– Największe gospodarki Unii Europejskiej borykają się z poważnym problemem ekonomiczno-społecznym – wzrostem cen energii dla gospodarstw domowych – pisze na łamach dodatku do wtorkowej „Rzeczpospolitej” – Energia&Surowce Justyna Piszczatowska.
Jak wskazuje dziennikarka, w Wielkiej Brytanii dwóch największych dostawców, British Gas oraz SSE zapowiedziały 8- i 9-procentowe podwyżki już w listopadzie, a ceny zamierza podnieść również nPower.
– Analitycy spodziewają się, że o nowych, wyższych taryfach zarówno na energię elektryczną, jak i na gaz wkrótce powinformują pozostałe firmy z brytyjskiej tzw. wielkiej szóstki – Eon, Scottish Power oraz EDF Energy – pisze Piszczatowska.
Dziennikarka podaje, że wg szacunków na skutek podwyżek połowa gospodarstw domowych będzie musiała przykręcić ogrzewanie zimą, a ponad 1/3 grozi całkowita rezygnacja z ogrzewania.
Podwyżka cen nastąpi wg autorki także w Niemczech, gdzie powodem zwyżki cen są koszty systemu wsparcia dla zielonej energii – suma dopłat do OZE w 2014 r. przekroczy 20 mld euro.
– Na tym tle Polska jawi się jako enklawa bezpieczna od szybujących rachunków na prąd. Czy rzeczywiści jest tak dobrze? – pyta Justyna Piszczatowska. – Ceny dla gospodarstw domowych w naszym kraju pozostają pod kontrolą Urzędu Regulacji Energetyki, a w rządzącym się prawami rynku segmencie odbiorców biznesowych widać presję na spadek cen.
W ocenie autorki, w tych warunkach cenowych PGE i Tauron stawiają pod znakiem zapytania opłacalność inwestowania w nowe elektrownie.
– W związku z koniecznością wycofywania z użytku najstarszych jednostek rezerwy mocy w kraju w najbliższych latach będą topnieć, co może doprowadzić do silnej presji na podwyżki cen zbliżone do tych w Wielkiej Brytanii – uważa Piszczatowska.