KOMENTARZ
Piotr Stępiński
Współpracownik BiznesAlert.pl
Rosja podejmuje dalsze próby reintegracji obszaru byłego Związku Radzieckiego. Taki stan rzeczy powinien budzić uzasadnione obawy ze strony Unii Europejskiej zwłaszcza w kontekście polityki energetycznej.
Położenie geograficzne wspomnianego regionu determinuje jego rolę jako swoistego rodzaju korytarza łączącego Azję z Europą. W ,pozimnowojennej rzeczywistości obszar ten stał się polem do rywalizacji dla wielu graczy areny międzynarodowej. Dla Kremla gra toczy się o odzyskanie pozycji z czasów mocarstwowej świetności. Co więcej Kaukaz dla Moskwy ma znaczenie stricte geopolityczne. W opisywanym regionie – i szerzej – wytworzyły się dwa przeciwległe bieguny. Z jednej strony tzw. północno-południowy, w którego skład wchodzą Rosja, Armenia oraz Iran. Z drugiej zaś strony, wspierany przez Waszyngton, wschodnio-zachodni tj. Azerbejdżan-Gruzja-Turcja. Jeżeli na tę płaszczyznę nałożymy fakt, że region Kaukazu stanowi także bramę dla połączeń ze wschodu na wschód (Europa-Azja Środkowa) oraz z północy na południe (Rosja-Bliski Wschód) to zauważymy, że bez wątpienia region będzie miejscem szczególnych rozgrywek, które mogą nadać nowy kształt relacjom w regionie. W całej tej skomplikowanej siatce zależności znajduje się także Unia Europejska, która traktuje Kaukaz jako ważne źródło możliwej dywersyfikacji dla rosyjskich dostaw surowców energetycznych. Dlatego też obecnie istniejące jak i planowane magistrale będą stanowiły o kształcie relacji politycznych w regionie. W tym kontekście jeżeli uda się Rosji jednocześnie ,podporządkować sobie Azerbejdżan, Gruzję i Turcję to zablokuje plany unijne oraz zyska wizerunkowo pomimo sankcji zachodnich za agresję na Ukrainie.
Azerbejdżan
W przypadku Baku ekspansja Rosji na Kaukazie jest popierana pomimo dotychczas obserwowanego w tej kwestii dystansu azerskich władz. Wydarzenia na Ukrainie, połączone z grudniowym aresztowaniem znanej opozycyjnej dziennikarki Hadiżdży Ismaiłowej powodują, że Baku zaczyna się obawiać rewolucji tej jaka miała miejsca na kijowskim Majdanie. Brak jasnej strategii Zachodu wobec Kaukazu pokazuje, iż nie posiada on w swoim ręku znaczącego oręża, które mogłoby oddziaływać na azerskie władze. W tym kontekście zdaniem Aleksandry Jarosiewicz z Ośrodka Studiów Wschodnich, powodem, dla którego Azerbejdżan razem z Kremlem demonstruję zbieżną wizję świata było przede wszystkim zbliżenie jego tradycyjnego sojusznika – Turcji w relacjach z Moskwą a także rosyjska zapowiedź budowy gazociągu przez terytorium tureckie, co z kolei godzi w azerskie plany budowy infrastruktury przesyłowej do Unii Europejskiej. W tym kontekście Azerom brakuje innego niż szlak południowo-kaukaski drogi dla eksportu swoich surowców dlatego też-najistotniejszymi magistralami przesyłowymi są: ropociąg Baku-Tbilisi-Ceyhan (BTC) oraz gazociąg Baku-Tbilisi-Erzurum . Znaczenie BTC wynika przede wszystkim z faktu, że umożliwia on ominięcie Rosji w przesyle surowca na Zachód co na Kremlu powoduje gorączkę. Tym bardziej, że z momentem otwarcia ropociągu Baku-Supsa Moskwa utraciła wyłączność na transport azerskiej ropy. Dodatkowego smaczku dodaje fakt, iż Azerbejdżan nie należy do państw OPEC dlatego tamtejsza infrastruktura stanowi owoc zakazany po które chce sięgnąć Rosja. Zakładając scenariusz, że Kreml miałby jednocześnie pod ,,kontrolą” kaspijskie złoża oraz państwa przesyłowe możliwe byłoby utworzenie, oprócz ukraińskiego, kolejnego frontu w relacjach surowcowych z Unią Europejską. Kreml do perfekcji opanował sztukę usypiania konfliktów. Dzięki czemu w przestrzeń międzynarodową wysyłany jest komunikat o niebezpiecznym środowisku dla budowy nowej infrastruktury przesyłowej a Rosja może sama dyktować warunki. Wobec tego można przypuszczać, że Moskwa nigdy nie wycofa się z grę o kaspijskie złoża nawet jeżeli ich atrakcyjność jest poddawana pod wątpliwość ze względu na odległość od końcowych odbiorców oraz faktu, iż infrastruktura przesyłowa znajdowałaby się na terytoriach wielu państw.
