RAPORT: Rozwój współpracy Polski z Iranem wymaga pracy i czasu

17 marca 2016, 09:30 Alert

RAPORT

Patryk Gorgol, Piotr Wołejko

Powrót Iranu na arenę międzynarodową w istotny sposób wpłynie na wydarzenia polityczne oraz gospodarcze na świecie. Mówimy o kraju, którego populacja przekroczyła 80 milionów ludzi – z czego 40% nie przekroczyło 25. roku życia; który posiada jedne z największych zasobów ropy naftowej oraz gazu ziemnego (odpowiednio miejsce czwarte oraz drugie). Iran jest zatem państwem posiadającym wystarczająco duży i chłonny rynek, by warto było o niego rywalizować, a posiadane surowce energetyczne stawiają go w uprzywilejowanej pozycji – kolejka chętnych, by współpracować z Iranem jest długa i Teheran – po zniesieniu sankcji – może dobierać sobie partnerów wedle uznania. Czy Polsce się poszczęści?

 

Iran niezależny

Cofnijmy się do 1979 roku, gdy reżim proamerykańskiego szacha Rezy Pahlawiego został obalony przez rewolucję, na czele której stał charyzmatyczny ajatollah Ruhollah Chomeini. Pierwsze lata Rewolucji to nie tylko krwawa rozprawa zwolenników Chomeiniego z ugrupowaniami, z którymi ramię w ramię obalał szacha, lecz również koniec prozachodniego kursu oraz brutalna wojna z Irakiem Saddama Husajna. Iran przeorientował również stosunki ze Stanami Zjednoczonymi – z głównego sprzymierzeńca dostaczającego broń, know-how, wspierającego program atomowy czy wysyłającego niemalże całe wyposażenie do lotnictwa cywilnego stały się ucieleśnieniem zła („Wielkim Szatanem”), a w dodatku Waszyngton w czasie wojny iracko-irańskiej aktywnie wspierał przeciwnika Teheranu. . . W rolę Małego Szatana wcielił się, w irańskiej retoryce, Izrael – najbliższy regionalny sojusznik Ameryki, a zarazem kraj, z którym szach Pahlawi utrzymywał bliskie relacje. Na szczęście dla Zachodu Chomeini nie zamierzał dokonać geopolitycznego obrotu o 180 stopni, przyklejając swój kraj do Związku Sowieckiego. Bezbożny, ateistyczny reżim w Moskwie przebierał co prawda nogami do wprowadzenia Teheranu w orbitę swoich wpływów, lecz Chomeini kategorycznie taki scenariusz odrzucał. Ideą przewodnią ajatollaha w polityce międzynarodowej była niezależność Iranu, usytuowanie poza dwoma antagonistycznymi blokami politycznymi (USA vs. ZSRR), a także eksport islamskiej rewolucji, z czego – nieoficjalne rzecz jasna – Teheran się wycofa. Iran skupiał się także na budowaniu pozycji w ramach Ruchu Państw Niezaangażowanych (NAM), do którego przystąpił w 1979 r. Iran przewodniczył Ruchowi w latach 2012-2015.

Z upływem lat od Rewolucji Iran coraz bardziej oddalał się do Zachodu, a przyczyną tego stanu rzeczy były nie tylko polityczne wyboru Iranu oraz presja Stanów Zjednoczonych, lecz również – a może przede wszystkim – aktywne wsparcie Teheranu dla organizacji terrorystycznych. Jeszcze w latach 80. Iran wsparł powstanie Partii Boga (Hezbollah) w Libanie, która „wsławiła” się szeregiem ataków wymierzonych w kraje zachodnie, m.in. zamachem na koszary amerykańskich Marines w Bejrucie w 1983 r., w efekcie którego zginęło ponad 200 Amerykanów. Zaangażowanie Iranu w sprawy libańskie, a później także syryjskie i palestyńskie, poprzez prowadzenie tzw. proxy wars, głównie z Izraelem, to znak rozpoznawczy irańskiej polityki zagranicznej. W latach 80. i 90. Irańczycy obrali sobie za cel zdestabilizowanie sunnickich monarchii w Zatoce Perskiej, wspierając działania dywersyjne w tych krajach. Nasilała się także szyicko-sunnicka rywalizacja o rząd dusz i prymat w regionie pomiędzy Iranem a Arabią Saudyjską – kolejne akty tej rywalizacji najlepiej widać dziś w Syrii, a wcześniej w Iraku.

