Zagraniczni importerzy walczą rynek polski z krajowymi. – Nie należy zatem mówić o schyłku górnictwa, ale jak ten sektor zmodernizować – przekonuje Andrzej Laskowski, współpracownik BiznesAlert.pl, w kolejnym tekście z cyklu „Górnictwo w opałach”.
Jakie są realia walki o rynek?
Istota problemu sektora górniczego ściśle wiąże się z dużą fluktuacją cen na światowych rynkach, głównie ARA i RB. Cykl koniunkturalny to okresy 3-5 lat gdzie różnice cenowe sięgają z reguły 10-20$/t. Natomiast zakres cen waha się pomiędzy 50-70$/t, gdzie 60$/t można przyjąć jako bezpieczną graniczną w odniesieniu do kosztów wydobycia. Stąd można przyjąć, że cały sektor balansuje na granicy rentowności. Nie jest to dobry prognostyk na przyszłość. Szczególnie, że prowadzona przez wiele lat polityka „restrukturyzacji” poprzez likwidację nierentownych kopalń nic pod tym względem nie zmieniła. Głównie z powody braku innowacyjnych rozwiązań technologicznych i organizacyjnych. Sektor w swojej strukturalnej kondycji pozostał na równie słabych fundamentach jak przed „restrukturyzacją”. Zamiast przejść na technologie wzbogacania oparte na osadzarkach pulsacyjnych kurczowo trzymano się technologii cieczy ciężkiej, drogiej i zbędnej przy węglach energetycznych. Nie rozwiązano problemu przetwarzania odpadów górniczych na energię (ciepło i prąd) oraz kruszywa budowlane. Nie podjęto przetwarzania węgla na karbonizaty, w tym węgiel bezdymny. Rynek odbiorców indywidualnych (tzw. niskich emisji) zupełnie pozostawiono tracąc go w 40 procentach. Wymieniać można długo. Skala zaniechań jest, więc ogromna.
Wszystkie z tych zaniedbań wykorzystali importerzy. Przywóz niesortów oparty o ceny ARA z dużym udziałem frakcji średnich i grubych pozwolił na stopniowe przejmowanie odbiorców. Szansa importerów polegała na wykorzystywaniu zaniedbań krajowych kopalń. Różnica na cenie 1-2 zł/GJ pozwalała odbierać klientów nawet tak dużych jak elektrownie. Ale najważniejszym atutem importerów była… informacja!
Dzisiejsza bitwa górnictwo kontra importerzy przypomina złodziejskiego pokera, gdzie górnictwo ma karty wyłożone na stole, a importerzy trzymają ”przy orderach”. Wielkość wydobycia, cena zbytu, zapasy na zwałach i wszystkie inne informacje o sektorze wydobywczym są ogólnie dostępne. Natomiast importerzy ściśle strzegą swoich tajemnic handlowych. Ponadto znając aktualne ceny światowe (ARA, RB) mogą łatwo przewidzieć jak zmienią się ceny światowe węgla, a tym samym sytuacja krajowego górnictwa w najbliższym czasie. Co więcej, z ich punktu widzenia jeżeli okoliczności nie sprzyjają sprzedaży, a prognozy są pesymistyczne to po prostu wstrzymują import czekając na spadek cen giełdowych lub wzrost cen na rynku krajowym. Nie mają wysokich kosztów stałych to mogą czekać. Jak nie kupują od zagranicznych dostawców to mają dodatkowy instrument wywierania nacisku na rzecz obniżenia cen transakcyjnych. Typowa sytuacja pośrednika, który nic lub nie wiele ryzykuje, a szybko może zmienić front. Do jakiego absurdu doszedł rynek dystrybucji węgla niech świadczy poniższy przykład. Mówimy o okresie mniej więcej sprzed dekady. Nastąpił wówczas wzrost importu węgla ze wschodu, który miał skandalicznie niską jakość, ale niską cenę. Importerzy kupowali niewiele węgla z polskich kopalń, a dużo o słabej jakości z importu. Nieświadomym odbiorcom pokazywali dokumenty zakupu krajowego a sprzedawali importowany. Gdy ówczesna Kompania Węglowa i KHW zmodyfikowały umowy zabraniając „swoim” dilerom obrotu węglem z innych źródeł, ci powołali spółki na swoje żony, braci i innych pociotków, ale istniejące tylko na papierze. Węglem handlowali ci sami ludzie i z tych samych placów – bo kto rozróżni węgiel polski od importowanego. Akcja spaliła na panewce. Jeżeli uwzględnić powszechne praktyki na składach z polewaniem węgla wodą to mamy szeroki obraz nieuczciwych praktyk.
Nasze górnictwo takich szwindli nie może stosować. I to m.in. decyduje o przewadze, jaką w trwającym starciu mają importerzy nad krajowymi producentami.
Poza informacją znaczącym atutem importerów jest fakt, że kupują węgiel typu niesort, ale w cenie będącej na krajowym rynku odniesieniem do miału. W istocie znaczna ilość niesortu to sortymenty średnie i grube, które sprzedają się dużo drożej. Tymczasem krajowi producenci przy zmechanizowanych technologiach wydobycia mogą produkować jedynie kilkanaście procent tych klas sortymentowych w skali całego urobku, a opcja modyfikowania ilości poszczególnych z nich jest bardzo ograniczona. Ogólny spadek produkcji węgla poważnie zredukował ilość tych klas powodując lukę rynkową. A importerzy szybko ją wypełnili.