Mówiąc o relacjach rosyjsko-azerskich nie można zapominać o nierozwiązanym konflikcie w Karabachu. W sporze terytorialny pomiędzy Azerbejdżanem a Armenią na uwagę zasługuje stanowisko Iranu, który stanął po stronie Erywania. Owo poparcie było zdumiewające chociażby pod względem religijnym gdyż w tym aspekcie Teheranowi powinno być bliżej do Baku. W tym przypadku po raz kolejny zwyciężyła twarda geopolityka i surowce. Iran miał świadomość, że ewentualne przechylenie szali zwycięstwa na stronę azerską w znacznym stopniu ograniczyłoby jego możliwość udziału w kaspijskim torcie. Godziłoby to w irański plan przydzielenie rejonowi Kaukazu statusu tranzytu dla jego surowców. Poparcie Armenii (tym samym Rosji) przez Teheran miało na celu przede wszystkim wyłączenie wpływu Stanów Zjednoczonych i Turcji na region. Co ciekawe Ankara stosuje w tym przypadku dwie polityki wzajemnie się wykluczające. Z jednej strony Turkom jest bliżej do Azerów a mimo to rozwijają relacje z Rosją. Przypadek? Nie sądzę.
Zwróćmy także uwagę na specyficzną rolę Moskwy w sporze azersko-armeńskim bowiem pełni w nim rolę mediatora. W odniesieniu do konfliktów na obszarze postradzieckim Kreml zawsze odgrywał taką funkcję (z wyłączeniem wojny domowej w Turkmenistanie). Taki stan rzeczy przynosi dla Rosji łatwo policzalne korzyści. Z jednej strony jako państwo znające charakterystykę regionu posiada większą zdolność do osiągnięcia porozumienia. Z drugiej zaś strony może zręcznie wplatać własne interesy, niekoniecznie zgodne z interesami stron konfliktów. Za przykład może uchodzić porzucenie planu Goble’a, który w założeniu miał ustanowić bezpośrednie sąsiedztwo pomiędzy Armenią, Karabachem oraz Azerbejdżanem a także jego eksklawą – autonomiczną republiką Nachiweczan. Jego realizacja dokonałaby geopolitycznego przewrotu w regionie na co zgody Armenii, Rosji oraz Iranu nie będzie.
Mając na względzie powyższe nie należy przypuszczać, że rząd w Baku ,,wypowie” wojnę z Kremlem czy z jego przedłużeniem w postaci koncernów energetycznych. Zdaniem cytowanej wcześniej analityczki OSW ,,Azerbejdżan może postrzegać ściślejszą współpracę z Moskwą jako cenę za zielone światło od Kremla dla bardziej zdecydowanych działań w kwestii karabaskiej”.
