icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Piotrowski: Czeka nas zapaść fotowoltaiki obywatelskiej w Polsce (ROZMOWA)

Obawiam się, że przed nami stoją masowe bankructwa firm instalacyjnych i zagrożone jest kilkadziesiąt tysięcy miejsc pracy. Przynajmniej w początkowej fazie obowiązywania nowych regulacji nastąpi gwałtowna zapaść tego rynku natomiast energetyka zawodowa dostała swoistą premię za opieszałość w cyfryzacji systemu elektroenergetycznego – ocenił były wiceminister energii Andrzej Piotrowski w rozmowie z BiznesAlert.pl.

BiznesAlert.pl: Czy system elektroenergetyczny nie jest w stanie przyjąć stabilnie tych wszystkich nowych mocy z przydomowych elektrowni słonecznych?

Andrzej Piotrowski: Uważam, że informacja o przeciążeniu Krajowego Systemu Elektroenergetycznego z powodu nadmiernej produkcji energii przez prosumentów jest mocno przesadzona. Fotowoltaiczne systemy prosumenckie nie są przyłączane powyżej przydzielonej mocy. Problem sprowadza się więc do tego, że zakładano, że nigdy zadeklarowana moc przyłącza, którą zamówił konsument, nie będzie równocześnie wykorzystywana przez wielu użytkowników, a teraz czasem taka sytuacja ma miejsce. Jest to nadkontraktacja, i występuje także w innych sektorach. Np. linie lotnicze sprzedając bilety też zakładają, że nie wszyscy pasażerowie przyjdą, a operatorzy telekomunikacyjni, że nie wszyscy w tym samym momencie będą chcieli rozmawiać. Dla instalacji prosumenckich problem ten jest rozwiązany technicznie: zbyt duże napięcie w sieci spowoduje, że sterownik automatycznie odłączy instalację. Straci na tym prosument, bo wyprodukowana w jego instalacji energia nie trafi do sieci i dlatego nie będzie rozliczona. Natomiast Operator Systemu Dystrybucyjnego (OSD) ma problem formalny, bo zgodnie z prawem ma obowiązek energię z OZE odebrać. Skoro jednak w sieci jest napięcia przemienne to nie musimy się zamykać wyłącznie na lokalną sieć niskich napięć i możemy trochę tej energii „wysłać” w inne obszary. Trzeba jednak dynamicznie zarządzać przepływami energii tak, by optymalną drogą trafiały do najbliższych, w sensie najmniejszego spadku napięcia wynikającego z impedancji obciążanego obwodu i wartości płynącego prądu, odbiorców. Problemem jest tu wprowadzenie nowego modelu funkcjonowania sieci i zbudowania systemu automatycznego zarządzania. Z punktu widzenia OSD jest to nowy i złożony model, na którym takie podmioty wcześniej nie pracowały. Łatwiej jest więc powiedzieć, że nic się nie daje zrobić, a sytuacja stała się groźna. Tylko… ona miała taka być. Witamy w nowym świecie energetyki rozproszonej. Nowelizacja nie rozwiązała żadnego problemu! Zapewniła doraźne znieczulenie środkiem o niebezpiecznych skutkach ubocznych i pozwalającym na dalsze odwlekanie transformacji.

Czy jest jakieś inteligentne rozwiązanie na rzecz zarządzania problemem?

To rozwiązanie jest oczywiste. Cyfryzacja sieci elektroenergetycznych. Nie unikniemy jej, a stare dobre czasy rutynowego rozwiązywania problemów to przeszłość. Zapewne, gdzieniegdzie będzie trzeba wymienić kable, a może i transformatory, ale to są w moim odczuciu przypadki sieci bardzo starych i takie miejsca w Polsce są fragmentaryczne. Trzeba, natomiast, przeorganizować sposób funkcjonowania sieci, stworzyć więcej obwodów i zapętlenia, tak by móc dynamicznie reagować na sytuację i przełączać przepływy energii. Do tego potrzebne są inwestycje ale też i nowe spojrzenie na sieć oraz na używane narzędzia. Energetyka w Polsce już w 2018 roku otrzymała pasmo 450 MHz na potrzeby wydzielonej, nowoczesnej sieci nadającej się do monitoringu i sterowania. Było to pionierskie działanie w UE. Jednak do dziś, po czterech latach, koncepcja w zasadzie nie wyszła poza 3D: doświadczenia, deklaracje i dyskusje. Tymczasem w paśmie 450 lub 410 MHz powstają dedykowane sieci LTE z usługami dla operatorów z grupy „utilities” w Czechach, Danii, Estonii, Finlandii, Irlandii, Niderlandach, Niemczech i Szwecji.

