na giełdę. Jeśli prywatyzacji PKP Cargo nie będzie jednak towarzyszyła strategiczna decyzja władz o stabilizacji wysokości stawek dostępu do infrastruktury kolejowej w perspektywie najbliższych kilku lat, to znacząco obniży to wartość tej spółki i środków, które pozyska w ramach giełdowego debiutu, podwyższy zaś ryzyko dla akcjonariuszy, którzy będą w tym brali udział i podejmowali decyzje.