ROZMOWA
Zdaniem prof. Zbigniewa Karaczuna Polska może efektywniej wykorzystywać istniejące moce wytwórcze i sięgnąć po nowy, zaniedbany potencjał.
BiznesAlert.pl: Biorąc pod uwagę, że niektóre państwa europejskie toczą dyskusje o bardziej ambitnej polityce klimatycznej UE tzn. chcą zwiększenia poziomu redukcji CO2, to czy pańskim zdaniem jest szansa aby Polska sprostała tym wymaganiom?
Prof. dr hab. Zbigniew Karaczun: W tej chwili nie są prowadzone rozmowy o zwiększeniu celu redukcyjnego na 2030 rok. Unia Europejska na ostatnim posiedzeniu Rady Europejski zdecydowała, że należy się na razie skupić na realizacji przyjętych celów, a negocjacje o ich podnoszeniu odłożyć na dalsze lata. Decyzję tę skrytykowało kilka rządów państw członkowskich, które uznały, że 40% redukcja emisji gazów cieplarnianych w 2030 roku nie zapewni powstrzymania wzrostu średniej temperatury Ziemi na poziomie poniżej 2 C, do czego zobowiązuje porozumienie zawarte w grudniu 2015 roku w Paryżu. Pomimo tego, nie należy oczekiwać rozpoczęcia rozmów o podnoszeniu celów przed rokiem 2018, kiedy to ma odbyć się pierwsza weryfikacja zobowiązań przyjętych w Paryżu. Wydaje się więc, że teraz musimy skupić się na ratyfikacji porozumienia paryskiego oraz wdrażaniu już przyjętych celów, a rozmowy o nowych celach pozostawić na później. Tym niemniej warto zwrócić uwagę, że zarówno porozumienie paryskie jak i przyjęte cele UE w zakresie polityki klimatycznej wskazują wyraźnie, że czas nieodnawialnych surowców energetycznych dobiega końca.
A wracając do pańskiego pytania. Jestem przekonany, że Polska może ograniczyć swoją emisję w 2030 roku o więcej niż 40%. Uważam także, że będzie to korzystne, zarówno dla gospodarki jak i dla Polaków. Wspierać będzie innowacyjne branże gospodarki, tworzyć nowe, trwałe miejsca pracy, wpłynie korzystnie na konkurencyjność polskich przedsiębiorstw. Zmniejszy także zagrożenie dla zdrowia mieszkańców Polski spowodowanych zanieczyszczeniem powietrza.
Dla redukcji emisji najważniejsze są działania w zakresie poprawy efektywności energetycznej. Dziś Polska zużywa średnio ok. 2,5 razy więcej energii na wytworzenie jednostki dochodu narodowego niż średnia w UE. Oznacza to, że możemy być 2,5 krotnie bogatsi bez wzrostu zużycia energii i bez wzrostu wielkości emisji! Mamy też ogromny potencjał odnawialnych zasobów energii, który powinniśmy wykorzystać. Redukcji emisji możemy i powinniśmy poszukiwać także poza energetyką: w rolnictwie, leśnictwie, gospodarce komunalnej czy w transporcie.
Czy przy deklaracjach polskiego rządu mówiących o tym, że nasza gospodarka musi być oparta na węglu istnieje szansa na to aby była ona niskoemisyjna?
Tak naprawdę jest to bardzo trudne pytanie ponieważ trzeba rozróżnić rzeczywistość biznesową od rzeczywistości politycznej. W rzeczywistości politycznej węgiel w Polsce nie ma alternatywy. Wszystkie inne rozwiązania określane są jako nierealne. To można nawet zrozumieć. Decydujący wpływ mają na to bowiem deklaracje i obietnice, które zostały złożone przez obecny rząd i rządzącą partię górnikom i górniczym związkom zawodowym przed wyborami. Bardzo ciężko będzie się z nich wycofać. To jest ta rzeczywistość polityczna. Ale rządzący powinni uświadomić sobie, że wspieranie jednego sektora jest strategią krótkowzroczną. Za chwile pielęgniarki, nauczyciele, przedszkolanki czy sprzedawcy zaczną dopytywać się, dlaczego rząd wspiera tylko górników, a nie inwestuje w zarobki służby zdrowia czy naukowców. I choć może przedstawiciele tych grup społecznych nie będą urządzać tak spektakularnych protestów jak górnicy, to oni także głosują w wyborach. I z ich opiniami politycy powinni się także liczyć.
