W rozmowie z portalem Onet.pl prof. dr. hab. inż. Konrad Świrski mówi o zagrożeniach dla bezpieczeństwa energetycznego Polski oraz przyszłości naszej energetyki.
Jakie zagrożenia stoją przed Polską w kwestii bezpieczeństwo energetycznego?
Problem, o którym mowa w tytule jest rzeczywiście dobrze rozpoznany. Przede wszystkim musimy dbać o niezakłócone dostawy energii w przyszłości. Tu od razu przychodzą nam na myśl eksploatowane przez nas stare bloki energetyczne. Energia ma być tania i nie powinniśmy się opierać w nadmierny sposób na imporcie surowców. Następnie musimy pamiętać o problemie górnictwa, który generuje potencjalne olbrzymie wyzwanie społeczne, a na samym końcu jest – chyba najtrudniejszy – pakiet klimatyczny. Pytanie jak zmieścić się z emisjami CO2 i odpowiednią ilością wytwarzania energii ze źródeł odnawialnych.
Nie da się rozwiązać wszystkich tych problemów. Nie oszukujmy się, że znajdziemy bezbolesne rozwiązanie w każdym punkcie. Ratując górnictwo nie spełnimy wymagań pakietu energetyczno-klimatycznego. Zmniejszając emisje CO2 pojawia się problem źródeł importu gazu. Jeśli budujemy nowe bloki nasuwa się pytanie, czy energia z nich pochodząca będzie miała odpowiednio niską cenę. Zawsze w którymś elemencie napotkamy na problemy społeczne czy ekonomiczne.
Od wielu lat każdy rząd ucieka od odpowiedzi na proste pytanie: jaki jest polski pomysł na energetykę. Nie pokazujemy tym samym, gdzie będziemy spotykać się z problemami. Wcale się jednak nie dziwię. Trudno jest napisać strategiczny dokument i oświadczyć, że on nie będzie bezbolesny. Przekleństwem polskiej energetyki jest to, że politycy używają jej do walki partyjnej. Niezależnie od tego, kto znajduje się u władzy. Przez lata nie potrafiliśmy sobie odpowiedzieć na te same pytania i rozwiązać tych samych problemów. Rząd PO-PSL, nie był w stanie nawet ukończyć aktualizacji swojej własnej strategii energetycznej z 2009 roku pomimo próby przygotowania odpowiedniego dokumentu w latach 2014-2015. Nikt nie był w stanie postawić kropki nad i. Pokazywano sprzeczne ze sobą założenia, niewygodne zagadnienia ukrywano. Obecnie też nie widzimy konkretnej i pełnej strategii, a w wielu oficjalnych prezentacjach przywoływany jest dokument z roku 2009.
Cały czas nie dorośliśmy do tego, aby stworzyć strategię energetyczną, która byłaby akceptowana przez wszystkie siły polityczne. Premierzy się zmieniają, a problemy wracają przecież co kilka lat coraz intensywniej. Używanie energetyki jako narzędzia walki politycznej jest bezsensowne, ponieważ zdobywając władzę przejmuje się niezałatwione problemy.
Wiem, że to, co postuluje jest niestety idealistyczne, ale proszę zauważyć, że dopóki nie będziemy dysponowali strategią energetyczną ponad podziałami to każdy rząd będzie uciekał od jasnej polityki energetycznej. Będziemy mieli do czynienia z polerowanymi banałami, które będą omijały prawdziwe problemy.
Najłatwiejszym dla Polski rozwiązaniem byłoby fiasko europejskiej polityki energetyczno-klimatycznej – która opiera się na „dekarbonizacji”, która w europejskim wydaniu oznacza tworzenie coraz gorszych warunków dla elektrowni węglowych – które odpowiedzialne są dziś za ok 85% produkcji w Polsce. Jeśli to się nie stanie to gdzie w niej będzie miejsce dla nas? Zdaliśmy sobie sprawę, że regulacje UE zaciskają pętlę na polskim przemyśle i energetyce. Jeśli nie wywalczymy sobie odpowiednich zapisów to przyszłość w ramach unijnej polityki będzie dla nas bardzo trudnym czasem. Problem, który się pojawia to nawet nie główne założenia polityki klimatycznej, ale to, że jest ona cały czas zmieniana i to tylko w kierunku dla węgla niekorzystnym. To na co Polska godziła się w latach 2004-2014 jest teraz dalej zmieniane w nowych zapisach np. „pakietu zimowego” i prawdopodobnie będzie dalej wzmacniane – cena ze emisję CO2 będzie rosła, a inwestycje w energetyczne bloki węglowe będą wstrzymywane.
Proszę zobaczyć na czym polega problem w zrozumieniu problemów polskiej energetyki. Strategie są nudne, tematyka jest trudna, niewiele osób dokładnie ją rozumie, dodatkowo – efekty (pozytywne lub negatywne) pojawiają się w długiej perspektywie. To powoduje odkładanie problemów na jutro. „Przecież i tak nie zyskamy na tym za naszej kadencji” – takie myślenie pokutuje. To problem systemowy i nie ma znaczenia, kto jest u władzy.
Gdzie obudzimy się w 2030 roku, jeżeli nie wyciągniemy teraz odpowiednich wniosków?
Upraszczając: nie będziemy wypełniali zobowiązań UE, albo podejmiemy wysiłki, aby zmieścić się produkcji emisji z OZE i emisji CO2. Dzisiaj oznacza to, że niezbędne będzie zwiększenie ilości paliwa gazowego w produkcji energii elektrycznej. Dla wielu polityków te alternatywy są przecież jasne, ale nikt nie chce w Polsce podejmować trudnych wyzwań, które mogą powodować napięcia, a nie przyniosą szybkich zysków politycznych.
Bez szczegółowej wiedzy w dziedzinie energetyki niemożliwa jest krytyczna interpretacja hurraoptymistycznych slajdów i ogólnych haseł informujących o likwidacji problemów, które są rozwiązywalne w perspektywie lat, a nie dni. Nie mamy możliwości weryfikacji tego, co słyszymy z ust polityków, bo dzisiaj nikt już nie pamięta, co zostało powiedziane dwa dni temu… Nie warto wierzyć w proste rozwiązania spraw, które trapią nas od wielu lat. Aby zrozumieć, czy idziemy w dobrym kierunku wystarczy zapytać, jaki planujemy miks energetyczny na lata 2020-2030.
Co z kwestą atomu?
W tym momencie polskie koncerny nie mają pieniędzy na budowę elektrowni jądrowej, a dostawcy technologii nie pomagają nam w podjęciu decyzji o wyborze właściwej, ponieważ nie potrafią uruchomić ich sztandarowych projektów. W związku z tym dalsza dyskusja jest bardzo trudna. Ciężko powiedzieć więcej, niż przedstawiciele rządu. Do sprawy będziemy musieli wrócić za pół roku, może za rok. Na razie wariant z szybkim wprowadzeniem atomu do polskiego energy- mix wydaje się nierealistyczny, co wprowadza nas na ścieżkę konieczności budowy części elektrowni gazowych (a więc odpowiedzi na pytanie skąd gaz) albo na kurs kolizyjny z zapisami pakietu klimatycznego (a wiec duże koszty w kolejnej dekadzie). Czas mija , problem zostaje ten sam.
Źródło: Blog Konrada Świrskiego