Oprócz narzędzi muszą też zostać wdrożone rozwiązania organizacyjne odbiegające od dotąd stosowanych i łączność musi także objąć zarządzanie na bieżąco poborem. To oznacza inne relacje z klientami, nastawione na współpracę i współdzielenie się korzyściami. OSD nie mają tej umiejętności, co więcej poszczególni operatorzy z pozycji dużej firmy obejmującej działalnością pokaźną część kraju Polski nie dostrzegają prosumentów jako partnerów. A na pewno nie w taki sposób żeby móc powiedzieć: „będziemy agregować energię tak by odbierając ją od wielu miejscowych prosumentów zapewnić jednoczesny lokalny odbiór. Jak? Na przykład uzgadniając z komunalnym przedsiębiorstwem kanalizacyjnym, że w momencie kiedy świeci słońce dostarczy sygnał uruchamiający przepompownie ścieków, zapewniając na miejscu zwiększony odbiór. Ta przepompownia normalnie by się uruchomiła parę godzin później, czasem w szczycie zapotrzebowania. Dlaczego? Bo była sterowana jedynie poziomem ścieków. U odbiorców energii jest bardzo dużo urządzeń, które można włączyć zależnie od chwilowego wytwarzania lecz trzeba je zidentyfikować i połączyć w zespolony system. Ponieważ OSD nie są tu zbyt elastyczne to właśnie w tym celu powinny wykorzystać klastry energii. Bo w zasadzie to właśnie w tym celu klastry energii zostały wymyślone: dla zapewnienia lokalnego bilansowania energii i zarządzania lokalnym systemem energetycznym w zakresie, w jakim może uzupełniać to działania OSD, który musi jednak też nadal pilnować by nie naruszono stabilnej pracy sąsiadujących obszarów. Klastry, szczególnie te, które mają już doświadczenie mogą tworzyć zarówno linie bezpośrednie jak i tzw. prywatne sieci dystrybucyjne (jako OSDn). Klastry muszą jednak w tym momencie dostać możliwość zbierania informacji o stanie sieci w czasie rzeczywistym, a więc najprościej: jako dostęp do bieżących danych z liczników ale nie tylko o chwilowym wytwarzaniu lub poborze ale też o napięciu oraz ewentualnych przesunięciach fazy i odchyleniach częstotliwości. Nie może to odbywać się poprzez centralny system, który nie jest systemem czasu rzeczywistego, tylko powinno być dostępne dla systemu zarządzającego z poziomu lokalnego. OSDn może instalować liczniki, a więc chodzi o to, żeby je skomunikować w czasie rzeczywistym. Bez ogólnopolskiej sieci 450 MHz będzie to trudno zrobić. Potrzeby cyfryzacji są więc „na wczoraj”, bo problem mikroinstalacji prosumentów jest do rozwiązywania na już. Nie czekając na rozwiązania ogólnopolskie można też sieci łączności dla klastrów zacząć tworzyć wyspowo. Takie rozwiązanie, nazywane „Network in the Box” może być dostarczone i skonfigurowane przez specjalistów od telekomunikacji ale utrzymywane przez przeszkolony personel klastra. W przyszłości może zostać scalone z rozwiązaniem ogólnopolskim. Można już w tej chwili tworzyć rozwiązania miejscowych sieci LTE 450 pod klastry, lokalne obejmujące powiat czy gminę, a następnie już przekazać operatorowi (np. PGE Systemy) zadanie zintegrowania całości albo też przyjąć inną metodę, w której w zintegrowanej sieci radiowej niezależne podmioty mają własne centra zarządzające. Rozwiązań technicznych może być wiele, istotne jest by znajdujący się w dyspozycji energetyki zasób wreszcie zaczęto wykorzystywać do rozwiązywania problemów.

Czy to jest lepsze rozwiązanie niż ustawa, która zmienia zasady funkcjonowania fotowoltaiki w Polsce czy też należy dać miliardy na obsługę odnawialnych źródeł energii w sieci i dopiero wtedy będzie to możliwe?

