Debata dotycząca odejścia od węgla toczy się za zamkniętymi drzwiami ministerstw, w wąskim gronie, często wręcz – w tajemnicy. Brakuje w niej stałego udziału samorządów, których transformacja bezpośrednio dotyczy i szerokiego udziału strony społecznej – pisze Urszula Zielińska, posłanka Koalicji Obywatelskiej – Partii Zieloni.
Debata o przyszłości
Nawet samych górników reprezentują przedstawiciele związków zawodowych, a to też jest dość wąski punkt widzenia. Od ministrów włączonych w ten proces trudno jest wyciągnąć jakąkolwiek informację, również nam posłom sejmowej Komisji do Spraw Energii, Klimatu i Aktywów Państwowych. W takich warunkach toczy się dziś strategiczna dla przyszłości debata o transformacji.
Jeśli chodzi o postulaty górników, to warto wspomnieć najpierw o tych pozytywnych aspektach, zapisanych w górniczej wersji projektu umowy społecznej z 25 stycznia. Po pierwsze, jest wymaganie, aby powstała Rada Koordynacyjna czyli szersza grupa negocjacyjna, która na stałe włączy samorządy gmin górniczych. Jest to bardzo ważny postulat i mam nadzieję, że zostanie wdrożony. Niestety wciąż brakuje w tej grupie organizacji pozarządowych i strony społecznej, poza szefami największych organizacji związkowych. Z kolei po stronie rządowej zaangażowane są dwa ministerstwa: Środowiska i Klimatu oraz Aktywów Państwowych, a brakuje Ministerstwa Funduszy i Polityki Regionalnej, które odpowiada za Terytorialne Plany Sprawiedliwej Transformacji.
Co do pozostałych zapisów, to wiele z nich jest zupełnie nierealistyczna ekonomicznie, rynkowo oraz prawnie, jeśli chodzi o dzisiejsze zobowiązania Polski w ramach europejskiej polityki klimatycznej. To powoduje, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że ten projekt umowy społecznej i negocjacje społeczne, które się toczą, zakończą się fiaskiem i górnicy będą po raz kolejny czuli się oszukani. Właściwie od kilku lat górnicy są oszukiwani przez rząd – w 2015 i 2016 roku Prawo i Sprawiedliwość dochodząc do władzy mówiło, że będzie inwestować w górnictwo węglowe. Prezydent Duda opowiadał, że przez kolejnych 200 lat będziemy wydobywać węgiel i absolutnie górnicy nie są zagrożeni, gdy tymczasem po cichu zamykano kolejne kopalnie. I teraz ponownie, jest wysokie ryzyko, że rozmowy zakończą się fiaskiem w czerwcu tego roku, kiedy Komisja Europejska zakwestionuje np. zapisy dotyczące wsparcia finansowego dla nierentownych kopalń czy inwestycji w instalacje oparte o węgiel i paliwa kopalne. Wtedy rząd może zechcieć zrzucić winę za negocjacyjne fiasko na UE. A przecież rząd już dziś doskonale wie, do czego sam się zobowiązał, podpisując kolejne edycje polityki klimatycznej i energetycznej.
Dlaczego te negocjacje mogą zakończyć się fiaskiem?
Pierwszą problematyczną kwestią jest harmonogram zamykania kopalń, który wychodzi poza rok 2035, wręcz do roku 2049! Jest on nie tylko szkodliwy dla klimatu, ale i nierealny ekonomicznie. W zeszłym tygodniu Górnicza Izba Przemysłowo-Handlowa przedstawiła wstępne wyniki finansowe sektora węglowego za 2020 rok . Branża zakończyła ten rok ze stratą na poziomie ponad 3 miliardów zł. To pokazuje skalę problemu. Gdy PGG zabiega o 1,7 miliarda złotych zapomogi z PFR-u, to jest to kropla w morzu strat. Musimy otwarcie przyznać, że górnictwo dzisiaj jest finansowo nie do utrzymania, zwłaszcza pod presją kryzysu pandemicznego.
Kolejny ważny aspekt: Polska negocjuje właśnie harmonogram zamykania elektrowni węglowych do 2025, najpóźniej do 2035 roku, a to elektrownie są głównymi odbiorcami węgla z polskich kopalń. To oznacza, że najpóźniej po 2035 roku nie będzie odbiorców dla polskiego węgla . A przecież już dzisiaj mamy z tym problem, ponieważ ze względów kosztowych elektrownie coraz częściej sprowadzają tańszy węgiel z zagranicy, m.in. z Rosji. Można się spodziewać, że do momentu zamknięcia ostatniej elektrowni sytuacja będzie się jeszcze pogarszać, a nacisk na import zwiększy.