Gruzja
Gra Rosji o destabilizację regionu dotyczy także, jak nie przede, wszystkim Gruzji – ważnego elementu w mocarstwowej układance Kremla. Po wojnie z 2008 roku i zajęciu Abchazji oraz Osetii Północnej Moskwa rozpoczęła powolny proces destabilizacji Gruzji. Rządy charyzmatycznego Michaiła Saakaszwilego pchnęły to upadłe państwo w stronę zbliżenia z zachodnimi instytucjami integracyjnymi. Tego typu działania Tbilisi nie wpisywały się w kremlowską doktrynę reintegracji byłych republik sowieckich godząc tym samym w rosyjskie interesy polityczne oraz energetyczne. Bowiem położenie geograficzne Gruzji wciela ją w rolę ,,mostu surowcowego” między Azerbejdżanem a Turcją dla złóż kaspijskich oraz azjatyckich, który pomija Rosję. Jak zauważa Konrad Zasztowt, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, istnieje jeszcze jeden istotna rola jaką pełni Gruzja –a mianowicie transportowa. Oprócz transportu surowców Gruzja jest także swoistego rodzaju łącznikiem do sojuszniczej Armenii. Negowanie przez Tbilisi integracyjnych planów Rosji utrudnia marzenia Kremla o pełnej kontroli nad Erywaniem a właściwie nad Nadniestrzem a tym samym jego integracją, z forsowaną przez Moskwę, Unią Zachodnio-Azjatycką. Sytuację miała poprawić rządząca od pond dwóch lat koalicja Gruzińskie Marzenie, która nie zmieniła euroatlantyckiego kierunku rozwoju. Co więcej w momencie wybuchu konfliktu w Donbasie wezwała państwa zachodnie do natychmiastowej reakcji. Tym niemniej z wielką nadzieją Kreml obserwuje niestabilną, wewnętrzną sytuację polityczną Gruzji. Po listopadowym trzęsieniu ziemi w rządzie i wzajemnym oskarżaniu się polityków o zdrady istnieje cień szansy, że Tbilisi powróci na prorosyjski kurs co będzie skutkowało silnym wsparciem Moskwy. Tym bardziej, że o ile nie zostaną rozpisane przed terminowe wybory o tyle w celu zachowania władzy koalicja Gruzińskie Marzenie nie będzie miała alternatywy i zbliży się tym samym do środowisk prorosyjskich. Co może aczkolwiek nie musi powodować przewrotu w gruzińskiej polityce zagranicznej i porzuceniu tym samym europejskich aspiracji. Kremlowi za wszelką cenę będzie zależało aby nawet sztucznie utrzymywać poczucie destabilizacji. W tym celu na przysłowiowy świecznik będzie powracała kwestia oderwanych republik: Osetii Południowej oraz Abchazji. Chwilę po wybuchu kryzysu politycznego w Tbilisi rosyjski prezydent w obecności nieuznawanego przywódcy Abchazji podpisał wzajemny traktat o sojuszu i strategicznym partnerstwie. Zgodnie z postanowieniami dokumentu dotychczas pozornie zależna od Gruzji republika ma zostać zintegrowana z Rosją m.in. w sferze obronności, kontroli granic, celnej czy ochrony porządku publicznego. Elastyczność działań Kremla polegająca na łamaniu wszelkich praw międzynarodowych pozwala mu zdobywać i kontrolować dawne rubieże Związku Radzieckiego. Temat oderwanych bezprawnie ziem gruzińskich powoduje nie małe i zrozumiałe emocje. Za wyraz czego można uznać uhonorowanie tytułem człowieka roku 2014 w Gruzji poległego w walce z rosyjskimi separatystami w Donbasie Aleksandra Grigolaszwilego. Nie byłoby w tym fakcie nic nadzwyczajnego gdyby nie kontekst polityczny. Gruziński minister obrony narodowej na stronie internetowej resortu poinformował, że winnym śmierci Grigolaszwilego jest Zjednoczony Ruch Narodowy ugrupowanie byłego prezydenta Sakaszwilego gdyż to on wzywał rodaków do wspierania Ukraińców w walce z Rosją. Co ciekawe zarówno rząd w Tibilisi jak i prezydent po protestach ludności odcięli się od tego stanowiska. Chociaż parę dni później na konferencji prasowej pod koniec zeszłego roku premier