Zawsze kiedy pojawia się problem będą tacy co mówią, że najlepiej zasypać go pieniędzmi, a z tyłu trzymają kapelusz. To nigdy nie była prawda. Klastry energii ruszyły bez żadnych dotacji, okazało się, że do dziś przetrwały, mimo że od pewnego momentu nawet nie miały nawet patrona w ramach polityki energetycznej. Przetrwały dlatego, że nie opierały się o znany schemat, że jest dotacja, więc inwestorzy zastanawiają się jak ją pobrać, a nie co warto zrobić. Na tzw. smart grid były w Programie Operacyjnym Infrastruktura i Środowisko dosyć duże, liczone w setkach milionów euro, środki. Niewiele to zmieniło choć pewnie dziś energetyka już potrafiłaby je lepiej wykorzystać. Jednak w rychłe przeznaczenie miliardów na modernizację sieci elektroenergetycznych nie wierzę, podobnie jak w to, że w magiczny sposób przemieniło by to architekturę i możliwości sieci.

Sądzę, że niemal dla każdego miejsca trzeba osobno zastanowić się co i jak można zrobić. Myśląc w kategoriach przedsiębiorcy lokalnego można znaleźć rozwiązanie optymalne, ale niekoniecznie pasujące do innych miejsc. W związku z tym uważam, że prosumentami powinny zarządzać klastry, choć nie należy tu wykluczać innych uczestników rynku. Efektywnym rozwiązaniem może być kompromis polegający na przeniesieniu niektórych praw ale i obowiązków na klastry energii, które będą dysponować własną siecią ale będą działać we współpracy z OSD. OSD są bowiem przedsiębiorstwami na pozycji monopolistycznej i zgodnie z prawem unijnym muszą udostępnić swoją infrastrukturę podmiotom trzecim. Taką sytuacje znamy i pamiętamy z doświadczeń sektora telekomunikacyjnego. Nie uczymy się z tamtego sektora, a szkoda, bo niegdysiejsze problemy z telefonią dziś są nie do pojęcia. Jednocześnie, ta sama lekcja uczy, że wobec braku chęci do zmiany modelu postępowania dawni potentaci telekomunikacyjni zostali zepchnięci na margines opłacalności przez podmioty takie jak Google, Facebook czy YouTube. Wygląda jednak na to, że sektor energii zamierza popełniać te same błędy.

Jak zmiana regulacji wpłynie na rozwój OZE w Polsce? Mamy ustawowe rozwiązanie zmieniające zasady gry dla fotowoltaiki, która najszybciej z OZE rozwija się w Polsce.

Nie chciałbym być złym prorokiem, ale to ten dynamiczny rozwój pokazał, że zlikwidowane właśnie rozwiązanie z rozliczeniem barterowym było trafione. Pozwalało bowiem osobom fizycznym i samorządom, bez wnikania w komplikację systemu rozliczeń, dobrać odpowiednią moc instalacji, inwestować i …nie obawiać się, że można dużo stracić. Dotychczasowe rozwiązanie mobilizowało też do auto konsumpcji wytwarzanej energii, choć być może dostrojenia wymaga już współczynnik stosowany przy wymianie. Obawiam się gwałtownego spadku liczby inwestorów. Dlaczego? System rozliczania energii jest teraz skomplikowany i niepewny. A ludzie nie szukają problemów. Choć niektórzy mogą uwierzyć sprzedawcy, który im powie, że to się nadal opłaca, ale to nie będzie świadoma decyzja i zapewne potem będą żałować. Dotychczasowy model był prosty, bo opierał się o rzeczy zrozumiałe: wyprodukowałem energię i skoro nie wszystko jestem w stanie zużyć na bieżąco to część energii oddaję do sieci. Sieć nigdy nie była promowana jako magazyn, to obrazowa metafora, aby ludzie nie musieli wnikać w zbędne szczegóły. Wprowadzono zmianę istotnie pogarszającą rentowność prosumenckiej inwestycji lecz równocześnie nie ma żadnego mechanizmu stymulującego zmiany w sieciach.