Dalej: nowa polityka klimatyczna, którą właśnie opracowuje Parlament Europejski i Komisja Europejska i którą Polska podpisała na szczycie europejskim w grudniu, zobowiązuje nas do redukcji emisji przynajmniej o 55 procent do roku 2030. Kolejne zapisy mówią o tym, że kraje europejskie po roku 2025 w ogóle nie będą mogły dotować paliw kopalnych. Nadchodzi też reforma systemu handlu emisjami, w kierunku dalszego zaostrzenia, dla tak koniecznej przecież redukcji emisji. Wpłynie to na cenę emisji i jeszcze pogłębi problemy wysokoemisyjnej gospodarki. Dlaczego najbardziej doświadczeni przedstawiciele związków zawodowych nie widzą tego i brną w ślepy zaułek? Czy liczą, że Polska jako jedyny kraj na świecie utrzyma węglowe status quo? To jest w obecnych warunkach zupełnie nierealistyczne oczekiwanie. Europa prowadzi właściwą i odpowiedzialną politykę klimatyczną. Wiemy, skąd się ona bierze i dlaczego musimy ją wspierać. Wiemy też, że niewspieranie jej skończy się dla nas katastrofą klimatyczną, a po drodze – utratą olbrzymich środków finansowych tak potrzebnych na transformację.
Jak urealnić zapisy umowy społecznej, aby miały przyszłość?
Jest możliwe wprowadzenie do projektu umowy społecznej kilku zmian, które urealniłyby ją i sprawiły, że mogłaby wejść w życie i uruchomić olbrzymie wsparcie finansowe z nowych funduszy unijnych: Funduszu Sprawiedliwej Transformacji, Funduszu Odbudowy oraz nowej perspektywy finansowej na lata 2021-2027. Górnicy mogliby z tych środków skorzystać i zapewnić sobie bardziej realne i długofalowe miejsca pracy. Co to za zmiany?
Po pierwsze należy urealnić harmonogram zamykania kopalń z ostatnią datą najpóźniej do 2035 roku, zgodnie z harmonogramem zamykania elektrowni węglowych. To konieczne, aby ostatnie kopalnie znalazły zbyt dla wydobywanego węgla.
Po drugie uważam, że warto poszerzyć gwarancję zatrudnienia dla górników ze zbyt wąsko zdefiniowanego sektora górnictwa węgla kamiennego na szeroko pojętą energetykę lub szerzej. Dziś nowe miejsca pracy tworzą się bardzo dynamicznie w branży OZE – i na te cele będą środki. Mamy przykłady już dziś w Wielkopolsce Wschodniej, gdzie górnicy z odkrywek pod Koninem są przeszkalani na monterów OZE. Szkolenia nie są drogie, trwają pięć dni, a firmy mogą otrzymać unijne dofinansowanie do ich przeprowadzenia. Górnicy, którzy tracą pracę na odkrywce, znajdują ją bardzo łatwo w firmach OZE, w dodatku za atrakcyjne wynagrodzenie. Firmy skarżą się wręcz, że nie mogą znaleźć wystarczająco dużo pracowników. Gdyby tylko połączyć te dwa trendy, otrzymamy realistyczną gwarancję zatrudnienia dla górników na lata.
Po trzecie, warto zmienić plan inwestycji z węglowych i tzw. “szarych” na innowacje w zakresie paliw i energetyki odnawialnej po to, aby uruchomić europejskie środki finansowe dla górników w transformacji. Unia Europejska chce inwestować np. w zielony wodór (ale w “szary” już nie), więc warto z tego korzystać. Jest to kolejna zmiana, która, wprowadzona do umowy społecznej, natychmiast otworzyłaby duże źródło finansowania z Funduszu Odbudowy i Terytorialnego Planu Sprawiedliwej Transformacji (TPST), i uruchomiła kolejne miejsca pracy z przyszłością.
Czwarty element to odprawy dla górników, którzy nie znajdą zatrudnienia – jeśli tacy w ogóle będą. Oczywiście górnicy powinni otrzymać odprawy, wszyscy chcemy sprawiedliwej transformacji. Natomiast stwórzmy zachęty i wsparcie aby się przeszkalali i znajdowali nowe miejsca pracy, a nie, jak dekady temu, kiedy otrzymywali jednorazowe odprawy, ale nie mieli pracy i perspektyw na przyszłość. Może na przykład pracownik kopalni, który się przebranżowi, a następnie znajdzie i utrzyma zatrudnienie, mógłby dostać 100 proc. dofinansowania do wymiany pieca i docieplenia domu? Nowe branże powoli docierają i na nasz rynek. Na przykład elektromobilność: fabryka samochodów elektrycznych Izera przewiduje stworzenie 15 tysięcy miejsc pracy w Jaworznie i okolicach od 2024 roku. Górnicy są sceptyczni, ponieważ zapewnienia rządowe o różnych inwestycjach często nie są realizowane. Ale jeżeli rząd poważnie traktuje sam siebie, to powinien dołożyć starań aby umożliwić górnikom przeszkolenie i pracę na przykład w tej fabryce samochodów.
I po piąte, w obecnym projekcie umowy społecznej nie jest w ogóle brany pod uwagę region Lubelszczyzny czy Małopolski, a przecież tam też są kopalnie i brak pewności co do przyszłości. Te przedsiębiorstwa i ich pracownicy również powinni być uwzględnieni w planie transformacji.
Opracował Michał Perzyński
Zielińska: Po co inwestować w gaz, skoro można przejść na OZE? (ROZMOWA)