Garibaszwili na pytanie dziennikarza o to czy ,,Władimir Putin jest wspólnym wrogiem Gruzji i Ukrainy?” szef rządu uznał to pytanie za prowokacyjne i odmówił odpowiedzi na tak postawione pytanie. Taka reakcja wobec ,,napiętych stosunków” gruzińsko-ukraińskich spowodowanych nominacjami ministerialnymi w Kijowie dla byłych (jak nazywa ich prorosyjska władza w Tbilisi) ,,decydentów reżimu Sakaszwilego” oraz relacji z Rosją pozostawia wiele pytań i wątpliwości zwłaszcza w kontekście energetycznym. Z racji swojego położenia Gruzja jest kluczowym państwem z perspektywy tranzytu kaspijskiej ropy naftowej na Zachód ze względu na pominięcie Rosji. Dlatego dziwi fakt, że państwo, które obrało za cel europejską ścieżkę rozwoju zezwaliło Rosnieftowi na zakup 49% udziałów w gruzińskiej spółce Petrocas Energy. Tego typu krok należy odczytywać ze słusznym zaniepokojeniem. Zwłaszcza jeżeli dotyczy ekspansji Rosji na Kaukazie a zwłaszcza w niezdobytym jeszcze bastionie w Tbilisi. Stwarza to realne zagrożenie dla porzucenia przez Gruzję wizji członkostwa w Unii Europejskiej. W zderzeniu z prorosyjską propagandą, która przedstawia Brukselę jako promotora homoseksualizmu i pedofilii jest dla mocno przywiązanych do tradycji oraz rodziny Gruzinów nie do przyjęcia.
Niestety Bruksela w tym kontekście nie wykazuje się efektywnymi działaniami co stwarza pole do silnego oddziaływania dla propagandy Kremla. Tym bardziej, że już w akwenie Morza Czarnego dominacja Rosji jest znacząca i powoduje torpedowanie projektów energetycznych o znaczeniu dla Unii Europejskiej. Przykładem czego mogą być projekty AGRI czy Sarmatia . W założeniu interkonektor AGRI miał transportować azerski gaz do wybrzeży Gruzji skąd po skropleniu miał być transportowany drogą morską do Rumuni a po jego regazyfikacji przesyłany tamtejszymi magistralami na zachód i południe Unii Europejskiej. Jeżeli dodać do tego wirtualny projekt White Stream to w konsekwencji mogłoby oznaczać geopolityczny przewrót w postaci uczynienia z Rumuni ośrodka redystrybucji kaspijskich surowców na co Moskwa nigdy nie wyrazi poparcia. Los AGRI podzieli także projekt Sarmatia, który miałaby transportować azerską ropę poprzez Gruzję, akwen czarnomorski i ropociąg Odessa-Brody i dalej przy użyciu polskiej infrastruktury. Tym samym – jak wskazuje Piotr Maciążek – pod wątpliwość poddaje dofinansowanie przez Azerbejdżan ropociągu Odessa-Brody-Płock. Wobec takiego obrotu wydarzeń Bruksela powinna zintensyfikować działania państw Unii Europejskiej na rzecz urzeczywistnienia, forsowanej przez Polskę, idei Unii Energetycznej aby stworzyć dodatkowy oręż w energetycznej walce o zwiększoną niezależność surowcową. Jak wskazuje Paweł Kowal, Unia Energetyczna nie stworzy się sama wymaga politycznego wsparcia, którego jak widać brakuje. Państwa wspólnoty nie chcą bądź obawiają się stworzenia wspólnej polityki energetycznej próbując na własną rękę zapewnić bezpieczeństwo dostaw. Dają tym samym ciche przyzwolenie dla ekspansji energetycznej Kremla. Tam gdzie Europa się waha Rosja nie patrząc na koszty realizuje swoje plany. W tym kontekście warto zwrócić uwagę na wypowiedź Gigorija Czanturia przedstawiciela azerskiej spółki Petrocas Energy, który stwierdził, że czas powrócić do koncepcji uczynienia z Gruzji regionalnego centrum energetycznego a projekty w tym zakresie powinny być realizowane we współpracy zarówno z Brukselą jak i Moskwą. Pytanie czy jest to możliwe? Zdaniem Piotra Maciążka jesteśmy świadkami nowego etapu rozgrywki dotyczącej dywersyfikacji dostaw ropy naftowej oraz gazu do Europy. W tym kontekście nie należy zapominać o Turcji.