Geneza układu z lipca 2015 roku

Za swoje grzechy, w tym rozwijanie programu atomowego – Teheran zawsze zarzekał się, że chodzi o pozyskiwanie energii, a nie budowę broni jądrowej – na Iran zaczęły spadać kolejne sankcje, w tym sankcje dotyczące eksportu broni do Iranu oraz gspodarki. Nakładały je Stany Zjednoczone, Unia Europejska oraz ONZ. W efekcie Iran został praktycznie odcięty od gospodarek państw zachodnich i zachodniego systemu finansowego („usunięcie” z systemu SWIFT, zawieszenie wymienialności riala na dolara, brak możliwości wykorzystania instrumentów handlowych takich jak np. akredytywa w kontaktach z Irańczykami), co w poważny sposób ograniczało możliwości rozwojowe irańskiej gospodarki, wpływając przez to na wzrost bezrobocia, inflacji i innych negatywnych zjawisk ekonomicznych. Iran co prawda mógł liczyć na życzliwość Rosji, Indii, Chin czy Japonii, a także chęć zarobku Zjednoczonych Emiratów Arabskich bądź Kataru, co pozwalało mu omijać część sankcji, lecz układy te w niewielkim tylko stopniu zasypywały finansową dziurę powstałą w wyniku jednolitego stanowiska państw zachodnich.

