Rosja właśnie odkurzyła plany utworzenia rynku kontraktów terminowych na swoją ropę powstałą z mieszanki na bazie Urals. Celem jest naturalnie uzyskanie wyższej ceny. Na ile te plany są realne – spytaliśmy dr. Inż. Andrzeja Sikorę prezesa Instytutu Studiów Energetycznych.
– Od 10 lat prezydent Rosji Władimir Putin próbuje uzyskać notowanie dla ropy Urals. Bezskutecznie. Nawet otwarty w styczniu 2011 r. terminal w Ust – Łudze obok Petersburga, możliwość załadunku tam dużych jednostek i notowania na giełdzie w Moskwie (próba stworzenia benchmarku dla Brent), Urals skazana jest, wg mnie, na niepowodzenie. – powiedział dr Sikora.
– Podstawą dla tego działania była chęć „poprawienia jakości” dostarczanej ropy naftowej do rafinerii w Europie Zachodniej (zmniejszona zawartość siarki) i wyparcie słodkich (mniej zasiarczonych – typu np. Syria light) gatunków surowca z rynku. Takie działanie obniżało także rentowność rafinerii w byłych państwach RWPG, w tym Polski.
Nasz rozmówca uważa, że dziś przy zwiększonym wydobyciu surowca w USA, jego nadpodaży w świecie, bardzo niskich cenach, zamknięciu na trwale wielu jednostek w Europie. – Dość powiedzieć o Wilhelmshaven, mocniejszej obecności ropy z Arabii Saudyjskiej na Morzu Północnym i nawet na Bałtyku. Próba powrotu do historii wydaje się być przedsięwzięciem chybionym – kwituje rozmówca BiznesAlert.pl.