Turcja
Gra toczy się o wysoką stawkę. Bowiem przy porzuceniu budowy South Stream znaczenie surowca przesyłanego w przyszłości chociażby gazociągiem TANAP będącego we władaniu Azerów i Turków będzie łatwe do zdalnego sterowania przez Kreml. Oczywiście przy dość ambitnym założeniu, że Rosja będzie na tyle silna aby móc oddziaływać na te dwa państwa. Wobec czego próba pozyskania przez UE tzw. czwartej drogi importu surowca z Azerbejdżanu w najgorszym scenariuszu będzie uzależniona od decyzji na Kremlu. Wątpliwe, choć nie niemożliwe. Ponadto porzucenie budowy Południowego Potoku oraz sojusz z Turcją nie oznacza w żaden sposób zdobycia przez Putina Ankary. Wręcz przeciwnie . Za przykład mogą służyć deklaracje tureckich polityków uważających za priorytet budowę magistrali TANAP a nie pozostającego w sferze deklaracji projektu South Stream 2.0. Takie stanowisko Ankary można traktować dwojako. Z jednej strony jako element walki negocjacyjnej z Rosją z drugiej zaś może ono świadczyć o tym, że mająca autorytarne zapędy Turcja chce pokazać słabość moskiewskiego planu jej neutralizacji politycznej poprzez gaz. .W tym kontekście na szczególną uwagę zasługują turecko-irańskie relacje energetyczne. Od dość dłuższego czasu w kręgu zainteresowań Ankary znajduje się kwestia importu irańskiego gazu, które mogą stanowić przeciwwagę dla surowca pochodzenia rosyjskiego. Co ciekawe pomimo strategicznego sojuszu Teheranu z Moskwą Iran chce włączyć się we współpracę gazową z Turcją, czego dowodem jest propozycja budowy nowej magistrali prowadzącej z podwodnych złóż Zatoki Perskiej. Potencjalny gazociąg dla Unii Europejskiej mógłby stanowić dywersyfikacji importu surowca.
(Zob. szerzej Jakóbik: Zablokować blokadę czyli jak uratować gaz kaspijski dla Europy )
Pomysł jak najbardziej słuszny dlatego też Bruksela powinna intensyfikować działania w tym zakresie. Jednakże należy ostudzić zbytnie emocje związane z powodzeniem tego projektu. Owszem istnieje możliwość przesyłu do Iranu gazu z regionu kaspijskiego istniejącą już magistralą. Co się stanie w przypadku kiedy Azerbejdżan nie zgodzi się na dostarczenie dla Teheranu dodatkowego wolumenu i konieczna będzie eksploatacja złóż w Zatoce Perskiej?
Zauważmy, że ze względów politycznych Iran nie jest do końca stabilnym partnerem. Nakładane dotychczas przez Radę Bezpieczeństwa ONZ sankcje mogą okazać się bolesne także dla Turcji jeżeli będą dotyczyły gazu ziemnego. Na przełomie każdego roku dostawy surowca z Iranu ulegają redukcji co przez władze w Teheranie jest jako efekt zwiększonego w tym czasie zapotrzebowania wewnętrznego. Tym bardziej, że Iran wymaga nakładów inwestycyjnych w nową i efektywną infrastrukturę gdyż w przeciwnym układzie może dojść do sytuacji, w której atom trzeba będzie zastąpić sprowadzonym z zewnątrz gazem.