Jako państwo członkowskie UE oczekujemy rozwoju OZE, uruchamiamy szereg subwencji, wystawiamy zielone certyfikaty, dofinansowujemy produkcję na farmach OZE, żeby coraz więcej źródeł generacji przechodziło na OZE. Mówienie, że instalacje prosumenckie nadmiernie się rozwinęły w momencie kiedy Unia Europejska przygotowuje kolejne ambitne cele w ograniczeniu emisji i zwiększeniu udziału OZE – jest nierozważne. Z punktu widzenia państwa prosumeryzm jest bardzo niskoinwestycyjnym fragmentem rozwijania systemu OZE. Do kilkudziesięciu tysięcy złotych inwestycji przez osobę indywidualną w programie „Twój Prąd” państwo dokładało zaledwie pięć tysięcy. Moc porównywalna z Bełchatowem (ale uwaga: nie ilość wytwarzanej energii) zbudowała się „sama”, względnie tanio, i w największej części z nakładów inwestorów indywidualnych. Za przyjęciem nowych regulacji przeważyły racje wynikające z gier prowadzonych przez polityków i tu chyba jest pierwszy element problemu. Jak to opisałem wcześniej, techniczne i organizacyjne rozwiązanie problemu jest w zasięgu ręki i nie wymaga ani lat ani gigantycznych środków.

Obawiam się, że w związku z zahamowaniem rozwoju instalacji prosumenckich zobaczymy masowe bankructwa firm instalacyjnych. Zagrożone jest kilkadziesiąt tysięcy miejsc pracy. Uważam, że przynajmniej w początkowej fazie obowiązywania nowych regulacji nastąpi gwałtowna zapaść tego rynku bo rozpęd będzie się utrzymywał dokąd ludzie nie doczytają, że coś się zmieniło i już inwestycja się nie opłaca. Wtedy nastąpi szok, być może nawet spadek do zera nowych instalacji i wszyscy będą się zastanawiali co się stało. Kiedy za kolejny rok będzie znowu trzeba zmienić ustawę, to ponowne rozkręcenie inicjatywy obywatelskiej będzie wymagało już bardzo dużo czasu. Strata okaże się wymierna, bo coraz trudniej faktycznie spełnić deklaracje dotyczące udziału OZE w miksie energetycznym. Słabo też będzie z rozwojem elektrycznej motoryzacji, bo sporo osób chciało swoje codzienne przejazdy obsługiwać z własnego prądu. Tymczasem wyhamowany zostanie rozwój przydomowych instalacji, a uruchamianie publicznych szybkich ładowarek będzie znacznie większym wyzwaniem dla OSD niż prosumenci.

Mamy już też propozycję kolejnej nowelizacji, która przywraca tymczasowo starą zasadę ale tylko dla instalacji realizowanych ze wsparciem ze środków pomocowych, znajdujących się w gestii samorządów. Jak to należy oceniać?

Środki w dyspozycji samorządów są dedykowane na cele, które były „wałkowane” na różnych poziomach administracji krajowej i unijnej oraz w szeregu konsultacjach. Próba przekierowania ich oznacza ponowne otwarcie całego procesu, a w tym konieczność wskazania co się zmieniło i dlaczego. Bezcelowe jest też myślenie o przekierowaniu inwestycji w toku. A te, w których już poniesiono część nakładów ale zmiana je „zamrozi” oznacza to obowiązek oddania pieniędzy choć zostały często już wydane. To może bardzo zaboleć, bo na poziomie samorządów budżety i tak nie starczają na pokrywanie wszystkich lokalnych potrzeb. W tym sensie inicjatorzy nowelizacji mają rację. Niestety, to jest łatanie złego rozwiązania. Na dodatek jest to łata, która może okazać się jeszcze bardziej kłopotliwa niż rozwiązywany problem. W Art. 32 Konstytucji zapisano: „Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny.” A więc czy prawo dostępu do opustów może być selektywne i uzależnione od źródła części pieniędzy inwestycyjnych?”. Formalne stwierdzenie niekonstytucyjności nowelizacji dopiero po wejściu w życie grudniowej nowelizacji (czyli po pierwszym kwietnia) może więc skutecznie pogrążyć finansowo samorządy czego nie chciałaby ani partia rządząca ani opozycja. W regułach dla zaakceptowania prawidłowości wydatkowania środków pomocowych UE bardzo silnym warunkiem jest przestrzeganie tzw. polityk horyzontalnych czyli równego uprawnienia. Być może jedynym szybkim rozwiązaniem problemu jest zawieszenie lub wręcz wycofanie się z grudniowej nowelizacji przepisów dla prosumentów.

