Jeśli chodzi o niemiecką pomoc wojskową dla Kijowa w obliczu rosyjskiej inwazji, w powszechnej pamięci zapisało się słynne już pięć tysięcy hełmów. Opór Berlina przed wysyłaniem większej ilości broni do Ukrainy wzbudzał niemałe kontrowersje wśród innych członków NATO, a argumenty rządu Olafa Scholza były krytycznie odbierane nawet przez jego własnych koalicjantów. Wygląda jednak na to, że długotrwała presja przyniosła skutki – pisze Michał Perzyński, redaktor BiznesAlert.pl.
Opieszałość Berlina
Od pierwszych dni rosyjskiej inwazji na Ukrainę Niemcy oskarżane były o ociąganie się z dostawami broni do Kijowa. Początkowo, gdy wojska rosyjskie gromadziły się na granicach Ukrainy, Berlin argumentował, że przez doświadczenia obu wojen światowych i politykę nieangażowania się w konflikty zbrojne, nie wyśle Ukraińcom sprzętu wojskowego. Ponadto niemieccy socjaldemokraci od dekad prowadzili pobłażliwą politykę wobec Rosji, czego radykalnym przykładem jest były kanclerz Gerhard Schröder. Oczywiście Olafowi Scholzowi jest do niego daleko, mimo to nie wyłamywał się on z tradycji szukania więzów z Moskwą zamiast bardziej asertywnej postawy. Jego rząd przedstawił różne argumenty za przeciwstawianiem się naciskom na powiększenie dostaw broni do Ukrainy – powiedział on między innymi, że działania takie mogą doprowadzić do III wojny światowej, czy że wojska ukraińskie będą potrzebowały szkolenia w celu obsługi nowoczesnej broni. Komentatorzy jednak niejednokrotnie wytykali mu pewną hipokryzję; Niemcy początkowo twierdziły, że nie mogą wysłać żadnego ze swoich bojowych wozów dla piechoty Marder, ale później zawarły umowę, aby wysłać je do Słowenii, aby kraj ten mógł wysłać na Ukrainę własne czołgi z czasów sowieckich. Berlin zawarł podobny układ z Polską i Czechami w ramach systemu wymiany mającego na celu szybsze dostarczenie czołgów siłom ukraińskim, ale działania te niestety w dużej mierze utknęły w martwym punkcie.
Opieszałość ta znacznie ochłodziła stosunki niemiecko-ukraińskie, czego najbardziej dobitnym przykładem był brak zaproszenia prezydenta RFN Franka-Waltera Steinmaiera do Kijowa. Przedstawiciele władz ukraińskich nie przestają publicznie nawoływać do przyspieszenia swoich działań. – Niemcy muszą zrozumieć, że harmonogram zakończenia wojny zależy od ich postawy. Im szybciej otrzymamy tę lub inną broń z Niemiec, im szybciej Niemcy ostatecznie zerwą to poczucie bliskości z Rosją, tym szybciej skończy się wojna – powiedział Mychajło Podolak, główny doradca prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego w wywiadzie dla The Washington Post. Podkreślił, że Ukraina w szczególności prosi o opancerzone wozy i czołgi, które przyspieszą kontrofensywę i ostatecznie przechylą szalę zwycięstwa na jej stronę. Jednak jeszcze we wrześniu Niemcy nie chciały spełnić tej prośby, podkreślając, że koordynuje swoją odpowiedź na ten apel z sojusznikami. – Żaden kraj nie dostarczył do tej pory wozów bojowych dla piechoty zbudowanych na Zachodzie ani swoich czołgów. Uzgodniliśmy z naszymi partnerami, że Niemcy nie podejmą takich działań jednostronnie – mówiła kilka tygodni temu niemiecka minister obrony Christine Lambrecht.
W tym miejscu warto raz jeszcze przypomnieć, że Polska i Czechy wysłały na Ukrainę kilkaset czołgów T-72 z czasów sowieckich, a Niemcy obiecały uzupełnić ich zapasy swoimi maszynami. Nie ma teraz wątpliwości, że Ukraina mogłaby korzystać z nowocześniejszego sprzętu, nawet jeśli wymagałoby to dalszego szkolenia. Jeszcze w kwietniu Berlin ogłosił, że wyraził zgodę na wysyłanie na Ukrainę swoich samobieżnych dział przeciwlotniczych, do tej pory wysłano ich 24. Jednak w dalszym ciągu Niemcy nie chcą wysłać na Ukrainę czołgów Leopard 2 krajowej produkcji.
Presja wewnętrzna
Postawa rządu federalnego pod wodzą socjaldemokratów mogła wydawać się nieugięta, ale okazało się jednak, że kropla drąży skałę i nieustanna presja z zewnątrz przynosi pewne efekty, zwłaszcza, że towarzyszy jej presja na krajowej scenie politycznej – zwiększenia dostaw broni domagają się otwarcie Zieloni, liberałowie z FDP i chadecy z CDU/CSU. – Każdy w rządzie wie, że możliwe byłoby wysłanie więcej broni do Ukrainy – powiedział prominentny polityk Zielonych Omid Nouripour, podkreślając, że Niemcy muszą pomóc Ukrainie „wyzwolić jak najwięcej własnego kraju przed nadejściem zimy” i opowiedział się za dalszymi dostawami z zapasów Bundeswehry i przemysłu. Minister obrony Christine Lambrecht z SPD odpierała te argumenty, powołując się na słabość i niedofinansowanie Bundeswehry. – Mam dużo sprzętu na papierze, ale kiedy patrzę na gotowość operacyjną, wygląda to zupełnie inaczej – powiedziała w rozmowie z Politico. Wtórował jej sekretarz generalny SPD Kevin Kühnert. – Popieramy wymianę sprzętu z naszymi partnerami z Europy Środkowo-Wschodniej. Niemcy nie chcą też zachęcać Rosji do działania całkowicie irracjonalnego i atakowania innych krajów. To ważny aspekt sporu, który trzeba zawsze brać pod uwagę – mówił w telewizji RTL.