Taki stan rzeczy mógł oczywiście trwać jeszcze bardzo długo – Iran okazał się odporny na sankcje, aż do czasu koordynacji systemu międzynarodowych sankcji pomiędzy Stanami Zjednoczonymi oraz Unią Europejską.pozostawał nieugięty w swoich politycznych wyborach, lecz nieustanna presja Zachodu powodująca pogorszenie sytuacji gospodarczej w Iranie połączona z tarciami pomiędzy obozami konserwatystów oraz pragmatyków sprawiły, że otworzyło się okienko nadziei na dyplomatyczne rozwiązanie sporu. Osią tego sporu był irański program atomowy, który według Irańczyków miał charakter wyłącznie pokojowy, według przeciwników programu atomowego miał prowadzić do zbudowania broni atomowej, a w praktyce pozostawiał co najmniej kilka trudnych pytań dotyczących determinacji we wzbogacaniu uranu (Iran doszedł do poziomu 20%, do budowy bomby atomowej potrzeba 90%), pozyskiwaniu plutonu, a także irańskiego programu balistycznego Stany Zjednoczone były animatorem międzynarodowej presji na Iran w sprawie atomu, zyskując co jakiś czas wsparcie Rosji i Chin – a przez to rezolucje Rady Bezpieczeństwa ONZ. Jakby tego było mało, Waszyngton groził Iranowi interwencją zbrojną – zniszczeniem infrastruktury przypisanej do programu atomowego. W 2003 roku, gdy Amerykanie w kilka tygodni zdmuchnęli reżim Saddama Husajna w sąsiednim Iraku, Irańczycy sami z siebie zamrozili program, obawiając się interwencji. Wraz z postępującą w Iraku rebelią Irańczycy odzyskiwali pewność siebie, ale amerykańskie groźby nalotów na infrastrukturę jądrową nie znikały. Ba, własne trzy grosze dorzucił w tym obszarze Izrael, choć bardziej szantażował tu Stany Zjednoczone, niż realnie mógł taką operację wykonać. Niemniej jednak presja wojskowa, połączona z presją ekonomiczną, a także sytuacją wewnętrzną w Iranie sprawiły, że Iran zdecydował się na negocjacje. Prowadzono je przez lata w formule E/EU3+3 (wcześniej zwana P5+1), czyli przedstawiciele Zjednoczonego Królestwa, Niemiec , Francji z udziałem Wysokiego Przedstawiciela ds. Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa UE oraz Stanów Zjednoczonych, Chińskiej Republiki Ludowej i Federacji Rosyjskiej po jednej, a Islamska Republika Iranu po drugiej stronie . Rozmowy szły powoli i przynosiły bardzo umiarkowane postępy. Jednak w pewnym momencie otworzył się bezpośredni kanał komunikacji pomiędzy Iranem a Stanami Zjednoczonymi – pierwszy od bardzo długiego czasu. I to właśnie te negocjacje pozwoliły na sukces formatu E/EU3+3), zwieńczony zawarciem Wspólnego Kompleksowego Planu Działania w lipcu 2015 r.. Układ ten to bardzo skomplikowana maszyneria prawna, która zakłada, iż po spełnieniu przez Iran kolejnych warunków następuje realizacja zobowiązań przez Stany Zjednoczone, Unię Europejską oraz Radę Bezpieczeństwa ONZ, głownie poprzez znoszenie sankcji. W styczniu 2016 roku Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej potwierdziła wykonanie przez Iran zobowiązań przewidzianych w porozumieniu atomowym (m.in. pozbycie się ok. 98% posiadanych zapasów uranu, wzbogacenie uranu maksymalnie do poziomu 3,67%, zmniejszenie liczby wirówek o ok. 2/3, przebudowa reaktora w Arak, w tym zabetonowanie rdzenia reaktora atomowego, pozbycie się plutonu i wiele innych), co było warunkiem do zniesienia najważniejszych sankcji przez Stany Zjednoczone, Unię Europejską i Radę Bezpieczeństwa. Co ciekawe, w przyszłości planowane jest znoszenie następnych sankcji dotyczących embarga na broń (5 lat) czy programu balistycznego (8 lat). Samo porozumienie zakłada procedurę ponownego, automatycznego nałożenia sankcji przez RB ONZ w przypadku nieprzestrzegania przez Iran swoich zobowiązań, w tym tych dotyczących możliwości weryfikacji realizacji porozumienia przez MAEA.

Polskie szanse – dlaczego nie wychodziło?

Warto zastanowić się, co zniesienie sankcji oznaczać będzie dla Polski. Za punkt zwrotny w negocjacjach atomowych uznać należy rok 2013 i wygranie wyborów prezydenckich w Iranie przez umiarkowanego Hassana Rowhaniego, a także objęcie teki przez ministra Javada Zarifa, nadzorowanych przez rachbara Chamaneia. Już w 2013 roku doszło do zawarcia porozumienia tymczasowego, które zakładało zawieszenie części sankcji m.in. dotyczących możliwości zakupu produktów petrochemicznych. Od tego czasu było wiadomo, iż strony znacznie się przybliżyły w negocjacjach, a to oznaczało, że trzeba było zameldować się w Teheranie jak najwcześniej, aby w dniu zniesienia sankcji być gotowym do rozpoczęcia aktywności biznesowej – dysponować siatką kontaktów, rozeznać się w możliwościach biznesowych, przeanalizować infrastrukturę prawną czy przygotować fundusze do działania. Miło zakomunikować, iż polskie Ministerstwo Gospodarki (obecnie Iranem zajmują się zarówno Ministerstwo Rozwoju jak i Ministerstwo Energii) i Krajowa Izba Gospodarcza rozpoczęły tego typu działania, promując rozwój kontaktów B2B. W ostatnim czasie doszło do kolejnych dwóch ważnych wydarzeń – wizyty delegacji irańskiej w Polsce oraz wizytę Polaków w Iranie. Ponadto doniesienia medialne mówią wprost o rozmowach na bardzo wysokim szczeblu dotyczących możliwości importu przez Polskę produktów petrochemicznych.