Rozmawiał Wojciech Jakóbik

Columbus Energy kupił projekt farmy fotowoltaicznej o mocy 28 MW

Obawiam się, że przed nami stoją masowe bankructwa firm instalacyjnych i zagrożone jest kilkadziesiąt tysięcy miejsc pracy. Przynajmniej w początkowej fazie obowiązywania nowych regulacji nastąpi gwałtowna zapaść tego rynku natomiast energetyka zawodowa dostała swoistą premię za opieszałość w cyfryzacji systemu elektroenergetycznego – ocenił były wiceminister energii Andrzej Piotrowski w rozmowie z BiznesAlert.pl.

BiznesAlert.pl: Czy system elektroenergetyczny nie jest w stanie przyjąć stabilnie tych wszystkich nowych mocy z przydomowych elektrowni słonecznych?

Andrzej Piotrowski: Uważam, że informacja o przeciążeniu Krajowego Systemu Elektroenergetycznego z powodu nadmiernej produkcji energii przez prosumentów jest mocno przesadzona. Fotowoltaiczne systemy prosumenckie nie są przyłączane powyżej przydzielonej mocy. Problem sprowadza się więc do tego, że zakładano, że nigdy zadeklarowana moc przyłącza, którą zamówił konsument, nie będzie równocześnie wykorzystywana przez wielu użytkowników, a teraz czasem taka sytuacja ma miejsce. Jest to nadkontraktacja, i występuje także w innych sektorach. Np. linie lotnicze sprzedając bilety też zakładają, że nie wszyscy pasażerowie przyjdą, a operatorzy telekomunikacyjni, że nie wszyscy w tym samym momencie będą chcieli rozmawiać. Dla instalacji prosumenckich problem ten jest rozwiązany technicznie: zbyt duże napięcie w sieci spowoduje, że sterownik automatycznie odłączy instalację. Straci na tym prosument, bo wyprodukowana w jego instalacji energia nie trafi do sieci i dlatego nie będzie rozliczona. Natomiast Operator Systemu Dystrybucyjnego (OSD) ma problem formalny, bo zgodnie z prawem ma obowiązek energię z OZE odebrać. Skoro jednak w sieci jest napięcia przemienne to nie musimy się zamykać wyłącznie na lokalną sieć niskich napięć i możemy trochę tej energii „wysłać” w inne obszary. Trzeba jednak dynamicznie zarządzać przepływami energii tak, by optymalną drogą trafiały do najbliższych, w sensie najmniejszego spadku napięcia wynikającego z impedancji obciążanego obwodu i wartości płynącego prądu, odbiorców. Problemem jest tu wprowadzenie nowego modelu funkcjonowania sieci i zbudowania systemu automatycznego zarządzania. Z punktu widzenia OSD jest to nowy i złożony model, na którym takie podmioty wcześniej nie pracowały. Łatwiej jest więc powiedzieć, że nic się nie daje zrobić, a sytuacja stała się groźna. Tylko… ona miała taka być. Witamy w nowym świecie energetyki rozproszonej. Nowelizacja nie rozwiązała żadnego problemu! Zapewniła doraźne znieczulenie środkiem o niebezpiecznych skutkach ubocznych i pozwalającym na dalsze odwlekanie transformacji.

Czy jest jakieś inteligentne rozwiązanie na rzecz zarządzania problemem?

To rozwiązanie jest oczywiste. Cyfryzacja sieci elektroenergetycznych. Nie unikniemy jej, a stare dobre czasy rutynowego rozwiązywania problemów to przeszłość. Zapewne, gdzieniegdzie będzie trzeba wymienić kable, a może i transformatory, ale to są w moim odczuciu przypadki sieci bardzo starych i takie miejsca w Polsce są fragmentaryczne. Trzeba, natomiast, przeorganizować sposób funkcjonowania sieci, stworzyć więcej obwodów i zapętlenia, tak by móc dynamicznie reagować na sytuację i przełączać przepływy energii. Do tego potrzebne są inwestycje ale też i nowe spojrzenie na sieć oraz na używane narzędzia. Energetyka w Polsce już w 2018 roku otrzymała pasmo 450 MHz na potrzeby wydzielonej, nowoczesnej sieci nadającej się do monitoringu i sterowania. Było to pionierskie działanie w UE. Jednak do dziś, po czterech latach, koncepcja w zasadzie nie wyszła poza 3D: doświadczenia, deklaracje i dyskusje. Tymczasem w paśmie 450 lub 410 MHz powstają dedykowane sieci LTE z usługami dla operatorów z grupy „utilities” w Czechach, Danii, Estonii, Finlandii, Irlandii, Niderlandach, Niemczech i Szwecji.