A rzeczywistość biznesowa jest nieubłagana, utrzymanie takiego sektora energetycznego jak dziś jest po prostu niemożliwe. Polski węgiel jest po prostu za drogi. Dziś na światowych giełdach tonę węgla energetycznego można kupić za około 35 dolarów. Polski kosztuje prawie trzy razy więcej ! Oznacza to więc, że uznając, że dla węgla nie ma alternatywy wyrażamy zgodę na to, że energia w Polsce będzie bardzo droga. Ocenia się, ze 1 MWh z nowych bloków w Opolu kosztować będzie 200 – 300 zł, być może nawet więcej. A na rynku hurtowym w Niemczech cena 1 MWh w szczycie dziennym to dziś niecałe 30 euro, to jest około 120 zł. Czyli znacznie mniej niż w Polsce. Nie bardzo sobie wyobrażam jak rząd powstrzyma polskich użytkowników energii od jej zakupu od naszych zachodnich sąsiadów.
Chce zwrócić uwagę na jeszcze jedno zagrożenie. Zmusza się dziś firmy energetyczne do zakupu kopalń, co ma pozwolić na ukrycie prawdziwej ceny surowca w cenie energii. Spowodowało to już spadek kapitalizacji firm energetycznych na giełdzie. W konsekwencji ich mniejszą zdolność kredytową, a co za tym idzie mniejszą zdolność do modernizacji i wymiany wysłużonego parku wytwórczego. A to nie wszystko. Wydrenowanie energetyki ze środków na inwestycje, po to aby ratowały upadające kopalnie, spowoduje, że nie będzie funduszy na modernizacje i remonty sieci energetycznych i dystrybucyjnych, których stan jest katastrofalny. Częstość przerw dostaw energii do użytkowników końcowych w Polsce jest jedną z najwyższych w Europie, średnio mieszkaniec naszego kraju ma wyłączony prąd 40 razy dłużej niż mieszkaniec Niemiec ! To jest jedna z barier dla rozwoju nowoczesnej gospodarki!
Reasumując – problem energetyki to problem całej gospodarki. Oczywiście możemy, dla uzyskania krótkoterminowych korzyści politycznych, nie dokonywać żadnej zmiany w energetyce. Konsekwencje będą jednak bardzo bolesne. Polska stanie się skansenem nie tylko energetycznym, ale także gospodarczym. Będziemy musieli zapomnieć o byciu „zieloną wyspą”UE.
Czy pańskim zdaniem rząd bierze pod uwagę zjawisko ubóstwa energetycznego? Jak wielka jest to w Polsce skala i jakie kroki rząd powinien podjąć w tej sprawie?
W sferze werbalnej – tak. Ale w realnych działaniach z pewnością nie. To z politycznego punktu widzenia jest nawet zrozumiałe: biedni nie biorą udziału w wyborach, więc po co nimi politycy mają zajmować. To co mówię jest niepoprawne politycznie, ale jak już powiedziałem wcześniej – jak się wydaje celem działań rządu nie jest tania energia, ale realizacja obietnic danych górnikom.
A problem ubóstwa energetycznego w Polsce istnieje i jego zasięg jest bardzo duży. Przy już bardzo wysokich cenach energii, których poziom nie odbiega od średniej w UE, i znacząco niższych dochodach w Polsce, wiele rodzin nie stać na zapewnienie sobie odpowiedniego standardu energetycznego. W 2012 roku 13,2% gospodarstw domowych w Polsce miało trudność z ogrzaniem mieszkania w zimie (średnia w UE – 10,8%), a 25,8% deklarowało, że ich mieszkanie nie jest wystarczająco chłodne w lecie (średnia w UE – 19,1%). Instytut na Rzecz Ekorozwoju z Warszawy oszacował, że w 2013 roku ponad 7,4 mln polskich obywateli było narażonych na ubóstwo energetyczne. Oznacza to, że Państwo nie wywiązywało się z obowiązku zapewnienia obywatelom bezpieczeństwa energetycznego – zapewnienia komfortu energetycznego za rozsądną cenę. Do dziś sytuacja nie poprawiła się.
Czy i jak można ten problem rozwiązać. W moim przekonaniu są dwa główne kierunki. Pierwszy to wsparcie dla efektywności energetycznej. Budowa mieszkań w lepszym standardzie energetycznym, termomodernizacja istniejących budynków może znacząco, nawet 2 lub 3 krotnie zmniejsza koszt ogrzewania. A on ma decydujący wpływ na koszty energii ponoszone przez gospodarstwa domowe. Nie bójmy się budować bardziej efektywnie i wdrażać bardziej wymagające standardy w tym zakresie. Stwórzmy programy wsparcia dla właścicieli nieruchomości, które pozwolą im sfinansować termomodernizację. Umożliwmy działalność form typu ESKO, i pozwólmy im współpracować z samorządami.