Do czasu zniesienia sankcji kooperacja polsko-irańska w zasadzie była nikła. Obroty handlowe pomiędzy Polską a Iranem w 2014 wyniosły ok. 57 mln euro. Wynikało to z kilku powodów.

Po pierwsze, w warunkach zakazu importu irańskich produktów petrochemicznych, a następnie zawieszenia tego zakazu na czas tymczasowego porozumienia, a także zakazu inwestycji w irański sektor petrochemiczny handel tego typu produktami był, najpierw nielegalny, a potem zbyt ryzykowany dla obydwu stron. Lista prouktów zakazanych była oczywiście dużo szersza i obejmowała również np. tzw. produkty podwójnego zastosowania Polscy przedsiębiorcy częstokroć mieli problem z ustaleniem, czy dany produkt jest objęy zakazem eksportu do Iranu, a wręcz dochodziło do kuriozalnych sytuacji, gdy ten sam produkt nie mógł być wysłany z Polski ze względu na zakaz, a jednocześnie wysyłany był z Niemiec.

Po drugie, niezwykle skuteczne okazały się sankcje nałożone na sektor bankowy, instrumenty finansowe oraz ubezpieczeniowe. Irański sektor bankowy został odizolowany od systemu zachodniego (odcięcie od SWIFT, amerykańskie sankcje nałożone na bank centralny), co w zasadzie – prostą drogą – zablokowało bezpośrednie przepływy pieniężne, znacznie osłabiło riala oraz podwyższyło inflację. Amerykanie srogo karali za kooperację z Irańczykami, o czym przekonał się BNP Paribas otrzymując karę 8,9 mld $ za obchodzenie systemu sankcyjnego, czego skutkiem była polityka banków, która zakładała, że lepiej nie współpracować z Irańczykami, bo można narazić się na nieprzyjemności ze strony Amerykanów. Banki, ze względu na sankcje, nie udzielały instrumentów finansowych pozwalających zmniejszyć ryzyko eksportera i importera (inkaso, akredytywy), a także unikały udzielania kredytów wspierających handel.. Wisienką na torcie w tym kontekście był zakaz ubezpieczania transportu towarów płynących do Iranu. Skutkiem tego było tymczasowe wycofanie się armatorów pływających na trasie Europa-Iran. Oczywiście, towar można było dalej wysłać przez Zjednoczone Emiraty Arabskie, Oman czy Turcję, ale oznaczało to wyższe koszty i zysk pośrednika.

Po trzecie, intensyfikacji bilateralnych kontaktów handlowych nie służył medialny wizerunek Iranu jako państwa ryzykownego i nieobliczalnego.

Po czwarte, Polska nie posiadała wcześniej intensywnych relacji handlowych z Iranem, co oznaczało brak struktur, kontaktów i tradycji handlowej. Nawet w roku 2011 roku obroty handlowe wynosiły 167 mln euro i trudno uznać je za satysfakcjonujące. Iran nie był dla Polski partnerem priorytetowym i vice versa. Dla porówniania w 2012 roku obroty handlowe z Królestwem Arabii Saudyjskiej wyniosły ok. 622 mln $.

Po piąte, brakowało wsparcia dla rozwoju kontaktów handlowych ze strony państwa, a jest to o tyle istotne w Iranie, iż spora część gospodarki opanowana jest przez państwo lub przez osoby związane z władzami, a to oznacza uzależnienie decyzji od czynników politycznych, chociażby w kontekście prowadzonej w Iranie prywatyzacji.

Polskie szanse – dlaczego może wyjść?

Okoliczności się jednak zmieniły i teraz stanęliśmy przed szansą zwielokrotnienia obrotów handlowych. Wśród przedsiębiorców bardzo popularny stał się program „GO Iran”, a Bank Gospodarstwa Krajowego już na parę miesięcy przed zniesieniem sankcji zapowiadał, iż będzie wspierał polsko-irańską kooperację od dnia, gdy będzie to prawnie możliwe, a zatem od zniesienia sankcji. Będzie czynił to poprzez udzielanie dostępnych narzędzi finansowych. Z ofertą transportu do i z Iranu powracają również armatorzy. Zniesienie sankcji znacznie poprawiło klimat wokół Iranu.

