– Rosja za pomocą zboża z jednej strony destabilizuje rynek, poprzez obniżenie jego ceny, z drugiej strony pozyskuje nowych klientów – mówi Monika Piątkowska, prawniczka i prezes Izby Zbożowo-Paszowej, w rozmowie z BiznesAlert.pl.
- Od dwóch lat Rosja intensywnie gra zbożem i bezpieczeństwem żywnościowym w skali globalnej. Kreml używa tego sektora jako kolejny rodzaj broni w wojnie z Ukrainą oraz z Zachodem – powiedziała Monika Piątkowska.
- Myślę, że rząd mógłby rozważyć formę wsparcia rolników decydujących się na rodzime nawozy. Obecnie te pochodzenia rosyjskiego są znacznie tańszye a znaczna część producentów rolnych jest w trudnej sytuacji finansowej. Zwycięża w nich pragmatyzm – zaznacza prezes Izby Zbożowo-Paszowej.
- Nie powinniśmy rozmawiać o zamknięciu granicy polsko-ukraińskiej i jednocześnie pozwalać by chociaż jedna tona zboża rosyjskiego wpływała do UE – wyraziła swoją opinię rozmówczyni BiznesAlert.pl.
- […] całkowite zamknięcie granicy na handel, mocno uderzy w polskich mleczarzy. Niektóre spółdzielnie mleczarskie mogą wręcz upaść – powiedziała prezes Piątkowska.
BiznesAlert.pl: W jaki sposób eksport rosyjskich zbóż na rynki europejskie wpływa na gospodarkę Europy?
Monika Piątkowska: Należy zacząć od tego, że Rosja jest czołowym producentem i eksporterem zbóż. Trzeba pamiętać, że handel zbożem jest handlem globalnym, a tym samym jego ceny regulowane są na giełdach międzynarodowych. W przypadku Polski największy wpływ na ceny krajowe mają te na giełdzie MATIF. Od dwóch lat Rosja intensywnie gra zbożem i bezpieczeństwem żywnościowym w skali globalnej. Kreml używa tego sektora jako kolejny rodzaj broni w wojnie z Ukrainą oraz z Zachodem.
W poprzednim sezonie Rosja zebrała znaczną ilość zbóż, można wręcz rzec, że rekordową. Trzeba też pamiętać, że ukradła zboże Ukrainie, przejmując statki je przewożące. Jak znaczący producent zbóż przystąpiła do agresywnego eksportu pszenicy oferując wręcz dumpingowe ceny. Bywa że różnica sięga 20-30 dolarów za tonę, w stosunku do polskiej pszenicy. Drugą kwestią jest ta afrykańska, gdzie Rosja tamtejszym krajom wręcz” daruje” zboże, nie są to może duże ilości z tego co wiem ok 200 tys ton ale jednak. Tak naprawdę kupuje w ten sposób ich przychylność oraz otwiera dla rosyjskiego znoża nowe rynki. Rosja za pomocą zboża z jednej strony destabilizuje rynek, poprzez obniżenie jego ceny, z drugiej strony pozyskuje nowych klientów.
Jeżeli spojrzymy na udział rosyjskiej pszenicy w eksporcie światowym, to obecnie przekracza on 30 procent całkowitego światowego eksportu. Rosja wypycha w tym zakresie kraje Unii Europejskiej.
Zamknięcie granicy polsko-ukraińskiej nie podniesie cen polskiego produktu, z uwagi na wspomniane zależności na rynkach globalnych. Zresztą w mojej ocenie obecne embargo, dotyczące czterech podstawowych zbóż pochodzących z Ukrainy, działa skutecznie. Należy nadmienić, że zakaz wprowadzony 15 kwietnia 2023 roku, został nałożony niezgodnie z przepisami UE. Polityka handlowa jest wyłączoną kompetencją Unii. W przestrzeni publicznej pojawiają się głosy, że ukraiński produkt rolny nie jest tranzytowany, a sprzedawany w Polsce. Z informacji, do których mam dostęp nic nie potwierdza takie procederu. Jednocześnie nie mam narzędzi, aby zbadać wszystkie przypadki. Jeżeli mają miejsce to wierzę, że polskie służby działają i w przypadku zaistnienia takiego łamania prawa podejmują stosowne czynności. Sprzedaż ukraińskiego zboża na terenie Polski w świetle obecnego prawa jest przestępstwem.
Czy dużo rosyjskiego zboża trafia do Europy, w tym do Polski?