Oprócz narzędzi muszą też zostać wdrożone rozwiązania organizacyjne odbiegające od dotąd stosowanych i łączność musi także objąć zarządzanie na bieżąco poborem. To oznacza inne relacje z klientami, nastawione na współpracę i współdzielenie się korzyściami. OSD nie mają tej umiejętności, co więcej poszczególni operatorzy z pozycji dużej firmy obejmującej działalnością pokaźną część kraju Polski nie dostrzegają prosumentów jako partnerów. A na pewno nie w taki sposób żeby móc powiedzieć: „będziemy agregować energię tak by odbierając ją od wielu miejscowych prosumentów zapewnić jednoczesny lokalny odbiór. Jak? Na przykład uzgadniając z komunalnym przedsiębiorstwem kanalizacyjnym, że w momencie kiedy świeci słońce dostarczy sygnał uruchamiający przepompownie ścieków, zapewniając na miejscu zwiększony odbiór. Ta przepompownia normalnie by się uruchomiła parę godzin później, czasem w szczycie zapotrzebowania. Dlaczego? Bo była sterowana jedynie poziomem ścieków. U odbiorców energii jest bardzo dużo urządzeń, które można włączyć zależnie od chwilowego wytwarzania lecz trzeba je zidentyfikować i połączyć w zespolony system. Ponieważ OSD nie są tu zbyt elastyczne to właśnie w tym celu powinny wykorzystać klastry energii. Bo w zasadzie to właśnie w tym celu klastry energii zostały wymyślone: dla zapewnienia lokalnego bilansowania energii i zarządzania lokalnym systemem energetycznym w zakresie, w jakim może uzupełniać to działania OSD, który musi jednak też nadal pilnować by nie naruszono stabilnej pracy sąsiadujących obszarów. Klastry, szczególnie te, które mają już doświadczenie mogą tworzyć zarówno linie bezpośrednie jak i tzw. prywatne sieci dystrybucyjne (jako OSDn). Klastry muszą jednak w tym momencie dostać możliwość zbierania informacji o stanie sieci w czasie rzeczywistym, a więc najprościej: jako dostęp do bieżących danych z liczników ale nie tylko o chwilowym wytwarzaniu lub poborze ale też o napięciu oraz ewentualnych przesunięciach fazy i odchyleniach częstotliwości. Nie może to odbywać się poprzez centralny system, który nie jest systemem czasu rzeczywistego, tylko powinno być dostępne dla systemu zarządzającego z poziomu lokalnego. OSDn może instalować liczniki, a więc chodzi o to, żeby je skomunikować w czasie rzeczywistym. Bez ogólnopolskiej sieci 450 MHz będzie to trudno zrobić. Potrzeby cyfryzacji są więc „na wczoraj”, bo problem mikroinstalacji prosumentów jest do rozwiązywania na już. Nie czekając na rozwiązania ogólnopolskie można też sieci łączności dla klastrów zacząć tworzyć wyspowo. Takie rozwiązanie, nazywane „Network in the Box” może być dostarczone i skonfigurowane przez specjalistów od telekomunikacji ale utrzymywane przez przeszkolony personel klastra. W przyszłości może zostać scalone z rozwiązaniem ogólnopolskim. Można już w tej chwili tworzyć rozwiązania miejscowych sieci LTE 450 pod klastry, lokalne obejmujące powiat czy gminę, a następnie już przekazać operatorowi (np. PGE Systemy) zadanie zintegrowania całości albo też przyjąć inną metodę, w której w zintegrowanej sieci radiowej niezależne podmioty mają własne centra zarządzające. Rozwiązań technicznych może być wiele, istotne jest by znajdujący się w dyspozycji energetyki zasób wreszcie zaczęto wykorzystywać do rozwiązywania problemów.

Czy to jest lepsze rozwiązanie niż ustawa, która zmienia zasady funkcjonowania fotowoltaiki w Polsce czy też należy dać miliardy na obsługę odnawialnych źródeł energii w sieci i dopiero wtedy będzie to możliwe?