Irańczycy cenią sobie swoją niezależność. Obrazuje to postawa ambasadora Iranu w Polsce, przy okazji swojego wykładu na Uniwersytecie Warszawskim, gdy podkreślał, iż Iran chętnie sprzeda Polsce produkty petrochemiczne, w tym gaz i ropę, a także mógłby pomóc w rozwiązaniu problemu z eksportem polskich jabłek w związku z rosyjskim embargiem i irańskim zapotrzebowaniem na ten towar. Iran utrzymuje bliskie kontakty z Rosją (m.in. w kwestii zakupów zbrojeniowych czy współpracy atomowej), jednakże w żadnym wypadku nie są to relacje na zasadzie patron-klient, a partner-partner. W dodatku zwiększenie wydobycia ropy naftowej, o czym mówią od wielu miesięcy Irańczycy, nie budzi entuzjazmu w Moskwie.

A to oznacza, iż Iran będzie w stanie sprzedać nam węglowodory i otworzyć się na jabłka, o ile oczywiście zapadną takie decyzje polityczne. W kwestii współpracy w branży petrochemicznej obie strony są zainteresowane zawarciem porozumienia i irańska niezależność od świata zachodniego, a także Rosji odgrywa tutaj pozytywną rolę. Rozpoczęcie handlu z Iranem przyczynić się może do dywersyfikacji źródeł dostaw surowców energetycznych do Polski, a więc gra warta jest świeczki. O negocjacjach na najwyższym szczeblu donosiły zarówno media polskie, jak i irańskie, co udowadnia, iż nie mamy do czynienia z jednostronnymi spekulacjami, a zaawansowanymi negocjacjami.

Irańska niezależność to nie tylko szansa dla wielkiego biznesu, ale też tego średniego i małego. Bloki startowe Niemców, Włochów, Francuzów czy Brytyjczyków, ze względu chociażby na przewagę kapitałową, efektywniejsze wsparcie państwa czy doświadczenie z handlu nawet w czasach sankcji, znajdują się bliżej mety, ale nie zamyka nam to szans do ekspansji. Irańscy przedsiębiorcy zdają sobie sprawę z tego, iż polscy przedsiębiorcy, w przeciwieństwie do tych zachodnich, nie będą dążyć do zdominowania partnera, a także mogą okazać się konkurencyjni cenowo oraz bardziej elastyczni, jeżeli chodzi o ich potrzeby związane z prowadzeniem działalności gospodarczej. Iran jest obecnie w okresie transformacji gospodarczej – doszło do prywatyzacji przedsiębiorstw, w tym części petrochemii, kraj otwiera się gospodarczo na zagraniczne inwestycje (m.in. rząd zachęca do inwestycji w specjalnych strefach ekonomicznych), a ludzie oczekują, że zniesienie sankcji podniesie ich poziom życia. Jednocześnie w Iranie dalej brakuje dewiz, w dużych miastach popularnym zawodem jest uliczny handlarz walutą, a zaufanie do riala jest – mówiąc delikatnie – umiarkowane. Krótko mówiąc, polski przedsiębiorca odnajdzie w tej rzeczywistości gospodarczej sporo nawiązań do PRL-u sprzed, w czasie i po transformacji w III RP. A to oznacza sporą szansę, bo znajomość realiów transformacyjnych – szans i problemów – może okazać się poważnym kapitałem, o ile oczywiście polscy przedsiębiorcy będą potrafili z niego skorzystać.