Drugim kierunkiem jest rozwój energetyki prosumenckiej. Małe instalacje oparte na wykorzystaniu odnawialnych zasobów energii nie zastąpią systemu energetycznego, ale z punktu widzenia indywidualnych użytkowników energii mogą znacząco obniżyć jej koszty. To szczególnie ważne na terenach wiejskich – nie tylko wspierać będzie rodziny o niskich dochodach, ale także stabilizować dostawy energii. Nie bójmy się energetyki obywatelskiej!
Czy wobec tego Pana zdaniem rozwiązaniem problemu mogłyby się okazać odnawialne źródła energii?
OZE jest istotnym rozwiązaniem. Coraz większa ilość państw deklaruje, że w połowie tego wieku całkowicie przestawi swoją energetykę na korzystanie z OZE. Przykładem są – wspominane już wcześniej Niemcy, w których rozwój OZE jest częścią długofalowego programu budowania gospodarki niezależnej energetycznie czyli takiej, która jest oparta na własnych źródłach energii odnawialnej. W tym kraju prawie 4 miliony gospodarstw domowych wytwarza energię elektryczną w małych źródłach OZE. To sposób na uzyskanie dodatkowego dochodu przez mieszkańców. A także ograniczenie zasięgu ubóstwa energetycznego.
Rozwój OZE wymaga jednak budowy lepszej współpracy w ramach Unii Europejskiej. Zapewnienia, że kraje członkowskie wzajemnie wspierać będą swoje bezpieczeństwo energetyczne, że system jednego kraju będzie służyć jako swoistego rodzaju ,,back-up”dla systemów z krajów sąsiadujących. To już działa w Skandynawii. Warto rozmawiać z naszymi sąsiadami, żeby taki system budować także w środkowej Europie. Czy naprawdę stać nas na to, żeby całą energię produkować w Polsce i być na 100 procent zabezpieczonym na każde zapotrzebowanie na energię? Czy lepiej robić to co zrobiono w ubiegłym roku kiedy ogłoszono 20-sty stopień zasilania czyli kupować tańszą energię z Niemiec kiedy mamy jej niedobór. Energię wytwarzaną z OZE.
Ale nowoczesnych sposobów zarządzania energią jest więcej. To może być np. rynek negawatów – to jest umów na redukowanie zapotrzebowania na energię przez wybrane podmioty w sytuacji jej niedoboru w sieci. Dla konsumentów to znacznie tańsze rozwiązanie niż budowa rynku mocy. To w końcu – a może wreszcie kiedyś na początku myślenia o polskiej energetyce – tworzenie lokalnych sieci i systemów rozproszonych. Nie zapominajmy, że mamy w Polsce potencjał intelektualny i wytwórczy, który na rozwój takich innowacyjnych rozwiązań pozwala.
Czy kupowanie energii zagranicą jest pewnego rodzaju utratą suwerenności? Mając własny węgiel czemu mielibyśmy kupować energię zagranicą?
Myślę, że w XXI wieku musimy przestać posługiwać się XIX-wieczną definicja bezpieczeństwa energetycznego. Bezpieczeństwo tego nie można sprowadzać wyłącznie do pewności dostaw energii wytwarzanej w oparciu o własne surowce. To także kwestia zapewnienia odpowiedniego poziomu usług energetycznych (komfortu energetycznego) wszystkim obywatelom oraz redukcja presji wywieranej przez system energetyczny na środowisko przyrodnicze. Energetyka ma rolę służebną wobec reszty gospodarki. Jeśli energia jest tańsza za granicą, to nie obawiajmy się jej kupować, a zaoszczędzone fundusze wydajmy na wspieranie branż innowacyjnych. Jeśli tego nie zrozumiemy, to nie zbudujemy nowoczesnego Państwa.
Czasami mam wrażenie, że politycy obawiają się, że jak dziś nie wydobędziemy i nie spalimy polskiego węgla, to ktoś przyjdzie i nam go ukradnie. Przecież tak nie jest. Jeżeli spalimy go dzisiaj to nie będziemy go mieli jutro. A w przyszłości może być on nam znacznie bardziej potrzebny niż dziś, kiedy mamy możliwość budowy innej energetyki.
Marzy mi się poważna, pozbawiona emocji i oparta na argumentach debata o polskiej energetyce. Debata, która uwzględniać będzie interesy górników i pracowników sektora energetycznego, ale która na problem patrzyć będzie przede wszystkim z perspektywy długoterminowego interesu Polski.
Rozmawiał Piotr Stępiński