Zawsze kiedy pojawia się problem będą tacy co mówią, że najlepiej zasypać go pieniędzmi, a z tyłu trzymają kapelusz. To nigdy nie była prawda. Klastry energii ruszyły bez żadnych dotacji, okazało się, że do dziś przetrwały, mimo że od pewnego momentu nawet nie miały nawet patrona w ramach polityki energetycznej. Przetrwały dlatego, że nie opierały się o znany schemat, że jest dotacja, więc inwestorzy zastanawiają się jak ją pobrać, a nie co warto zrobić. Na tzw. smart grid były w Programie Operacyjnym Infrastruktura i Środowisko dosyć duże, liczone w setkach milionów euro, środki. Niewiele to zmieniło choć pewnie dziś energetyka już potrafiłaby je lepiej wykorzystać. Jednak w rychłe przeznaczenie miliardów na modernizację sieci elektroenergetycznych nie wierzę, podobnie jak w to, że w magiczny sposób przemieniło by to architekturę i możliwości sieci.

Sądzę, że niemal dla każdego miejsca trzeba osobno zastanowić się co i jak można zrobić. Myśląc w kategoriach przedsiębiorcy lokalnego można znaleźć rozwiązanie optymalne, ale niekoniecznie pasujące do innych miejsc. W związku z tym uważam, że prosumentami powinny zarządzać klastry, choć nie należy tu wykluczać innych uczestników rynku. Efektywnym rozwiązaniem może być kompromis polegający na przeniesieniu niektórych praw ale i obowiązków na klastry energii, które będą dysponować własną siecią ale będą działać we współpracy z OSD. OSD są bowiem przedsiębiorstwami na pozycji monopolistycznej i zgodnie z prawem unijnym muszą udostępnić swoją infrastrukturę podmiotom trzecim. Taką sytuacje znamy i pamiętamy z doświadczeń sektora telekomunikacyjnego. Nie uczymy się z tamtego sektora, a szkoda, bo niegdysiejsze problemy z telefonią dziś są nie do pojęcia. Jednocześnie, ta sama lekcja uczy, że wobec braku chęci do zmiany modelu postępowania dawni potentaci telekomunikacyjni zostali zepchnięci na margines opłacalności przez podmioty takie jak Google, Facebook czy YouTube. Wygląda jednak na to, że sektor energii zamierza popełniać te same błędy.

Jak zmiana regulacji wpłynie na rozwój OZE w Polsce? Mamy ustawowe rozwiązanie zmieniające zasady gry dla fotowoltaiki, która najszybciej z OZE rozwija się w Polsce.

Nie chciałbym być złym prorokiem, ale to ten dynamiczny rozwój pokazał, że zlikwidowane właśnie rozwiązanie z rozliczeniem barterowym było trafione. Pozwalało bowiem osobom fizycznym i samorządom, bez wnikania w komplikację systemu rozliczeń, dobrać odpowiednią moc instalacji, inwestować i …nie obawiać się, że można dużo stracić. Dotychczasowe rozwiązanie mobilizowało też do auto konsumpcji wytwarzanej energii, choć być może dostrojenia wymaga już współczynnik stosowany przy wymianie. Obawiam się gwałtownego spadku liczby inwestorów. Dlaczego? System rozliczania energii jest teraz skomplikowany i niepewny. A ludzie nie szukają problemów. Choć niektórzy mogą uwierzyć sprzedawcy, który im powie, że to się nadal opłaca, ale to nie będzie świadoma decyzja i zapewne potem będą żałować. Dotychczasowy model był prosty, bo opierał się o rzeczy zrozumiałe: wyprodukowałem energię i skoro nie wszystko jestem w stanie zużyć na bieżąco to część energii oddaję do sieci. Sieć nigdy nie była promowana jako magazyn, to obrazowa metafora, aby ludzie nie musieli wnikać w zbędne szczegóły. Wprowadzono zmianę istotnie pogarszającą rentowność prosumenckiej inwestycji lecz równocześnie nie ma żadnego mechanizmu stymulującego zmiany w sieciach.