Na zakończenie należy wskazać na przykładowe branże, które mają szansę zaistnieć w naszych relacjach handlowych. Przede wszystkim to branża petrochemiczna, gdyż Irańczycy chcą sprzedawać do Europy produkty, które my z kolei chcemy kupić. Spore perspektywy otwierają się tez przed rolnictwem – to nie tylko wymienione już jabłka, ale także możliwość eksportu maszyn rolniczych, gdyż irańskie rolnictwo wymaga modernizacji. Możliwość współpracy istnieje jeszcze niewątpliwie w branży transportowej oraz budowlanej, chociażby ze względu na budownictwo socjalne. Z kolei już rozpoczęła się współpraca w branżach meblarskiej i turystycznej.

Szanse szansami, a najważniejsze ryzyka?

W przypadku Iranu możemy mówić o szeregu zagrożeń dla pomyślnej kooperacji. Podstawowym ryzykiem jest ryzyko polityczne. Powrót konfliktu atomowego i przywrócenie sankcji, co by oznaczało, że wrócilibyśmy w okolice roku 2012, gdzie polscy przedsiębiorcy części produktów nie mogliby kupować, innych nie mogliby sprzedawać, a przy handlu produktami, którymi handel byłby legalny, nie można by się wspomagacz instrumentami finansowymi, a w najgorszym przypadku zabrakłoby nawet armatora chętnego do przewiezienia towaru.

Kolejne ryzyko to problemy irańskiej gospodarki, charakterystyczne dla gospodarki w okresie transformacji – biurokracja, korupcja oraz nepotyzm połączone z niezbadanym przez polskich przedsiębiorców systemem sądownictwa mogą znacznie utrudnić działalność operacyjną. Przykładowo: na eksport części produktów z Iranu potrzebna jest zgoda z ministerstwa. Z tego też powodu kluczowe wydaje się efektywne wsparcie przez polskie władze dla przedsiębiorców inwestujących w Iranie i pomoc w odnalezieniu się w irańskich realiach biznesowych.

Trzeci problem polskich przedsiębiorców to kwestia braku dostatecznych możliwości kapitałowych, co będzie miało wpływ na nasze możliwości inwestycyjne w przypadku zainteresowania prywatyzacją, a także będzie barierą przy handlu dla części przedsiębiorców.

Praca, praca, praca

Przedstawione powyżej okoliczności wskazują, iż podbijanie irańskiego rynku nie będzie łatwe, szybkie i przyjemne. Rynek będzie bardzo konkurencyjny, gdyż szansa powrotu do Iranu to również cel zachodnich przedsiębiorstw, które w dodatku dysponują, co do zasady, mocnym parasolem politycznym, doświadczeniem, nowocześniejszą technologią oraz większym kapitałem.

Nie oznacza to jednak, iż nie będzie można osiągnąć sukcesu. W branży petrochemicznej uzależnione będzie to od czynników politycznych, a zarówno poprzednie, jak i obecne polskie władze nie przespały otwierającego się rynku irańskiego i zapowiedzi irańskiej oficjeli o chęci eksportu surowców energetycznych. Negocjacje odbywają się też w korzystnych dla Polski warunkach, tj. gdy ceny ropy naftowej nie są wysokie, a obie strony potraktują porozumienie jako sukces polityczny.

W prywatnym biznesie naszą główną przewagę konkurencyjną, poza ceną produktów w części branż, może być doświadczenie transformacyjne, ale także podejście do irańskich przedsiębiorców, przez zachodnich przedsiębiorców często traktowanych z góry w sytuacji, gdy Persów cechuje niebywała wręcz duma. Polacy mają szansę odnaleźć się w państwie, gdzie gospodarka jest stopniowo uwalniana, a problemy irańskich przedsiębiorców będą przypominały te z końca lat 80-tych i początku lat 90-tych w Polsce.

Osiągnięcie sukcesu będzie wymagała dużo pracy, której nie wykonano do tej pory. Wielu spotkań B2B, wsparcia państwa, stopniowego budowania zaufania i rozwiązywania wielu bieżących problemów. Polscy przedsiębiorcy są jednak w stanie zbudować partnerskie relacje i być konkurencyjni wobec swoich europejskich konkurentów. Ewentualny sukces polskiej ekspansji to jednak lata, nie miesiące i warto o tym pamiętać.