Jak widać rozpoczęta bitwa o przyszłość polskiego rynku i producentów węgla nie jest grą na równych zasadach dla obu stron. Mamy różne podmioty o różnym zapleczu i organizacji. Dysponujących różnymi mechanizmami oddziaływania. Co więcej każda posługuje się innym instrumentarium i reprezentuje interesy biegunowo różnych decydentów. Stawka jest jednak zbyt wysoka, aby opinia publiczna mogła pozostać obojętna temu konfliktowi. Bo to przecież my wszyscy będziemy płacili rachunki za prąd i ciepło. To my będziemy ponosić koszty w cenach wszystkich produktów od żywności po artykuły luksusowe.
Jak walczyć skutecznie?
Jakie, więc podjąć działania, aby uratować górnictwo przed nadchodzącą katastrofą, ale nie powtarzając błędów z przeszłości, kiedy to z pieniędzy podatników de facto płacono za błędy górnictwa?
Sektor musi w końcu zrozumieć, że rynek funkcjonuje w realnej rzeczywistości i należy skończyć z życzeniowym kreowaniem projekcji produkcji, zysku, inwestycji itd. Produkcja musi dostosować się do oczekiwań rynku. Ale pamiętajmy o drugiej stronie tej samej monety. Aktywny producent może kształtować rynek. Oczywiście nie przez wymuszenia, ale ceną i jakością.
Niedopuszczalne jest oczekiwanie na zamówienia odbiorców z sektora ciepłowniczego i energetyki, skoro jakość krajowego węgla np. spiekalność skutkuje szlakowaniem popiołu, który wręcz okleja ruszty i komory kotłów. Często prowadząc do ich uszkodzenia. Przecież parametr spiekalności można modyfikować. Jeżeli w kategorii rynku ekogroszków pelet zdecydowanie lepiej sprawdza się niż groszki wysiewane to należy podjąć jego produkcję, a nie maksymalizować wysiewki z klas miałów nie patrząc na spiek, precyzję klasy ziarnowej czy morfologię popiołu. Skoro cała Polska oglądając prognozę pogody sprawdza alarmy smogowe to dlaczego od dwóch dekad nic nie zrobiono, aby uruchomić produkcję węgla bezdymnego. Krajowe i zagraniczne firmy posiadające technologie ostentacyjnie przeganiano, albo kierowano do rozmów z pracownikami piątego garnituru decyzyjności. Przecież za skandal należy uznać cały model gospodarki odpadami – szczególnie mułów i skały płonnej. Ich przetworzenie na ciepło, energię elektryczną i kruszywa budowlane przynosi większy zysk niż produkcja miału energetycznego. Obecnie lekką ręką wydaje się wielkie środki na tzw. gospodarkę odpadami, zamiast przetwarzając wyeliminować powstawanie odpadów ex definitio, a w zamian mieć przychód.
Jakie istnieją pola możliwego działania dla sektora górniczego? Gdzie szukać dodatkowych przychodów i rynku zbytu dla górnictwa?
W ramach sektora indywidualnych odbiorców (gospodarstwa domowe) roczne zapotrzebowanie wynosi 10-12 mln ton w zależności od spadku temperatur w zimie i jej okresu trwania. Co najmniej 40 procent tego sektora górnictwo utraciła na rzecz importerów. A jest to nie mniej niż 4 mln ton. Wysokie ceny ekogroszków – jest to jeden z najdroższych sortymentów – stale rosną lub utrzymują się na wysokim poziomie. Dla ustabilizowania tylko tego sektora produkcji potrzeba dodatkowo około miliona ton peletu rocznie. A dla zachęcenia użytkowników jest wskazane zwiększenie podaży celem zmniejszenia ceny o około 10%. Wówczas popyt znacznie wzrośnie. Realizacja programu „Czyste Powietrze” będzie eliminować kopciuchy na rzecz pieców wyższych generacji, w tym ekogroszkowych. Oznacza to zwiększenie produkcji w najbliższych latach o kolejne 2-4 mln ton w skali roku. Dlatego można założyć, że potencjał na zbyt będzie, jednak nie można eskalować cen. No i sektor, którego decydenci nie rozumieją – węgiel bezdymny i karbonizaty. Właściwie gdyby uruchomić masowo proces odgazowania węgla to niemal cały sektor odbiorców indywidualnych jest do przejęcia czyli niemal 10 mln ton rocznie. Mówienie, więc o kurczącym się rynku zbytu na węgiel przy tych liczbach staje się niedorzecznością.
A przecież czekają jeszcze ciepłownictwo i energetyka potrzebujące węgli zmodyfikowanych czasami nazywanych kompozytowymi. W istocie to mieszanki peletu z węgla energetycznego i brunatnego. Nie należy zatem mówić o schyłku górnictwa, ale jak ten sektor zmodernizować.
Laskowski: Górnictwo w opałach. Część I: Przygotowanie przedpola