Wydaje się jednak, że to liberałowie są zwolennikami najbardziej zdecydowanych działań w zakresie wysyłania sprzętu wojskowego do Ukrainy: – Chciałbym, żeby kanclerz zmienił swoją linię. Chciałbym, żeby minister obrony zmieniła swoją linię – mówiła polityk FDP Marie-Agnes Strack-Zimmermann. Podkreśliła ona, że konieczne są dostawy bojowych wozów piechoty Marder i czołgów Leopard 2. – To niezwykle ważne i powinno nastąpić natychmiast – przekonywała Strack-Zimmermann. Zaapelowała do wszystkich, „którzy wciąż nie rozumieją, że w takiej sytuacji wojennej sukcesy Ukrainy mogą być wspierane tylko wtedy, gdy mają teraz broń, której potrzebują”. Ekspert FDP ds. obronności Marcus Faber wcześniej złożył podobne oświadczenie i wezwał do bezpośredniej dostawy Marderów. – Dzięki naszym czołgom wyzwolenie postępowałoby szybciej i mniej Ukraińców musiałoby zginąć – powiedział w rozmowie z gazetą Bild. Jednak przede wszystkim to przewodniczący FDP i minister finansów Christian Lindner zabiegał o dodatkowe wsparcie dla Ukrainy ze strony Niemiec. – Musimy codziennie sprawdzać, czy możemy zrobić więcej, aby pomóc im w tej wojnie – napisał Lindner na Twitterze. Swoje trzy grosze do nakłaniania socjaldemokratów do przyspieszenia dostaw broni na potrzeby Ukraińców dokładają pozostający w opozycji chadecy. – Obecny rozwój sytuacji na Ukrainie pokazuje, że inwazja Rosjan może zostać skutecznie odparta. Berlin musi w końcu zrezygnować z niechęci i dostarczyć więcej broni – powiedział rzecznik grupy ds. polityki obronnej Florian Hahn (CSU). Zdanie to podziela znany również w Polsce ze swojego sprzeciwu wobec gazociągu Nord Stream 2 polityk CDU Norbert Röttgen. W rozmowie z gazetą Bild mówił on, że Niemcy powinni jak najszybciej przekazać Ukraińcom czołgi z zapasów Bundeswehry. – Nigdzie indziej nie są one obecnie potrzebne do przywrócenia pokoju – mówił.
Co ciekawe, do debaty tej włączył się także rosyjski ambasador w Berlinie Siergiej Nieczajew, który skrytykował wcześniejsze dostawy broni na Ukrainę, wyznaczając Berlinowi „czerwone linie”. – Samo dostarczenie ukraińskiemu reżimowi śmiercionośnej broni, która jest używana nie tylko przeciwko rosyjskim żołnierzom, ale także przeciwko ludności cywilnej w Donbasie, jest czerwoną linią, której rząd niemiecki nie powinien był przekraczać – mówił w rozmowie z rosyjską Izwiestią, przypominając o „moralnej i historycznej odpowiedzialności Niemiec za zbrodnie nazizmu podczas II wojny światowej”.
Jak to widzą sami Niemcy?
Jaki zatem stosunek do całej sprawy mają Niemcy? Z badania Civey przeprowadzonego we wrześniu dla T-Online wynika, że tylko niewielka większość Niemców opowiada się za wsparciem przez rząd federalny Ukrainy w walce z Rosją czołgami. 52 procent ankietowanych odpowiedziało pozytywnie na to pytanie, z czego 39 procent odpowiedziało „zdecydowanie tak”, a 13 procent „raczej tak”. Z drugiej strony 40 procent ankietowanych było przeciwko: 33 proc odpowiedziało „zdecydowanie nie”, a 7 procent „raczej nie”. 8 procent respondentów było niezdecydowanych. Największe poparcie dla wysyłania sprzętu Ukraińcom wykazywali najmłodsi Niemcy – 62 procent było za, 31 procent przeciw, podobne wyniki miała grupa wiekowa 30-39 lat. Najmniejszym poparciem działanie to cieszyło się wśród osób starszych, ale i tu zwolennicy wysyłki broni do Ukrainy mieli przewagę w stosunku do przeciwników o proporcji 49 do 43 procent.
Ciekawie również prezentuje się tu podział zwolenników i przeciwników wysyłania broni na front wśród wyborców poszczególnych partii, i tutaj największymi entuzjastami takiej polityki są wyborcy Zielonych, spośród których aż 80 procent chce, by Niemcy wysyłały więcej broni. W dalszej kolejności są wyborcy FDP (59 procent), CDU/CSU (56 procent). Mocno podzielony w tej kwestii jest elektorat socjaldemokratów, ale i w tym przypadku zwolennicy mają przewagę nad przeciwnikami 45 do 41 procent. Jak łatwo się domyślić, wyborcy tradycyjnie prorosyjskich partii w Niemczech są najbardziej sceptycznie nastawione do takiej polityki, i wyborcy radykalnie lewicowej Die Linke w 75 procentach nie życzą sobie wysyłki większej ilości broni, natomiast w przypadku radykalnie prawicowej AfD jest to aż 89 procent. Wygląda więc na to, że w kwestii dostaw broni na Ukrainę wszystkie partie polityczne w Niemczech mocno wsłuchują się w głos swoich sympatyków.
Karnitschnig: Kanclerz Niemiec staje w ogniu krytyki za samolubność wobec kryzysu energetycznego