Jako państwo członkowskie UE oczekujemy rozwoju OZE, uruchamiamy szereg subwencji, wystawiamy zielone certyfikaty, dofinansowujemy produkcję na farmach OZE, żeby coraz więcej źródeł generacji przechodziło na OZE. Mówienie, że instalacje prosumenckie nadmiernie się rozwinęły w momencie kiedy Unia Europejska przygotowuje kolejne ambitne cele w ograniczeniu emisji i zwiększeniu udziału OZE – jest nierozważne. Z punktu widzenia państwa prosumeryzm jest bardzo niskoinwestycyjnym fragmentem rozwijania systemu OZE. Do kilkudziesięciu tysięcy złotych inwestycji przez osobę indywidualną w programie „Twój Prąd” państwo dokładało zaledwie pięć tysięcy. Moc porównywalna z Bełchatowem (ale uwaga: nie ilość wytwarzanej energii) zbudowała się „sama”, względnie tanio, i w największej części z nakładów inwestorów indywidualnych. Za przyjęciem nowych regulacji przeważyły racje wynikające z gier prowadzonych przez polityków i tu chyba jest pierwszy element problemu. Jak to opisałem wcześniej, techniczne i organizacyjne rozwiązanie problemu jest w zasięgu ręki i nie wymaga ani lat ani gigantycznych środków.

Obawiam się, że w związku z zahamowaniem rozwoju instalacji prosumenckich zobaczymy masowe bankructwa firm instalacyjnych. Zagrożone jest kilkadziesiąt tysięcy miejsc pracy. Uważam, że przynajmniej w początkowej fazie obowiązywania nowych regulacji nastąpi gwałtowna zapaść tego rynku bo rozpęd będzie się utrzymywał dokąd ludzie nie doczytają, że coś się zmieniło i już inwestycja się nie opłaca. Wtedy nastąpi szok, być może nawet spadek do zera nowych instalacji i wszyscy będą się zastanawiali co się stało. Kiedy za kolejny rok będzie znowu trzeba zmienić ustawę, to ponowne rozkręcenie inicjatywy obywatelskiej będzie wymagało już bardzo dużo czasu. Strata okaże się wymierna, bo coraz trudniej faktycznie spełnić deklaracje dotyczące udziału OZE w miksie energetycznym. Słabo też będzie z rozwojem elektrycznej motoryzacji, bo sporo osób chciało swoje codzienne przejazdy obsługiwać z własnego prądu. Tymczasem wyhamowany zostanie rozwój przydomowych instalacji, a uruchamianie publicznych szybkich ładowarek będzie znacznie większym wyzwaniem dla OSD niż prosumenci.

Mamy już też propozycję kolejnej nowelizacji, która przywraca tymczasowo starą zasadę ale tylko dla instalacji realizowanych ze wsparciem ze środków pomocowych, znajdujących się w gestii samorządów. Jak to należy oceniać?

Środki w dyspozycji samorządów są dedykowane na cele, które były „wałkowane” na różnych poziomach administracji krajowej i unijnej oraz w szeregu konsultacjach. Próba przekierowania ich oznacza ponowne otwarcie całego procesu, a w tym konieczność wskazania co się zmieniło i dlaczego. Bezcelowe jest też myślenie o przekierowaniu inwestycji w toku. A te, w których już poniesiono część nakładów ale zmiana je „zamrozi” oznacza to obowiązek oddania pieniędzy choć zostały często już wydane. To może bardzo zaboleć, bo na poziomie samorządów budżety i tak nie starczają na pokrywanie wszystkich lokalnych potrzeb. W tym sensie inicjatorzy nowelizacji mają rację. Niestety, to jest łatanie złego rozwiązania. Na dodatek jest to łata, która może okazać się jeszcze bardziej kłopotliwa niż rozwiązywany problem. W Art. 32 Konstytucji zapisano: „Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny.” A więc czy prawo dostępu do opustów może być selektywne i uzależnione od źródła części pieniędzy inwestycyjnych?”. Formalne stwierdzenie niekonstytucyjności nowelizacji dopiero po wejściu w życie grudniowej nowelizacji (czyli po pierwszym kwietnia) może więc skutecznie pogrążyć finansowo samorządy czego nie chciałaby ani partia rządząca ani opozycja. W regułach dla zaakceptowania prawidłowości wydatkowania środków pomocowych UE bardzo silnym warunkiem jest przestrzeganie tzw. polityk horyzontalnych czyli równego uprawnienia. Być może jedynym szybkim rozwiązaniem problemu jest zawieszenie lub wręcz wycofanie się z grudniowej nowelizacji przepisów dla prosumentów.

Rozmawiał Wojciech Jakóbik

Columbus Energy kupił projekt farmy fotowoltaicznej o mocy 28 MW

Najnowsze artykuły