W obecnej chwili zboże rosyjskie nie zalewa Polski ani Europy. Import zbóż z Rosji do Unii Europejskiej w 2020 roku wyniósł niecałe 1,6 miliona ton. Z czego do Polski trafiło sześć tysięcy, jest to bardzo niewielka ilość. W 2023 roku do UE wpłynęło 1,5 miliona ton, w tym do naszego kraju cztery tysiące. W przypadku nasion oleistych to w 2022 roku również było to półtora miliona tony wyeksportowane z Rosji do krajów Unii. W przypadku Polski były to dwa tysiące. Rok później było to odpowiednio 1,3 tony do całej Unii, a w przypadku Rzeczpospolitej cztery tysiące. To nie są duże ilości ale biorąc pod uwagę że to Rosja jest agresorem nie powinno być ich nawet tyle.
Podobną kwestią, którą należy podjąć jest import rosyjskich nawozów. W trzech pierwszych kwartałach 2023 roku było to ponad 360 tysięcy ton. Nie jest to mało. Uważam, że powinno przekierować się zainteresowanie producentów rolnych, czyli odbiorców, na produkt Polski. Przykładem takim są nawozy produkowane przez Azoty. Myślę, że rząd mógłby rozważyć formę wsparcia rolników decydujących się na rodzimy produkt. Obecnie rosyjski jest znacznie tańszy, a znaczna część producentów rolnych jest w trudnej sytuacji finansowej. Zwycięża w nich pragmatyzm.
Dlaczego te produkty wpływają do Unii i Polski?
Nie ma embarga na te produkty. Nigdy nie zostało nałożone. W mojej opinii, nawet takie niewielkie ilości nie powinny trafiać do Unii Europejskiej. Pamiętajmy, że mówimy o agresorze. Kraju, który wywołał wojnę. Nie powinniśmy rozmawiać o zamknięciu granicy polsko-ukraińskiej i jednocześnie pozwalać by chociaż jedna tona zboża rosyjskiego wpływała do UE. Uważam, że ten temat należy podjąć. Dobrą oznaką jest to, że premier Donald Tusk to zrobił. Mam nadzieję, że wraz ze swoim rządem podejmie działania, by takie sankcje wdrożyć na terenie całej Unii. Obecnie opracowane są konkretne propozycje i rozwiązania.
Wracając jednak do sporów rolników polskich i ukraińskich chciałbym zapytać czy w Pani opinii istnieje kompromis, który może zadowolić obie strony?
Uważam, że jak najbardziej. Co więcej należy go wypracować. Rozwiązania zero-jedynkowe są sytuacjami trudnymi, zawsze krzywdzącymi dla jednej ze stron. Należy wyważyć parę aspektów. Z jednej strony jest to interes polskich rolników i kwestia równowagi na rynku spożywczym. Z drugiej strony Ukraina obecnie prowadzi wojnę, jej wygrana jest też w interesie polskiego bezpieczeństwa. Tym samym wsparcie musi do nich trafiać, a granica musi być w tym celu drożna dla pomocy humanitarnej i militarnej. W mojej ocenie ta kwestia nie podlega żadnej dyskusji.
Pamiętajmy, że bilans handlowy z Ukrainą mamy dodatni. W sektorze rolno-spożywczym są takie działy gdzie więcej Polska eksportuje niż importuje. Dobrym przykładem są produkty mleczne, całkowite zamknięcie granicy na handel, mocno uderzy w polskich mleczarzy. Niektóre spółdzielnie mleczarskie mogą wręcz upaść.
Wracając do pytania to kompromisem, który należy wypracować, może być wprowadzenie limitów. Komisja Europejska zaproponowała nową umowę o wolnym handlu, ma ona działać od czerwca i wprowadza limity na jaja, mięso drobiowe i cukier. Obecnie są one za wysokie gdyż jako okres referencyjny wzięto lata 2022-2023, wtedy napływało zbyt dużo wspomnianych towarów. Według słów premiera Tuska, ma zabiegać o to by zmieniono okres referencyjny na zaczynający się od 2019 roku.
Ciągle jednak pozostaje problem zboża, w nowej umowie o wolnym handlu, nie ma żadnych limitów. Nie jest to dobre rozwiązanie dobre dla polskiego rynku. W mojej ocenie powinno dojść do rozmów dwustronnych i wypracowania ograniczeń, a następnie uzyskanie akceptacji Unii Europejskiej. Być może rozwiązaniem jest dalsze całkowite embargo na cztery podstawowe zboża, ale wprowadzanie go jednostronnie nie jest korzystne dla sytuacji Polski. Może być postrzegana jako kraj, który bezprawnie „tupie nogą”. Może to poskutkować wdrożeniem procedur w strukturach unijnych.
