Kojala: Uwolnić się od Rosji. Polska i Litwa czekają na Łotwę i Estonię

31 sierpnia 2017, 07:30 Energetyka

W końcu sierpnia do litewskiego terminala gazu skroplonego dotarła pierwsza dostawa amerykańskiego LNG. Razem z Polską, do której amerykański gaz dotarł w czerwcu, Litwa otworzyła drzwi do transatlantyckiej współpracy energetycznej w Europie Środkowej i Wschodniej – pisze Linas Kojala, Dyrektor Centrum Studiów Europy Wschodniej w Wilnie.

LitPol Link. Źródło: Litgrid
LitPol Link. Źródło: Litgrid

A przecież jeszcze nie tak dawno Litwa sprowadzała 100 proc. gazu od jedynego dostawcy – Gazpromu, i płaciła za niego najwyższą cenę spośród krajów europejskich. Dzisiaj, kiedy ma ona terminal LNG i mocną pozycję negocjacyjną, wydaje się, że o tym dawo zapomniano. Nie przypadkowo termninal w Kłajpedzie nosi symboliczną nazwę ,,niepodległość” (Independence). Wydawałoby się, że zagrożeń energetycznych ubyło. Ale czy rzeczywiście? Mogłoby, bowiem osiągnięcia na rynku gazu – to osiągnięcia tylko w jednym sektorze energetycznym, w którym duże zmiany zachodzą nie tylko w krajach bałtyckich, ale w Europie i USA.

„Nie” Polski zatrzymuje Bałtów w objęciach Rosji

Niestety, systemy energetyczne państw bałtyckich są połączone z Rosją – cały system elektroenergetyczny zsynchronizowany z IPS/UPS łączącym systemy Białorusi, Rosji, Estonii, Łotwy, Litwy i innych krajów. Oznacza to, że częstotliwość systemów energetycznych krajów Bałtyckich jest zarządzana i koordynowana z Moskwy, dlatego Litwa, Łotwa i Estonia dotychczas są izolowaną wyspą energetyczną. Mimo, że są to państwa członkowskie Unii Europejskiej i NATO w tak strategicznym sektorze jakim jest energetyka pozostają związane z Rosją, a nie z państwami należącymi do UE i Sojuszu Atlantyckiego. W kontekście geopolitycznym jest to oględnie mówiąc, niebezpieczne.

Rozwiązanie oczywiście istnieje. Ponieważ Polska nie jest w systemie IPS/UPS, dla państw bałtyckich otwiera się możliwość synchronizacji z Europą kontynentalną. Wykonane studia wskazują, że taki scenariusz jest nie tylko mógłby zapewnić długotrwałą niezawodność systemu, ale również byłby najbardziej efektywny z punktu widzenia kosztów i zysków. Może się wydawać niespodziewane, ale Wilno i Warszawa, zarówno politycznie jak i praktycznie, zgadzają się co do realizacji właśnie takiego projektu, w którym wykorzystanoby już zrealizowane łącze przesyłowe LitPol Link. Jak wykazało najnowsze studium wykonane przez think tank Komisji Europejskiej – Joint Research Center – nie wymagałoby to nawet budowy dodatkowego połączenia LitPolLink 2. Komisja Europejska również mogła by się dołożyć finansowo do realizacji tego projektu, ponieważ jest to żywotnie ważny element bezpieczeństwa energetycznego. Tym bardziej, że trzy kraje bałtyckie są jedynymi w Unii Europejskiej, których systemy energetyczne są zarządzane niezgodnie z europejskimi przepisami, lecz według zasad posowieckich.

RAPORT: LitPol Link 2 – Szansa dla Bałtów, wyzwanie dla Polaków

Jednak wszystko byłoby nazbyt proste, gdyby nie jedno ,,ale”.  Kierunek synchronizacji przez Polskę ma teoretyczną ,,północną” alternatywę – synchronizację z krajami Północy. Teoretycznie taki wariant jest możliwy, ale studia wykazały, że jego koszty byłyby wyższe, a realizacja trwałaby dłużej. Dlaczego? Technologia, za pomocą której miałoby się połączyć Estonię z Finlandią, na razie pozostaje teoretyczna, a nie praktyczna, zaś jej wdrażanie  w porównaniu z polskim scenariuszem, mogłoby trwać o dziesięciolecie dłużej. Tymczasem czas nie jest sojusznikiem takich projektów strategicznych, ponieważ Rosja już w 2020 roku może dysponować co najmniej teoretyczną możliwością ,,odłączenia” krajów bałtyckich od swego synchronicznego perścienia energetycznego. Co by to oznaczało dla systemów kraajów Bałtyckich, ich gospodarek, polityki? Ile by to kosztowało? A przecież doskonale wiadomo, że Kreml lubi korzystać z energetycznych środków nacisku.

Jednak tam gdzie są trzy kraje bałtyckie, chyba zawsze egzystują co najmniej cztery różne opinie. I w tym przypadku Wilno, Ryga i Tallinn nie mogą osiągnąć porozumienia, w którym kierunku zmierzać. To swoisty paradoks – interes jest wspólny, potencjalne szkody, wynikające z niezrealizowania projektu oczywiste, ale chęć uzyskania największego kawałka tortu, zamienia sytuację w jeszcze jeden nierozwiązywalny dylemat, na którym korzystają trzecie strony.

Oczywiście w każdym przypadku synchronizacja z Europą kontynentalną potrwałaby około 10 lat i kosztowałaby miliony euro. Jednak jeden z kierunków wydaje się mglisty, inny – możliwy do praktycznej realizacji. Dlatego byłoby niewybaczalne, gdyby poszukiwanie krótkotrwałej korzyści, przeważyło nad długoterminowym interesem regionu. Szczególnie wtedy, kiedy się porozumieć potrafiły się nawet Wilno i Warszawa.

Szczyt Polski i państw bałtyckich. Spór o LitPol Link 2 do rozstrzygnięcia w Krynicy