Rozważając dalej turecką politykę energetyczną należy stwierdzić, iż Ankara wcale nie potrzebuje rosyjskiego surowca do zapewnienia swojego bezpieczeństwa energetycznego. Jak wskazuje Wojciech Jakóbik, prowadzona przez Moskwę wojna hybrydowa w energetyce na Ukrainie i Kaukazie świadczy o tym, że Rosja próbuje dostosować swoją taktykę do rzeczywistości politycznej w jakiej się znajduje, wykorzystując częściej soft power (np. budowanie pozytywnego wizerunku w zachodnich mediach poprzez instytucje nie będące bezpośrednio spowinowacone z Kremlem). Swoje działania prowadzi dwutorowo. Pod przykryciem destabilizacji Donbasu rozgrywa energetyczne szachy na terenach Azji i Kaukazu. Z surowcowego punktu widzenia nie należy zapominać, że przez gruzińskie terytorium biegnie ropociąg Baku-Tbilisi-Ceyhan, który dostarcza 1,2 mln baryłek dziennie a od 2018 roku z Azerbejdżanu Turcja zakontraktowała 6 mld m3 gazu rocznie (ok. 14,3% rocznego zapotrzebowania) co czyni układ sił w regionie o wiele ciekawszym.
Można też przypuszczać, że przy okazji kwestii energetycznych Rosja wykorzysta Turcję także do wsparcia Abchazji a tym samym do dalszej destabilizacji Gruzji. Tureccy politycy zawsze deklarowali nienaruszalność terytorialną Gruzji. Jednakże w tym samym czasie handel z Ankarą z separatystyczną republiką kwitnie. W 2013 roku 60% importu Abchazji pochodzi z Turcji a 45% eksportu jest kierowane w stronę Ankary. Według dostępnych danych wartość wymiany handlowej wyniosła 600 mln dolarów (dla porównania wymiana handlowa Gruzji z USA wyniosła 425,8 mln dolarów). Wobec czego w interesie zarówno Rosji jak i Turcji dalsza izolacja Abchazji jest nieopłacalna i nie przyniesie pożądanych rezultatów. Zwłaszcza, że zdaniem Wojciecha Jakóbika Rosja może stworzyć bufor energetyczny w Abchazji, gdzie znajduje się największa na Kaukazie elektrownia wodna Enguri Hess zapewniająca blisko 40% zapotrzebowania energetycznego Abchazji. Problemem dla tego strategicznego obiektu staje się groźba wstrzymania przez Tbilisi prądu rzeki Inguri zasilającej wspomnianą elektrownię. Nic tak nie ucieszy Moskwy jak możliwość sterowania kryzysem, który mógłby wybuchnąć gdyby Gruzja spełniła swoją groźbę. Zawsze istnieje możliwość kompromisu z gruzińską administracją, która znajduje się obecnie trudnej sytuacji wewnętrznej, która może powodować dysonans w prowadzonej przez Tbilisi polityce zagranicznej.
Podsumowując rosyjska ekspansja na terytorium Kaukazu powinna być traktowana jako poważne zagrożenie wymagające od Unii Europejskiej konkretnych działań. Zwłaszcza, że ma ona miejsce w czasie obowiązywania sankcji. Jeżeli dojdzie do sytuacji, w której Kreml będzie miał kontrolę nad rozwojem wydarzeń w Azerbejdżanie, Gruzji oraz Turcji możliwość oddziaływania Brukseli zostanie sprowadzona do minimum. Na uwagę zasługuje także rosnąca energetyczna rola Iranu. Ze względu na kwestie geograficzne może zwiększyć swój udział Teheranu w rejonie Kaukazu, Morza Kaspijskiego a także w Azji Środkowej. Bez wątpienia w tej skomplikowanej, energetycznej układance oczy Kremla będą zwrócone także na Iran. Ważny będzie także rozwój wypadków w Gruzja, która jest brakującym elementem do realizacji mocarstwowego planu rosyjskiego prezydenta. Dopóki Tbilisi nie dokona pełnego zwrotu w kierunku Moskwy do póty Rosja nie osiągnie swoich celów i nie zyska przemożnego wpływu na państwa byłego ZSRR w regionie Kaukazu. Ponadto sądzę, że w najbliższym czasie uwagę analityków, oprócz rosnącej energetycznej roli Iranu, zwróci także Turcja ze względu na jej nie do końca sprecyzowany plan względem Rosji oraz Unii Europejskiej.