Jeżeli chodzi o tranzyt, to obecnie Ukraina ponownie uaktywniła swoje porty jak na przykład Oddesę. Tym samym ten przebiegający przez Polskę jest niewielki. Jest to kilkadziesiąt tysięcy ton miesięcznie. Powinien on jednak być monitorowany i zabezpieczony, tak aby polscy rolnicy mieli gwarancję bezpieczeństwa.
Warto rozważyć też ograniczenia w kwestii owoców miękkich, głównie malin. Obecnie do Polski trafiła ilość, według niektórych, odpowiadająca dwóm latom zapotrzebowania. Trzeba je przerobić, więc warto pomyśleć o ograniczeniu napływu. Analogicznie należy przeanalizować inne produkty mogące destabilizować rynek jak miód i wprowadzić ewentualne limity.
Protesty rolników dotyczą nie tylko napływu ukraińskiego zboża. Protestują również przeciwko postanowieniom Europejskiego Zielonego Ładu. Jakie zmiany nie byłyby krzywdzące z punktu widzenia polskiego rolnika?
Niektórzy rolnicy postulują o całkowitą rezygnację z Europejskiego Zielonego Ładu. Jest to niemożliwe oraz niepotrzebne. Europejski Zielony Ład jest szerokim planem Unii Europejskiej polegający na przebudowaniu gospodarki unijnej, w sposób który spowoduje jak najmniejsze zużycie surowców naturalnych przy zachowaniu konkurencji międzynarodowej. Dotyka on nie tylko spraw rolniczych, a nawet jeżeli są kwestie zahaczające o ten sektor, na przykład działania na rzecz minimalizowania marnowania żywności, to są one słuszne. Myślę, że nie wszyscy protestujący mocno wgłębili się w regulacje. Z całą pewnością pewne zapisy powinny być zmienione. Mam na myśli normy te które uderzają w konkurencyjność i opłacalność. Przykładem jest przymus ugorowania gruntów, rolnicy chcą jego całkowitego wyłączenia. W kwestii nawozów to zmniejszenie ich użycia jest procentowe i określone zostało w kontekście całej Unii Europejskiej. Polska stosując mniej nawozów niż wiele krajów unijnych, powinna wypracować dla siebie znacznie niższy wskaźnik.
Szóstego marca poinformowano, że Unia Europejska zaproponuje odejście od szeregu przepisów godzących w konkurencyjność rolnictwa. Nie tylko polskiego, pamiętajmy, że protesty są w wielu krajach. Postulaty są różne, zależne od specyfiki danego państwa.
Pewne zmiany w tym sektorze można wprowadzić na poziomie krajowym. Uważam, że tak trzeba zrobić. Na przykład tak zwane ekoschematy, czyli zbiór aktywności, które rolnik musi wykonać, aby dostać dopłatę. Trzeba też zmniejszyć, mówiąc kolokwialnie, „papierologię stosowaną” Nawarstwianie się dokumentacji i kwestii administracyjnej przy pozyskiwaniu dopłat oraz wprowadzaniu ekoschematów.
Drugą kwestią jest Krajowy Plan Strategiczny. Na etapie tworzenia tego dokumentu, co miało miejsce za czasów poprzedniego rządu, nie przeprowadzono należytych konsultacji z rolnikami i przetwórcami. Duża liczba uwag dotyczących dokumentu wpłynęło do ministerstwa, również my jako Izba Zbożowo-Paszowa je składaliśmy. Nasz głos nie został uwzględniony, jak widać po protestach, podobnie miało miejsce w przypadku innych zgłoszeń. Uważam, że nowy rząd powinien przeprowadzić konsultacje i uwzględnić zdanie sektora.
W mojej ocenie zmiany w poprzednich latach szły opornie bo, wbrew obecnym słowom ówczesnej władzy, w rządzie była znaczna akceptacja dla przepisów Europejskiego Zielonego Ładu. Przedstawiono go jako program Prawa i Sprawiedliwości, który pomoże rolnikom. Rzeczywistość pokazała, że jest z nim odwrotnie. Liczę, że wola polityczna obecnie jest większa by wprowadzić konieczne zmiany.
Rozmawiał Marcin Karwowski
Serwacki: Rosja omija sankcje i zalewa produktami rolnymi Europę, w tym Polskę