– Przez ostatnie półtora roku europejscy sygnatariusze próbowali pogodzić interesy USA, Iranu i MAEA, ale dziś widać, że to nie powiodło się. Możemy mówić o fiasku – pisze Łukasz Przybyszewski, prezes Abhaseed Foundation Fund.
Niestety, negocjacje ws. przywrócenia porozumienia nuklearnego z Iranem (JCPOA – Joint Comprehensive Plan of Action) zakończyły się fiaskiem. Iran żądał niemożliwego: Teheran uzależnił ożywienie JCPOA od niemal niezwłocznego zakończenia inspekcji Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej. MAEA miałaby przeprowadzić cały proces weryfikacji w ciągu ledwo dwóch miesięcy, co byłoby fizycznie niemal niemożliwe. To dlatego Josep Borrell w ubiegłym tygodniu stwierdził, że nastąpiło oddalenie się stron i JCPOA nie zostanie w bliskim terminie przywrócone.
Ile mamy czasu?
Należy uznać, że czasu mamy maksymalnie miesiąc. Ile naprawdę – tego nie wiemy. Iran posiada obecnie, zdaniem MAEA, około 55.6 kg wysokowzbogaconego (60 procent) uranu w masie uranowej czy też 82.2 kg w masie sześciofluorku uranu. Dalsze wzbogacenie do poziomu 90 procent to kwestia kilku tygodni. Amerykański ośrodek badawczy Institute for Science and International Security podkreślił już w kwietniu 2022 r., że uran wzbogacony do 60 procent w zupełności wystarczy do przeprowadzenia próbnej detonacji lub zbudowania dość rudymentarnej głowicy, którą mógłby wynieść w kierunku celu na pokładzie większego samolotu (cargo, bombowca) lub w kontenerze (na statku, ciężarówce). Choć dostarczenie bomby w ten sposób jest mało racjonalne, to należy podkreślić, że Iran osiągnął w ten sposób zdolność do budowy około 3 głowic w ciągu 1 miesiąca, niezależnie od tego, czy zdecyduje się na wzbogacenie do 90 procent.
Czy przywrócenie JCPOA zmieniłoby sytuację?
Powrót do JCPOA jest obecnie zasadniczo niemożliwy. Niemcy, Francja, Wielka Brytania wydały 10.09.2022 oświadczenie, że nie zgadzają się na irańskie żądania dot. skrócenia inspekcji MAEA. USA i sama Islamska Republika Iranu też usztywniły swoje stanowiska. Iran najpewniej nie będzie ryzykował inspekcji, które mogłyby pogorszyć sytuację. Nawet jeśli udałoby się osiągnąć jakiś konsensus, to nie ma żadnych gwarancji, że porozumienie przetrwałoby. Iran mógłby też w międzyczasie kontynuować swój program jądrowy, zabezpieczywszy zawczasu odpowiednią ilość wysoko wzbogaconego uranu. Zgoda MAEA na zakończenie inspekcji w ciągu dwóch miesięcy mogłaby na niewiele się zdać, skoro ten czas byłby zupełnie wystarczający do wzbogacenia uranu do poziomu 90 procent przy użyciu zaledwie kilku kaskad zaawansowanych wirówek. Nie można bowiem liczyć na to, że wywiad na podstawie obrazowania satelitarnego i dzięki innym metodom faktycznie zidentyfikował absolutnie wszystkie obiekty. Część może być wygaszona lub ukryta.
Co to oznacza?
W przypadku dalszego pogarszania się, z perspektywy Teheranu, środowiska bezpieczeństwa w sąsiedztwie Iranu, możemy spodziewać się, że w końcu zaobserwujemy próbną detonację. To z kolei napędzi wyścig jądrowy w regionie oraz potencjalnie zmieni spojrzenie NATO na charakter zagrożeń na Południowej Flance. Możliwe jednak, że Iran nie zdecyduje się na otwartą demonstrację siły i skupi się na powiększaniu arsenału do momentu, w którym będzie miał dość dużą liczbę głowic. W międzyczasie twierdzić może, że nic takiego nie ma miejsca. Spowolnienie irańskiego programu jądrowego jest możliwe, ale zatrzymanie już nie. Teheran z kolei zaczął postrzegać JCPOA oraz fakt odejścia D. Trumpa od tego porozumienia jako pułapkę zniewalającą europejskich sygnatariuszy oraz narzędzie mające doprowadzić do przewrotu w Iranie. Możemy teraz jedynie czekać i obserwować dalszy bieg wydarzeń. Wydaje się, że tylko radykalne i dramatyczne zdarzenia lub ciąg udanych operacji specjalnych mógłby zmienić obecną trajektorię. Lub czarny łabądź. Operacja wojskowa przeciwko Iranowi, nawet ograniczona i wysoce wyrafinowana, najpewniej na niewiele by się zdała.
Przybyszewski: Iran chce porozumienia z Zachodem, ale na swoich zasadach